Home / 2013

Wszystkie znane i nieznane źródła donoszą, jakoby dinozaury żyły na ziemi wiele milinów lat temu. Ktoś zapyta czy rzeczywiście żyły? Ja zapytam, czy rzeczywiście miliony lat temu? (Brzmi to trochę jak początek bajki „Dawno, dawno temu, za górami i lasami…”)

Skoro są pozostałości po życiu tych ogromnych stworzeń, co do istnienia dinozaurów raczej nie mamy wątpliwości. Gorzej jest z określeniem czasu ich wędrówki po ziemi. Dr. Kent Hovind na podstawie Biblii udowadnia, że Ziemia nie ma więcej jak 6000 lat (wystarczy uwierzyć w jej słowa, i prześledzić chronologię), w związku z tym najstarsze prehistoryczne gady nie mogą liczyć sobie więcej lat niż Matka Ziemia.

Owszem mamy metody datowania węglem i inne wielkie teorie. Jednak uznawane są one na jakiejś podstawie i nikt nie udowodni mam, że nie mogą się mylić. Poza tym wg. tych metod skóra mamuta ma zupełnie inny wiek niż jego kości… co zaczyna być dość dziwne, (mało prawdopodobnym jest by 2 mamuty zmarły dokładnie w tym samym miejscu na przestrzeni kilku tysięcy lat i zostały odnalezione dokładnie obok siebie).

Skoro Biblia mówi prawdę (a mówi!) dochodzimy do wniosku, iż przed wielkim potopem warunki życia na ziemi były porównywalne do takich, jakie da się uzyskać tylko w komorze hiperbarycznej, stąd ludzie, którzy żyją ponad 900 lat i mierzący ponad 3m oraz urodzajne ziemie i super wydajne rośliny. A jeśli wszystko rosło dużo szybciej i osiągało dużo większe rozmiary, to do „koszenia trawy” nie wystarczały krowy czy kozy, potrzebne były zwierzęta wielkości dinozaurów. Dinozaur znaczy „straszna jaszczurka”, znamy ich wymiary. Więc jeśli dinozaur to wielka jaszczurka, to mamut ie jest niczym innym jak wielką krową. Jakich wymiarów w takim razie musiał być ówczesny człowiek? Dużych!. Choćby takich jak biblijny Goliat – olbrzym.

W wielu kulturach, nawet tych, które nie wierzą w boga zachowały się legendy o potopie, jest ich aż 270. To z kolei sugeruje najbardziej opornym, by uwierzyć w słowa Biblii i zawarte w niej prawdy i fakty, także historyczne.

Skoro potop jest faktem historycznym, tak jak i życie dinozaurów a ziemi, możemy więc stwierdzić, że dinozaury były współczesne człowiekowi. Istnieje na to wiele dowodów, jak choćby skamieliny ze śladami człowieka zaraz obok śladu dinozaura. Są one jednak pomijane w literaturze, ponieważ przeczą one teorii ewolucji i podważają wiarygodność „kolumny geologicznej”. W Biblii także jest wzmianka o stworzeniu, które wg opisu mogło być jednym z wielu gatunków dinozaura z długą szyja i długim ogonem (księga Hioba, rozdział 40).

W takim razie skoro człowiek przeżył, zmieniając tylko swe wymiary, dlaczego dinozaury wyginęły? A może należy zapytać „Czy wyginęły?”

Znamy historię Noego i jego arki, więc możemy przypuszczać, że były na niej także i „wielkie gady”. Kiedy wyszły one z arki wokół panował dość ostry klimat, ponieważ płaszcz wodny otaczający ziemię (zapewniający super klimat i ochronę przed szkodliwym promieniowaniem) zniknął. To pierwsza przyczyna ich wymierania. Potem zaczęto na nie polować i zjadać. Nazywano je smokami, ponieważ słowo dinozaur wymyślono dopiero w 1841 roku. Zatem smoki to pozostałości dinozaurów, o których mówi wiele współczesnych podań i legend. Zatem dinozaury nie wyginęły, a wytępiliśmy je jak choćby niedźwiedzie Grizli czy inne groźne zwierzęta. A ponieważ duże bagna i moczary istnieją po dziś dzień, być może jakiś dinozaur żyje do dziś. Nie ma on już tak monstrualnych rozmiarów, gdyż wszystko po potopie uległo pomniejszeniu, wskutek zmiany klimatu, jednak jest to możliwe. Czas pokarze..

Warto posłuchać Hovinda, ponieważ ciekawie o tym opowiada. A jeśli ma rację jak to wpłynie na Ciebie i to w co wierzysz?

 

Bóg jest moim Ojcem

„Oto prawdziwy cel Mojego przyjścia:
1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworze­nia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.
2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od da­wna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swe­go zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.
3) Przychodzę, aby dać się poznać takim, jakim jestem; aby uf­ność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Oj­ca. Ma On tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi lu­dźmi i kochać ich jako Swoje dzieci.
Malarz lubuje się w kontemplowaniu obrazu, który namalo­wał. Podobnie Ja znajduję upodobanie i radość w przychodzeniu do ludzi – arcydzieła Mego dzieła Stworzenia!
Czas nagli. Chciałbym, żeby człowiek dowiedział się jak najprędzej, że kocham go i doznaję największej radości, przebywa­jąc z nim i rozmawiając jak Ojciec ze swymi dziećmi.”

 

Oto wołanie, które dzisiaj staje się coraz częstsze na świecie: czy lu­dzie rozpoznają Boga jako Ojca? Poczuwamy się do obowiązku opub­likować to Orędzie uznane przez Kościół, które Bóg Ojciec dał światu za pośrednictwem stworzenia, które tak bardzo umiłowało, za pośred­nictwem siostry Eugenii Elisabetty Ravasio. Uważamy również za sto­sowne opublikować świadectwo przekazane przez Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble jako rezultat prac Komisji ekspertów powołanych z różnych stron Francji do przeprowadzenia procesu diecezjalnego zapo­czątkowanego przez niego w 1935 roku. Trwał on 10 lat. W Komisji brali udział między innymi: Wikariusz Biskupa Grenoble Mons. Guerry – teolog; bracia Alberto i Augusto Valencin – jezuici, należący do naj­większych autorytetów w dziedzinie filozofii i teologii, oraz eksperci w ocenianiu podobnych przypadków; dwaj doktorzy medycyny, w tym – psychiatra.

Powierzamy Najświętszej Dziewicy Maryi rozpowszechnienie tego Orędzia i wraz z Nią błagamy Ducha Świętego, aby pomógł ludziom zrozumieć i poznać głębokie uczucie czułości, które Ojciec żywi dla każdego człowieka.

Imprimatur: + Petrus Canisius van Lierde, Vic. Generalis e Vic. Civitatis Vaticanae, Roma die 13 Martii 1989.

 

ZESZYT PIERWSZY

1 lipca 1932, Święto Przenajdroższej Krwi Pana Naszego Jezusa  Chrystusa

Oto dzień na zawsze błogosławiony obietnicy Ojca Niebies­kiego! Dzisiaj kończą się długie dni przygotowania i czuję, że bliski, bardzo bliski jest moment przyjścia Ojca mojego i Ojca wszystkich ludzi. Jeszcze kilka minut modlitwy i potem wszelkie duchowe radości! Ogarnia mnie pragnienie zobaczenia i usłysze­nia Go! Moje serce spalane miłością otwierało się z tak wielką ufnością , iż stwierdzam, że dotąd nigdy i wobec nikogo nie byłam tak ufna. Myśl o moim Ojcu doprowadziła mnie jakby do szaleń­stwa radości.

W końcu zaczynam słyszeć śpiewy. Przychodzą Aniołowie i za­powiadają to uszczęśliwiające przybycie! Ich śpiewy były tak pię­kne, że postanowiłam sobie zapisać je, jak tylko będzie to moż­liwe. Harmonia ta ustała na moment i oto orszak wybranych, Cherubinów, Serafinów, z Bogiem naszym, Stwórcą i Ojcem na­szym! Padłam twarzą do ziemi, pogrążona w przepaści mojej ni­cości. Odmawiałam `Magnificat’. Zaraz potem Ojciec powiedział mi, żebym usiadła z Nim i zapisała to, co postanowił przekazać ludziom. Cały Jego orszak, który Mu towarzyszył, zniknął. Pozo­stał ze mną jedynie Ojciec i zanim usiadł, rzekł do mnie:

„Już ci powiedziałem i jeszcze raz mówię: Nie mogę już drugi raz ofiarować Mojego umiłowanego Syna, aby udowodnić Moją miłość do ludzi! Jednak przychodzę między nich, przyjmując po­dobieństwo do nich i ich ograniczoność, aby ich kochać i aby po­znali tę Miłość. Popatrz, odkładam Moją koronę i całą Moją chwałę, aby przybrać postawę zwyczajnego człowieka!”

Po przyjęciu postawy zwyczajnego człowieka – złożywszy ko­ronę i chwałę u Swych stóp – położył kulę ziemską na Swym Ser­cu, podtrzymując ją lewą ręką. Następnie usiadł obok mnie.

O Jego przybyciu, postawie, którą zechciał przybrać, o Jego miłości mogę powiedzieć zaledwie kilka słów! W moim nieuctwie nie znajduję słów, aby wyrazić to, co Bóg dał mi do zrozumienia.

„Pokój i Zbawienie – powiedział – temu domowi i całemu światu! Niech Moja Potęga, Moja Miłość i Mój Święty Duch poruszą serca ludzi, aby cała ludzkość zwróciła się ku Zbawieniu i przyszła do swego Ojca. On bowiem szuka jej, aby okazać jej miłość i zbawić ją! Niech Mój namiestnik Pius XI zrozumie, że to są dni zbawienia i błogosławieństwa. Oby nie została zmarno­wana okazja zwrócenia uwagi dzieci na Ojca, który przychodzi, by czynić im dobro w tym życiu i przygotować im wiekuistą szczęśliwość.

Wybrałem ten dzień na rozpoczęcie Mojego dzieła wśród ludzi, bowiem jest to święto Przenajdroższej Krwi Mojego Syna Jezusa. Zamierzam zanurzyć w tej Krwi dzieło, które zaczynam, aby przyniosło wielkie owoce w całej ludzkości.

 

Oto prawdziwy cel Mojego przyjścia:

1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworze­nia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.

2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od da­wna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swe­go zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.

3) Przychodzę, aby dać się poznać takim, jakim jestem; aby uf­ność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Oj­ca. Ma On tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi lu­dźmi i kochać ich jako Swoje dzieci.

Malarz lubuje się w kontemplowaniu obrazu, który namalo­wał. Podobnie Ja znajduję upodobanie i radość w przychodzeniu do ludzi – arcydzieła Mego dzieła Stworzenia!

Czas nagli. Chciałbym, żeby człowiek dowiedział się jak naj­prędzej, że kocham go i doznaję największej radości, przebywa­jąc z nim i rozmawiając jak Ojciec ze swymi dziećmi.

Jestem Wiekuisty i kiedy żyłem Jeden Jedyny, już wówczas postanowiłem użyć całej Swej Potęgi do stworzenia istot na Mój Obraz. Najpierw jednak trzeba było stworzyć materię, aby istoty te mogły znaleźć środki utrzymania. Stworzyłem zatem świat. Napełniłem go tym wszystkim, co – jak wiedziałem – będzie lu­dziom potrzebne: powietrzem, słońcem, deszczem i wieloma in­nymi rzeczami, o których wiedziałem, że będą im niezbędne do życia.

W końcu został stworzony człowiek! Cieszyłem się Moim dziełem! Człowiek jednak dopuszcza się grzechu, ale to właśnie wówczas objawia się Moja nieskończona dobroć.

Aby żyć wśród ludzi przeze Mnie stworzonych, wybrałem w Starym Testamencie proroków. Pouczyłem ich o Moich pragnie­niach, o Moich troskach i Moich radościach, żeby ukazali je wszystkim. Im bardziej szerzyło się zło, tym bardziej Moja do­broć pobudzała Mnie do porozumiewania się z duszami sprawie­dliwymi, aby przekazywały Moje polecenia tym, którzy powodo­wali nieład. Niekiedy musiałem posłużyć się surowością, aby ich odzyskać – a nie karać, gdyż to spowodowałoby jedynie zło – aby ich odwieść od zła i skierować ku ich Ojcu i Stworzycielowi, o którym zapomnieli i przestali Go znać w swej niewdzięczności. Później zło tak zalało serca ludzi, że byłem zmuszony zesłać na świat nieszczęścia, aby oczyścić człowieka poprzez cierpienie, zniszczenie jego dóbr czy nawet utratę życia. Był potop, znisz­czenie Sodomy i Gomora, wojny itp…

Zawsze jednak pragnąłem pozostawać na tym świecie, między ludźmi. I tak – podczas potopu – byłem blisko Noego, jedynego wówczas sprawiedliwego. Również w czasie innych nieszczęść zawsze znajdowałem jakiegoś sprawiedliwego, u którego przeby­wałem i poprzez którego mieszkałem pośród ludzi owego czasu i tak było zawsze.

Świat często doznawał oczyszczenia z zepsucia dzięki Mojej nieskończonej dobroci względem ludzkości. Nadal zatem wybie­rałem niektóre dusze, w których miałem upodobanie, aby móc poprzez nie radować się razem z Moimi stworzeniami, ludźmi.

Obiecałem światu Mesjasza. Czego nie uczyniłem, aby przy­gotować Jego przyjście! Ukazywałem się w symbolach, które Go przedstawiały już tysiące lat przed Jego przyjściem!

A kim jest ten Mesjasz? Skąd przychodzi? Co uczyni na zie­mi? Kogo przychodzi ukazać?

Mesjasz jest Bogiem. A kim jest Bóg? Bóg jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Skąd przychodzi lub raczej kto Mu polecił przyjść między ludzi? Ja, Jego Ojciec, Bóg. Kogo ukazywać bę­dzie na ziemi? Swego Ojca, Boga. Co uczyni na ziemi? Sprawi, że Ojciec, Bóg, zostanie poznany i pokochany.

Przecież powiedział:

„Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do Mego Ojca?” – „Nesciebatis quia in his quae Patris Mei sunt oportet Me esse?” (Łk 2,49)

„Przyszedłem pełnić jedynie wolę Ojca Mojego.” (J 6,38) „Wszystko, o co poprosicie Ojca w Imię Moje, da wam.” (J 15,16; 16,23)

„Módlcie się tak: Ojcze nasz, który jesteś w Niebie.” (Mt 6,9) Następnie – ponieważ przyszedł otoczyć chwałą Ojca i dać Go poznać ludziom – mówi:

„Kto Mnie widzi, widzi Ojca Mojego.” (J 14,9) „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie.” (J 14,11) „Nikt nie przychodzi od Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” (J 14,6)

„Każdy kto jest ze Mną jest także z Ojcem Moim.” (1 J 1,3) itd…

Widzicie, o ludzie, że od całej wieczności miałem tylko jedno pragnienie: dać się poznać ludziom, pozwolić się umiłować. Pra­gnąłem nieustannie być przy nich. Czy chcecie mieć prawdziwy dowód tego pragnienia, które wyraziłem?

Po co kazałem zbudować Mojżeszowi Przybytek i Arkę Przy­mierza? Czy nie dlatego, że gorąco pragnąłem zamieszkać z moi­mi stworzeniami, ludźmi, jako Ojciec, Brat, zaufany Przyjaciel?

Mimo to ludzie o Mnie zapomnieli, obrażali Mnie niezliczo­nymi grzechami. Dlatego dałem Mojżeszowi Moje przykazania, żeby mimo wszystko pamiętali o Bogu, ich Ojcu, i o Jego jedy­nym pragnieniu zbawienia ich. Chciałem, aby ludzie – przestrze­gając przykazań – pamiętali o Ojcu nieskończenie dobrym, cał­kowicie zatroskanym o ich zbawienie teraźniejsze i przyszłe.

Wszystko to znowu poszło w niepamięć i ludzie pogrążyli się w błędzie i strachu, uważając za męczące przestrzeganie przyka­zań, które dałem im przez Mojżesza. Ustanowili inne prawa, od­powiadające ich wadom, łatwiejsze do przestrzegania. Stopnio­wo – w przesadnym lęku odczuwanym przede Mną – coraz bar­dziej o Mnie zapominali i znieważali obelgami. Mimo to Moja Miłość do ludzi, Moich dzieci, wcale nie ustała.

Kiedy stwierdziłem, że ani patriarchowie, ani prorocy nie po­trafili sprawić, by ludzie Mnie poznali i pokochali, postanowiłem przyjść Ja sam. Ale jak to zrobić, żeby znaleźć się między ludź­mi? Nie było innego sposobu, jak tylko przyjść samemu w dru­giej Osobie Mojego Bóstwa.

Czy jednak ludzie Mnie poznają? Czy Mnie posłuchają? Żad­ne przyszłe wydarzenia nie są przede Mną ukryte. Dlatego na te obydwa pytania odpowiedziałem sobie sam: „Nawet będąc bli­sko Mnie zlekceważą Moją obecność. W Moim Synu źle się ze Mną obejdą pomimo całego dobra, jakie im wyświadczy. Znie­ważą Mnie w Moim Synu, ukrzyżują, aby doprowadzić Mnie do śmierci.”

Czy to Mnie powstrzyma? Nie, Moja miłość do Moich dzieci, ludzi, jest zbyt wielka. Nic Mnie nie powstrzymało. Uznajcie więc słusznie, że was ukochałem, można by rzec, bardziej niż Mojego umiłowanego Syna lub – ściślej mówiąc – bardziej od Siebie samego.

Jakże prawdziwe jest to, co wam mówię. Gdyby bowiem ży­cie i śmierć jednego z Moich stworzeń – podobna do śmierci Mojego Syna – wystarczyła na zadośćuczynienie za grzechy in­nych ludzi, zawahałbym się. Dlaczego? Dlatego, że zdradziłbym Moją Miłość skazując na cierpienie inne dziecko, które kocham; zamiast cierpieć samemu w Moim Synu. Nie chciałbym nigdy sprawiać cierpienia Moim dzieciom.

Oto w skrócie opowieść o Mojej Miłości aż do Mojego przyj­ścia między ludzi za pośrednictwem Mojego Syna. Większość ludzi zna te wszystkie wydarzenia, ale ignoruje istotę rzeczy, to że Miłość wszystkim kierowała!

Tak, to jest Miłość, Ona jest tym, na co pragnę wam zwrócić uwagę. Teraz jednak ta Miłość jest zapomniana. Pragnę ją wam przypomnieć, abyście nauczyli się poznawać Mnie takim, jaki jestem. Nie bądźcie więc bojaźliwi jak niewolnicy wobec Ojca, który tak bardzo was kocha.

W tej opowieści – jak widzicie – jesteśmy dopiero w pierw­szym dniu pierwszego wieku, a chciałbym doprowadzić ją aż do naszych dni: do XX wieku.

O, jakże Moja Ojcowska Miłość została przez ludzi zapomnia­na! A mimo wszystko jakże czule was kocham! Czegóż nie uczy­niłem w Moim Synu, to jest w Osobie Syna Mojego, który stał się człowiekiem! Bóstwo ukryło się w tej ludzkiej naturze, małej, biednej, pokornej. Prowadziłem z Moim Synem Jezusem życie pełne wyrzeczeń i pracy. Przyjmowałem Jego modlitwy, aby wy­tyczyć drogę człowiekowi, aby zawsze postępował w sprawied­liwości, aby bezpiecznie doszedł do Mnie!

Oczywiście, dobrze rozumiem słabość Moich dzieci! Dlatego poleciłem Mojemu Synowi dać im środki, za pomocą których dźwigną się ze swoich upadków. Te środki pomogą im oczyścić się z grzechów, aby znów stali się dziećmi Mojej Miłości. To głównie siedem Sakramentów. Przede wszystkim jednak donios­łym środkiem dla waszego zbawienia – pomimo waszych upad­ków – jest Ukrzyżowany, jest Krew Mojego Syna, która – gdy tylko tego pragniecie – w każdej chwili wylewa się na was, czy to w Sakramencie Pokuty, czy podczas Najświętszej Ofiary Mszy.

Moje drogie dzieci, już od dwudziestu wieków napełniam was tymi dobrodziejstwami i specjalnymi łaskami, a rezultat jest bardzo mizerny!

Ileż to Moich stworzeń – stawszy się przez Syna Mojego dzie­ćmi Mojej Miłości – bardzo szybko rzuciło się w wieczystą o­tchłań. Zaprawdę, nie poznali Mojej nieskończonej Dobroci, a Ja tak bardzo was kocham! Przynajmniej wy – którzy wiecie, iż Ja sam przychodzę, aby z wami rozmawiać, aby dać wam poznać Moją Miłość – nie rzucajcie się w otchłań przez litość nad sobą. Jestem waszym Ojcem!

Gdybyście nazwali Mnie Ojcem i dalibyście Mi świadectwo waszej miłości, czyż moglibyście znaleźć we Mnie serce tak za­twardziałe i tak nieczułe, że pozwoliłoby wam zginąć? Nie, nie! Nie wierzcie w to! Jestem najlepszym z ojców! Znam słabość Moich stworzeń! Przyjdźcie do Mnie, przyjdźcie z ufnością i mi­łością, a Ja po waszej skrusze przebaczę wam! Nawet gdyby wa­sze grzechy były tak odrażające jak bagno, wasza ufność i wasza miłość pozwoli Mi o nich zapomnieć do tego stopnia, że nie zo­staniecie osądzeni! Jestem sprawiedliwy, to prawda, ale Miłość odpłaca za wszystko!

Posłuchajcie, dzieci Moje. Przy pomocy pewnego porównania pragnę zapewnić was o Mojej Miłości. Dla Mnie wasze grzechy są jak żelazo, a wasze akty miłości – jak złoto. Nawet gdybyście dali Mi tysiąc kilogramów żelaza, nie będzie ono znaczyć dla Mnie tyle, ile dziesięć kilogramów złota, które Mi ofiarujecie! To znaczy, że odrobiną miłości można odpokutowć za ogromne niegodziwości.

To tylko bardzo nikłe podobieństwo do Mojego sądu nad Moimi dziećmi, ludźmi, wszystkimi bez wyjątku. Dlatego należy przychodzić do Mnie. Jestem tak blisko was! Dlatego trzeba ko­chać Mnie i czcić, abyście nie byli sądzeni albo co najwyżej – sądzeni z nieskończenie miłosierną Miłością. Nie wątpcie! Gdy­by Moje Serce nie było takie, zgładziłbym świat już dawno, gdy popełnił grzech! Tymczasem jesteście świadkami, że Moja opie­ka objawia się nieustannie poprzez łaski i różne dobrodziejstwa. Możecie z tego wywnioskować, że istnieje Ojciec nad wszyst­kimi ojcami, który kocha i nigdy nie przestanie was kochać, by­lebyście tylko tego pragnęli.

Przychodzę do was dwoma drogami: poprzez Krzyż i Eucha­rystię!

KRZYŻ jest Moją drogą zstępowania ku Moim dzieciom. Sprawiłem, że przez niego Mój Syn was odkupił. Dla was Krzyż jest drogą dojścia do Mojego Syna, a przez Mojego Syna – do Mnie. Bez niego nigdy nie moglibyście przyjść do Mnie, czło­wiek bowiem ściągnął na siebie przez grzech karę rozłąki z Bo­giem.

W EUCHARYSTII przebywam między wami jak ojciec w swojej rodzinie. Chciałem, żeby Mój Syn ustanowił Eucharystię, aby z każdego tabernakulum uczynić skarbiec Moich Łask, Mo­ich Bogactw i Mojej Miłości, aby dać je ludziom, Moim dzie­ciom.

Sprawiam, że tymi dwiema drogami nieustannie zstępuje Mo­ja Potęga oraz Moje niezmierzone Miłosierdzie.

Ukazałem wam, że Mój Syn Jezus reprezentuje Mnie przed ludźmi i że przez Niego stale przebywam między nimi. Teraz pragnę wam pokazać, że przychodzę do was także przez Mojego Ducha Świętego, aby być wśród was.

Dzieło Trzeciej Osoby Mojego Bóstwa dokonuje się bez roz­głosu i człowiek często go nie dostrzega. Dla Mnie jednak jest to bardzo odpowiedni sposób umożliwiający Mi przebywanie nie tylko w tabernakulum, ale również w duszach wszystkich, którzy znajdują się w stanie łaski. W nich ustawiam Mój Tron i tam zawsze przebywam jak prawdziwy Ojciec, który kocha, chroni i pomaga swemu dziecku. Nikt nie może pojąć radości, jaką od­czuwam, kiedy jestem sam na sam z duszą. Nikt jeszcze nie zro­zumiał bezmiernych pragnień Mego Serca Boga Ojca: pragnę być gnanym, kochanym i czczonym przez wszystkich ludzi, spra­wiedliwych i grzeszników. Są to trzy wyrazy hołdu, którego pra­gnę doznawać od każdego człowieka, jestem bowiem zawsze mi­łosierny i dobry, nawet wobec największych grzeszników.

Czego nie uczyniłem dla Mojego ludu od Adama do Józefa, przybranego ojca Jezusa, i od Józefa aż do dziś, aby człowiek mógł oddawać Mi szczególną cześć, która należy Mi się jako Oj­cu, Stworzycielowi i Zbawicielowi? Jednakże tej szczególnej czci – której tak bardzo pragnąłem i pragnę – dotąd Mi jeszcze nie okazano!

W Księdze Wyjścia czytacie, że Boga należy czcić w szcze­gólny sposób. Również Psalmy Dawida zawierają to samo pou­czenie. W przykazaniach, które Ja sam dałem Mojżeszowi, na pierwszym miejscu postawiłem: „Będziesz czcił i miłował dos­konale tylko Boga samego.”

Miłość i cześć to dwie rzeczy idące ze sobą w parze. Powin­niście Mnie czcić w szczególny sposób, ponieważ napełniłem was tak wieloma dobrodziejstwami!

Dając wam życie, chciałem was stworzyć na Moje podobień­stwo! Wasze serce jest zatem wrażliwe tak jak Moje, a Moje – jak wasze!

Czego nie zrobilibyście, gdyby ktoś z waszych bliskich wy­świadczył wam małą przysługę dla sprawienia wam przyjemnoś­ci? Najbardziej niewrażliwy człowiek zachowałby dla tej osoby stałą wdzięczność. Każdy starałby się również o to, by zrobić jej jak największą przyjemność dla odwdzięczenia się za oddaną przysługę. Otóż Ja będę wam o wiele bardziej wdzięczny i zapewnię wam życie wieczne, jeżeli wyświadczycie Mi małą przysłu­gę czcząc Mnie tak, jak was o to proszę.

Przyznaję, że oddajecie Mi cześć w Moim Synu. Wiem, że są tacy, którzy potrafią wznieść się całkowicie od Mego Syna do Mnie, ale jest ich bardzo niewielu. Nie sądźcie jednak, że odda­jąc cześć Mojemu Synowi nie czcicie Mnie! Oczywiście że tak! Czcicie Mnie, ponieważ przebywam w Moim Synu! Wszystko zatem – co stanowi Jego chwałę – jest również Moją chwałą! Chciałbym jednak widzieć, że człowiek w szczególny sposób czci swego Ojca i Stworzyciela.

Im bardziej czcić będziecie Mnie, tym bardziej uczcicie Mego Syna, bowiem z Mojej woli stał się Słowem Wcielonym i przy­szedł, aby być między wami i dać wam poznać Tego, który Go posłał.

Jeśli Mnie poznacie, pokochacie bardziej niż dotychczas Mnie i Syna Mojego Umiłowanego. Popatrzcie, ile Moich stworzeń – od kiedy stały się Moimi dziećmi przez tajemnicę Odkupienia – nie żyje na pastwiskach, które przygotowałem dla wszystkich ludzi przez Mojego Syna. Zobaczcie, ilu – o czym wiecie – nie zna jeszcze tych pastwisk. Jak wiele stworzeń uformowanych Moimi rękami – o których istnieniu nic nie wiecie, lecz Ja je znam – nie zna nawet ręki, która je stworzyła!

O, jakże chciałbym sprawić, by Mnie poznano jako Ojca wszechmogącego. Jestem nim dla was i chciałbym nim być rów­nież dla nich, dzięki Moim dobrodziejstwom! Chciałbym spowo­dować, aby ich życie – dzięki Memu prawu – przebiegało bar­dziej harmonijnie. Chciałbym, żebyście poszli do nich w Imię Moje i abyście im o Mnie mówili. Tak, mówcie im, że mają Oj­ca, który stworzył ich i pragnie im dać posiadane przez Siebie skarby. Przede wszystkim mówcie im, że o nich myślę, że ich kocham i chcę im ofiarować wiekuiste szczęście.

Ach! Obiecuję wam, że ludzie bardzo szybko się nawrócą. Wierzcie, iż gdybyście zaczęli – począwszy od pierwotnego Kościoła – czcić Mnie i sprawiać, by Mnie wielbiono ze szcze­gólną czcią, po dwudziestu wiekach pozostałoby niewielu ludzi żyjących w bałwochwalstwie, w pogaństwie czy w innych fał­szywych i złych sektach, do których człowiek pędzi z zamknięty­mi oczami, aby rzucić się w otchłań ognia wieczystego! Widzi­cie, ile jeszcze pracy pozostaje!

Moja godzina nadeszła! Trzeba, aby ludzie Mnie znali, kocha­li i czcili, abym stworzywszy ich mógł być ich Ojcem, potem Zbawicielem i w końcu przedmiotem ich wiekuistych rozkoszy.

Dotąd mówiłem wam o rzeczach, które już znaliście. Chcia­łem je jednak przypomnieć, byście jeszcze bardziej się upewnili, że jestem Ojcem najlepszym, a nie strasznym, jak sądzicie, i że jestem Ojcem wszystkich ludzi obecnie żyjących oraz tych, któ­rych stworzę aż do końca świata.

Wiedzcie także, iż pragnę być znany, kochany i przede wszys­tkim czczony. Niech wszyscy poznają Moją nieskończoną Do­broć dla wszystkich, a szczególnie dla grzeszników, chorych, u­mierających i wszystkich, którzy cierpią. Niech wiedzą, że mam tylko jedno pragnienie: kochać ich wszystkich, dawać im Moje łaski, przebaczać, kiedy żałują. Nie pragnę ich sądzić według Mojej Sprawiedliwości, ale według Mego Miłosierdzia, aby wszyscy zostali zbawieni i zaliczeni w poczet Moich wybranych.

Na zakończenie tego małego wykładu składam wam obietnicę, której skutki będą wieczne. Oto ona: WZYWAJCIE MNIE IMIENIEM OJCA Z UFNOŚCIĄ I MIŁOŚCIĄ, A WSZYSTKO OTRZYMACIE OD TE­GO OJCA, DOZNAJĄC RÓWNOCZEŚNIE MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIA.

Niech Mój syn, a twój ojciec duchowny, nauczy się zajmować Moją chwałą i przekazywać słowo w słowo to, co poleciłem ci napisać, a także to co jeszcze każę ci pisać, aby ludzie uznali, że – bez dodawania czegokolwiek – łatwo i przyjemnie czyta się pouczenie o tym, co chcę, aby wiedzieli.

Codziennie po trochu będę ci mówił o Moich życzeniach w stosunku do ludzi, o Moich radościach, o Moich zmartwieniach, a przede wszystkim będę ukazywać ludziom Moją bezgraniczną Dobroć i Tkliwość Mej współczującej Miłości.

Chciałbym też, aby twoje przełożone pozwoliły ci spożytko­wać wolne chwile na spotkania ze Mną, byś mogła przez pół go­dziny dziennie pocieszać Mnie, kochać Mnie. W ten sposób przyczynisz się do tego, że serca ludzi, Moich dzieci, będą dob­rze przysposobione do pracy nad szerzeniem kultu, którego for­mę właśnie wam przedstawiłem. Dzięki niemu dojdziecie do wielkiej zażyłości z Ojcem, który pragnie być kochany przez Swoje dzieci.

Proszę cię, byś spędzała dni w wielkim skupieniu, aby to dzieło, którego pragnę dokonać wśród ludzi, mogło rozprzestrze­niać się pośród wszystkich narodów możliwie najszybciej i aby ci, którzy będą obarczeni rozpowszechnianiem go, nie popełnili najmniejszej nieostrożności. Będziesz szczęśliwa niewiele roz­mawiając ze stworzeniami. Nawet kiedy znajdziesz się wśród nich, będziesz rozmawiać ze Mną i Mnie słyszeć będziesz w ta­jemnicy serca.

Oto druga część tego, co chcę, być zrobiła: kiedy czasem będę mówił do ciebie, tylko dla ciebie, zapiszesz Moje poufne wyzna­nia w specjalnym dzienniczku. Tu natomiast zamierzam mówić do ludzi.

Żyję z ludźmi w większej zażyłości niż matka ze swymi dzieć­mi. Od czasu stworzenia człowieka nigdy – ani przez chwilę – nie przestałem trwać przy nim. Jako Stwórca i Ojciec człowieka odczuwam potrzebę kochania go. Nie dlatego jednak, żebym go potrzebował. To Moja Miłość Ojca i Stworzyciela każe Mi od­czuwać tę potrzebę kochania człowieka. Trwam przeto blisko człowieka. Wszędzie idę za nim, pomagam mu we wszystkim, zaradzam wszystkiemu. Widzę jego potrzeby, jego zmęczenie, wszystkie jego pragnienia. Moim największym szczęściem jest przychodzenie mu z pomocą i ratowanie go. Ludzie myślą, że jestem groźnym Bogiem i wtrącam całą lu­dzkość do piekła. Co za niespodzianka przy końcu czasów, kiedy ujrzą, że bardzo wiele dusz, które uważali za stracone, cieszy się wieczną szczęśliwością wśród wybranych!

Chciałbym, aby wszystkie Moje stworzenia były przekonane, że istnieje Ojciec, który czuwa nad nimi i który chciałby spowo­dować, aby już tu na ziemi, odczuwały przedsmak szczęścia wie­cznego.

Matka nigdy nie zapomina o maleńkiej istocie, którą wydała na świat, Ja zaś pamiętam o wszystkich istotach, które wydałem na świat. Czyż to nie piękniejsze? Matka kocha istotkę, którą jej dałem. Ja również ją kocham, lecz jeszcze bardziej niż ona, bo to Ja ją stworzyłem.

Kiedy czasem zdarza się, że matka mniej kocha swoje dziecko z powodu jakiejś posiadanej przez nie wady, Ja – przeciwnie – kocham je jeszcze bardziej. Matka może posunąć się do tego, że o nim zapomni albo jedynie rzadko o nim myśli, zwłaszcza gdy wyrośnie spod jej opieki. Ja jednak nigdy o nim nie zapomnę, stale je kocham. Nawet jeśli nie pamięta już o Mnie, swoim Ojcu i Stworzycielu, Ja o nim pamiętam i ciągle je kocham.

Powiedziałem wam wcześniej, że chciałbym wam ofiarować, już tu na ziemi, wieczną szczęśliwość, ale nie zrozumieliście tych słów. Oto ich znaczenie. Jeżeli Mnie kochacie i wzywacie z ufnością słodkim imieniem Ojca, zaczynacie poznawać już na tym świecie miłość i ufność, które staną się przyczyną waszej szczęśliwości w wieczności. Będziecie ją opiewać wraz z wybra­nymi w Niebie. Czyż nie jest to zadatkiem szczęśliwości Nieba, która trwać będzie wiecznie?

Pragnę, by człowiek często przypominał sobie, iż Ja jestem tam, gdzie on się znajduje. Niech pamięta, że nie mógłby żyć, gdybym Ja nie był z nim, żyjący jak on. Pomimo jego niewiary nigdy nie przestaję być przy nim.

Ach, jakże pragnę ujrzeć spełnienie się Mojego pragnienia, które chcę wam przedstawić. Oto ono: Do dziś człowiek wcale nie myślał o zrobieniu Bogu, Ojcu swojemu, przyjemności, o jakiej zamierzam powiedzieć. Otóż chciałbym zobaczyć, że powstaje wielkie zawierzenie między człowiekiem a jego Ojcem Niebieskim, prawdziwy duch zażyłoś­ci, ale i delikatności zarazem, aby nie nadużywano Mojej wiel­kiej Dobroci.

Znam wasze potrzeby, wasze pragnienia i to wszystko, co jest w was, ale jak bardzo byłbym szczęśliwy i wdzięczny, gdybym zobaczył, że przychodzicie do Mnie i powierzacie Mi swoje po­trzeby, jak to czyni pełne ufności dziecko wobec swojego ojca. Jakże mógłbym odmówić wam jakiejkolwiek rzeczy – o małym czy dużym znaczeniu – gdy Mnie o nią prosicie?

Chociaż Mnie nie widzicie, czy nie czujecie, że jestem bardzo blisko was w wydarzeniach dziejących się w was i wokół was? Jakże zasługujący na nagrodę będzie dla was dzień, w którym uwierzycie we Mnie nie widząc Mnie!

Nawet teraz kiedy jestem tutaj, we własnej Osobie, między wami wszystkimi, nie widzicie Mnie, z wyjątkiem jednej osoby: tej, której oznajmiłem to orędzie – jednej jedynej pośród całej ludzkości! Mówię jednak do was, nieustannie powtarzam wam na wszelkie sposoby, że was kocham, że chcę być znany, ko­chany i czczony w szczególny sposób. Kiedy mówię do was przez tę, którą dostrzegam i do której mówię, widzę was wszyst­kich. Mówię do wszystkich i do każdego i kocham was tak, jak­byście Mnie widzieli!

Pragnę, aby ludzie Mnie poznali i odczuwali, że jestem blisko każdego z was. Pamiętajcie, o ludzie, że chciałbym być nadzieją całej ludzkości. Czy już nią nie jestem? Gdybym nie był nadzieją człowieka, człowiek by zginął. Jednak niezbędne jest, abym był znany, żeby Pokój, Ufność i Miłość wstąpiły w serca ludzi i doprowadziły do połączenia ich więzią z Ojcem nieba i ziemi!

Nie wierzcie, że jestem owym strasznym starcem, którego lu­dzie przedstawiają na swoich obrazach i w swoich książkach! Nie, nie, nie jestem ani `młodszy’ ani `starszy’ od Mojego Syna i Mego Ducha Świętego! Dlatego też chciałbym, aby wszyscy – od dziecka do starca – wzywali Mnie poufałym imieniem Ojca i Przyjaciela. Jestem bowiem zawsze z wami, czynię się podob­nym do was, żeby was upodobnić do Mnie. Jakże wielka byłaby Moja radość, gdybym zobaczył, że rodzice uczą dzieci wzywać Mnie często imieniem Ojca, którym rzeczywiście jestem! Jak bardzo pragnąłbym widzieć, że zakorzenia się w tych młodych duszach ufność i w pełni dziecięca miłość do Mnie! Ja wszystko zrobiłem dla was, a czy wy nie zrobicie tego dla Mnie?

Chciałbym zamieszkać na stałe w każdej rodzinie jak w swoim królestwie, aby każdy mógł powiedzieć z całą pewnością: „Mamy Ojca, który jest nieskończenie dobry, ogromnie bogaty i niezwykle miłosierny. Myśli o nas i jest blisko nas, patrzy na nas, sam nas wspiera i da nam wszystko, czego nam brak, jeżeli Go poprosimy. Wszystkie Jego bogactwa są nasze: będziemy mieć wszystko, czego potrzebujemy.” Jestem tu właśnie dlatego, byście Mnie prosili o to, czego potrzebujecie: „Proście, a otrzy­macie”. W Mojej Ojcowskiej dobroci dam wam wszystko, aby każdy mógł uważać Mnie za prawdziwego Ojca, żyjącego – jak jest naprawdę – wśród swoich.

Pragnę także, aby każda rodzina posiadała na widocznym dla wszystkich miejscu obraz, który później dam poznać Mojej córe­czce. Chcę, aby w ten sposób każda rodzina oddała się pod Moją szczególną opiekę, by móc Mnie łatwiej obdarzać czcią. Tam codziennie rodzina pozwoli Mi uczestniczyć w swoich potrze­bach, pracach, troskach, cierpieniach, pragnieniach a także w radościach, bowiem Ojciec musi wiedzieć o wszystkim, co doty­czy Jego dzieci. Ja o tym wiem oczywiście, ponieważ jestem tam, ale tak bardzo lubię prostotę. Umiem się do was dostoso­wać. Czynię się małym z małymi, dorosłym z dorosłymi, wobec starców – czynię się do nich podobnym, aby wszyscy zrozumieli to, co pragnę im powiedzieć dla ich uświęcenia i Mojej chwały.

 

Fotografia autentycznego obrazu, namalowanego przez Matkę Eugenię po objawieniu przez Boga Ojca.

bogojciec-big

 

Czy nie mieliście dowodu na to, co wam mówię, w Moim Synu, który uczynił się małym i słabym jak wy? Czy nie macie tego dowodu również teraz, widząc Mnie tutaj mówiącego do was? Czyż nie wybrałem biednego stworzenia – takiego jak wy – aby mówić do was i abyście mogli zrozumieć to, co chcę wam powiedzieć?

Czy teraz nie staję się podobnym do was? Widzicie, położy­łem Moją koronę u Mych stóp, a świat – na Moim Sercu. Zo­stawiłem Moją chwałę w Niebie i przyszedłem tutaj, czyniąc się wszystkim dla wszystkich: biednym z biednymi, bogatym z bo­gatymi.

Jak czuły Ojciec pragnę chronić młodzież. Jest tyle zła na świecie! Te biedne niedoświadczone dusze pozwalają się zwo­dzić przez pokusy nałogu doprowadzającego je powoli do całko­witej ruiny. O wy, którzy szczególnie potrzebujecie kogoś, kto by was strzegł w życiu dla uniknięcia zła, przyjdźcie do Mnie! Jestem Ojcem, który bardziej was kocha, niż może was kiedykol­wiek pokochać jakiekolwiek inne stworzenie! Schrońcie się blis­ko, blisko Mnie! Powierzcie Mi wasze myśli i pragnienia. Będę was czule kochał. Dam wam łaski na chwilę obecną i pobłogo­sławię waszą przyszłość. Bądźcie pewni, że o was nie zapomnę po piętnastu, dwudziestu pięciu czy trzydziestu latach od chwili, kiedy was stworzyłem. Przyjdźcie! Widzę, że bardzo potrzebuje­cie Ojca łagodnego i nieskończenie dobrego – takiego jak Ja.

Nie będę się dłużej zatrzymywał nad wieloma innymi sprawa­mi, które może byłoby dobrze tu poruszyć. Powiem o nich póź­niej. Teraz chcę w zupełnie szczególny sposób mówić do dusz, które sobie wybrałem, do kapłanów i zakonników: do was, dro­gie dzieci Mojej Miłości. Mam wielkie plany wobec was!

 

Do Papieża

Przed wszystkimi innymi zwracam się do Ciebie, synu Mój umiłowany, do ciebie, Mój Wikariuszu, aby w twoje ręce złożyć to dzieło. Powinno ono być pierwsze ze wszystkich, a tymcza­sem – z powodu lęku, jaki szatan podsunął człowiekowi – do­piero w tym czasie się dokona.

Ach, chciałbym, żebyś pojął zakres tego dzieła, jego wielkość, szerokość, głębokość i wysokość. Chciałbym, żebyś pojął ogrom Moich pragnień wobec obecnej i przyszłej ludzkości.

Gdybyś wiedział, jak pragnę być znany, kochany i otaczany szczególną czcią przez ludzi! To pragnienie jest we Mnie od ca­łej wieczności i od stworzenia pierwszego człowieka. Wiele razy wyrażałem je przed ludźmi, zwłaszcza w Starym Testamencie, ale człowiek nigdy tego nie zrozumiał. Ono sprawia, że zapomi­nam teraz o całej przeszłości, oby tylko spełniło się obecnie w odniesieniu do Moich stworzeń na całym świecie.

Zniżam się do najbiedniejszego z Moich stworzeń, do Mojej córki, abym mógł mówić z nią w jej niewiedzy i mówić do ludzi przez nią, nieświadomą ogromu dzieła, którego chciałbym do­konać wśród nich! Nie mogę z nią rozmawiać o teologii, na pew­no by Mi się to nie powiodło, nie zrozumiałaby. Pozwalam, aby tak było, żeby zrealizować Moje dzieło przy pomocy prostoty i niewinności. Teraz jednak kolej na ciebie, byś przestudiował to dzieło i jak najszybciej doprowadził do realizacji. Aby być zna­nym, kochanym i szczególnie czczonym nie proszę o nic nad­zwyczajnego. Oto, czego jedynie chcę:

1) Pragnę, żeby jeden dzień lub przynajmniej jedna niedziela by­ła poświęcona dla uczczenia Mnie w szczególny sposób pod imieniem Ojca całej ludzkości. Chciałbym, aby to święto mia­ło własną Mszę i oficjum. Nie trudno znaleźć teksty w Piśmie Świętym. Jeżeli pragniecie oddać Mi tę szczególną cześć w niedzielę, wybieram pierwszą niedzielę sierpnia; jeżeli w dzień powszedni, chciałbym, aby to był zawsze siódmy dzień tego miesiąca.

2) Pragnę, żeby całe duchowieństwo zobowiązało się rozwijać ten kult, a przede wszystkim, by pomagało ludziom poznawać Mnie takim jaki jestem i jaki zawsze będę blisko nich, to znaczy Ojcem najczulszym i najbardziej kochającym ze wszy­stkich ojców.

3) Pragnę, aby wprowadzono Mnie do wszystkich rodzin, do szpitali, również do warsztatów i urzędów, do koszar, do sal – gdzie podejmują decyzje ministrowie państw – wreszcie wszę­dzie tam, gdzie znajdują się Moje stworzenia, choćby tylko jedno! Chcę, aby widocznym znakiem Mojej niewidzialnej o­becności był obraz: niech ukazuje, że istotnie tam jestem, że jestem obecny. I tak ludzie wykonywać będą wszystkie czyn­ności pod okiem swego Ojca, a Ja będę czuwał nad stworze­niami, które powołałem do istnienia i zaadoptowałem. W ten sposób wszystkie Moje dzieci będą niejako pod okiem swo­jego czułego Ojca. Niewątpliwie i teraz jestem wszędzie, ale chciałbym być przedstawiany w zauważalny sposób!

4) Pragnę, żeby w ciągu roku duchowieństwo i wierni wykony­wali na Moją cześć pewne pobożne ćwiczenia, nie zanied­bując swoich zwykłych zajęć. Chcę, aby Moi kapłani bez lęku szli wszędzie, do wszystkich narodów i nieśli ludziom pło­mień Mojej ojcowskiej Miłości. Wówczas dusze zostaną oś­wiecone. Pozyska się dusze niewiernych oraz wszystkich na­leżących do sekt, które nie pochodzą od prawdziwego Kościo­ła. Tak, niech również i ci – którzy są także Moimi dziećmi – zobaczą, jak płonie przed nimi ten płomień, niech poznają prawdę, niech ją przyjmą i niech wprowadzą w życie wszyst­kie cnoty chrześcijańskie.

5) Chciałbym w szczególny sposób być czczony w seminariach, w nowicjatach, w szkołach i w internatach, aby wszyscy – od najmniejszego do największego – mogli Mnie poznać i kochać jako swego Ojca, Stworzyciela i Zbawcę.

6) Niech kapłani poczują się zobowiązani do szukania w Piśmie Świętym tego, co powiedziałem w innych czasach – co dotąd pozostało nieznane – a odnosi się do czci, którą pragnę odbierać od ludzi. Niech pracują też, by Moje pragnienia i Moja Wola dotarły do wszystkich wiernych i do wszystkich ludzi, określając to, co powiem do wszystkich ludzi razem oraz do wszystkich kapłanów, zakonników i zakonnic w szczególnoś­ci. Są to dusze, które wybieram dla składania Mi wielkiego hołdu, większego niż od ludzi świeckich.

Oczywiście, osiągnięcie pełnej realizacji planów – które ob­myśliłem dla ludzkości i które dałem im poznać – będzie wyma­gało czasu! Zadowoli Mnie jednak jeden dzień – tak, jeden dzień – modlitw i wyrzeczeń dusz wspaniałomyślnych, które poświęcą się dla tego dzieła Mojej Miłości. Będę cię błogosławił, synu Mój umiłowany, i odpłacę ci stokrotnie za wszystko, co uczynisz dla Mojej chwały.

 

Do Biskupa

  Pragnę powiedzieć słowo również do ciebie, synu Mój Alek­sandrze, aby Moje pragnienia zrealizowały się na świecie. Jest rzeczą konieczną, abyś z ojcem duchownym tej `małej roślinki’ Mojego Syna Jezusa był promotorem tego dzieła szczególnej czci, jakiej oczekuję od ludzi. Wam, dzieci Moje, powierzam to ,

dzieło i jego tak doniosłą przyszłość.

Mówcie, nalegajcie, dajcie poznać to, co powiem, abym był znany, kochany i czczony przez wszystkie stworzenia. Uczyńcie to, czego oczekuję od was – to jest Moją wolą – a spełnicie prag­nienia, które od tak dawna okrywałem milczeniem.

Za wszystko co zrobicie dla Mojej chwały Ja uczynię dwakroć więcej dla waszego zbawienia i uświęcenia. W niebie i tylko w, niebie ujrzycie nagrodę, jaką w sposób całkowicie szczególny dam wam wszystkim, którzy pracować będziecie dla tego celu.

Stworzyłem człowieka dla Siebie i słuszną jest rzeczą, abym; był WSZYSTKIM dla człowieka. Człowiek nie zakosztuje praw­dziwych radości poza swoim Ojcem i Stwórcą, bo jego serce jest; uczynione jedynie dla Mnie.

Moja miłość do stworzeń jest tak wielka, że nie doznaję żadnej radości równej radości przebywania między ludźmi. Moja chwała w niebie jest nieskończenie wielka, ale Moja chwała jest jeszcze większa, gdy znajduję się między Moimi dziećmi, ludźmi całego świata.

Wasze niebo, Moje stworzenia, jest w Raju wraz z Moimi wybranymi. Tam bowiem w górze, w Niebie, będziecie Mnie kontemplować widząc Mnie nieustannie. Tam cieszyć się będzie­cie wieczną chwałą.

Moje niebo jest na ziemi, z wami wszystkimi, o ludzie! Tak, to na ziemi i w waszych duszach szukam Mego szczęścia i rado­ści. Możecie dać Mi tę radość, co jest zresztą waszym obowią­zkiem wobec waszego Stworzyciela i Ojca. On tego pragnie i oczekuje od was.

Moja radość przebywania wśród was nie jest mniejsza od tej, której doznawałem, kiedy byłem z Moim Synem Jezusem w cza­sie Jego życia doczesnego. To Ja posłałem Mojego Syna. Został poczęty z Mojego Ducha Świętego, którym ciągle jestem Ja – jednym słowem: On był zawsze Mną.

Do was, stworzenia Moje, kochając was jak Mojego Syna, którym Ja jestem, mówię jak do Niego: jesteście Moimi dziećmi umiłowanymi, w których mam upodobanie. Dlatego właśnie ra­duję się w waszym towarzystwie i pragnę pozostawać z wami. Moja obecność wśród was jest jak słońce nad ziemią. Jeśli jes­teście dobrze przygotowani do przyjęcia Mnie, przychodzę bar­dzo blisko was, wchodzę w was, oświecam i ogrzewam Moją bezgraniczną Miłością.

Jeśli chodzi o was, dusze w stanie grzechu i nieobeznane z re­ligijną prawdą, nie mogę w was wejść, ale mimo wszystko jes­tem blisko was. Nigdy bowiem nie przestaję was wzywać, zapra­szać, abyście zapragnęli otrzymać dobrodziejstwa, które przyno­szę, abyście zobaczyli Światło i wyleczyli się z grzechu. Czasem patrzę na was ze współczuciem z powodu nieszczęsnego stanu, w którym się znajdujecie. Czasem patrzę na was z Miłością, aby skłonić was do poddania się urokom łaski. Spę­dzam dni, a niekiedy nawet lata blisko niektórych dusz, aby za­pewnić im szczęście wieczne. Nie wiedzą, że tam jestem, że na nich czekam, że przywołuję ich w każdej chwili dnia. Nie jestem jednak wcale zmęczony i pomimo to doznaję radości w pozosta­waniu tuż przy was, zawsze z nadzieją, że pewnego dnia powró­cicie do waszego Ojca i dacie Mi przed śmiercią przynajmniej kilka dowodów miłości.

Oto na przykład dusza, która umiera niespodziewanie. Była ona dla Mnie zawsze niby syn marnotrawny. Napełniałem ją do­brodziejstwami, ona jednak odchodziła, trwoniąc wszystkie te dobrodziejstwa, te darmowe łaski swego najłaskawszego Ojca. Co więcej, jeszcze ciężko Mnie obrażała. Czekałem na nią, wszędzie za nią chodziłem. Dawałem jej nowe łaski, takie jak zdrowie. Sprawiałem też, że jej prace owocowały w nadobfitości dobrami, dzięki czemu miała ich nadmiar. Moja Opatrzność dostarczała jej czasem jeszcze nowych. Żyła więc w dostatku, jednak nie widziała w smutnym mroku swych nałogów, a całe jej życie było pasmem błędów, przez stały grzech śmiertelny. Moja Miłość jednak nigdy się nie znużyła. Szedłem za nią, kochałem ją, a przede wszystkim – mimo odrzucania Mnie – byłem zado­wolony z cierpliwego życia blisko niej w nadziei, iż może pew­nego dnia dostrzeże Moją Miłość i powróci do Mnie, swego Ojca i Zbawiciela.

W końcu zbliża się jej ostatni dzień. Zsyłam jej chorobę, żeby mogła się zastanowić i wrócić do Mnie, swego Ojca. Czas dale mija i oto mój biedny 74-letni syn przeżywa swoją ostatnią go­dzinę. Jestem ciągle tam, jak zawsze. Przemawiam do niego z większą niż kiedykolwiek dobrocią. Nalegam, wzywam Moich

1 Uwaga Matki Eugenii: Notuję ten przykład, który widziałam, jak się realizował zupełnie zgodnie z opisem naszego Ojca.

wybranych, aby modlili się za niego, aby prosili o przebaczenie, które mu ofiarowuję… W tym momencie – przed wydaniem os­tatniego tchnienia – otwiera oczy, uznaje swoje grzechy i to jak bardzo oddalał się od prawdziwej drogi prowadzącej do Mnie. Następnie przychodzi do siebie i – żałosnym głosem, którego nikt z obecnych wokół nie słyszy – mówi Mi: „Boże mój! Teraz widzę, jak Twoja Miłość do mnie, o Panie, była wielka, a ja stale Cię obrażałem tak złym życiem. Nigdy nie myślałem o Tobie, Panie, mój Ojcze, mój Zbawicielu. Ty widzisz teraz wszystko. Proszę Cię, Panie, o wybaczenie mi całego tego zła, które widzisz we Mnie i które wyznaję w zawstydzeniu. Kocham Cię, mój Ojcze i Zbawicielu”.

Umarł w tej samej chwili. Oto jest przede Mną. Sądzę go z miłością Ojca, jak Mnie nazwał, i jest zbawiony. Przez pewien czas pozostanie w miejscu ekspiacji, potem będzie szczęśliwy na wieki. A Ja, jak za jego życia radowałem się w nadziei, że zba­wię go przez jego skruchę, tak jeszcze bardziej raduję się z Mo­im dworem niebieskim, że zrealizowałem Moje pragnienie i że jestem jego Ojcem na całą wieczność.

Jeśli chodzi o dusze, które żyją w sprawiedliwości i w łasce uświęcającej, to – zamieszkując w nich – doznaję radości. Od­daję się im. Przekazuję im posługiwanie się Moją Potęgą i znaj­dują one – wraz z Moją Miłością – zadatek raju we Mnie, swoim Ojcu i Zbawicielu.”

Koniec pierwszego zeszytu Orędzia.

 

ZESZYT DRUGI

Zeszyt drugi zaczyna się od daty 12 sierpnia 1932 roku.

„Właśnie otworzyłem źródło wody żywej, które nigdy nie wy­schnie, począwszy od dziś aż do końca czasów. Przychodzę do was, stworzenia Moje, aby otworzyć przed wami Ojcowskie ser­ce płonące miłością do was, Moje dzieci. Chcę, byście były świadkami Mojej bezgranicznej i miłosiernej Miłości. Nie wy­starcza Mi ukazywanie wam Mojej Miłości, chcę jeszcze otworzyć przed wami Moje Serce, z którego wytryśnie orzeźwiające źródło. Przy nim wszyscy ludzie ugaszą pragnienie. Zakosztują wówczas radości, których dotąd nie znali z powodu ogromnego lęku przede Mną, ich czułym Ojcem. Od kiedy obiecałem lu­dziom Zbawiciela, kazałem wytrysnąć temu źródłu. Sprawiłem, że przepływa ono przez Serce Mojego Syna, aby dotrzeć do was.

Moja ogromna Miłość do was pobudza Mnie, bym jeszcze więcej uczynił, otwierając Moje łono. Z niego wytryśnie woda zbawienia dla Moich dzieci i pozwolę im czerpać do woli wszys­tko, czego potrzebują teraz i w wieczności.

Jeżeli chcecie poznać potęgę źródła, o którym mówię, musicie nauczyć się najpierw lepiej Mnie znać i kochać, aż do stopnia u­pragnionego przeze Mnie, czyli nie tylko jako Ojca, ale również jako waszego Przyjaciela i Powiernika.

Dlaczego dziwi was to, co wam mówię? Czy nie stworzyłem was na Mój obraz? Stworzyłem was na Moje podobieństwo, byś­cie nie znajdowali niczego dziwnego w tym, że rozmawiacie i przyjaźnicie się z waszym Ojcem, Stwórcą i Bogiem. Przecież – dzięki Mojej miłosiernej Dobroci – staliście się dziećmi Mojej ojcowskiej i Boskiej Miłości.

Mój Syn Jezus jest we Mnie, a Ja jestem w Nim w naszej wzajemnej Miłości. Jest Nią Duch Święty, trzymający nas złączonych więzią Miłości, która sprawia, że stanowimy JEDNO.

Mój Syn jest zbiornikiem tego źródła. Ludzie mogą przycho­dzić i czerpać z Jego Serca, stale pełnego wody zbawienia, aż do przelania! Trzeba wam jednak przekonać się co do tego źródła, które Mój Syn wam otwiera, byście mogli doświadczyć, iż jest orzeźwiające i przyjemne! Wtedy przyjdziecie do Mnie za pośre­dnictwem Mojego Syna. Kiedy będziecie blisko Mnie, powie­rzycie Mi wasze pragnienia. Pokażę wam to źródło, dając się po­znać takim, jaki jestem. Kiedy Mnie poznacie, będziecie orzeź­wieni, odnowieni, wasze choroby zostaną wyleczone, wasze lęki rozwieją się. Wasza radość będzie ogromna, a wasza miłość znajdzie bezpieczeństwo, jakiego dotychczas nie doświadczyła.

Ale w jaki sposób – powiecie Mi – możemy przyjść do Cie­bie? Ach, przyjdźcie drogą zawierzenia! Nazywajcie Mnie Oj­cem waszym, kochajcie Mnie w Duchu i Prawdzie, a to wystar­czy, by ta orzeźwiająca i przepotężna Woda ugasiła wasze prag­nienie. Jeżeli naprawdę chcecie, żeby dała wam wszystko, czego wam brak do poznania Mnie i umiłowania, i jeżeli czujecie się zimni i obojętni, wezwijcie Mnie tylko słodkim imieniem Ojca, a przyjdę do was. Moje źródło ofiarowuje wam miłość, ufność i to wszystko, czego wam brak, aby być zawsze kochanymi przez waszego Ojca i Stworzyciela.

Ponieważ przede wszystkim pragnę dać się poznać wszystkim – aby wszyscy mogli radować się, już tu na ziemi, Moją dobrocią i czułością – stańcie się apostołami dla tych, którzy Mnie nie znają, którzy jeszcze Mnie nie znają! Ja pobłogosławię wasze trudy i wysiłki i przygotuję wam wielką chwałę blisko Mnie, w wieczności.

Jestem Oceanem Miłości Miłosiernej, dzieci Moje. Oto inny dowód Miłości ojcowskiej, którą mam dla was wszystkich bez wyjątku, bez względu na wasz wiek, stan, kraj. Nie wykluczam nawet różnych zrzeszeń i sekt, wiernych i niewiernych. Zamy­kam w tej miłości wszystkie istoty rozumne, których całość two­rzy ludzkość.

Oto dowód. Jestem Oceanem Miłości. Dałem was poznać źró­dło, które wypływa z Mego łona, aby ugasić wasze pragnienie. Teraz – kiedy doświadczacie, jak jestem dobry dla wszystkich – zamierzam pokazać wam ocean Mojej powszechnej Miłości Mi­łosiernej, byście rzucili się weń z zamkniętymi oczami. Dlacze­go? Dlatego że zanurzając się w tym oceanie, w tej kąpieli Miło­ści miłosiernej, dusze – podobne do kropli gorzkich z powodu wad i grzechów – pozbywają się nadmiaru goryczy. Wychodzą z tej kąpieli lepsze, szczęśliwsze, bo nauczyły się być dobrymi i pełnymi miłości. Jeżeli – z powodu niewiedzy lub słabości – sta­jecie się ponownie gorzkimi kroplami, Ja nadal jestem oceanem Miłości miłosiernej, gotowym przyjąć tę kroplę goryczy, aby przemienić ją w miłość, w dobroć, aby uczynić was świętymi, , jak jestem nim Ja, wasz Ojciec.

Czy chcecie, dzieci Moje, spędzić tu na ziemi życie w pokoju i radości? Przyjdźcie więc i rzućcie się w ten ogromny ocean, i pozostańcie w nim zawsze, spędzając jednak życie pracowicie. Takie życie będzie uświęcone przez miłosierną Miłość.

Jeśli chodzi o Moje dzieci, które nie żyją w Prawdzie, to tym bardziej pragnę obsypać je Moimi najbardziej ojcowskimi uczu­ciami, by otworzyły oczy na światło, które w tym czasie świec’ bardziej zauważalnie niż kiedykolwiek. Teraz jest czas łaski, przewidziany i oczekiwany od wieczności! Jestem tu we własnej osobie, aby z wami rozmawiać. Przychodzę jak najczulszy i najbardziej kochający z ojców. Zniżam się, zapominam o Sobie, b podnieść was ku Sobie i zapewnić wam zbawienie.

Wy wszyscy, którzy żyjecie dzisiaj, a także wy, którzy żyć b duecie przez stulecia aż do końca świata, pomyślcie, że nie żyj cie sami. Ojciec, który jest ponad wszystkimi ojcami, żyje blisko was. Żyje nawet w was, myśli o was i ofiarowuje wam uczestnictwo w niepojętych przywilejach Swojej Miłości.

Zbliżajcie się do źródła, które stale wypływać będzie z Mego ojcowskiego łona. Skosztujcie słodyczy tej zbawiennej wody. Doświadczcie jej zachwycającej mocy nad waszymi duszami, zdolnej zaspokoić wszystkie wasze potrzeby. Przyjdźcie i rzućcie się w ocean Mojej Miłości Miłosiernej, aby żyć jedynie we Mnie i umierać dla samych siebie; aby żyć wiecznie we Mnie.”

Przypisek Matki Eugenii:

Ojciec nasz powiedział mi w wewnętrznej rozmowie: «Źródło jest symbolem Poznania Mnie, a ocean symbolizuje Moją Miłosierną Mi­łość i wasze zaufanie. Jeśli chcecie pić z tego źródła, uczcie się Mnie poznać. Poznawszy Mnie, rzućcie się w Ocean Mojej Miłości Miłosier­nej, pokładając we Mnie ufność. Ona was przemieni, a Ja nie będę się mógł jej oprzeć. Przebaczę wam wtedy wasze grzechy i napełnię więk­szymi łaskami.»

Dalszy ciąg Orędzia:

„Jestem między wami. Szczęśliwi ci, którzy wierzą w tę praw­dę i korzystają z czasu, o którym Pisma mówiły, iż nadejdzie czas, w którym Bóg będzie musiał być czczony i kochany przez ludzi tak jak tego pragnie. Pisma stawiają też pytanie: `Dlacze­go?’ i odpowiadają: `Dlatego, że jedynie On godzien jest czci, miłości i chwały na wieki.’ Jako pierwsze z dziesięciu przykazań Mojżesz otrzymał ode Mnie samego takie polecenie dla ludzi: `Kochajcie, uwielbiajcie Boga!’

Ludzie, którzy już są chrześcijanami, mogą Mi powiedzieć: `My kochamy od naszego przyjścia na świat lub od naszego na­wrócenia, ponieważ często mówimy w modlitwie niedzielnej: `Ojcze nasz, który jesteś w Niebie!’ Tak, to prawda, dzieci Moje, kochacie Mnie i czcicie, kiedy wypowiadacie pierwsze wezwa­nie `Ojcze nasz.’ Mówcie jednak dalsze prośby, a zobaczycie:

`Święć się Imię Twoje!’ – Czy Moje Imię jest święcone? Mówicie dalej: `Przyjdź Królestwo Twoje.’ – Czy Moje Kró­lestwo przyszło?

Czcicie, to prawda, z całą żarliwością królewską godność Sy­na Mojego Jezusa, a w Nim czcicie Mnie. Czy odmówicie wa­szemu Ojcu tej wielkiej chwały ogłaszając Mnie `Królem’ albo przynajmniej pozwalając Mi królować, aby wszyscy mogli Mnie poznać i umiłować?

Pragnę, abyście obchodzili uroczyście święto Królewskiej godności Mojego Syna Jezusa, aby wynagrodzić za obelgi, który­mi obrzucano Go przed Płatem, za zniewagi doznane od żołnie­rzy, którzy biczowali Jego święte i niewinne człowieczeństwo.

Nie proszę o usunięcie tego święta. Przeciwnie, proszę, byście obchodzili je uroczyście z zapałem i żarliwością. Jednak aby wszyscy mogli rzeczywiście poznać tego Króla, trzeba także po­znać Jego Królestwo. Otóż aby dojść w sposób doskonały do te­go podwójnego poznania, trzeba jeszcze poznać Ojca tego Króla, Stwórcę tego Królestwa.

Naprawdę, dzieci Moje, Kościół – społeczność, dla założenia której wysłałem Mojego Syna – dopełni Mego Dzieła sprawiając, że zostanie uczczony Ten, który jest jego Twórcą: wasz Ojciec i Stworzyciel.

Dzieci Moje! Niektórzy z was mogą Mi powiedzieć: `Kościół wzrastał nieustannie, chrześcijanie są coraz liczniejsi. Jest to wy­starczającym dowodem, że nasz Kościół jest doskonały!’

Wiedzcie, dzieci Moje, że wasz Ojciec stale czuwał nad Koś­ciołem, od chwili jego powstania. Wraz z Moim Synem i Du­chem Świętym chciałem, aby był nieomylny poprzez Mojego Namiestnika, Ojca Świętego.

Czy nie jest jednak prawdą, że gdyby chrześcijanie poznali Mnie takim jakim jestem – to znaczy Ojcem tkliwym i miłosier­nym, dobrym i hojnym – praktykowaliby z większym zaangażo­waniem i szczerością tę świętą religię?

Dzieci Moje, czyż nie jest prawdą, że gdybyście wiedzieli, że macie Ojca, który myśli o was i kocha was bezgraniczną Miło­ścią, staralibyście się, tytułem wzajemności, o większą wierność waszym chrześcijańskim a także obywatelskim powinnościom, o sprawiedliwość i o oddawanie sprawiedliwości Bogu i ludziom? Czy nie jest prawdą, że gdybyście znali tego Ojca, który ko­cha was wszystkich bez wyróżniania, nazywa was wszystkich pięknym imieniem dzieci, kochalibyście Mnie czule jak dzieci? Czyż miłość, którą byście Mnie obdarowywali, nie stałaby się – z Mojego impulsu – miłością aktywną, rozprzestrzeniającą się na resztę ludzkości nie znającej jeszcze społeczności chrześcijan, a jeszcze mniej Tego, który ich stworzył i jest ich Ojcem?

Gdyby ktoś przyszedł przemówić do tych dusz oddających się przesądom albo do tylu innych, które nazywają Mnie Bogiem, bo wiedzą, że istnieję, lecz nie wiedzą, że jestem blisko nich, gdyby ktoś powiedział im, że ich Stwórca jest także ich Ojcem, który o nich myśli, zajmuje się nimi, otacza ich głębokim uczuciem w tak licznych cierpieniach i zniechęceniach, wtedy nawet najbar­dziej uparci nawróciliby się. Nawrócenia te byłby liczniejsze i mocniejsze, to znaczy trwalsze.

Niektórzy – badając dzieło Miłości, którego przychodzę do­konać wśród ludzi – znajdą tu powód do krytyki i powiedzą tak: `Przecież od kiedy misjonarze przybyli do dalekich krajów, mówili niewiernym tylko o Bogu, o Jego Dobroci, o Jego Miło­sierdziu. Co więcej mogliby powiedzieć o Bogu, skoro stale o Nim mówią?’

Misjonarze mówili i mówią jeszcze o Bogu w takim wymia­rze, w jakim sami Mnie znają. Zapewniam was jednak, że nie znacie Mnie takim, jaki jestem. Przychodzę więc ogłosić się Oj­cem wszystkich, najczulszym z ojców. Przychodzę, aby skorygo­wać miłość, którą Mi ofiarowujecie: miłość zafałszowaną z po­wodu lęku.

Przychodzę, upodobniwszy się do Moich stworzeń, by skory­gować pojęcie, jakie macie o Bogu straszliwie sprawiedliwym. Widzę -bowiem, że ludzie żyją, lecz nie wszyscy powierzają się swemu jedynemu Ojcu. On chciałby dać im poznać Swoje jedy­ne pragnienie: ułatwić im przejście przez życie ziemskie, by po­tem dać im w Niebie życie całkowicie Boże.

Posiadam dowód, że dusze Mnie nie znają ani wy Mnie nie znacie. Nie wykraczacie poza pojęcie, jakie macie o Mnie. Teraz jednak, kiedy daję wam to Światło, pozostańcie w Świetle i nieś­cie Światło wszystkim. Będzie ono potężnym sposobem prowa­dzącym do nawróceń, a także do zamknięcia, jeśli to możliwe, bram piekła.

Odnawiam tu Moją obietnicę, która zawsze będzie spełniana. Oto ona: WSZYSCY CI, KTÓRZY WEZWĄ MNIE IMIENIEM OJCA – CHOĆBY TYLKO JEDEN RAZ – NIE ZGINĄ, ALE PEWNI BĘDĄ ŻYCIA WIECZNEGO RAZEM Z WYBRANYMI.

Was – którzy pracować będziecie dla Mojej chwały i podej­miecie się zadania polegającego na tym, żeby Mnie poznano, czczono i kochano – zapewniam, że wasza nagroda będzie wiel­ka. Policzę bowiem wszystko, nawet najmniejszy wysiłek, jaki podejmiecie, i odpłacę wam za wszystko stokrotnie w wiecznoś­ci.

To wam powiedziałem: w świętym Kościele trzeba uzupełnić kult, oddając w szczególny sposób cześć Twórcy tej społecznoś­ci, Temu który przyszedł, aby Kościół założyć, Temu, który jest jego duszą – Bogu w trzech Osobach: Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu.

Dopóki Trzy Osoby nie będą czczone indywidualnie i w spo­sób szczególny w Kościele i w całej ludzkości, czegoś będzie brakować tej Społeczności. Dałem już odczuć ten brak niektórym duszom, ale większość z nich – zbyt nieśmiała – nie odpowie­działa na Moje wezwanie. Inni odważyli się mówić o tym komu trzeba, lecz wobec napotykanego uporu nie nalegali.

Teraz nadeszła Moja godzina. Ja sam przychodzę, aby dać po­znać ludziom, Moim dzieciom, to czego do dnia dzisiejszego zu­pełnie nie rozumieli. Ja sam przychodzę przynieść płonący ogień prawa Miłości, aby można było w ten sposób stopić i zniszczyć potężną warstwę lodu, która okala ludzkość. O, droga ludzkości! O, ludzie, dzieci Moje, wyrwijcie się z więzów, którymi do dziś krępował was szatan poprzez lęk przed Ojcem, który jest samą Miłością! Przyjdźcie, zbliżcie się! Macie wszelkie prawo zbliżyć się do waszego Ojca. Otwórzcie serca, proście Mojego Syna, aby coraz lepiej dawał wam poznać Moją łaskawość wobec was.

O, wy, którzy jesteście niewolnikami zabobonów i praw sza­tańskich, wyrwijcie się z tej tyrańskiej niewoli i przyjdźcie do Prawdy prawd. Rozpoznajcie Tego, który was stworzył i jest wa­szym Ojcem. Nie utrzymujcie, że posługujecie się waszymi pra­wami, darząc uwielbieniem i hołdami tych, którzy zmuszali was aż dotąd do prowadzenia bezużytecznego życia, lecz przyjdźcie do Mnie! Czekam na was wszystkich, bo wszyscy jesteście Moi­mi dziećmi.

A wy, którzy żyjecie w prawdziwym Świetle, powiedzcie im, jak słodko żyje się w Prawdzie! Powiedzcie jeszcze tym chrześ­cijanom, tym drogim stworzeniom, Moim dzieciom, jak słodko jest myśleć, że istnieje Ojciec, który wszystko widzi, wie o wszystkim, o wszystko się troszczy, który jest nieskończenie do­bry i potrafiący łatwo przebaczać, który zwleka z karą i karze niechętnie. Powiedzcie im też, że nie chcę zostawiać ich samych i bez zasług w niedolach życia. Niech przyjdą do Mnie. Ja im po­mogę, zmniejszę ich brzemię, osłodzę ich bardzo ciężkie życie. Upoję ich Moją ojcowską Miłością, aby uczynić ich szczęśli­wymi teraz i w wieczności.

A wy, dzieci Moje, które – straciwszy wiarę – żyjecie w ciem­ności, podnieście oczy, a zobaczycie jasne promienie nadchodzą ce, aby was oświecić. Ja jestem Słońcem, które oświetla, ogrze­wa i rozpala. Patrzcie i poznajcie, że jestem waszym Stworzycie­lem, waszym Ojcem, waszym jednym i jedynym Bogiem. Właś­nie dlatego że was kocham, przychodzę dać się umiłować, abyś­cie wszyscy byli zbawieni.

Zwracam się do wszystkich ludzi całego świata, każąc roz­brzmiewać temu wezwaniu Mojej ojcowskiej Miłości. Nieskoń­czona Miłość, którą pragnę dać wam poznać, jest stale trwającą rzeczywistością. Kochajcie, kochajcie, zawsze kochajcie! Spraw­cie również, aby kochany był też Ojciec, abym mógł od dziś uka­zać się wszystkim jako Ojciec najbardziej gorejący Miłością do was.

Was, Moi umiłowani synowie, kapłani i zakonnicy, zachęcam, byście dawali poznać tę ojcowską Miłość, którą żywię do wszys­tkich ludzi, a do was szczególnie. Jesteście zobowiązani tak pra­cować, aby Moja Wola spełniała się w ludziach i w was. Wolą tą jest, abym był znany, czczony i kochany. Nie pozwólcie, by Moja Miłość tak długo była nieaktywna; bowiem spala Mnie pragnie­nie bycia kochanym! Oto jest wiek bardziej uprzywilejowany od wszystkich. Z obawy, by ten przywilej nie został wam odebrany, nie pozwólcie, by minął! Dusze potrzebują pewnych dotknięć Bożych, a czas nagli. Nie lękajcie się niczego, jestem waszym Ojcem, pomogę wam w wysiłkach i w pracy. Będę was zawsze podtrzymywał i dam wam zakosztować, nawet już na tym świe­cie, Pokoju i Radości duszy. Sprawię, że zaowocuje wasza po­sługa i wasze dzieła pełne gorliwości. Udzielę daru nieocenione­go, ponieważ dusza, która trwa w Pokoju i Radości, już zaczyna kosztować Nieba, oczekując wiekuistej nagrody.

Mojemu Wikariuszowi, Najwyższemu Kapłanowi, Memu Na­miestnikowi na ziemi przekazałem szczególne upodobanie w a­postolacie misji w dalekich krajach, a zwłaszcza ogromny zapał potrzebny do rozszerzenia na cały świat nabożeństwa do Naj­świętszego Serca Mego Syna Jezusa. Teraz powierzam mu dzie­ło, które ten sam Jezus przyszedł spełnić na ziemi: uwielbić Mnie, dając Mnie poznać takim, jaki jestem, jak i Ja właśnie to powiedziałem do wszystkich ludzi, Moich dzieci, Moich stwo­rzeń.

Gdyby ludzie mogli przeniknąć Serce Jezusa z wszystkimi Je­ go pragnieniami i Jego chwałą, poznaliby, że Jego najgorętszym pragnieniem jest uwielbienie Ojca, Tego który Go posłał i przede wszystkim niedawanie Mu chwały uszczuplonej, jak to czyniono do dziś, lecz chwały pełnej, jaką człowiek może i powinien Mi oddawać jako Ojcu, Stworzycielowi, a jeszcze bardziej jako Twórcy jego odkupienia! Domagam się od człowieka tego, co może Mi ofiarować: zaufania, miłości i wdzięczności. Pragnę być znany, czczony i miłowany nie dlatego, że potrzebuję Moje­go stworzenia lub jego adoracji. Zniżam się do niego jedynie dla­tego, aby je zbawić i uczynić uczestnikiem Mojej chwały. Rów­nież dlatego, że Moja Dobroć i Miłość spostrzega, że istoty – które wyciągnąłem z nicości i przybrałem za prawdziwe dzieci – wpadają w wielkiej ilości w wiekuiste nieszczęście z demonami, nie dochodząc do celu swego stworzenia, tracąc swój czas i swo­ją wieczność!

Jeżeli czegoś pragnę, zwłaszcza obecnie, to po prostu więk­szej żarliwości ze strony sprawiedliwych, wielkiej łatwości naw­rócenia grzeszników. Pragnę nawrócenia szczerego i trwałego, powrotu synów marnotrawnych do domu ojcowskiego, w szcze­gólności Żydów i wszystkich innych, którzy również są Moimi stworzeniami i Moimi dziećmi: schizmatyków, heretyków, maso­nów, nieszczęsnych niewiernych, świętokradców i członków róż­nych tajnych sekt. Pragnę, aby – chcąc czy nie chcąc – cały świat wiedział, że istnieje Bóg i Stworzyciel, ten bowiem Bóg, który przemówi podwójnie do ich niewiedzy, jest im nieznany. Nie wiedzą, że Ja jestem ich Ojcem.

Wierzcie Mi, wy którzy Mnie słuchacie czytając te słowa! Gdyby wszyscy ludzie znajdujący się z dala od naszego Kościoła katolickiego usłyszeli o tym Ojcu, który ich kocha, który jest ich Stworzycielem i Bogiem, o Ojcu, który pragnie im dać życie wieczne, duża część z nich, także spośród najbardziej upartych, przyszłaby do tego Ojca, o którym mówilibyście im. Jeżeli nie możecie iść osobiście, aby do nich przemawiać, szu­kajcie innych sposobów. Są tysiące sposobów bezpośrednich i pośrednich. Posługujcie się nimi w pracy, w prawdziwym duchu uczniów i z wielkim zapałem. Obiecuję wam, że wasze wysiłki będą prędko – dzięki łasce – ukoronowane wielkimi sukcesami. Stańcie się apostołami Mojej ojcowskiej Dobroci, a przez gorli­wość, jaką dam wam wszystkim, będziecie mieć siłę i moc nad duszami.

Będę zawsze przy was i w was. Jeżeli dwóch będzie przema­wiać, Ja będę między wami dwoma, jeżeli będzie was więcej, bę­dę między wami. W ten sposób będziecie mówić to, czym Ja was natchnę, i wprowadzę waszych słuchaczy w pożądane nastawie­nie. I tak ludzie zostaną podbici miłością i zbawieni na całą wie­czność.

Jeśli chodzi o sposoby uwielbienia Mnie – tak jak tego pragnę – nie proszę was o nic innego jak tylko o wielkie zawierzenie. Nie sądźcie, że oczekuję od was surowości obyczajów, umart­wień, że chcę, byście chodzili boso lub padali twarzą w proch, posypywali się popiołem itp. …Nie, nie! Chcę i to jest Mi drogie, byście zachowywali wobec Mnie postawę dziecięcą, pełną pros­toty i zaufania Mi!

Z waszą pomocą stanę się wszystkim dla wszystkich, jak naj­czulszy i najbardziej kochający Ojciec. Będę w zażyłości z wami wszystkimi, oddając się wam wszystkim, czyniąc się małym, aby was uczynić wielkimi na wieczność.

Większa część niewierzących, ateistów, bezbożników i róż­nych wspólnot trwa w niegodziwości i niewierze, ponieważ sądzą, że Ja będę wymagał od nich rzeczy niemożliwych. Sądzą, że będą musieli poddać się Moim rozkazom niby niewolnicy tyra­nowi, który – spowity w swą potęgę i pyszny – pozostaje daleko od swych poddanych, aby zmusić ich do szacunku i pobożności. Nie, nie, dzieci Moje! Umiem uczynić się małym tysiąc razy bar­dziej niż przypuszczacie. Wymagam natomiast wiernego przestrzegania przykazań, któ­re dałem Mojemu Kościołowi, byście byli stworzeniami rozum­nymi i nie przypominali zwierząt przez nieposłuszeństwo i złe skłonności; byście mogli zachować ten skarb, którym jest wasza dusza, ofiarowana wam przeze Mnie w pełni boskiej piękności, w jaką ją przyoblekłem.

Następnie – tak jak o to proszę – zróbcie to, o czym was już powiadomiłem dla otoczenia Mnie specjalnym kultem. Dzięki te­mu zrozumcie Moją wolę obdarowania was obficie i dania wam szerokiego udziału w Mojej Potędze i Chwale, jedynie po to, by was uszczęśliwić i zbawić, ujawnić wam Moje jedyne pragnienie kochania was i bycia przez was kochanym. Jeżeli będziecie Mnie kochać miłością dziecięcą i ufną, to będziecie również żywić szacunek pełen miłości i uległości wobec Mojego Kościoła i Mo­ich przedstawicieli.

Nie chodzi o taki szacunek, jaki macie teraz. On bowiem nie dopuszcza was do zażyłości ze Mną, ponieważ was przerażam. Ten fałszywy szacunek, który teraz okazujecie, jest niesprawied­liwością wyrządzaną Sprawiedliwości, jest raną zadawaną naj­bardziej wrażliwej części Mego Serca, jest zapomnieniem, lekce­ważeniem Mojej ojcowskiej Miłości do was.

Źle pojęty szacunek wobec Mnie jest tym, co Mnie najbar­dziej smuciło w Moim izraelskim narodzie i co Mnie wciąż smu­ci w dzisiejszej ludzkości. Nieprzyjaciel ludzi rzeczywiście po­służył się nim, aby wtrącić ich w bałwochwalstwo i spowodować schizmy. Posługuje się nim nadal i zawsze będzie się nim posłu­giwać przeciw wam, aby oddalić was od Prawdy, od Mojego Ko­ścioła i ode Mnie. Ach, nie dajcie się już wlec nieprzyjacielowi, wierzcie w Prawdę, która się wam objawia, i kroczcie w Świetle tej Prawdy.

Wy, dzieci Moje, znajdujące się poza Kościołem katolickim, wiedzcie, że nie jesteście wyłączone z Mojej Miłości ojcowskiej. Kieruję do was serdeczne wezwanie, bo wy także jesteście Moi­mi dziećmi. Jeżeli dotąd żyliście w sidłach, które zastawiał na was demon, to poznajcie teraz, że was oszukał. Przyjdźcie do Mnie, waszego Ojca, a Ja was przyjmę z Radością i Miłością! Również wy, którzy nie znacie żadnej innej religii pozą tą, w której się urodziliście – a ta religia nie jest prawdziwa – otwórz­cie oczy! Oto Ojciec wasz, oto Ten, który was stworzył i pragnie was zbawić! Przychodzę do was, aby przynieść wam Prawdę, a z nią Zbawienie. Widzę, że Mnie nie znacie, że nie wiecie, iż ni­czego innego nie pragnę od was jak tylko tego, byście Mnie po­znali jako Ojca i Stworzyciela a także jako Zbawiciela. I to właś­nie przez tę niewiedzę nie możecie Mnie kochać. Wiedzcie więc, że nie jestem tak bardzo daleko od was, jak sądzicie.

Jakże mógłbym zostawić was samych po stworzeniu was i przybraniu – przez Moją Miłość – za Moje dzieci? Idę za wami wszędzie, strzegę was we wszystkim, aby wszystko stało się po­twierdzeniem Mojej wielkiej hojności wobec was. Mimo to za­pominacie o Moich nieskończonych dobrodziejstwach i mówi­cie: `To natura dostarcza nam wszystkiego, sprawia, że żyjemy i umieramy’. Oto czas Łaski i Światła! Uznajcie więc, że Ja jestem jedynym prawdziwym Bogiem!

Aby dać wam prawdziwe szczęście w tym i przyszłym życiu, pragnę, byście czynili to, co wam proponuję w tym Świetle. Czas jest sprzyjający, nie pozwólcie więc umknąć miłości ofiarowu­jącej się waszemu sercu w sposób tak namacalny!

Jako środek zalecam wszystkim uczestniczenie w liturgii Mszy świętej. Jest to dla Mnie bardzo miłe. Z czasem podam wam inne małe modlitwy, jednak nie chcę was przeciążać! Istot­ne będzie uczczenie Mnie tak, jak wam powiedziałem, przez us­tanowienie Święta ku Mej czci i służenie Mi z prostotą prawdzi­wych dzieci Boga, waszego Ojca, Stworzyciela i Zbawiciela ro­dzaju ludzkiego.

Oto inne świadectwo Mojej Miłości do ludzi: dzieci Moje, nie będę mówił o całej wielkości Mojej nieskończonej Miłości. Wy­starczy otworzyć Księgi święte, popatrzeć na Krucyfiks, Taber­nakulum i Najświętszy Sakrament, by zrozumieć, do jakiego sto­pnia was umiłowałem! Pragnę wam jednak zasygnalizować przed zakończeniem tych niewielu słów, które są jedynie fundamentem Mego Dzieła Miłości wśród ludzi, kilka z niezliczonych dowo­dów Mojej Miłości do was. Robię to dla ukazania wam potrzeby wypełniania się na was Mojej woli i po to, abym był coraz lepiej znany i coraz bardziej kochany!

Dopóki człowiek nie żyje w Prawdzie, dopóty nie doświadcza w ogóle prawdziwej Wolności. Sądzicie, że żyjecie w radości i pokoju wy, Moje dzieci, będące poza prawdziwym Prawem, dla posłuszeństwa któremu was stworzyłem. Jednak w głębi serca czujecie, że nie ma w was ani prawdziwego Pokoju, ani prawdzi­wej Radości i że nie żyjecie w prawdziwej Wolności Tego, który was stworzył i który jest waszym Bogiem, waszym Ojcem!

Nałóg doprowadził was do zła, was, którzy żyjecie w praw­dziwym Prawie lub raczej, którzy obiecaliście przestrzegać tego Prawa danego wam dla zapewnienia waszego zbawienia. Oddali­liście się od Prawa przez wasze niegodziwe postępowanie. Myś­licie, że jesteście szczęśliwi? Nie. Czujecie, że wasze serce nie jest spokojne. Może myślicie, że szukając własnej przyjemności i różnych ludzkich radości wasze serce poczuje się w końcu zas­pokojone? Nie. Pozwólcie Mi powiedzieć wam, że jeśli nie uzna­cie Mnie za waszego Ojca i nie przyjmiecie Mojego jarzma, by stać się prawdziwymi dziećmi Boga, waszego Ojca, nie będzie­cie żyli w prawdziwej wolności ani w prawdziwym szczęściu! Dlaczego? Dlatego, że stworzyłem was w jedynym celu, którym jest poznanie i kochanie Mnie oraz służenie Mi, na wzór proste­go i ufnego dziecka służącego swemu ojcu!

Dawniej, w Starym Testamencie, ludzie postępowali jak zwie­rzęta, nie dbali o żaden znak, który wskazywałby na ich godność dzieci Boga, ich Ojca. Tak więc, aby dać im poznać, iż chciałem ich podnieść do wielkiej godności dzieci Bożych, musiałem nie­kiedy okazać się przeraźliwie surowy. Później – kiedy zobaczy­łem, że niektórzy z nich są dostatecznie rozumni, aby w końcu pojąć, że trzeba ustanowić jakieś różnice między nimi a zwierzę­tami – zacząłem ich napełniać Moimi dobrodziejstwami i zezwa­lałem, by odnosili zwycięstwa nad tymi, którzy nie potrafili je­szcze poznać i zachować swojejgodności. Ponieważ ich liczba wzrastała, posłałem do nich Mojego Syna ozdobionego wszyst­kimi Boskimi doskonałościami – był bowiem Synem Boga dos­konałego. 1 to On wytyczył im drogi doskonałości. Przez Niego zaadoptowałem was w Mojej nieskończonej Miłości jako praw­dziwe dzieci i później nie nazywałem was już zwykłym imie­niem `stworzenia’, ale imieniem `dzieci’.

Przyoblekłem was prawdziwym Duchem Nowego Prawa, któ­ry nie tylko – jak ludzi dawnego prawa – odróżnia was od zwie­rząt, lecz wynosi was ponad ludzi Starego Testamentu. Podnios­łem was wszystkich do godności dzieci Bożych. Tak, jesteście Moimi dziećmi i musicie mówić Mi, że jestem waszym Ojcem. Ufajcie Mi jednak jak dzieci, gdyż bez ufności nigdy nie będzie­cie mieli prawdziwej wolności.

Wszystko to powiedziałem wam, abyście poznali, że Ja przy­chodzę przez to Dzieło Miłości, by pomóc wam skutecznie zrzucić tyrańską niewolę, która więzi wasze dusze. Powiedzia­łem to także po to, aby dać wam zakosztować prawdziwej wol­ności. Z niej wypływa prawdziwe szczęście, wobec którego wszystkie ziemskie radości są niczym. Podnieście się wszyscy ku tej godności dzieci Bożych i nauczcie się szanować waszą wiel­kość, a Ja będę bardziej niż kiedykolwiek waszym Ojcem, naj­bardziej kochającym i najmiłosierniejszym.

Przyszedłem przynieść Pokój przez to Dzieło Miłości temu, kto czci Mnie i ufa Mi. Zwłaszcza gdy Mnie wzywa i kocha jak swego Ojca sprawię, że zstąpi na niego promień Pokoju we wszystkich jego przeciwnościach, niepokojach, we wszelkiego rodzaju udrękach. Jeżeli rodziny będą czcić Mnie i kochać jak Ojca, obdaruję je Moim pokojem, a z nim – Moją Opatrznością.

Jeżeli robotnicy, przemysłowcy i różni rzemieślnicy będą Mnie wzywać i czcić, ofiaruję im Mój Pokój,Moją Siłę, ukażę się im jako Ojciec dobry i miłosierny. Jeżeli w każdej chrześcijańskiej społeczności będzie się Mnie wzywać i czcić, ofiaruję Mój Po­kój, okażę się najczulszym Ojcem i Moją Potęgą zapewnię zba­wienie wieczne dusz.

Jeżeli cała ludzkość wezwie Mnie i uczci, sprawię, że zstąpi na nią, niby dobroczynna rosa, Duch Pokoju. Jeżeli wszystkie narody będą Mnie wzywać i czcić, nigdy nie będzie już niezgody ani wojen, gdyż Ja jestem Bogiem Pokoju i tam gdzie jestem nie będzie wojny.

Chcecie osiągnąć zwycięstwo nad waszym nieprzyjacielem? Wzywajcie Mnie, a zatriumfujecie nad nim zwycięsko. Przecież wiecie, że wszystko mogę Moją Potęgą. Zatem ofiarowuję wszy­stkim tę Potęgę, abyście się nią posługiwali teraz i w wieczności. Ja zawsze okażę się waszym Ojcem, obyście tylko wy dawali się poznać jako Moje dzieci. Czego mógłbym pragnąć przez to Dzie­ło Miłości, jeśli nie znalezienia serc mogących Mnie zrozumieć?

Jestem Świętością, którą posiadam w doskonałości i pełni. Ofiarowuję wam tę Świętość, której jestem Twórcą, przez Moje­go Ducha Świętego, i przywracam ją waszym duszom przez za­sługi Mojego Syna. To właśnie przez Mojego Syna i Ducha Świętego przychodzę ku wam, do was i w was szukam Mojego wypoczynku.

Dla niektórych dusz te słowa: `przychodzę do was’, wydawać się będą tajemnicą, jednak nie ma w nich żadnej tajemnicy. Po tym bowiem jak zleciłem Mojemu Synowi ustanowienie Naj­świętszej Eucharystii, postanowiłem wchodzić w was za każdym razem, gdy przyjmujecie Świętą Hostię. Oczywiście, nic Mi nie przeszkadzało przychodzić do was także przed ustanowieniem Eucharystii, bo nie ma dla Mnie nic niemożliwego! Jednak przyj­mowanie tego Sakramentu jest działaniem łatwym do zrozumie­nia i wyjaśnia wam ono, w jaki sposób przychodzę do was.

Kiedy jestem w was łatwiej wam daję to, co posiadam, pod warunkiem że Mnie o to prosicie. Przez ten Sakrament łączycie się ze Mną ściśle i to w tej bliskości wylanie Mojej Miłości spra­wia, że w duszy waszej rozlewa się Świętość, którą Ja posiadam. Zalewam was Moją Miłością, zatem powinniście Mnie prosić o cnoty i doskonałość, których potrzebujecie, a możecie być pe­wni, że w tych chwilach odpoczynku Boga w sercu Jego stwo­rzenia nic nie będzie wam odmówione.

Ponieważ posiadacie miejsce Mojego odpoczynku, czy więc nie zechcielibyście Mi go dać? Jestem waszym Ojcem i waszym Bogiem, czy ośmielicie się odmówić Mi tego? Ach, nie sprawiaj­cie Mi cierpienia waszym okrucieństwem wobec Ojca, który pro­si was o tę jedyną łaskę dla Siebie.

Zanim skończę to Orędzie, pragnę wyrazić życzenie wobec pewnej liczby dusz poświęconych Mojej służbie. Tymi duszami jesteście wy, kapłani, zakonnicy i zakonnice. Jesteście poświę­ceni Mojej służbie bądź w kontemplacji, bądź w dziełach miło­sierdzia i apostolatu. Z Mojej strony jest to przywilej Mojej Do­broci, z waszej – wierność powołaniu dzięki waszej dobrej woli.

Oto i to życzenie: wy, którzy łatwiej pojmujecie to, czego oczekuję od ludzkości, proście Mnie, abym mógł spełniać Dzieło Mojej Miłości we wszystkich duszach. Wy znacie wszystkie trudności, które trzeba przezwyciężyć, aby zdobyć jedną duszę. Oto więc skuteczny środek, który sprawi, że łatwo wam będzie pozyskać dla Mnie ogromne mnóstwo dusz: środek ten polega właśnie na doprowadzeniu do tego, że będę znany, kochany i czczony przez ludzi.

Przede wszystkim pragnę, abyście właśnie wy zaczęli jako pierwsi. Co za radość dla Mnie zająć pierwsze miejsce w do­mach kapłanów, zakonników i zakonnic!

Co za radość dla Mnie znaleźć się jako Ojciec wśród dzieci Mojej Miłości! Z wami, Moi bliscy, rozmawiać będę jak z przy­jaciółmi! Będę dla was najdyskretniejszym z powierników! Będę dla was wszystkim, tym, Kto wystarczy wam za wszystko. Będę przede wszystkim Ojcem, który przyjmuje wasze pragnienia, na­pełniając was Swoją Miłością, Swoimi dobrodziejstwami, Swoją wszechobejmującą czułością.

Nie odmawiajcie Mi tej radości, której pragnę zażywać wśród was! Oddam wam ją stokrotnie i, ponieważ będziecie Mnie czcić, również i Ja uczczę was, przygotowując dla was wielką chwałę w Moim Królestwie! Jestem Światłością światłości. Tam gdzie Ona wniknie, będzie życie, chleb i szczęście. Ta Światłość oświeci pielgrzyma, sceptyka, ignoranta. Oświeci was wszyst­kich, o ludzie, żyjący na tym świecie pełnym ciemności i nało­gów. Gdybyście nie mieli Mojej Światłości, wpadalibyście w o­tchłań śmierci wiecznej!

Ta Światłość wreszcie oświecać będzie drogi – prowadzące do prawdziwego Kościoła katolickiego – biednym dzieciom będą cym jeszcze ofiarami zabobonów. Okażę się Ojcem tych, którzy najbardziej cierpią na tej ziemi, dla nieszczęsnych trędowatych.

Okażę się Ojcem tych wszystkich ludzi, którzy są opuszczeni, wyłączeni z każdej ludzkiej społeczności. Okażę się Ojcem stra­pionych, Ojcem chorych, a przede wszystkim konających. Okażę się Ojcem wszystkich rodzin, sierot, wdów, więźniów, robotni­ków, młodzieży. Okażę się Ojcem we wszystkich potrzebach. W końcu okażę się Ojcem królów, Ojcem ich narodu. Wszyscy od­czujecie Moją Dobroć, wszyscy odczujecie Moją Opiekę i wszy­scy ujrzycie Moją Potęgę!

Dla wszystkich Moje Ojcowskie i Boskie Błogosławieństwo. Amen! Szczególnie dla Mojego syna i Przedstawiciela. Amen! Szczególnie dla Mojego syna Biskupa. Amen! Szczególnie dla Mojego syna, twojego Ojca duchownego. Amen! Szczególnie dla Moich córek, twoich Matek. Amen. Dla całej Kongregacji Mojej Miłości. Amen! Dla całego Kościoła i dla całego Kleru. Amen! Szczególne błogosławieństwo dla Kościoła w Czyśćcu. Amen! Amen!

Zobacz też modlitwę Matki Eugenii do Boga

Modlitwa Matki Eugenii do Boga

O, mój Ojcze niebieski, jak jest słodko i miło wiedzieć, że Ty jesteś moim Ojcem, a ja – Twoim dzieckiem! Przede wszystkim wtedy, gdy niebo mojej duszy jest czarne, a mój krzyż zbyt cięż­ki, odczuwam potrzebę, aby Ci powiedzieć:

Ojcze, wierzę w Twoją miłość do mnie!

Tak, wierzę, że Ty jesteś moim Ojcem, a ja – Twoim dziec­kiem! Wierzę, że czuwasz w dzień i w nocy nade mną i że nawet jeden włos nie spadnie z mojej głowy bez Twojego pozwolenia! Wierzę, że jako nieskończenie Mądry wiesz lepiej niż ja, co jest dla mnie korzystne! Wierzę, że jako nieskończenie Mocny wy­prowadzasz dobro ze zła! Wierzę, że jako nieskończenie Dobry, sprawiasz, iż wszystko służy dobru tych, którzy Cię kochają i pomimo rąk, które mnie ranią, całuję Twoją dłoń, która leczy!

Wierzę, lecz pomnóż moją wiarę, a zwłaszcza moją nadzieję i moją miłość!

Naucz mnie dobrze widzieć Twoją miłość, która kieruje wszy­stkimi wydarzeniami mojego życia. Naucz mnie zdawać się na Twoje prowadzenie jak dziecko w ramionach swej matki.

Ojcze, Ty wiesz wszystko, Ty widzisz wszystko, Ty znasz mnie lepiej, niż ja znam samą siebie. Wszystko możesz i kochasz mnie !

O, mój Ojcze, ponieważ chcesz, abyśmy prosili Cię o wszyst­ko, przychodzę z ufnością prosić Cię z Jezusem i Maryją o… (należy wymienić łaskę, o jakiej otrzymanie się prosi).

W tej intencji ofiarowuję Ci – w jedności z ich Najświętszymi Sercami – wszystkie moje modlitwy, ofiary i umartwienia oraz największą wierność moim obowiązkom.4

Udziel mi światła, siły i łaski Twojego Ducha! Umocnij mnie w tymże Duchu tak, żebym nigdy go nie straciła, nie zasmuciła ani nie osłabiła we mnie.

 

Jeśli modlitwę tę odmawia się jako nowennę, można dodać: «Przyrzekam Ci wierność szczególnie przez te dziewięć dni w sytuacjach…. w spotkaniach….. ».

Mój Ojcze, proszę Cię o to w Imię Jezusa Chrystusa, Twojego Syna. A Ty, o Jezu, otwórz Swoje Serce i włóż w nie moje serce, a potem razem z Sercem Maryi ofiaruj je naszemu Boskiemu Oj­cu! W zamian za to wyproś mi łaskę, której tak potrzebuję!

Mój Boski Ojcze, spraw, by Cię poznali wszyscy ludzie. Niech cały świat ogłasza Twoją dobroć i Twoje miłosierdzie! Bądź moim czułym Ojcem i chroń mnie wszędzie jak źrenicy Twoich oczu. Niech na zawsze zachowam godność Twojego dziecka. Zmiłuj się nade mną!

Boski Ojcze, słodka Nadziejo naszych dusz, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi!

Boski Ojcze, nieskończona Dobroci objawiająca się wobec wszystkich narodów, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi! Boski Ojcze, dobroczynna Roso dla ludzkości, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi!

 

Przeczytaj też kim była Eugenia Elisabetta Ravasio

Kim była Matka Eugenia? Kim było to stworzenie, które Ojciec nazywał: „umiłowana córka…”, „Moja roślinka”?

Uważamy, że Matka Eugenia była i nadal jest jednym z najwięk­szych Świateł tych czasów, małym prorokiem nowego Kościoła, w którym Ojciec jest w centrum i na szczycie wszelkiej wiary i Jedności, jest najdoskonalszym ideałem wszelkiej duchowości. Jest światłem, które Ojciec ofiarował światu w tych czasach chaosu i ciemności, aby poznał drogę, którą należy postępować.

Urodziła się 4 września 1907 roku, w rodzinie wieśniaczej, w San Gervasio d’Adda (obecnie Capriate San Gervasio) w prowincji Berga­mo. Uczęszczała jedynie do szkoły podstawowej i po kilku latach pra­cy w fabryce wstąpiła, w wieku lat 20, do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Apostołów, gdzie rozwinęła się jej wielka osobowość charyzma­ tyczna, która spowodowała, że już w wieku 25 lat została wybrana Matką Generalną tego Zgromadzenia. Abstrahując od jej wymiaru du­chowego, do jej wejścia w historię wystarczyłaby jej działalność na po­lu społecznym. W ciągu 12 lat działalności misyjnej otworzyła niemal 70 ośrodków – ze szpitalem, szkołą, kościołem – w najbardziej opusz­czonych miejscach Afryki, Azji i Europy. Odkryła pierwsze lekarstwo przeciw trądowi, otrzymując je z ziarna pewnej rośliny tropikalnej, le­karstwa, które później zbadano i opracowano w Instytucie Pasteura w Paryżu. Zachęciła do misji apostolskiej Raoula Follereau, który w o­parciu o podwaliny przez nią położone został uznany apostołem trędo­watych.

Zaprojektowała i zrealizowała w Azopte (Wybrzeże Kości Sło­niowej) w latach 1939-41 «Miasto Trędowatych» – ogromne centrum przyjęć tych chorych – o powierzchni 200 tys. mZ, które nadal jest przodującym centrum w Afryce i na świecie. Za to osiągnięcie Francja przyznała Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Apostołów – którego Ma­tka Eugenia była Przełożoną Generalną w latach 1935-1947 – najwyż­sze odznaczenie narodowe za dzieła o charakterze społecznym.

Matka Eugenia powróciła do Ojca 10 sierpnia 1990 roku. Najważ­niejszą rzeczą, jaką nam pozostawiła, jest Orędzie, które tu prezentu­jemy: Ojciec mówi do Swoich dzieci. Jedyne objawienie dokonane oso­biście przez Boga Ojca i uznane przez Kościół za autentyczne po 10 la­tach najbardziej rygorystycznych badań. Godnym uwagi jest fakt, że Ojciec – w 1932 roku – przekazał Orędzie Matce Eugenii po łacinie, języku całkowicie jej nieznanym. W 1981 roku poznaliśmy to orędzie, a w 1982 roku – w 50 rocznicę – opublikowaliśmy je w języku włos­kim. Liczne cuda łaski, które z Orędzia tego wypłynęły, pobudziły nas do bezpłatnego rozpowszechniania go w więzieniach, koszarach, szpi­talach. Zatroszczyliśmy się o jego druk w języku francuskim, angiels­kim, niemieckim, hiszpańskim i polskim. W opracowaniu jest przekład rosyjski.

A teraz, przed Orędziem, świadectwo Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble. Pokój Wam i Dobro.

                                                                               O. Andrea d’Ascanio o. f. m. cap.

 

 

ŚWIADECTWO JEGO EKSCELENCJI BISKUPA GRENOBLE ALEKSANDRA CAILLOT na podstawie raportu sporządzonego w czasie badania kanonicznego dotyczącego Matki Eugenii Elisabetty Ravasio.

Minęło 10 lat, od kiedy jako biskup Grenoble zadecydowałem 0 otwarciu procesu kanonicznego dotyczącego przypadku Matki Eugenii. Posiadam teraz wystarczające podstawy, aby przedsta­wić Kościołowi moje świadectwo Biskupa:

1. Pierwszy pewnik ukazuje się w pełnym świetle podczas procesu: niepodważalność cnót Matki Eugenii.

Od pierwszych chwil życia zakonnego Siostra przyciągała u­wagę przełożonych pobożnością, posłuszeństwem, pokorą. Prze­łożone – zaniepokojone niezwykłym charakterem wydarzeń, któ­re miały miejsce w czasie jej nowicjatu – zamierzały pozbyć się jej z klasztoru. Wahały się i w końcu musiały zrezygnować ze swego zamiaru, biorąc pod uwagę przykładne życie siostry. Pod­czas badania siostra Eugenia dawała dowody wielkiej cierpli­wości i doskonałej uległości. Poddawała się wszystkim badaniom lekarskim bez skargi, odpowiadała na pytania, często długie i u­ciążliwe, Komisji teologicznych i lekarskich, akceptowała prze­ciwności i próby.

Wszyscy badający chwalili przede wszystkim jej prostotę. Wiele okoliczności pozwalało także odkryć, że Siostra była zdol­na do praktykowania cnót w sposób heroiczny -jak poświadcza­ją teolodzy – zwłaszcza posłuszeństwa okazywanego podczas badania przeprowadzonego przez o. Augusta Valencin w czerw­cu 1934, i pokory w bolesnym dniu 20 grudnia 1934.

Jeśli chodzi o jej funkcje Przełożonej Generalnej, mogę po­twierdzić, że uważałem ją za osobę bardzo oddaną obowiązkom, poświęcającą się swemu zadaniu, które musiało się jej wydać o wiele trudniejsze, ponieważ nie była do niego przygotowana.

Robiła to z wielką miłością do dusz, do swego Zgromadzenia i do Kościoła. Tych, którzy żyją blisko niej zdumiewa, mnie rów­nież, jej siła duchowa w trudnościach.

To nie tylko cnoty robią na mnie wrażenie, także i przymioty, które Matka ujawnia przy sprawowaniu władzy i fakt, że docho­dzi do powierzenia zakonnicy niezbyt wykształconej najwyższej funkcji Zgromadzenia. Jest w tym coś niezwykłego i, z tego pun­ktu widzenia, wywiad przeprowadzony przez mego Wikariusza Generalnego Mons. Guerry w dniu elekcji jest bardzo sugestyw­ny. Wszystkie odpowiedzi członkiń kapituły, przełożonych i de­legatek z różnych misji, pokazały, że – pomimo młodego wieku kandydatki i przeszkód kanonicznych, które normalnie skłaniały­by do odrzucenia jej nominacji, wybrały Siostrę Eugenię na Przełożoną Generalną w uznaniu jej przymiotów takich jak zdol­ność wydawania sądów, równowaga duchowa, energia i stanow­czość. Wydaje się, iż rzeczywistość o wiele przekroczyła oczeki­wania, jaką elektorki pokładały w tej, którą desygnowały. To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to przede wszystkim jej inte­ligencja błyskotliwa, żywa, przenikliwa.

Powiedziałem, że jej wykształcenie było niedostateczne, ale z powodów niezależnych od jej woli; długa choroba Matki zmusiła ją, bardzo jeszcze młodą, do starań o dom, co było powodem częstego opuszczania szkoły. Później nastąpiły, aż do wstąpienia do klasztoru, ciężkie lata w fabryce, gdzie pracowała jako tkacz­ka. Pomimo tych zasadniczych braków, których następstwa są widoczne w jej sposobie pisania i w ortografii, Matka Eugenia prowadzi wiele konferencji dla swojej wspólnoty. Należy wziąć pod uwagę, że sama redagowała pisma okólne dla Zgromadzenia oraz umowy zawierane z zarządami miejskimi lub radami nad­zorczymi zakładów leczniczych powierzonych siostrom Matki Bożej Apostołów. Pełniła długoletnie funkcje kierownicze.

Ma jasne i właściwe rozeznanie w każdej sytuacji, także w sprawach sumienia. Jej dyrektywy są jasne, wyraźne, szczególnie praktyczne. Zna każdą z osobna ze swoich 1400 córek, ich zdolności, zalety i w ten sposób udaje się jej przydzielając różne zadania wybrać najodpowiedniejsze. Posiada również dogłębną, osobistą znajomość potrzeb i zasobów swego Zgromadzenia oraz sytuacji każdego domu. Wizytowała wszystkie swoje misje.

Pragniemy także podkreślić jej zmysł przewidywania. Wpro­wadziła wszystkie niezbędne zarządzenia, aby w przyszłości każdy zakład leczniczy i szkolny dysponował siostrami dyplo­mowanymi i miał to, co potrzebne do życia i rozwoju. Wreszcie szczególnie interesujące wydaje mi się zwrócenie uwagi na fakt, że Matka Eugenia zdaje się być obdarzona usposobieniem stano­wczym, poczuciem realizmu i wolą twórczą. W przeciągu 6 lat powołała do życia 67 fundacji i potrafiła wprowadzić w Zgroma­dzeniu istotne potrzebne ulepszenia.

Jeżeli uwydatniam cechy jej inteligencji, osądu i woli, jej zdolności administracyjne to dlatego, że wydaje mi się, iż defini­tywnie rozpraszają wszystkie hipotezy formułowane podczas procesu, których nie można było utrzymać: hipotezy o halucyna­cji, złudzeniach, spirytyzmie, histerii, obłędzie.

Życie Matki jest stałym potwierdzeniem i manifestacją jej równowagi umysłowej i ogólnej i, również dla bliskich obserwa­torów, ta równowaga zdaje się być dominującą cechą jej osobo­wości. Inne hipotezy sugestii i manipulowania mające pobudzić badających do zadania sobie pytania, czy nie znajdują się w obe­cności natury bardzo wrażliwej, prawdziwego szlifowanego zwierciadła, odczuwającego skutki wszystkich wpływów i su­gestii, zostały również zdementowane przez codzienną rzeczywi­stość.

Matka Eugenia, jakkolwiek obdarzona wrażliwą naturą i ży­wym temperamentem udowodniła, że nie wyróżniała nikogo i że daleka od poddawania się wpływom uwag ludzi, potrafiła bronić swoich planów,swojej działalności, realizacji projektów i narzu­cać je innym przez swoje osobiste oddziaływanie. Prosty fakt więcej ukaże, niż wszelka ocena: następnego dnia po swoim wy­borze na Przełożoną Generalną musiała przystąpić do nominacji kilku przełożonych. Nie zawahała się przed dokonaniem wy­miany jednej z nich, chociaż ta dopiero co głosowała za nią, a lądując w Egipcie dowiedziała się o cofnięciu poruczonej jej funkcji pocztą lotniczą.

2. Przedmiot misji.

Przedmiot misji, który byłby powierzony Matce Eugenii jest sprecyzowany i z doktrynalnego punktu widzenia wydaje mi się słuszny i stosowny.

Przedmiot ścisły: poznać i czcić Ojca, przede wszystkim przez ustanowienie specjalnego święta, o które proszony jest Kościół. Proces ustalił, że święto liturgiczne ku czci Ojca mieściłoby się w zarysie całego katolickiego kultu, zgodnie z tradycyjnym du­chem modlitwy katolickiej, która wznosi się ku Ojcu za pośred­nictwem Syna, w Duchu Świętym, jak to wykazują modlitwy Mszy i liturgiczne ofiarowanie chleba i wina Ojcu w Świętej O­fierze. Z drugiej strony jest rzeczą dziwną, że nie istnieje żadne specjalne święto ku czci Ojca: Trójca Święta jest czczona jako taka, Słowo i Duch Święty są czczeni w ich misji, w ich prze­jawach zewnętrznych, tylko Ojciec nie ma własnego święta, któ­re zwróciłoby uwagę chrześcijan na Jego Osobę. Jak wynika z dostatecznie szeroko przeprowadzonej ankiety wśród wielu wier­nych z różnych klas społecznych, a nawet wśród licznych kap­łanów i osób konsekrowanych, tę nieobecność liturgicznego święta ku Jego czci przypisuje się faktowi, że: „Ojciec nie jest znany, nie modli się do Niego, nie myśli się o Nim”. Kto prze­prowadzał badania, odkrył również ze zdziwieniem, że wielka liczba chrześcijan oddala się od Ojca, gdyż widzą w Nim groźne­go Sędziego. Wolą zwracać się do ludzkiej natury Jezusa i wszy­scy oni proszą Chrystusa, by osłaniał ich przed gniewem Ojca! Pierwszym skutkiem specjalnego święta byłoby wniesienie porządku w pobożność wielu chrześcijan i przypomnienie im za­lecenia Boskiego Zbawiciela: „Wszystko to, o co prosić będzie­cie Ojca w Imię moje..:” i następnie „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz…”. Jednocześnie liturgiczne święto ku czci Ojca po­mogłoby im także podnieść wzrok ku temu, którego św. Jakub A­postoł nazywał: „Ojcem świateł, od którego otrzymujemy każde dobro i wszelki dar doskonały…” Przyzwyczaiłoby dusze do za­uważania dobroci Bożej, dobrodziejstw Boga i Jego ojcowskiej Opatrzności i że ta Opatrzność jest właśnie Opatrznością Boga Trójjedynego; i to przez Swoją Boską naturę wspólną Trzem O­sobom Bóg wylewa na świat niewypowiedziane skarby Swego nieskończonego miłosierdzia.

Wydawałoby się przeto na pierwszy rzut oka, że nie ma żad­nego specjalnego powodu do czczenia Ojca w szczególności, je­dnak czy to nie Ojciec właśnie posłał Syna Swojego na świat? Jeżeli w najwyższym stopniu sprawiedliwe jest oddanie czci Sy­nowi i Duchowi Świętemu za ich widoczne przejawianie się, czy nie byłoby sprawiedliwe i słuszne składać dzięki Bogu Ojcu, jak wymagają tego prefacje mszalne, za dar, który On nam uczynił ze Swego Syna?

Przedmiot właściwy tego specjalnego święta rysuje się więc w sposób jasny: czcić Ojca, dziękować Mu, wielbić Go za to, że dał nam Swego Syna. Jednym słowem, jak dokładnie mówi o­rędzie: czcić Go, dziękować Mu i wielbić Go jak Twórcę Zba­wienia. Składać dziękczynienie Temu, który tak bardzo umiłował świat, że dał Syna Swego Jednorodzonego, aby wszyscy ludzie, zjednoczeni w Mistycznym Ciele Chrystusa, w tym Synu stali się dziećmi w Nim. Czy w chwili, w której świat skołowany doktry­nami laicyzmu, ateizmu i współczesnymi filozofiami nie zna już Boga, prawdziwego Boga, święto to nie dałoby wielu ludziom poznać Ojca żyjącego, którego objawił nasz Jezus, Ojca miło­sierdzia i dobroci? Czy nie przyczyniłoby się do wzrostu liczby tych czcicieli Ojca „w duchu i prawdzie”, których Jezus zapowiedział? W chwili, w której świat wstrząsany morderczymi wojnami doświadcza potrzeby poszukiwania trwałej zasady jed­ności dla zbliżenia między narodami, święto to przyniosłoby mo­cne światło pouczające ludzi, że wszyscy oni mają tego samego Ojca w niebie: Tego, który dał im Jezusa, ku któremu ich przy­ciąga jako członków Jego Mistycznego Ciała w jedności tegoż Ducha Miłości!

W chwili, w której tak wiele dusz wycieńczonych lub zmęczo­nych doświadczeniami wojny mogłoby gorąco pragnąć zwrócić się ku głębokiemu życiu wewnętrznemu, czy to święto nie byłoby zdolne poruszyć je „od wewnątrz”, aby adorować Ojca, który jest ukryty, i aby ofiarować się w synowskiej i szczodrej ofierze Ojcu, jedynemu źródłu życia Trójcy Świętej w nich? Czy takie święto nie utrzymałoby pięknego rytmu życia nadprzyro­dzonego, które logicznie pociąga dusze ku duchowemu dziecięct­wu i ku synowskiemu życiu z Ojcem dzięki zaufaniu, zdaniu się na Wolę Bożą, duchowi wiary?

Z drugiej strony, odrębny od tego zagadnienia specjalnego święta i jakiejkolwiek decyzji Kościoła w tym względzie, jest tutaj problem doktryny. Wybitni teolodzy uważają, że teoria więzi duszy z Trójcą Świętą powinna być pogłębiona i że mogła­by być dla dusz źródłem światła o życiu w jedności z Ojcem i Synem, o którym mówi św. Jan – zaufany Jego Najświętszego Serca – o uczestnictwie w życiu Jezusa, Syna Ojca, poprzez upo­dobnienie się do Niego, szczególnie w jego synowskiej miłości do Ojca.

Cokolwiek wyniknie z tych teologicznych problemów, chcę tu podkreślić ten fakt: nie mająca wykształcenia teologicznego bie­daczka oświadcza, że otrzymuje od Boga wiadomości, które mo­głyby być doktrynalnie bardzo cenne. Wymyślone konstrukcje jakiejś wizjonerki są ubogie, jałowe, niespójne. Tymczasem orę­dzie, o którym Matka Eugenia mówi, że zostało jej powierzone przez Ojca, jest owocne, naznaczone harmonijnym skrzyżowa­niem dwóch cech czyniącym je bardziej wiarygodnym. Z jednej strony mieści się w tradycji Kościoła, nie wnosi nowości. To mogłoby bowiem wzbudzać podejrzenia. Orędzie nieustannie powtarza, iż wszystko już zostało powiedziane w objawieniu Chrystusa o Ojcu i że wszystko jest w Ewangelii. Z drugiej stro­ny orędzie wyjaśnia, że ta doniosła prawda o poznaniu Ojca do­maga się ponownego przemyślenia, pogłębienia, wcielenia w ży­cie.

Widoczna jest dysproporcja między nieudolnością narzędzia – niezdolnego do samodzielnego odkrycia tego rodzaju doktryny – a głębią przekazywanego przez Siostrę orędzia. Czyż nie pozwa­la to dostrzec, że inna wyższa przyczyna, nadprzyrodzona, Bos­ka wdała się w powierzenie jej tego Orędzia? Nie widzę, jak mo­żna by po ludzku wytłumaczyć odkrycie przez Siostrę idei, której oryginalność i owocność dociekliwi teolodzy bardzo powoli do­piero dostrzegali.

Również inny jeszcze fakt wydaje mi się bardzo sugestywny: kiedy Siostra Eugenia oświadczyła, że miała objawienia Ojca, badający ją teolodzy odparli jej, że objawienia Ojca są same w sobie niemożliwe i że jeszcze nigdy w historii nie miały miejsca. Obiekcjom tym Siostra oparła się, wyjaśniając po prostu: „Ojciec powiedział mi, żebym opisała to, co widziałam. On prosi Swoich synów teologów, żeby szukali”. Siostra nigdy niczego nie zmie­niła w swoich wyjaśnieniach, przez długie miesiące potwierdzała swoje zapewnienia.

To dopiero w styczniu 1934 roku teologie odkryli u samego św. Tomasza z Akwinu odpowiedź na zarzuty, które podnosili. Odpowiedź wielkiego Doktora dotycząca rozróżnienia między objawianiem się a misją była jasna. Pokonała przeszkodę, która paraliżowała cały proces. Wbrew uczonym teologom rację miała niewykształcona ignorantka. Jak po ludzku wytłumaczyć, także w tym przypadku, światło, mądrość i wytrwałość Siostry? Fał­szywa wizjonerka usiłowałaby dostosować się do wyjaśnień teo­logów. Siostra nie ustępowała: oto nowe powody, dla których jej świadectwo wydaje się być godne ufnej obrony.

W każdym razie to, co wydaje mi się zasługiwać na uwagę, to przybrana postawa rezerwy wobec cudowności. Fałszywe misty­czki wysuwają ją na pierwszy plan, widząc raczej tylko rzeczy niezwykłe. W przypadku Siostry postawiona jest ona na drugim miejscu jako próba i sposób. Nie ma egzaltacji, jest harmonia wartości, która stwarza dobre wrażenie.

O badaniu przeprowadzonym przez teologów niewiele mogę powiedzieć. Czcigodni ojcowie Alberto i Augusto Valencin są poważani dla swego autorytetu w dziedzinie filozofii i teologii i dla swej wiedzy także o życiu duchowym. Musieli już wcześniej wdawać się w sprawy tego rodzaju, które i teraz zostały poddane ich badaniu. Wiemy, że uczynili to z wielką roztropnością. Dla­tego nasz wybór padł na nich. Jesteśmy im wdzięczni za współ­pracę ofiarną i prawdziwie sumienną. Ich świadectwo na korzyść Siostry i przychylenie się do nadprzyrodzonego wyjaśnienia wy­darzeń w ich całości ma o tyle większą wartość, że przez tak dłu­gi czas ociągali się, początkowo wrodzy i sceptyczni, później wahający. Powoli przekonywali się, uprzednio podnosząc wszel­kiego rodzaju zarzuty i poddając Siostrę ciężkim próbom.

Wnioski

Wedle mej duszy i sumienia, w najżywszym poczuciu odpo­wiedzialności wobec Kościoła oświadczam:

Jedynie przyjmując interwencję nadprzyrodzoną i Boską, mo­żna dać logiczne i zadowalające wyjaśnienie ogółu wydarzeń. To wyjątkowe wydarzenie, pozbawione wszystkiego, co je o­tacza, wydaje mi się pełne szlachetności, podniosłości i nadprzy­rodzonej owocności.

Prosta zakonnica wezwała dusze do prawdziwego kultu Ojca, takiego jakiego uczył Jezus i jaki Kościół ustalił w liturgii. Nie ma w tym nic niepokojącego, nic innego tylko wielka prostota i zgodność z prawdziwą doktryną.

Nawet gdyby pominąć cudowne zdarzenia towarzyszące temu orędziu, zachowałoby ono i tak całą swoją wartość. Kościół – niezależnie od osobliwego zdarzenia związanego z Siostrą – wy­powie się, czy idea specjalnego święta może być przyjęta ze względów doktrynalnych.

Wierzę, iż wielki dowód autentyczności misji Siostry dostar­czony nam został przez sposób, w jaki zastosowuje ona do real­nego życia piękną, przypominaną nam przez siebie doktrynę. Uważam za właściwe pozwolić jej kontynuować to dzieło. Wie­rzę, że jest w nim palec Boży i — po 10 latach badania, rozważa­nia i modlitwy – błogosławię Ojca, że zaszczycił Swym wybo­rem moją diecezję, jako miejsce tak wzruszających objawień Je­go miłości.

+ Aleksander Caillot Biskup Grenoble m okresie, w który zostało dane Orędzie

 

bogojciec-big
Pobierz duże zdjęcie naszego
Boga Ojcai wydrukuj

Pobierz zdjęcie naszego Boga Ojca i wydrukuj

 

Ewangelia – źródło wiedzy o Jezusie i jego życiu. Ojciec Adam zachęca, aby czytać ją tak, jak byśmy nigdy wcześniej nie słyszeli, tego co czytamy.

Na przykład „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie”, wszyscy znamy, wszyscy wiemy o co chodzi. Ale czy na pewno? Tylko w 2% jest ona o tym, byśmy zauważali bliźniego i pomagali mu w potrzebie. Jednak każda przypowieść Jezusa jest kierowana do „kogoś”, ma jakiś kontekst. Tu „uczony w piśmie” staje przed Jezusem i pyta, co zrobić by osiągnąć życie wieczne? Jezus opowiedział mu przypowieść o Samarytaninie właśnie i odwrócił jego pytanie. Kto jest bliźnim pobitego i samotnego człowieka w rowie? Tym samym wzywa nas do odwracania perspektywy z „ja w centrum wszechświata” na „on (kimkolwiek jest) w centrum wszechświata”.

W przypowieści Człowiek schodził z Jerozolimy (wysoko) do Jerycha (nisko, depresja). Jerozolima jest uosabiana z rajem na ziemi, przyszłym miastem wszelkiej szczęśliwości (Apokalipsa), Jerycho zaś jest miastem, w którym rządzi noc i grzech, miasto bez życia. Czym jest twoja Jerozolima? Czym jest twoje Jerycho?
Kolejną ważną metaforą jest napaść zbójców i odarcie z szat. Symbolizuje to wstyd, jakiemu towarzyszy schodzenie w ciemność grzechu. Wstyd przed ludźmi, przed samym sobą, ale przede wszystkim przed Bogiem.

W swoim życiu możesz spotkać wielu ludzi, którzy nawet jeśli zauważą twoją niedolę, nie będą w stanie ci pomóc lub gorzej, nie będą chcieli ci pomóc, jak pierwszy człowiek z przypowieści – kapłan, czy drugi człowiek – lewita (pracujący w świątyni) w szerszej perspektywie wierny, każdy z nas. Będziesz miał ogromne szczęście, jeśli spotkasz na swej drodze Samarytanina, (czyli kogoś kim w tamtych czasach się gardziło). Jezus jest Samarytaninem pochylającym się nad grzesznikiem, który zszedł z drogi dziecięctwa Bożego – „z Jerozolimy do Jerycha”. Nasza droga do zbawienia wiedzie przez Jezusa, tylko On, nikt inny może nam w tym pomóc.

Aby odpowiedzieć na tytułowe pytanie musimy zdać sobie sprawę z tego w jakim momencie życia jesteśmy, co jest dla nas ważne, Kto jest dla nas ważny? Bóg czeka na nasz gest, na zaproszenie go, resztę zrobi sam. Tylko czy mu na to pozwolisz? Pomódl się teraz do niego i powiedź: Ojcze pomóż mi bo sam nie daję rady, proszę pomóż mi!