Objawienie Najświętszej Maryi Panny w Fatimie
- Opis objawień
„To była najsmutniejsza wieczerza w moim życiu” – zapisała młodziutka jeszcze Łucja dos Santos jesienią 1916 roku. Jej matka, Maria Rosa, płakała z żalu, patrząc na stół.
Państwo dos Santos, wieśniacy z siedmiorgiem dzieci, przeżywali ciężkie czasy w maleńkim siole Aljustrel, o pół mili od Fatimy. Fatimę od stolicy Portugalii, Lizbony, dzieliło może siedemdziesiąt mil. Kraj ten przeżywał udrękę. W marcu wypowiedział Niemcom wojnę, włączając się tym samym w pierwszą wojnę światową.
Manuel, jeden z dwóch braci Łucji, został wcielony do wojska. Antonio, ich ojciec i głowa rodziny, rozpił się i zaniedbywał obowiązki względem najbliższych. Maria Rosa, nie mając oparcia w Manuelu, niewiele mogła zrobić, by zapobiec stopniowemu pogrążaniu się rodziny w biedzie.
Tamten rok okazał się niezwykle absorbujący nie tylko dla Marii Rosy, ale i dla Łucji, jej najmłodszej latorośli. Stwierdzić jednak należy, że córkę pochłaniały sprawy diametralnie różne od tych, którymi żyła jej matka. Maria Rosa nie miała pojęcia, że dziewięcioletniej Łucji już trzykrotnie objawił się anioł.
W pierwszych dniach lata Łucja, do której należała opieka nad owcami, trafiła do jaskini znajdującej się w pobliżu Cabeco, na ziemi jej ojca. Towarzyszyło jej dwoje kuzynów, ośmioletni Franciszek Marto i jego siostra, sześcioletnia Jacynta. Dzieci te przekonały swoich rodziców, Manuela (którego Łucja nazywała Ti – „wujkiem”) i Olimpię Marto, by pozwolili im doglądać rodzinnej trzódki, zwłaszcza że towarzyszyła im Łucja.
Niebo pociemniało i spadł lekki deszcz. Pognali więc do jaskini, wcześniej jednak zapędzili owce pod drzewa. Owa okolica stanowiła część łańcucha górskiego Serra da Estrella. Łańcuch ten przecina niemal całą Portugalię.
Dzieci czekało jednak coś więcej niż tylko letni deszcz. Troje pastuszków ujrzało nagle przed sobą lśniącego młodzieńca, wyglądającego na czternaście lub piętnaście lat. Łucja wspominała później, że był on niezwykle przystojny i ?jaśniejszy niż kryształ prześwietlony promieniami słońca”. Uspokoił dzieci i powiedział im, że jest ?Aniołem Pokoju”. Potem poprosił, by się z nim pomodliły. Zanim zniknął, stapiając się z blaskiem słonecznym, pastuszkowie, powtarzając jego słowa i gesty, nauczyli się adoracji.
Anioł Pokoju objawił im się raz jeszcze tego lata, a później jesienią. Dzieci poznały dzięki niemu znaczenie częstych modlitw i ofiary. Te doświadczenia ogromnie zmieniły ich życie. Ani państwo Marto, ani rodzice Łucji nie mieli o tym pojęcia. Codziennie wysyłali te pogodne, wesołe dzieci, by pasały owce i kozy. Nikt nawet nie podejrzewał, iż rozpoczęły, proste, lecz głębokie życie modlitewne, na co dzień wpisując w nie poświęcenie i pokutę.
Wszystko to przepełniło myśli Łucji pewnego wieczoru, gdy ujrzała swą matkę płaczącą przy stole. Anioł Pokoju powiedział: – Przede wszystkim, przyjmujcie i znoście ulegle cierpienie, które ześle wam Pan. Łucja widziała, że jej matka usilnie stara się je przyjmować i znosić. Nie mogła wiedzieć, że następny rok i jej przyniesie cierpienie – i to za sprawą jej własnej matki, Marii Rosy. Nie wiedziała też, że Matka z niebios obdarzy ją radością – podczas bezpośredniego spotkania.
Niedziela, 13 maja 1917 roku, jawiła się jako wspaniały, słoneczny dzień. Ti i Olimpia Marto też tak uważali, jadąc bryczką na Mszę do Batalha, miasta położonego na zachód od Fatimy. Powiedzieli dzieciom, że po wyjściu z kościoła odwiedzą targ, by kupić prosiaka.
Pożegnawszy rodziców, Jacynta i Franciszek, liczący sobie wtedy siedem i dziewięć lat, wyprowadzili owce. Zapędzili je na miejsce, na którym zwykle spotykali się z Łucją (już prawie dziesięcioletnią), strzegącą stadka rodziców. Razem poszli z owcami na łąki Cova da Iria, należące do Antonia dos Santos. Kiedy się pasły, dzieci oddały się zabawie, nie zapominając jednak o zwierzętach.
Budowały ?dom” znosząc kępy krzaków i kamienie. Takie zabawy sprawiały im wiele radości i przyspieszały upływ czasu. Ale gdy dzieci zbierały kamienie na ścianę owego „domu” przestraszył je błysk światła. który przeciął nagłe czyste i błękitne niebo. Myśląc, że to błyskawica, zbiegły ze stoku, by schronić się pod drzewem. Pojawił się kolejny błysk, jeszcze bliższy. Przyspieszyły kroku – przebiegły może sto jardów – i wtedy uwagę ich przyciągnęło coś, co pojawiło się na szczycie wiecznie zielnego drzewka, znanego tam jako carrasqueira, czyli dąb skalny.
Trzem parom normalnych, zdrowych oczu wystarczyła zaledwie sekunda i już dojrzały na szczycie owego czterostopowego drzewka pokaźną kulę światła. W jej wnętrzu kryła się kobieta, prawdziwie piękna pani.
Jak później napisała Łucja, była to: ?Pani cała w bieli, jaśniejsza niż rozjarzone słońce, bardziej czysta i wyrazista niż kryształowy kielich pełen krystalicznej wody prześwietlonej najintensywniejszymi promieniami słońca”. Nie można wykluczyć, że ten opis, podany przez dorosłą już Łucję ujmował więcej niż to co uświadamiała sobie jako dziecko. Młodzi kuzyni, którzy nie zdążyli nawet nauczyć się pisać, wyraziliby to zapewne prościej. Opowiadali, że nad krzakiem pojawiła się kobieta otulona jasnym światłem. Cała trójka zamarła w bezruchu.
Nie bójcie się – powiedziała owa kobieta – nie skrzywdzę was. Ton jej głosu był kojący, ciepły. Dzięki niemu uwolniły się od lęku i odnalazły w sobie nadzieję. Przypomniały sobie anioła. Obecność tej kobiety niosła więcej spokoju i pociechy.
– Skąd przychodzisz? – zapytała z ogromnym szacunkiem Łucja.
Przybyłam z nieba – odpowiedziała owa Pani.
A czego chcesz ode mnie? – zaciekawiła się po chwili dziewczynka.
Ta niezwykła dama oświadczyła dzieciom, że pragnie, by przez sześć kolejnych miesięcy przychodziły w to miejsce o tej samej porze, zawsze trzynastego. Obiecała też, że podczas ostatniego spotkania wyjawi, kim jest i czego pragnie. Łucja oświadczyła że tak zrobią. Odkrywszy w sobie siłę głosu i odwagę, zaczęła zadawać tajemniczej niewieście kolejne pytania.
– Czy ja też pójdę do nieba? – dociekała.
– Tak, pójdziesz.
– A Jacynta?
– Również.
– A Franciszek?
– On też Ale będzie musiał zmówić wiele Różańców!
Dama ujawniła Łucji szereg utajonych wcześniej prawd. Potem zapytała dziewczynkę, czy zgodzą się przecierpieć wszystko, co się im przytrafi, w imię odkupienia grzechów i nawrócenia grzeszników.
Łucja, rozmówiwszy się z kuzynami, odpowiedziała twierdząco. Potem ich rozmówczyni oznajmiła, że przyjdzie im znieść wiele cierpień, ale otuchę odnajdą w łasce Bożej. Mówiąc to, rozpostarła ręce, a na czerwoną ziemię, na której stali pastuszkowie, spłynęły strumienie światła.
Dzieci natychmiast poczuły moc tej światłości i obecność Boga. Jakby na jakiś znak, padły na kolana i zaczęły się modlić, adorując Pana. Źródło tych modlitw odkryły gdzieś w sobie.
Dama obserwowała je uważnie, aż do momentu gdy owe modlitwy i hymny dobiegły końca.
– Odmawiajcie Różaniec, by zapewnić spokój światu i zakończyć wojnę – powiedziała potem.
A później, inaczej niż Anioł Pokoju, który rok wcześniej niknął pośród blasku, uniosła się ponad drzewko i odpłynęła ku niebu. Widziały, jak maleje, a potem znika. Jeszcze długo przyglądały się niebu. A potem odniosły wrażenie, że ponownie zstąpiły na ziemię.
– Jakże piękna była ta Pani! – stwierdziła wreszcie Jacynta. Przez chwilę rozprawiały w podnieceniu o tym, co ujrzały i czego doświadczyły. Łucja i Jacynta opowiedziały chłopcu, co usłyszały. Chłopiec, mimo iż widział tę niezwykłą postać, nie słyszał jej słów, podobnie jak i tego, co przed rokiem mówił anioł.
Dzieci, wcześniej niż zwykle, zapędziły owce do Aljustrel. Kiedy tam szły, Łucja powiedziała kuzynom, że lepiej nie wspominać o owej Damie z niebios – Ale patrząc na Jacyntę, zwątpiła, czy uda się utrzymać to w sekrecie. Siedmiolatka wprost promieniała. Czyżby nie była w stanie zataić swej radości’? Tego Łucja miała dowiedzieć się następnego ranka.
Najmłodsza córka państwa dos Santos poszła spać, nie ujawniając, co przyniósł jej ów dzień. Rano zjadła śniadanie i poszła się bawić. W pewnym sensie była dość samotnym dzieckiem. Dwie z jej sióstr. Maria od Aniołów i Teresa, były już mężatkami. kiedy przyszła na świat. Caroline, nieco młodsza od nich. miała piętnaście lat – i nie interesowały jej dziecinne zabawy. Śniąc na jawie, Łucja usłyszała głos Marii od Aniołów.
– Och, Łucjo! Słyszałam, że w Cova da Iria zobaczyłaś Najświętszą Panienkę!
Dziewczynka przyjrzała się uśmiechniętej siostrze, ale nic nie powiedziała. Jacynta i Franciszek nie wytrzymali. Wiedziała, że zaczną się kłopoty. Zacisnęła zęby i zaczęła się zastanawiać, co też powiedzą inni. Jeszcze przed zmrokiem owa wieść obiegnie wszystkie zagrody.
Nie minęło pół godziny, a Łucję wezwano do domu. Rodzice chcieli wiedzieć, co jej się przydarzyło poprzedniego dnia. Nie szukając pięknych słów, opowiedziała im o błysku światła, o Damie w bieli i o Jej wyznaniu, iż przybyła z nieba. Nie pominęła niczego, ale zmartwiło ja to, co dostrzegła w oczach rodziców.
Antonio, jej ojciec, zlekceważył całą sprawę.
– Babskie gadanie! – prychnął. Opuścił dom, nie patrząc na Łucję.
Maria Rosa wpadła w furię. Skrzyczała niemal dziesięcioletnią Łucję, podkreślając, że nauczyła swe dzieci, by zawsze mówiły prawdę. A tu najmłodsza córa przysporzyła jej zgryzoty, łgając na potęgę. Łucja nie starała się protestować. Kiedy matka dała jej spokój, dziewczynka wyszła z domu i, zalewając się łzami, pospieszyła do owczarni.
Potem szła powoli, poganiając owce uderzeniami rózgi. Wypatrzyła Franciszka i Jacyntę. Już z dala zobaczyła, że są przygnębieni. Zbliżając się do łąki, na której czekali, milczała.
Franciszek usilnie starał się powstrzymać łzy. Jacynta płakała, kryjąc twarz w dłoniach. Musieli już słyszeć, jak za ich sprawą potraktowano ją w domu.
– Dosyć płaczu – powiedziała, zbliżając się do nich i wyciągając ramiona. Jej oburzenie zniknęło.
Owego dnia, pilnując stada, dzieci czuły przygnębienie. Gdzieś zatraciła się radość, jaką dało im objawienie. Jacynta przysiadła na skale, mając smutną minę. Po jakimś czasie zaczęli rozmawiać. Jacynta wyznała, że chciałaby odmówić cały Różaniec i złożyć ofiarę, o którą prosiła ta niezwykła Pani. Dzieci codziennie powtarzały Różaniec, ale szły na skróty, ograniczając się do mówienia Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo a pomijając resztę słów. Po krótkiej naradzie ustaliły formę ofiary. Oddadzą swoje śniadanie owcom.
Do końca maja Łucja musiała znosić w domu sarkazm i groźby. Największy ból sprawiało jej stanowisko matki. Maria Rosa źle znosiła plotki i drwiny sąsiadów. Podobnie reagowała Olimpia Marto. Jedynie Ti Marto wierzył dzieciom. On wiedział, że nie byłyby zdolne skłamać.
– Jeżeli nie przyznasz, że skłamałaś, zamknę cię w ciemnicy i nigdy już nie ujrzysz słońca – wygrażała Łucji, Maria Rosa.
Ale dziewczynka nie odwołała nawet słowa. Wolała znosić udręki ducha i cierpliwie czekała na trzynasty dzień czerwca.
W miarę jak zbliżało się kolejne objawienie, matka i siostry Łucji coraz częściej przypominały jej o święcie, które przypada na ów dzień. Było to jedno z najważniejszych świąt w Portugalii, dzień poświęcony Św. Antoniemu Padewskiemu. Łucja wiedziała doskonale, że czekają wspaniała procesja, kwiaty, tańce i fajerwerki, a także rozdawanie wszystkim dzieciom przepysznego chleba. Ale nie mogła też zapomnieć, że tego dnia powinna znaleźć się w Cova.
Jeszcze przed świtem, 13 czerwca, wyprowadziła owce na pastwisko, chcąc wcześniej wrócić do swego domostwa. Wzięła też udział w Mszy na cześć Św. Antoniego. Powróciwszy do domu, odkryła, że wielu sąsiadów pragnie jej towarzyszyć w drodze do Cova. Nie była tym zachwycona. Jeszcze gorzej przyjęła ten fakt Maria Rosa. Widok tylu ?naiwnych” dorosłych i dzieci srodze ją rozsierdził. Nic więc dziwnego, że Łucja musiała znieść mnóstwo sarkastycznych i kąśliwych uwag, których nie szczędziły jej matka i siostry.
Owego dnia odczuwałam ogromną gorycz” – napisała po latach. ?Przypominałam sobie przeszłość i dociekałam, gdzie podziało się uczucie, jakim dotąd darzyła mnie moja rodzina”.
Niewielki tłumek, wiedziony przez trójkę dzieci, opuścił wioskę około jedenastej. Łucja roniła łzy, a Franciszek starał się dodać jej ducha. Tuż przed wyznaczoną porą, przed dwunastą, zasiedli przed currasqueirą, czekając na to, co się wydarzy. Odmawiali Różaniec, a ludzie, którzy im towarzyszyli, otwarli koszyki, inicjując piknik. Jedna z dziewczynek recytowała Litanią do Matki Bożej, aż w końcu Łucja wstała, wchodząc jej w słowo.
– Jacynto! powiedziała. Oto nadchodzi nasza Pani! Oto światłość!
Wszyscy wstali. Ludzie stojący na obrzeżach tłumu stwierdzili, że minio iż niebo jest bezchmurne, słońce zaczyna gasnąć. Reszta ujrzała, że ugina się carrasqueira. I znów pojawiła się; niezwykła Pani.
Łucja ponownie zapytała Ją, czego od niej oczekuje. Dama poprosiła dzieci, żeby przyszły w to miejsce po upływie miesiąca i żeby codziennie odmawiały po pięć dziesiątek Różańca. Dodała też, że pragnie, by nauczyły się czytać, i obiecała, że przyjdzie czas na dalsze zalecenia. Łucja chciała jeszcze wiedzieć, czy Pani zabierze ją i kuzynów do nieba.
Tym razem uzyskała precyzyjniejszą odpowiedź. Dowiedziała się, że Franciszek i Jacynta już wkrótce tam trafią. Co do Łucji, plany rysowały się inaczej. Pisane jej było pozostać na ziemi znacznie dłużej, by upowszechnić kult Niepokalanego Serca Matki Bożej.
– Zostanę tu sama? – zapylała ze smutkiem dziewczynka. Niezwykła dama natychmiast ją uspokoiła. Zapewniła, że Łucja nigdy nie będzie całkiem sama.
– Moje Niepokalane Serce będzie ci ostoją.
Mówiąc to, kobieta rozłożyła ręce. I znów popłynęła z nich światłość, tyle że tym razem jeden z promieni dosięgnął Łucji. Inny dotknął małych Marto i pomknął w niebo. Cala trójka ujrzała wtedy Niepokalane Serce. I znów, jak w maju, dzieci ogarnęło poczucie nieziemskiej radości i spokoju. Potem Dama ponownie uniosła się w powietrze i zniknęła w niebie.
Kiedy odeszła, Lucja, Jacynta i Franciszek zawrócili do Aljustrel. Dziewczynki przekazały chłopcu wszystko, co usłyszały. Franciszek raz jeszcze ucieszył się, że ma zapewnione miejsce w niebie. Kiedy rozeszli się do domów, rodzeństwo Marto ponownie spotkało się z przyjęciem dość sceptycznym, ale przynajmniej neutralnym. Łucja nie miała tyle szczęścia: okazało się, że domownicy zaczęli odnosić się do niej jeszcze mniej życzliwie niż – o ile to w ogóle możliwe – po pierwszym spotkaniu z niezwykłą damą. Następnego dnia Maria Rosa zaciągnęła córkę do proboszcza, chcąc sprawdzić, czy i jemu opowie ona o tym zdarzeniu.
Ojciec Ferreira potraktował dziewczynkę łagodnie, uprzedził jednakże tak ją, jak i jej matkę, że owe wizje zsyłać może diabeł. Łucja była przerażona i załamana. Jacynta i Franciszek uważali jednak, że obecności Pani nie można przypisać działaniu złych mocy.
– Widzieliśmy, jak szła do nieba – podkreślała Jacynta. Łucja nie znalazła nikogo, kto mógłby jej pomóc. Maria Rosa nadal odnosiła się do niej nieprzychylnie. Przez cały miesiąc Łucja borykała się z myślą, iż to diabeł podszywa się pod piękną panią z niebios. ?Czy on mnie zabierze?” – zastanawiała się, przestraszona. Postanowiła, że już nigdy nie pójdzie do Cova.
W dniu 13 lipca, niemal w ostatniej chwili, pobiegła do chaty państwa Marto i odkryła, że Jacynta i Franciszek toną we łzach. Wyjaśnili, że nigdzie nie pójdą.
– Nie odważylibyśmy się iść bez ciebie – powiedzieli. To Łucja była ich rzeczniczką, najważniejszą osobą w ich grupie, i o tym jej kuzyni nie mogli zapomnieć.
Dziewczynka z miejsca podjęła decyzję
– Zmieniłam zdanie; idę tam – oświadczyła. Franciszek wyznał, że przez całą noc modlili się za nią. Nie minęło trzydzieści sekund, a już mali Marto wymknęli się z domu i popędzili na spotkanie z Panią. W Cova czekały już dwa- a może nawet trzy -tysiące ludzi. Znalazły się tam też matki dzieci, które przyszły z poświęconymi świecami, by odegnać diabła. Towarzyszył im Ti Marto, który pragnął uchronić dzieci przed tłumem.
W samo południe niezwykła dama znów się pojawiła. Objawienie to w dużej mierze nie różniło się od poprzednich. Łucja znów zapytała Panią, czego pragnie. Ponownie przekazała prośby o uzdrowienie chorych. Raz jeszcze Pani poprosiła dzieci, by odwiedziły to miejsce w wyznaczone dni i codziennie odmawiały Różaniec w imię pokoju. Nazwała siebie ?Królową Różańca” Potem wydarzyło się coś zupełnie nowego.
Pani znów rozpostarła ręce, ale tym razem światłość, która zalała dzieci, wniknęła w grunt pod ich stopami. Wydało się im że ziemia się rozstąpiła i oglądają piekło. Morze ognia; a w owych płomieniach skąpane były demony i dusze, niczym węgielki rozżarzone do czerwoności” – napisała po latach Łucja. Tłum widział, że dzieci są czymś przerażone.
Pani przyznała, że zajrzały do piekła, dodała jednak, że dzięki kultowi Niepokalanego Serca i pokucie wiele dusz zdoła uniknąć potępienia. Były też i inne przepowiednie: powiedziała, że jeśli nie przestanie się obrażać Boga, za pontyfikatu papieża Piusa XI wybuchnie kolejna, jeszcze straszliwsza wojna. Mali pastuszkowie niewiele z tego pojmowali, ale to ostrzeżenie zadziwiło wszystkich, którzy wiedzieli, że na Tronie Piotrowym zasiada Benedykt XV.
Niezwykła Królowa przedstawiła i inne prośby, prośby o zasięgu globalnym.
– Przychodzę prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o przystępowanie w pierwsze soboty miesiąca do Komunii, w imię odkupienia – oznajmiła. – Jeżeli ludzie mnie posłuchają, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli nie, błędy tego kraju zarażą świat, prowokując wojny i prześladowanie Kościoła. Podkreśliła, że prześladowania też nie ominą nawet papieża, Ojca Świętego.
Moje Niepokalane Serce w końcu zatriumfuje – oświadczyła. – Ojciec Święty ofiaruje mi Rosję, która się nawróci, i na jakiś czas zstąpi na ziemię pokój. Portugalia zaś trzymać się będzie wiary. Potem padły słowa skierowane wyłącznie do dzieci. Królowa Serca Niepokalanego poprosiła Łucję i Jacyntę, by zadbały, żeby i Franciszek poznał całość jej posłania. Wreszcie przekazała dzieciom ostatnią tajemnicę, wyłącznie do ich wiadomości.
Kiedy unosiła się ku niebu, dzieci wyglądały na blade. Spoglądały po sobie, nie mogąc znaleźć słów, jakimi opisałyby to, co widziały i usłyszały. Tłum jakoś wyczuł, że to objawienie różniło się od poprzednich. Kiedy otoczył małych wizjonerów, zasypując ich pytaniami, Ti Marto wyłowił Jacyntę spośród natrętów i poprowadził dzieci do domu. Cała trójka wydawała się świadoma wagi obietnic i ostrzeżeń, które mogły odmienić los świata. Dzieci pożegnały się z cząstką swego dzieciństwa.
Cała Portugalia zaczęła mówić o Fatimie. Do Aljustrel wciąż napływali nowi goście. Ani państwu Marto, ani też rodzicom Łucji nie było dane zaznać ciszy.
– To źle, że nie trzymałaś języka za zębami – zarzucił któregoś dnia Jacyncie rozgoryczony Franciszek. Ilekroć widzieli obcych zmierzających ku ich zagrodzie, chowali się.
Konflikty w domu Łucji rozgorzały na nowo. Jej ojciec odkrył, że tłumy ciekawskich stratowały jego ogrody warzywne w Cova. Zima zaczęła kojarzyć się z głodem. Państwo dos Santos nie mogli tego darować swej córce. Tylko kiedy pasła owce, mogła znaleźć odrobinę spokoju. Co gorsza, nieprzychylne reakcje spotykały Łucję i poza domem.
W roku 1910, kiedy zamordowano króla Carlosa, do władzy w Portugalii doszli republikanie. Do głosu doszły siły antyklerykalne, totalnie przeciwne religii. Urzędnicy państwowi uznali, że z powodów politycznych należy stłumić kult rodzący się w okolicach Fatimy.
Dlatego 13 sierpnia 1917 roku do Aljustrel zawitał zarządca Qurem. Utrzymywał, że się nawrócił. Obiecał, że osobiście dowiezie tę trójkę dzieci na miejsce objawienia. Państwo Marto nie byli tym zachwyceni. Antonio dos Santos zlekceważył to, jak jego córka dotrze do Cova. Stało się jednak tak, że mali wizjonerzy wsiedli na wóz owego ?katolika”.
W połowie drogi zarządca zawrócił i zawiózł dzieci do swego domu w Qurem. Martwiło je to, że straciły szansę na kolejne objawienie. Człowiek ten przez dwa dni więził dzieci, grożąc śmiercią, jeżeli nie ujawnią ?tajemnicy” powierzonej im przez Najświętszą Panienkę. W drugim dniu owego zniewolenia kolejno brał każde z nich na rozmowę. Mówił im że będą się smażyć w oleju. Jacynta poszła na pierwszy ogień. by przestraszyć pozostałą dwójkę.
– Co z tego, że nas zabiją – szepnął Franciszek do pobladłej Łucji. – Pójdziemy prosto do nieba!
Ów niewierny zarządca Qurem uświadomił sobie, że przegrał. 15 sierpnia odwiózł dzieci do Aljustrel i zostawił na stopniach probostwa. W niedzielę, 19 sierpnia, Najświętsza Panienka odwiedziła dzieci w płytkiej dolince, którą nazywano Valinhos. Kiedy odeszła, pastuszkowie ścięli gałęzie z krzewu, na którym się pojawiła, i zanieśli je do swych domów. Maria Rosa uznała zapach tych gałęzi za niebywale słodki, ale wciąż powątpiewała w wizyty Matki Bożej i w relacje Łucji.
Dnia 13 września, rankiem, mali wizjonerzy musieli przedrzeć się przez setki ludzi, by dotrzeć do Cova. Wizyta Najświętszej Panienki nie trwała długo. Pani obiecała, że za następnym razem dzieci ujrzą Pana, Matkę Boską Bolesną, Matkę Boską z Karmelu i św. Józefa z Dzieciątkiem.
Nadal odmawiajcie Różaniec, bo to zakończy wojnę – przypomniała. Potem, obiecawszy zdrowie tym, którzy prosili ją o uleczenie, stopiła się z niebem. Czas dzielący całe Aljustrel i troje małych wizjonerów od kolejnego objawienia upłynął zadziwiająco szybko. Mimo iż dzień 13 października był wietrzny i deszczowy, w okolicach Cova zgromadziło się przeszło siedemdziesiąt tysięcy osób, czekających na południe i choć chwilowe oswobodzenie od deszczu. Rodzice trojga pastuszków, zaniepokojeni, też zapragnęli tam trafić. Obawiali się, że jeśli nie nastąpi żaden cud, rozgoryczony tłum zaatakuje dzieci.
Słońce jeszcze nie osiągnęło zenitu, a już Łucja, wraz ze swymi kuzynami, czekała na nowe objawienie. Nie wiedząc czemu, nakazała zebranym, by złożyli parasole. Deszcz nadal padał, ale przeradzał się w lekką mgiełkę. Wyraz twarzy Łucji raptownie się zmienił.
– Uważaj, córko; nie daj się oszukać – przypomniała jej – wciąż pełna wątpliwości – matka.
Dzieci nie słyszały tych słów Marii Rosy. Klęcząc, obserwowały Panią, która opuszczała się właśnie na krzew, udekorowany już kwiatami i girlandami. Wilgotna mgiełka dotykała ich twarzy.
– Co mam zrobić? – zapytała po raz ostatni Łucja.
– Chcę ci przekazać, że oni mają wybudować tu kaplicę, na moją cześć. Ja jestem Królową Różańca. Mają codzienne odmawiać Różaniec. Wojna dobiega końca i żołnierze w wkrótce powrócą do domów.
Dziecko raz jeszcze poprosiło o uzdrowienie chorych. Królowa Różańca obiecała, że część z nich uleczy; przypomniała jednak, że muszą zmienić swe życie i prosić o wybaczenie grzechów.
– Niech przestaną obrażać Boga, On zniósł już zbyt wiele zniewag – oświadczyła.
Tak brzmiały ostatnie słowa, jakie Matka Boska, goszcząc w Fatimie, przekazała Łucji i całemu światu. Raz jeszcze rozłożyła ręce, a światłość pomknęła ku niebu.
– Patrzcie na słońce! – zawołała Łucja. Nastąpił tak oczekiwany cud, ale Matka Boża odeszła.
Tłumy zobaczyły, że chmury się rozstępują, ukazując słońce. Jawiło się ono jak biały krąg, na który wszyscy mogli patrzeć bez zmrużenia oczu. W owym czasie troje wizjonerów oglądało na niebie tajemnice Różańca. Tajemnice Radosne, jako że ujrzeli Świętą Rodzinę i to, że św. Józef trzykrotnie pobłogosławił zebranych. Trzymał na rękach Dzieciątko. Łucja zobaczyła jeszcze Matkę Boską Bolesną, a potem Matkę Boską z Góry Karmel.
W tym samym czasie inni patrzyli w osłupieniu na słońce przypominające srebrzystą pokrywkę. I nagle ?roztańczone słońce” zamarło, a potem zaczęło się obracać. Wirując, dotykało ziemi wszystkimi barwami widma. Ludzi, którzy głośno wielbili Boga, zagarniały zielenie, czerwienie i fiolety.
Siedemdziesiąt tysięcy zebranych w Cova obserwowało słońce zygzakiem schodzące ku ziemi. W ich sercach zagościło poczucie śmierci. Setki ludzi padły na kolana. Słońce już zdawało się bliskie ziemi, ale nagle zatrzymało się i wróciło na właściwe mu miejsce, ponownie jaśniejąc. Ludzie zauważyli, że przemoczone okrycia wyschły. Ten ?cud słońca” oglądano i w kilku pobliskich miastach. Nie mówiło się o powszechnym urojeniu. Portugalia uwierzyła w te objawienia.
Ludzie skupili się wokół Łucji, Jacynty i Franciszka, których co bardziej krzepcy mężczyźni wzięli na ramiona. Po godzinach starań o wyrwanie się z kręgu wypytujących je osób, dzieci wróciły do domów blade i wyczerpane. W kilka miesięcy później matki Lucji i Jacynty zgodziły się posłać dziewczynki do szkoły, by nauczyły się czytać. O to przecież prosiła Matka Boża. Franciszek nie skorzystał z tej możliwości, wiedząc, że rychło odejdzie spośród żywych. Większość czasu spędzał w fatimskim kościele Św. Antoniego, żarliwie się modląc.
W dniu 4 kwietnia 1919 roku Franciszek zmarł na zapalenie oskrzeli. Miał niespełna jedenaście lat.
– Cóżby z niego był za mężczyzna – mówił ze smutkiem jego ojciec. Jeszcze przed objawieniami ogromnie szczycił się swym najmłodszym synem, urodziwym chłopcem, rozkochanym w przyrodzie i nie znającym strachu. Łucja codziennie odwiedzała Franciszka, przez cały okres jego długiej choroby. Widząc, że jest bliski śmierci, poprosiła go, by modlił się za nią z nieba.
Jacynta również się rozchorowała. Zgnębiona rozstaniem z bratem, cieszyła się jednak, że jego los odmienił się na lepsze. U schyłku lata i na progu jesieni rozwinęło się u niej zapalenie opłucnej, z każdym dniem coraz poważniejsze. Wreszcie 20 lutego 1920 roku, o dwudziestej drugiej trzydzieści, zmarła w lizbońskim szpitalu. Jak przepowiedziała, była zupełnie sama. gdy przyszła po nią Królowa Różańca.
Łucja, która odtąd sama musiała dźwigać brzemię objawienia, jeszcze kilka lat spędziła z rodziną. W roku 1921, jako czternastolatka, opuściła w środku nocy Aljustrek udając się do Porto do szkoły prowadzonej przez Siostry Św. Doroty.
Zatroszczył się o to biskup nowopowstałej diecezji Leiria obejmującej i Fatimę, i Aljustrel. Łucja odwiedziła jeszcze Cova i grób Franciszka a potem pojechała incognito do szkoły, gdzie miała występować pod przybranym nazwiskiem. Mimo iż Kościół w końcu uznał owe objawienia, biskup zdecydował że najle piej będzie, gdy to dziewczę skryje się w cieniu.
W roku 1925 Łucja postanowiła wstąpić do zakonu Sióstr Św. Doroty, Nadal nikł w klasztorze nic wiedział, że jest ona ostatnim z owych trojga dzieci z Fatimy. W roku 1930 biskup ogłosił że uznaje objawienia fatimskie za ?wiarygodne”. Chociaż w owym kraju wciąż wrzały nastroje antykatolickie, mówiło się już o setkach cudownych uzdrowień. W 1936 roku siostra Maria das Dores (Maria od Boleści), posłuszna woli biskupa, spisała pierwszą ze swych relacji z objaweń, Potem nastąpiły jeszcze trzy, jedna w roku 1937 i dwie w 1941. W ostatniej z nich ujawniła, wyłącznie do wiadomości Ojca Świętego, trzecią z tak zwanych ?tajemnic fatimskich”. Ustalono że koperta zawierająca tę relację zostanie otwarta dopiero w roku 1960. chyba że Łucja wcześniej rozstanie się z tym światem.
Dwie poprzednie tajemnice były już znane ludziom. Pierwsza dotyczyła wizji piekła, jaka roztoczyła się przed dziećmi w lipcu 1917 roku, i zapowiedzi wybuchu drugiej wojny światowej, o ile ludzie ?nie przestaną obrażać Boga”. Druga wiązała się z prośbą Najświętszej Panienki o upowszechnienie na świecie kultu jej Niepokalanego Serca.
W roku 1985 prasa włoska zaczęła rozpuszczać pogłoski o straszliwych karach zapowiedzianych w ?trzeciej tajemnicy” i powodach, dla których czterej kolejni papieże tuszowali wszelkie informacje na ten temat. Watykan zdementował te plotki. Osoby z najbliższego otoczenia papieża Jana Pawła II wyjaśnili, dlaczego zrezygnował on z poinformowania opinii publicznej. Po pierwsze, miał do tego prawo; po drugie, treści, zawarte w owej ?tajemnicy”, niczego nowego nie wnoszą do Prawd Objawionych; po trzecie – wreszcie – Ojciec Święty pragnie uniknąć zbędnego rozgłosu, związanego z działalnością środków przekazu i pseudo-proroków usiłujących zwieść wiernych na manowce. Podkreślono, że pewnej dozy cierpienia nie da się uniknąć, ale Matka Boska Fatimska już wcześniej zapowiedziała ostateczny triumf Niepokalanego Serca.
Wiadomo, że papież Jan XXIII zapoznał się z ?trzecią tajemnicą” w roku 1960.
– Nie dotyczy ona mojego czasu – powiedział potem. Polecił złożyć ów dokument w archiwum. Papież Paweł VI również go przeczytał, a później, w roku 1967, w pięćdziesiątą rocznicę objawień, odwiedził Fatimę. Spotkał się tam z Łucją, podówczas siostrą Marią od Niepokalanego Serca, karmelitanką z klasztoru w Coimbra. We wnętrzu fatimskiej bazyliki stanęła kolumienka upamiętniająca miejsce, na którym rosła niegdyś carrasqueira – dąb skalny, wybrany przez Matkę Bożą.
13 maja 1982 roku Jan Paweł II odwiedził Fatimę, gdzie spotkał się z Łucją, jedynym żyjącym świadkiem objawień. Papież wyznał jej, iż zawdzięcza życie Matce Boskiej Fatimskiej, po tym jak 13 maja 1981 roku, na Placu Świętego Piotra, został postrzelony przez zamachowca. Podczas tygodni i miesięcy poświeconych na rekonwalescencję, papież wielokrotnie wczytywał się w dokumenty dotyczące Fatimy. Później wysłał tam kulę wydobytą z jego brzucha, gdzie została umieszczona pomiędzy klejnotami zdobiącymi koronę na głowie figurki.
Po cichu kazał wybudować małą kapliczkę w lesie, w pobliżu granicy rosyjsko-polskiej. Umieszczono tam replikę fatimskiej figurki, której twarz skierowana była na Rosję. Papież naprawdę wierzył, iż Rosja zostanie nawrócona.
W 1984 r. papież Jan Paweł II poświęcił świat oraz Rosję Niepokalanemu Sercu, jednocząc się w tym z biskupami całego świata. Pius XII uczynił coś podobnego w 1942 roku, zaś później w 1952 poświęcił naród rosyjski. Papież Pius XII ustanowił również święto Niepokalanego Serca Maryi oraz ogłosił kościół fatimski bazyliką.
Na przestrzeni pięciu lat od poświęcenia Rosji Najświętszemu Sercu, Związek Radziecki przeszedł pokojowy proces rozpadu. Niektórzy mówili, że rozpad bloku komunistycznego rozpoczął się, gdy okryła go błękitna opończa Maryi.
Dziś miliony wiernych odwiedzają kaplicę w Fatimie, w Portugalii. A kolejne miliony zostały odmienione dzięki posłaniu przekazanemu trójce dzieci przez Najświętszą Panienkę. Stopniowo, chrześcijański świat zdał sobie sprawę, iż te objawienia były najbardziej znaczącymi we współczesnych czasach.
Świat został głęboko dotknięty przez Fatimę. Nowe nabożeństwo do Niepokalanego Serca i pięć pierwszych sobót stało się faktem. A modlitwy, takie jak odmawianie Różańca zostały odnowione.
Siostra Łucia de Jesus dos Santos OCD zmarła dn. 13 lutego 2005r.w klasztorze karmelitanek w Coimbrze po trzymiesięcznej chorobie. Uroczystości pogrzebowe siostry odbyły się 16 lutego w katedrze w Coimbrze. Przeżyła 97 lat.
- Pierwsze objawienie Maryi – 13 maja 1917 roku
W momencie, gdy uwaga trójki wizjonerów została przyciągnięta przez podwójny blask, podobny do błyskawic, bawili się w Cova da Iria. Później zobaczyli oni Matkę Boską na zielonym dębie. Była to, zgodnie z opisem siostry Łucji, Pani ubrana na biało, bardziej błyszcząca niż słońce, promieniejąca światłem czystszym i intensywniejszym od kryształowego pucharu z wodą, prześwietlonego promieniami słonecznymi. Jej nieopisanie piękna twarz nie była ani smutna, ani radosna, lecz poważna i malował się na niej wyraz łagodnego napomnienia. Miała dłonie złączone jakby w geście modlitwy, które opierały się na piersiach i które były zwrócone ku górze. Z jej prawej dłoni opadał różaniec. Jej szaty wydawały się całe utkane ze światła. Jej tunika była biała, tak jak
i płaszcz ze złotym rąbkiem, który okrywał głowę Maryi, opadając aż do jej stóp. Wizjonerzy byli tak blisko Matki Bożej – w odległości około półtora metra – że znajdowali się w poświacie, która Ją otaczała lub którą roztaczała wokół.
Rozmowa ich potoczyła się następująco:
MATKA BOŻA: Nie bójcie się, nie zrobię wam nic złego.
ŁUCJA: Skąd Pani jest?
MATKA BOŻA: Jestem z nieba (i wzniosła rękę wskazując na niebo).
ŁUCJA: A czego Pani ode mnie chce?
MATKA BOŻA: Przyszłam was prosić, abyście przychodzili tu przez sześć kolejnych miesięcy, trzynastego dnia, o tej samej godzinie. Potem powiem wam, kim jestem i czego chcę. Następnie powrócę tu jeszcze siódmy raz.
ŁUCJA: A ja też pójdę do nieba?
MATKA BOŻA: Tak, pójdziesz.
ŁUCJA: A Hiacynta?
MATKA BOŻA: Także.
ŁUCJA: A Franciszek?
MATKA BOŻA: Również, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców.
ŁUCJA: Czy Maria das Neves jest już w niebie?
MATKA BOŻA: Tak, jest.
ŁUCJA: A Amelia?
MATKA BOŻA: Będzie w czyśćcu do końca świata.
Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On zechce na was zesłać, jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, oraz jako wyproszenie nawrócenia grzeszników?
ŁUCJA: Tak, chcemy.
MATKA BOŻA: A więc będziecie musieli wiele wycierpieć. Ale łaska Boża będzie waszą pociechą.
Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża etc.), rozchyliła po raz pierwszy dłonie przekazując nam światło – bardzo intensywne, jakby odblask wychodzący z Jej dłoni, które przenikając przez nasze piersi do najgłębszych zakątków duszy, spowodowało, że widzieliśmy siebie w Bogu, który był tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym z luster. Wtedy pod wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy z głębi duszy: O Przenajświętsza Trójco, uwielbiam Cię! Boże mój, Boże mój, kocham Cię w Przenajświętszym Sakramencie!
W chwilę później Matka Boża dodała:
– Odmawiajcie różaniec codziennie, abyście uprosili pokój dla świata i koniec wojny.
Następnie zaczęła się spokojnie unosić w kierunku wschodnim, aż zniknęła w nieskończonej dali. Światło, które Ją otaczało, jak gdyby torowało Jej drogę w gęstwinie gwiazd.
- Drugie objawienie Maryi – 13 czerwca 1917
Drugie objawienie także zostało zapowiedziane wizjonerom przez żywy blask, który nazwali „błyskawicą”, lecz który właściwie nią nie będąc, był raczej odbiciem zbliżającego się światła.
Niektórzy, z około pięćdziesięciu obserwatorów, którzy przyszli na to miejsce, widzieli, że słońce, na początku objawienia, utraciło na kilka minut swój blask. Inni przypominali sobie, że wierzchołek drzewka, pokryty listowiem, zdawał się uginać, jakby pod jakimś ciężarem chwilę przed tym jak Łucja zaczęła mówić. Podczas spotkania Najświętszej Maryi Panny z wizjonerami, wiele osób usłyszało szept przypominający brzęczenie pszczoły.
ŁUCJA: Czego Pani sobie życzy ode mnie?
MATKA BOŻA: Chcę, abyście przyszli tu 13 dnia następnego miesiąca, abyście odmawiali codziennie różaniec i nauczyli się czytać2. Potem powiem, czego chcę.
Wtedy to Łucja poprosiła o uleczenie pewnego chorego.
MATKA BOŻA: Jeżeli nawróci się, wyzdrowieje w ciągu roku.
ŁUCJA: Chciałabym prosić, aby nas Pani zabrała do nieba.
MATKA BOŻA: Tak, Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak zostaniesz tu przez jakiś czas. Jezus chce posłużyć się tobą, aby ludzie Mnie lepiej poznali i pokochali. Chce On ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Tym, którzy je przyjmą, obiecuję zbawienie. Dusze te będą tak drogie Bogu, jak kwiaty, którymi ozdabiam Jego tron.
ŁUCJA: Czy zostanę tu sama?
MATKA BOŻA: Nie, córko. Czy bardzo cierpisz? Nie trać odwagi, nie opuszczę cię nigdy. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która zaprowadzi cię do Boga.
W chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa – opowiada siostra Łucja – rozchyliła swe dłonie i po raz drugi przekazała nam odblask tego niezmiernego światła.
Kiedy wizja ta znikła, Pani, cały czas otulona światłem, które z Niej emanowało, uniosła się lekko, bez najmniejszego wysiłku, ponad zielony dąb w kierunku wschodnim i całkiem znikła. Kilka osób, które znajdowały się najbliżej, spostrzegło, iż liście znajdujące się na wierzchołku krzaka ugięły się w tym samym kierunku, jakby szarpnięte ubraniem Najświętszej Panienki. Krzak pozostał później jeszcze przez kilka godzin ugięty w ten sam sposób, zanim powrócił do swej naturalnej pozycji.
- Trzecie objawienie Maryi – 13 lipca 1917
W chwili trzeciego objawienia, mała szara chmurka zawisła nad zielonym dębem, słońce pociemniało, a orzeźwiająca bryza powiała w górach. Był sam środek lata. Manuel Marto, ojciec Hiacynty i Franciszka, jak sam to ujmuje, także usłyszał pobrzękiwanie podobne do brzęczenia much w pustym dzbanie. Wizjonerzy ujrzeli znajomy im już blask światła, a w chwilę później spostrzegli ponad krzewem Najświętszą Maryję Pannę.
ŁUCJA: Czego sobie Pani życzy ode mnie?
MATKA BOŻA: Chcę, abyście przyszli tu 13 dnia następnego miesiąca i nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Bożej Różańcowej, aby uprosić pokój na świecie i koniec wojny, gdyż tylko Ona będzie mogła wam pomóc.
ŁUCJA: Chciałabym prosić, aby Pani powiedziała nam, kim jest i uczyniła jakiś cud, żeby wszyscy uwierzyli, że rzeczywiście nam się Pani ukazuje.
MATKA BOŻA: Nadal przychodźcie tutaj co miesiąc. W październiku powiem wam, kim jestem i czego chcę oraz dokonam cudu, który wszyscy zobaczą, aby uwierzyli.
Następnie Łucja skierowała kilka próśb o nawrócenie grzeszników, uzdrowienia i inne łaski. Matka Boża zawsze odpowiadała tak samo, polecając niezmiennie odmawianie różańca oraz obiecując, że prośby te zostaną wysłuchane w ciągu roku.
Potem dodała: Ofiarujcie się za grzeszników i powtarzajcie wielokrotnie – zwłaszcza gdy będziecie czynić jakąś ofiarę – »O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, w intencji nawrócenia grzeszników oraz jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi«.
- Czwarte objawienie Maryi – 13 sierpnia 1917
13 sierpnia, w dniu, w którym miało mieć miejsce czwarte objawienie, wizjonerzy nie mogli się udać do Cova da Iria, ponieważ zostali oni uwięzieni przez administratora kantonu Ourém, który chciał wyrwać im ich tajemnicę siłą. Dzieci wytrzymały to dzielnie.
O zwykłej porze, w czasie, gdy zebrani ludzie obserwowali małą białą chmurkę unoszącą się przez kilka minut nad zielonym dębem, usłyszano w Cova da Iria grzmot, po którym nastąpiła błyskawica. Byli oni także świadkami zjawisk związanych z zabarwianiem się na różne kolory twarzy ludzi, ubrań, drzew czy ziemi. Matka Boża na pewno przybyła, lecz nie odnalazła na miejscu spotkań wizjonerów.
Powróciła kilka dni później, w posiadłości Valinhos ukazując się na zielonym dębie, który był tylko trochę wyższy od dębu z Cova da Iria.
ŁUCJA: Czego sobie Pani życzy ode mnie?
MATKA BOŻA: Chcę, abyście nadal przychodzili trzynastego dnia miesiąca do Cova da Iria i odmawiali różaniec codziennie. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli
ŁUCJA: Co Pani chce, abyśmy zrobili z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?
MATKA BOŻA: Niech sporządzą dwa feretrony. Jeden ty będziesz nosiła z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki, ubrane na biało. Drugi niech nosi Franciszek z trzema innymi chłopcami. Pieniądze składane na te feretrony są przeznaczone na święto Matki Bożej Różańcowej, a reszta jako datek na kaplicę, która ma być zbudowana.
ŁUCJA: Chciałabym prosić o uzdrowienie kilku chorych.
MATKA BOŻA: Tak, niektórych uzdrowię w ciągu roku. I przybierając smutniejszy wyraz twarzy, znowu poleciła dzieciom praktykowanie umartwień: Módlcie się, módlcie się wiele i czyńcie ofiary za grzeszników, ponieważ wiele dusz idzie do piekła, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.
I jak zwykle zaczęła unosić się ku wschodowi.
Dzieci obcięły gałęzie krzewu, nad którym Matka Boża im się ukazała, i zaniosły je do domu. Wydzielały one szczególnie przyjemny zapach.
- Piąte objawienie Maryi – 13 września 1917
Tak jak i poprzednio, tłum ludzi, których liczba została oszacowana na około piętnaście do dwudziestu tysięcy osób, a może nawet i więcej, był świadkiem całej serii zjawisk atmosferycznych: nagłego ochłodzenia, takiego przyćmienia słońca, że można było zobaczyć gwiazdy, pewnego rodzaju deszczu, jakby opadały tęczowe płatki lub płatki śniegu, które znikały, zanim jeszcze mogły dotknąć ziemi. Wtedy to właśnie zauważono świetlistą kulę, która przemieszczała się wolno po niebie ze wschodu na zachód, a przy końcu objawienia w przeciwnym kierunku. Jak zwykle, wizjonerzy dostrzegli błysk światła, po czym ukazała im się ponad zielonym dębem Najświętsza Maryja Panna.
MATKA BOŻA: Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, aby uprosić koniec wojny. W październiku ukaże się również Pan Jezus, Matka Boża pod wezwaniem Bolesnej i Karmelitańskiej oraz św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, aby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych umartwień, ale nie musicie spać ze sznurami. Noście je tylko w dzień.
ŁUCJA: Proszono mnie, abym poprosiła Panią o wiele rzeczy; uzdrowienie kilku chorych, uzdrowienie głuchoniemego.
MATKA BOŻA: Tak, niektórych uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.
- Szóste i ostatnie objawienie Maryi – października 1917
ŁUCJA: Czego Pani sobie życzy ode mnie?
MATKA BOŻA: Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją cześć. Jestem Matką Boską Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów.
ŁUCJA: Miałam prosić Panią o wiele rzeczy, o uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.
MATKA BOŻA: Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: Niech nie obrażają więcej Boga naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany.
Następnie, rozchylając dłonie, Najświętsza Maryja Panna zaczęła odbijać się w słońcu, podczas gdy unosiła się, odbicie Jej światła cały czas padało na słońce.
Wtedy to Łucja wykrzyknęła: Spójrzcie na słońce!
Po tym jak Najświętsza Maryja Panna znikła w bezmiarze nieboskłonu, wizjonerzy byli świadkami trzech następujących scen: pierwsza z nich symbolizowała tajemnice radosne różańca, następna tajemnice bolesne, a ostatnia tajemnice chwalebne (tylko Łucja widziała te trzy sceny; Franciszek
i Hiacynta widzieli tylko pierwszą z nich):
Obok słońca zobaczyli pojawiającego się świętego Józefa z Dzieciątkiem Jezus oraz Matkę Boską Różańcową. Była to Święta Rodzina. Maryja była ubrana w białe szaty i w niebieski płaszcz. Święty Józef także był ubrany na biało, natomiast Dzieciątko Jezus miało okrycie w jasnoczerwonym kolorze. Święty Józef pobłogosławił tłum wykonując trzykrotnie znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następna była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Chrystusa Pana obarczonego cierpieniem w drodze na Kalwarię. Jezus pobłogosławił lud czyniąc znak krzyża. Matka Boża nie miała w piersi miecza. Łucja widziała jedynie górną część ciała Pana Jezusa. Ostatnia była chwalebna wizja Matki Bożej Karmelitańskiej, ukoronowanej na Królową Nieba
i Ziemi oraz trzymającej w swych ramionach Dzieciątko Jezus.