Poznałem Boga – Andre Frossard
Każdy z nas szuka namacalnych dowodów na istnienie Boga. Jedni, doszukują się Go w codziennych czynnościach, inni koncentrują na bardziej „nienaturalnych” zjawiskach, oczekując prawdziwych cudów. Wielu ludzi, na całym świecie dostąpiło łaski i spotkało Go w sposób mniej, lub bardziej oczywisty. O ile świadectwa gorliwie wierzących mogą być podważane przez grupy ateistów, o tyle opowieści sceptyków napawają zdumieniem i są żywym dowodem na istnienie Boga. Jedną z najciekawszych historii jest ta, która przydarzyła się uznanemu dziennikarzowi i pisarzowi. Andre Frossard, znana postać w świecie dziennikarstwa, dostąpiła spotkania ze Stworzycielem, co niewątpliwie zmieniło jej całe życie.
„Od chwili kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą (…). Podkreślam: to było obiektywne doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań.”
Słowa zapisane powyżej, wypowiedziane zostały przez zatwardziałego ateistę, nawróconego w nieprawdopodobny sposób. Andre Frossard, niegdyś sceptycznie nastawiony do wiary chrześcijańskiej, jak i obecności samego Boga, na pewnym etapie swojego życia przeżył prawdziwe nawrócenie, które skłoniło go do napisania głośnej i popularnej książki pod tytułem „ Bóg Istnieje, Widziałem Go”.
Człowiek dający innym przykład, znany na całym świecie redaktor popularnego pisma „Le Figaro Magazine”, pozostawił po sobie swoistego rodzaju wyznanie, pewną formę testamentu, stającą się jedną z najbardziej pożądanych pozycji w literaturze światowej. Do dziś, trudno o dostępne egzemplarze wspomnianej książki ( w Polsce występującej pod tytułem „Istnieje inny świat”).
Niech ten artykuł będzie zatem przybliżeniem życia i przemyśleń człowieka, który widział i zaufał Bogu…
„Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie pozagrobowe? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem”. Wielokrotnie powtarzane podczas wywiadu z V. Messorim słowa, stanowią najważniejszy dowód dla WĄTPIĄCYCH. Aby lepiej zrozumieć ogrom Łaski Bożej, bezpośrednio dostąpionej przez Andre Frossarda, warto przybliżyć jego życie…
Zagorzały ateista, racjonalny sceptyk.
Człowiek, cytowany współcześnie na całym świecie, urodził się 14 stycznia 1915 roku, a zmarł 2 lutego 1995 roku. Był nie tylko wspaniałym dziennikarzem i pisarzem, ale również przyjacielem Jana Pawła II i członkiem Akademii Francuskiej. Przez większość swojego życia należał do wpływowych dziennikarzy w Europie. Od 1962 roku kierował jednym z najbardziej opiniotwórczych pism, jakim jest niewątpliwie „Le Figaro Magazine”. W wieku dwudziestu lat dostąpił nawrócenia, i z żarliwego ateisty stał się gorliwie wierzącym katolikiem. Jego historia, do dziś jest żywym dowodem na istnienie Boga.
Idiotyczny ateizm kontra zacofane chrześcijaństwo.
Historia Andre nie byłaby tak zaskakująca, gdyby nie środowisko, w którym się wychował. Jego ojciec, Ludwik Oskar Frossard był człowiekiem wykształconym, nie tolerującym żadnej religii- a już w szczególności kościoła katolickiego. W roku 1920 założył on Francuską Partię Komunistyczną i jednocześnie stał się jej pierwszym sekretarzem. Wzorców tolerancji dla różnorodności, nie mógł również Andre zaczerpnąć od matki, która była niepraktykującą protestantką. Młody chłopiec przez większość swojego dzieciństwa uważał więc, że Kościół Katolicki jest zbieraniną ludzi ciemnych, głupich i zacofanych. Już w wieku kilkunastu lat czytał poważne dzieła Rousseau czy Woltera. Jego umysł wówczas przesiąknięty był czystą nienawiścią do chrześcijaństwa.
Jak podkreślał Andre istnieje wiele form ateizmu. Choć do takich wniosków doszedł dosyć późno, pozwoliło to niejako na zrozumienie całego nawrócenia. „Jest ateizm filozoficzny, który
wcielając Boga w przyrodę, odmawia Mu odrębnej osobowości i umieszcza wszystkie rzeczy w zasięgu ludzkiej inteligencji; nic nie jest Bogiem, wszystko jest boskie.” Bardziej racjonalne podejście, nazywane popularnie naukowym, bazuje na rozumieniu i poznawaniu świata jako materii, bez stawiania pytań o jej początek czy stworzenie. Z kolei najbardziej radykalna forma, jaką jest ateizm marksistowski, nie dopuszcza do możliwości istnienia Boga, a nawet jeśli byłaby ona udowodniona, to z całą pewnością, nie w obecnie przyjmowanej formie. Bowiem w takim rozumowaniu, Stwórca nie jest potrzebny, ba, nawet „przeszkadza” wolnej, ludzkiej woli i działaniom. „Istnieje również ateizm najbardziej rozpowszechniony, który dobrze znam – to ateizm idiotyczny. Taki był mój ateizm. Ateizm idiotyczny nie stawia sobie pytań. Uważa za naturalne przebywanie człowieka na ognistej kuli pokrytej cienką warstwą suchego błota i obracającej się wokół swojej osi z prędkością ponaddźwiękową dookoła Słońca – czegoś w rodzaju bomby wodorowej, unoszonej przez miliardy gwiazd o zagadkowym pochodzeniu i nieznanym przeznaczeniu„.
Tak prosto i bez ogródek sam autor określa stan umysłu, jaki towarzyszył mu aż do dwudziestego roku życia. Co stało się później, że w ciągu krótkiego czasu zaufał Panu i stał się Jego wiernym sługą?
Moment tajemniczego nawrócenia.
Rok 1935 był przełomowym w życiu młodego Frossarda. Rozpoczął bowiem pracę jako dziennikarz, i choć był zagorzałym ateistą, mocno zaprzyjaźnił się z katolikiem Andrzejem Villeminem. To on, jako pierwszy, próbował wskazać drogę Andre do Boga. Niestety bezskutecznie – do czasu. Pewnego dnia, dokładnie ósmego czerwca, para przyjaciół postanowiła zjeść razem wspólny obiad. Wybrana restauracja mieściła się w centrum Paryża. Na prośbę jednego z nich, mężczyźni zatrzymali się na Rue d’Ulm, gdzie znajdował się niewielki kościółek, w którym nieustannie trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Andrzej Villemin poprosił przyjaciela, aby chwilę na niego poczekał. Gdy długo nie wracał, Andre postanowił pójść po kolegę. Tłum wiernych wewnątrz uniemożliwiał jednak odnalezienie Andrzeja, dlatego też Frossard skupił się na czymś, co znajdowało się na ołtarzu. Dla wszystkich wierzących oczywistością był fakt, iż w samym centrum kościoła znajdowała się Monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Ateista, widział ją jednak po raz pierwszy w życiu.
To, co wydarzyło się później, ktoś złośliwy mógłby określić, mianem sceny rodem z filmu. Całe wnętrze Frossarda wypełnione zostało tajemniczą i niezwykle silną mocą. Czymś, czego do tej pory nie znał, i co pozwoliło mu spojrzeć zdecydowanie dalej, niż do tej pory. Jak podkreślał: „Przede wszystkim zostają mi dane słowa duchowego życia […] słyszę je jakby wypowiadane obok mnie cichym głosem przez osobę, która widzi, czego ja jeszcze – nie widzę”. Po tym niesłyszalnym niemalże szepcie, Andre poczuł nadprzyrodzoną rzeczywistość, bijącą bezpośrednio od Najświętszego Sakramentu. Szczegółowy opis, zawarty w książce jest niezwykle obrazowy i przekonujący. Warto go zatem przytoczyć w całości.
„Jest to niezniszczalny kryształ o nieskończonej przejrzystości..Jasności prawie nie do zniesienia lekko niebieskiego światła (jeden stopień więcej byłby mnie uśmiercił). To jest inny świat o takim blasku i realności, że nasz świat wydaje się przy nim podobny do rozwiewających się cieni sennych marzeń. Tę nową rzeczywistość i prawdę widzę z ciemnego brzegu, na którym stoję. To jest ład we wszechświecie, a na jego szczycie jest Oczywistość Boga. która jest Obecnością i Osobą. Jeszcze przed sekundą zaprzeczałem Jej istnienia. Chrześcijanie nazywają ją »naszym Ojcem«.
Doświadczam Jej łagodnej dobroci i łaskawości, której nie jest w stanie dorównać żadna inna. Łagodność ta jest zdolna przemienić każde ludzkie serce – również takie, które jest twardsze od najtwardszego kamienia. Temu wtargnięciu rzeczywistości Boga towarzyszy radość, która jest entuzjazmem uratowanego od śmierci, w samą porę wydobytego z oceanu rozbitka. Dopiero teraz uświadamiam sobie, w jakim błocie byłem pogrążony, i dziwię się, jak mogłem tam żyć i oddychać.
Jednocześnie zostałem obdarowany nową rodziną, a jest nią Kościół Katolicki. Jego zadaniem jest prowadzenie mnie tam, dokąd muszę iść, gdyż pozostaje mi do przebycia jeszcze kawał drogi (…). Kościół jest wspólnotą; w niej obecny jest Jedyny, którego imienia nigdy więcej nie będę mógł napisać bez trwogi, że zranię Jego miłość. Stoję przed Nim jak dziecko, któremu przypadło w udziale szczęście otrzymania przebaczenia.” („Istnieje inny świat”, str. 39-40)
Sytuacja opisana powyżej uświadomiła Frossardowi, że to, czego dostąpił, było oczywiste dla Kościoła Katolickiego już dawno. Jak wielkie zdziwienie musiały wywołać w nim pewne wnioski, tak prosto i czytelnie zapisane na kartach książki. „To była dla mnie osobliwa sytuacja, dająca się porównać z tą, gdyby Krzysztofowi Kolumbowi powracającemu z Ameryki starzy kartografowie królowej Izabeli (którzy nigdy nie opuścili swoich pracowni) objaśniali jego odkrycia z najdrobniejszymi szczegółami, podając dokładnie położenie wsi i plantacji”. („Istnieje inny świat”, str.144). Jak pokazuje historia, czy też wspomnienia wielu nawróconych, poznanie przez ateistę prawdy o Bogu jest czymś dziwnym i niepojętym, co ciężko wytłumaczyć słowami. Jego zdziwienie, zaszokowanie i radość to uczucia, których z pewnością się nie spodziewał. Czyż nie jest tak także w naszym codziennym życiu? Czy w sytuacji, w której zawierzamy coś Bogu nie czujemy dziwnej ekscytacji, przypływu energii i satysfakcji? Jak często, na pozór, abstrakcyjna obecność Pana, przynosi zaskakujące rezultaty?
Wszystko poza Bogiem jest tylko hipotezą…
To zdziwienie, a w niektórych przypadkach niedowierzanie, było wielokrotnie opisywane przez Frossarda. W książce pt. „Bóg i ludzkie pytania” wspomina: ” Wszedłem do kaplicy jako ateista, a w kilka minut później wyszedłem z niej jako chrześcijanin – i byłem świadkiem swojego własnego nawrócenia, pełen zdumienia, które ciągle trwa”. Wszystko, co go spotkało w ciągu zaledwie kilku minut całkowicie odwróciło jego życie, nie tylko pod względem samej wiary, ale również wartości wyniesionych z rodzinnego domu. Nie ma się zatem czemu dziwić, że ciężko znaleźć odpowiednie słowa, mogące oddać nadmiar przepełniających go odczuć. To, co wielokrotnie zostało podkreślane, to fizyczny, niemalże naukowy charakter samego nawrócenia.
„Byłem (…) ateistą, kiedy przechodziłem przez drzwi kaplicy, i pozostawałem nim nadal w jej wnętrzu. Obecni tam ludzie, widziani pod światło, rzucali tylko cienie, między którymi nie mogłem odróżnić swojego przyjaciela, i coś w rodzaju słońca promieniowało w głębi kaplicy. Nie wiedziałem, że był to Najświętszy Sakrament. Nie doznałem nigdy zmartwień miłosnych ani niepokoju, ani ciekawości. Religia była starą chimerą, a chrześcijanie gatunkiem opóźnionym na drodze historycznej ewolucji. (…) Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagle wyłaniał się przed nim z głębi tej skromnej kaplicy świat, inny świat – o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałby, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni.”
Co ważniejsze, bardzo wiele z opisywanych uczuć towarzyszy zwykłemu człowiekowi w codziennej wędrówce, w przeżywaniu przyziemnych przyjemności. W końcu sam Frossard był przeciętnym mężczyzną, posiadającym własne życie, plany i marzenia. W jednej chwili ich lista została dopełniona przez to najważniejsze: dzielenie się radością i wiarą z innymi ludźmi. „Owym światłem, którego nie ujrzałem cielesnymi oczyma, nie było to, jakie nas oświeca lub powoduje opalanie. To było światło duchowe, tzn. światło pouczające – jakby żar prawdy. Odwróciło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą(…). Podkreślam: to było obiektywne
doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań.” (str. 21-24)
Ten moment, w wieku dwudziestu lat, odmienił całe życie pewnego chłopca. Sprawił, że Andre na nowo spojrzał w głąb siebie- ale nie był tam sam… Od tego wydarzenia w kościele, towarzyszył mu Bóg. Wielokrotnie zdarza się, że doświadczamy w swoim życiu czegoś, co wydaje nam się wręcz nieprawdopodobne. Czujemy Jego obecność, a mimo wszystko nie dopuszczamy do siebie takiej możliwości. Niepotrzebnie. Niekiedy wystarczy bowiem chwila, aby poczuć Ojca, i sprawić, że życie stanie się pełniejsze…
Rozważania młodego katolika.
Jak to jest możliwe – zastanawia się sam autor – że młody człowiek, wychowany w atmosferze ateistycznych przesądów nieprzyjaznych Bogu, chrześcijaństwu i Kościołowi, mógł w jednym momencie stać się żarliwym katolikiem? Bezmyślnie wszedł do kościoła, w którym wystawiony był Najświętszy Sakrament, a – kiedy z niego wychodził, przepełniony był niesamowitą radością z odnalezienia prawdy o istnieniu Boga i entuzjazmem do dzielenia się z całym światem tym niesamowitym odkryciem. To było doświadczenie realnej obecności tajemnicy Boga, który jest jeden w trzech Osobach, jedynym źródłem istnienia całej rzeczywistości, utrzymującym wszechświat w harmonii istnienia, udzielającym ludziom zdolności myślenia i odczuwania piękna”.
To, co najważniejsze, głównie dla sceptyków czy wątpiących, to fakt, który wielokrotnie był podkreślany przez Frossarda. Całe nawrócenie miało miejsce bez udziału wyobraźni. Nie było wymyślonych obrazów, mogących uchodzić za dziwne urojenia. Przenikanie Bożej mocy do duszy zagorzałego ateisty, stało się obiektywnym doświadczeniem. Jego zdziwienie i radość, której dostąpił ósmego czerwca, nieprzerwanie trwała aż do końca życia. Po długich latach od nawrócenia, Frossard napisał bowiem: „Radość przeszła nade mną jak fala światła z nieprzepartą, a zarazem delikatną siłą (…). Towarzyszyłem swojemu własnemu nawróceniu ze zdziwieniem, które jeszcze trwa”.
Wszystkie wspomnienia, zapisane na kartach wielostronnicowych lektur bez wątpienia są realne. Ich prawdziwości dodaje również fakt, że sam autor był ignorantem przed dostąpieniem Bożej Łaski. Nie znał słów Pisma Świętego, obrzędów i zwyczajów, nie mógł zatem opierać się na cytatach czy podaniach spisanych przez naocznych świadków. Co ważniejsze, w ciągu krótkiego czasu spędzonego w centrum Paryża, w jednym, z wydawałoby się zwyczajnych kościołów, zdał sobie sprawę, że Prawdą jest Kościół Katolicki. I choć nigdy wcześniej nie spotkał się z nim bezpośrednio, od tego dnia, to właśnie on stał się jego najważniejszą rodziną.
„Istnieje inny świat” – sam tytuł jest swoistego rodzaju wnioskiem, do którego autor doszedł po wielu latach. Zdał sobie bowiem sprawę, że Bóg daje ludziom wybór, nie zmusza i nie zachęca, otwiera jedynie swoje ramiona i czeka… cierpliwie… na niektórych bardzo długo. „W tym dniu stałem się katolikiem od stóp do głów, katolikiem ponad wszelką wątpliwość – a nie protestantem ani muzułmaninem, ani żydem. […] Byłem tak mocno zaskoczony, widząc siebie przy wyjściu z kościoła katolikiem, jakbym był zaskoczony, znajdując siebie przy wyjściu z ogrodu zoologicznego, żyrafą. Żadna instytucja nie była mi bardziej obca niż Kościół katolicki, mógłbym nawet powiedzieć: żadna bardziej niesympatyczna (…). Była dla mnie tak daleka jak Księżyc lub Mars. Wolter nie powiedział mi o niej nic dobrego, a od mego trzynastego roku życia nie czytałem prawie nic innego prócz Woltera i Rousseau. Nagle zostałem oddany Kościołowi, przekazany i powierzony jak nowej rodzinie, z poleceniem podjęcia dalszego ciągu życia na jego rachunek” ( „Istnieje inny świat”, str. 18-19).
Jak widać na każdym kroku, w każdym wspomnieniu pojawia się ogromna radość i zaskoczenie, które wzajemnie mieszają się ze sobą. Moment nawrócenia był więc kluczowy. Przyniósł niespodziewane rozwiązanie, którym później Frossard kierował się całe życie. Od tego dnia liczył się Bóg, a wszystko, co stanowiło najbliższe otoczenie człowieka dowodziło Jego istnienie.
Co dalej z życiem nowo nawróconego?
Po niezwykle intensywnym zajściu w kościele w Paryżu, Andre opowiedział o swoim doświadczeniu przyjacielowi. Ten, niewiele myśląc, z ogromną radością i energią zawiózł mężczyznę do Anity i Stanisława Fumetów. Nie było to przypadkowe działanie, bowiem to właśnie w ich domu odbywały się spotkania osób niedawno nawróconych, głównie młodych, poznających prawdę o Bogu. Każda z odwiedzających małżeństwa osób, doskonale zdawała sobie sprawę, że chrześcijaństwo nie jest ideologią, czy sposobem na życie, ale czymś zdecydowanie głębszym i większym. Sama osoba Jezusa Chrystusa i jego Ojca to realność otaczająca wszystkich. Wystarczy tylko uważnie patrzeć – sercem, nie tylko oczami.
Nowo poznani znajomi, przy każdej okazji rozmawiali o Chrystusie. Nie było bowiem ciekawszych i ważniejszych tematów. W letnie dni, organizowali wspólne wyjazdy do sanktuarium w La Salette. Miejsca szczególnego, bowiem w 1846 roku objawiła się tam płacząca Matka Boża.
Choć nawrócenie trwało kilka minut i Frossard powrócił do pracy dziennikarza, cały świat wydawał się bez znaczenia. Wszystkie wydarzenia mające miejsce wokoło nie były już tak interesujące i ciekawe. Andre pisał, że: „Cud trwał miesiąc. Każdego ranka odnajdywałem z zachwytem to samo światło, przy którym bladło światło dnia. To samo, nigdy nie zapomniane, doświadczenie łagodnej dobroci, porządkujące całą moją teologiczną wiedzę” („Istnieje inny świat”, str. 39-40). Choć siła dostąpienia Bożej Łaski z dnia na dzień słabła, nawrócenie wciąż utrzymywało swoją moc. Tyle, że Andre otrzymał inną drogę- miał co dzień poznawać prawdę o Bogu, w prozaicznych, na pozór błahych czynnościach. Frossard przyjął sakrament chrztu świętego, a jego matką chrzestną została Anna Fumet. Od tego momentu poczuł, że jest Dzieckiem Bożym. Doświadczył uczucia, które było mu dotąd całkowicie obce.
Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w krótkim czasie doprowadziły do przekonania, iż tylko poznanie i zobaczenie wewnętrznego piękna, własną duszą, może przybliżyć człowieka do Boga. Pomimo drobnych porażek, Andre nie zniechęcał się. Tym bardziej, że dość długo trwało, zanim jego własny ojciec zaakceptował wybraną przez syna drogę. Gdy jednak to już nastąpiło, Andre dostał własną rubrykę w gazecie prowadzonej przez ojca.
Frossard szukał jednak nieustannie własnego powołania. Wstąpił nawet do zakonu Trapistów w Citeaux, ale po jakimś czasie wycofał się z tej decyzji. Nadal pozostawał religijny, w wielu oczach, nawet za bardzo. Był swoistego rodzaju mnichem żyjącym w centrum miasta. W roku 1936 rozpoczął służbę w marynarce wojennej, jako sekretarz ministerstwa w Paryżu. Każdy dzień rozpoczynał o bardzo wczesnej porze, stawiając się na mszy świętej w kościele św. Magdaleny. W trakcie pracy w ministerstwie odmawiał brewiarz dla osób świeckich. W czasie przerwy w obowiązkach, skupiał się na odprawianiu modlitwy różańcowej, która zawsze wydawała mu się niedostatecznie długa. W samo południe zajmował się z kolei adoracją Najświętszego Sakramentu u św. Rocha. W wolnych od pracy chwilach, swoje myśli koncentrował na czytaniu Pisma Świętego.
Nieprawdopodobnym wydaje się fakt, iż młody człowiek, który jeszcze do niedawna był zatwardziałym ateistą poświęcał blisko sześć godzin dziennie na obcowanie z Bogiem. Nigdy się nie skarżył, a na pytania o zbyt dużą ilość czasu modlitw, zawsze z przekąsem odpowiadał, że ryba nigdy nie skarży się, na zbyt dużą ilość połykanej wody…
Losy Frossarda były zawiłe, a mimo wszystko, na każdym etapie swojego życia, mężczyzna poświęcał się Bogu. Po wybuchu II wojny światowej, Andre został powołany na służbę na statku pocztowym „Cuba”. Trzy lata później, w czasie kapitulacji Francji, Frossard wrócił do Marsylii, gdzie dzięki opiece ojca, otrzymał posadę dyrektora filii przedsiębiorstwa transportowego w Lyonie. W między czasie mężczyzna wdał się w konspirację i walkę z hitlerowskim zagrożeniem.
Ten okres pozwolił mu na poznanie pewnej dziewczyny, która po niespełna roku została jego żoną. Ponadto w 1943 roku, gdy na świecie było już ich trzymiesięczne dziecko, Andre został aresztowany przez Gestapo. Osadzony w jednym z koszmarnych, niemieckich aresztów, dzielnie znosił liczne tortury i upokorzenia. W swoich wspomnieniach podkreśla, że to właśnie wówczas zrozumiał, jak wielką moc ma wiara i duchowa wolność, której żaden oprawca nie jest w stanie zabrać. Po prawie dwóch latach gestapowskiego horroru, został zwolniony z więzienia wiosną 1945 roku.
Jedyna Prawda, jaka istnieje na świecie…
Pamiętny rok 1935 był przełomowym w życiu Andre, wychowywanego w myśli marksistowskiego ateizmu. Niczym nie wyróżniająca się wizyta w niewielkim kościółku, diametralnie odmieniła dalsze myślenie i funkcjonowanie przyszłego, gorliwego katolika. Jak sam mówił, dostąpił uratowania życia, które można porównać do ratunku wyłowionego rozbitka tuż przed zatonięciem.
To niewiarygodne, jak wielką moc posiada Bóg, skoro kilka chwil przebywania przy Najświętszym Sakramencie mogło tak bardzo zmienić człowieka. Fakt ten można by było podważyć, gdyby nie relacje świadków, najbliższych osób i przyjaciół Frossarda, na własne oczy widzących zachodzące w nim zmiany. Dostąpione światło oczyściło mroczną duszę człowieka, zapewniając mu zbawienie i miłość. Czy może być piękniejszy dowód na to, jak wielki jest nasz Pan?
To, co spotkało go w wieku dwudziestu lat trzymał w tajemnicy przed światem… Prawie trzydzieści lat… Dopiero gdy zyskał sławę, stał się autorytetem ludzi na całym świecie, wykorzystał popularność i otworzył się na innych. To była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Jako podrzędny, nikomu nieznany dziennikarz, nie odniósłby zamierzonego efektu. Nikt by go nie posłuchał, a sama historia odbierana by była jako fikcja nieudolnego autora, próbującego za wszelki sposób zaistnieć we współczesnym świecie. Tym czasem trzydzieści lat wytężonej, doskonałej pracy, pozwoliło mu dotrzeć do osób wątpiących, najbardziej sceptycznie nastawionych do katolickiej wiary.
Miał dużo racji w swoim myśleniu. Bowiem w krótkim czasie, książka „Dieu existe, je l’ai rencontre” ( „Bóg istnieje, spotkałem Go”) została światowym bestsellerem. Co ważniejsze, po jej lekturę sięgnął sam papież Jan Paweł II, który po przeczytaniu słów zawartych w książce, postanowił osobiście spotkać się z Frossardem. To właśnie dzięki temu niezwykłemu wydarzeniu, Andre zyskał przyjaciela w postaci Ojca Świętego. Na początku swojego pontyfikatu, Jan Paweł II został poproszony przez Andre Frossarda o przeprowadzenie wywiadu, na podstawie którego powstał kolejny światowy hit- pozycja o nazwie N’ayez pas peur („Nie lękajcie się!”). Warto nadmienić, iż wywiad ten był pierwszym w historii przeprowadzonym z tak ważną i wyjątkową osobistością, jak sam Ojciec Święty.
„Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie pozagrobowe? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem. Nie wiem, dlaczego wybrano właśnie mnie, abym był świadkiem naocznym tego, co się ukrywa za powierzchownością świata. Wiem tylko, że mam obowiązek świadczenia. Jestem skazany na mówienie, jestem przynaglany z łagodnością, ale uporczywie potrzebą recytowania lekcji, jakiej Bóg mi udzielił w owym wstrząsającym spotkaniu, latem 1935 roku, w nieznanej kaplicy w centrum Paryża. Kiedy się „wie, że Bóg istnieje, że Jezus jest jego Synem, że jesteśmy oczekiwani po śmierci, że na tej ziemi nigdy nie będzie innej nadziei poza Ewangelią; kiedy się to wie, trzeba o tym mówić. Zrobiłem to i w dalszym ciągu będę to robił, aż do chwili, kiedy pójdę kontemplować na zawsze to, co było mi dane zobaczyć podczas owych minut, kiedy czas został dla mnie zatrzymany”.
Tak argumentował swoje odpowiedzi na wiele pytań, zadawanych przez lata, o jego chrześcijaństwo.
W roku 1995 dostąpił wreszcie zaszczytu spotkania Boga. Odszedł przeżywszy 80 lat. Przez całe życie, od momentu nawrócenia nieustannie trwał przy Stwórcy, potwierdzając Jego obecność. To bez wątpienia człowiek, który swoim życiem dał najlepsze świadectwo.
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Wszystko jednak pozostaje tajemnicą, której możemy dostąpić wyłącznie patrząc sercem i duszą, a nie tylko oczyma.