1. W jakim znaczeniu świat dowodzi istnienia Boga?
(Rz 1,18-21; Ps 14,1; KKK 31-35)
Św. Grzegorz z Nyssy stwierdza: „Racje rozumowe prowadzą do tego, że ktoś widząc ubranie, uzna istnienie tkacza, patrząc na okręt, pojmie, że jest budowniczy…” (cyt. za: W. Granat)(1). Otaczające nas widzialne byty, a przede wszystkim istniejący w przyrodzie ład świadczy, że wszystko zostało stworzone przez Istotę Rozumną, która ustaliła prawa rządzące światem i jego rozwojem. „Piękno tego, co istnieje – powie św. Augustyn – jest jakby wyzwaniem. Kto uczynił całe to piękno poddane zmianom, jeśli nie Piękny, nie podlegający żadnej zmianie?” (Św. Augustyn)(2)
Dla nas zetknięcie się z porządkiem w życiu codziennym stanowi dowód na działanie jakiejś istoty rozumnej. I tak np. gdy wejdziemy do uporządkowanego i przyozdobionego pokoju, pomyślimy z pewnością, że panujący tam ład jest wynikiem świadomego działania kogoś, kto tam mieszka lub przebywał. Podobnie jest ze światem. Jego piękno i porządek mówi nam, że istnieje Ktoś, kto jest Samym Pięknem, Najwyższą Mądrością, Istotą Wszechmocną.
2. Czy świat nie może być dziełem przypadku?
Niektórzy utrzymują, że istniejący świat to dzieło zwykłego przypadku. Wyobraźmy sobie wielki worek, w którym są miliony literek wypisanych na małych karteczkach, które ktoś wysypuje, zbiera z powrotem i znowu wysypuje. Czy może z tych wysypanych literek powstać jakaś powieść, traktat filozoficzny, podręcznik do matematyki itp.? Odpowiemy: „Nie, ponieważ książka nie jest zwykłym zbiorem ułożonych przypadkowo liter. Ona odzwierciedla ducha, myśl ludzką.” Podobnie jest z pięknem świata i prawami, które nim rządzą. Kosmos jest „księgą”, która mówi nam wiele o jego Autorze – Bogu potężnym i mądrym.
Z doświadczenia wiemy też, iż żadne urządzenie, przyrząd, maszyna nie powstaje przypadkowo, przez samoczynne podokręcanie się śrubek, nakrętek i innych elementów składowych. Wiemy, że żadna maszyna nie powstaje bez człowieka. Tylko rozumna istota potrafi zbudować podobny do ucha mikrofon, podobną do oka kamerę, podobny do ludzkich organów mowy głośnik lub podobny do ludzkiego mózgu komputer.
3. Czy teoria ewolucji nie przeczy istnieniu Boga?
Nawet gdyby świat powstał na drodze ewolucji, to stanowiłoby to tylko dodatkowy dowód na istnienie Boga. Ewolucja oznacza przemianę, rozwój a nie ruinę i degenerację. Wiemy dobrze z doświadczenia, że jeśli coś nie jest doglądane, jeśli o coś się nie troszczymy, to może się to zniszczyć, zestarzeć, zepsuć. Przypomnijmy sobie, jak wygląda ogród, którym nikt się nie zajmuje. Nie ma w nim śladów piękna, porządku. Zarośnie trawą i chwastami. Popatrzmy też na domy, które przed tysiącami lat były czyimś mieszkaniem. Pozostawione bez opieki zamieniają się w ruiny.
Jeśli coś się doskonali i rozwija, to dowodzi istnienia kogoś, kto czuwa nad tym rozwojem. Jeśli zatem świat rozwija się według określonych praw, to widocznie istnieje Ktoś, kto określił prawa rozwoju i doskonalenia się.
4. Dlaczego istnienie cierpienia nie przeczy istnieniu Boga? (zob. Księga Hioba)
Dla wielu ludzi cierpienie, zwłaszcza doświadczone przez nich samych, stanowi trudność w uznaniu istnienia Boga. Nie jest tak oczywiście zawsze, gdyż wielu przyjmuje w swoich nieszczęściach postawę Hioba, który nie wątpił w istnienie Boga ani od Niego nie odszedł.
Kiedy widzimy piękny, jadący szybko samochód, możemy podziwiać go i jego producentów. Cenimy twórców dobrych firm, którzy projektują wspaniałe samochody. Nigdy nie przyjdzie nam na myśl, że wspaniały samochód może powstać sam, że jest dziełem przypadku. A co sądzimy o samochodzie zepsutym, który nie potrafi zastartować? Czy mówimy: „Powstał sam, bo jest zepsuty?” Nic podobnego! Rozumujemy następująco: „Ktoś wyprodukował samochód po to, by jeździł, a nie po to, by stał w garażu lub na parkingu, niezdolny do poruszania się. Jeśli nie startuje, to znaczy, że jest zepsuty. Coś się w nim zepsuło. Jakaś część jest uszkodzona. Wiemy, że szalony byłby producent nastawiony na produkowanie zepsutych samochodów. A więc jest tak: ktoś produkuje dobre samochody, pojawiają się jednak jakieś inne przyczyny, dla których niektóre elementy ulegają uszkodzeniu. Skutkiem działania tych przyczyn jest to, że samochód nie funkcjonuje sprawnie.
Podobnie jest ze światem. To, co Bóg stworzył, było dobre i bardzo dobre (por. Rdz 1,4.10.12.18.21.25.31). Nie Bóg, lecz szatan zaczął działać, aby w świecie pojawiło się zło moralne i fizyczne. Bóg, który jest Nieskończoną Miłością, nie lubuje się w cierpieniu ani w zadawaniu go. Duchy upadłe cieszą się z czyjegoś bólu, dlatego robią wszystko, na co pozwala ich natura, aby w świecie było jak najwięcej zła, cierpienia i nieporządku.
5. W jakim sensie powszechne pragnienie szczęścia stanowi argument przemawiający za istnieniem Boga? (1 Kor 2,6-9)
Człowiek pragnie i szuka szczęścia na różne sposoby. Jednym z nich jest gromadzenie, zdobywanie różnych rzeczy, dóbr, majątku, pieniędzy. Może to nieść radość, ale tylko przemijającą, bo po zdobyciu czegoś upragnionego człowiek tęskni za czymś innym, nowym i do tego dąży.
Innym sposobem dążenia do szczęścia jest poszukiwanie prawdy, uczenie się, studiowanie. Odkrywanie prawdy może stać się pasją życiową, rodzić radość, ale nie zapewnia na ziemi trwałego szczęścia.
Jeszcze inaczej człowiek usiłuje doznać jak najwięcej radości: przez kontakt z pięknem. Dlatego np. podróżuje, aby zobaczyć wspaniałe krajobrazy, słucha muzyki, kupuje płyty, chodzi na koncerty, na wystawy malarstwa. Może nawet sam gromadzi w swoim domu obrazy, aby kontakt z pięknem go uszczęśliwił. Życie uczy jednak, że piękno spotykane na tym świecie, chociaż cieszy, nie uszczęśliwia w pełni.
Najpowszechniejszym wyrazem tęsknoty za szczęściem jest szukanie miłości przez człowieka, który chce być kochany. Pragnie stykać się nie tylko z szacunkiem, ale z prawdziwą miłością, dlatego szuka bliskiej jego sercu osoby.
To dążenie do gromadzenia różnych dóbr, do szukania prawdy, do kontaktu z pięknem, a przede wszystkim – do zetknięcia się z autentyczną miłością ujawnia potężne pragnienie szczęścia wszczepione w serce człowieka. Pragnienie to nie zanika, chociaż całe pokolenia odchodzą, nie doznawszy pełni szczęścia na ziemi. Pomimo tych smutnych doświadczeń poprzednich pokoleń pragnienie szczęścia nie zanika w człowieku. Głód prawdy, piękna i miłości nie pomniejsza się, chociaż nikt i nic na ziemi nie jest w stanie go zaspokoić całkowicie.
W związku z tym nasuwają się pytania: dlaczego człowiek pragnie więcej, niż może znaleźć na ziemi dobra, prawdy, piękna i miłości? Czy nie ma czegoś lub Kogoś poza tym światem, za Kim człowiek tęskni w głębi swojej duszy? Czy nie ma Tego, którego szuka podświadomie, chcąc posiąść nieskończone „Wszystko”, nieskończoną „Prawdę”, nieskończone „Piękno”, nieskończoną „Miłość”? Jedynym sensownym wyjaśnieniem wydaje się to, że naprawdę istnieje to, za czym tak bardzo tęskni człowiek, i że pragnienie „Boga jest wpisane w serce człowieka, ponieważ został on stworzony przez Boga i dla Boga. Bóg nie przestaje przyciągać człowieka do siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i szczęście…” (KKK 27). W Nim znajdzie to, czego w głębi serca szuka: nieskończoną Pełnię, nieskończoną Prawdę, nieskończone Piękno, a przede wszystkim – wieczną, nieskończoną i niezmienną Miłość.
W rozmowie z człowiekiem przeżywającym niepewność co do istnienia Boga można czasem postawić pytanie: Jeśli Boga nie ma, to kto cię kocha prawdziwie? W niejednym wypadku zadanie tego pytania wyda większe owoce, niż przytaczanie wielu innych dowodów.
Prawdę podaną przez Katechizm, że „pragnienie Boga jest wpisane w serce człowieka, ponieważ został on stworzone przez Boga i dla Boga”, można rozumieć następująco: dusza ludzka w momencie stworzenia zetknęła się ze swoim Stwórcą i nie może Go już więcej „zapomnieć”. Nie potrafi „zapomnieć” Jego dobroci, Jego piękna, miłości. Tęskni więc za Nim, a ta tęsknota wyraża się w pragnieniu prawdy, piękna i miłości.
Człowiek jednak nie zawsze uświadamia sobie wyraźnie, Kogo właściwie szuka. Nie rozumie nieraz, że szuka Boga, który stworzył jego duszę. Często szuka Boga „po omacku”, jak czytamy w Dziejach Apostolskich (17,26-28).
Nierzadko też człowiek kieruje się w swoim poszukiwaniu szczęścia ku stworzeniom, zamiast ku Stwórcy. Doznaje wtedy zawodu i rozgoryczenia, bo serce człowieka nie dozna szczęścia, dopóki –jak mówi św. Augustyn(3) – nie spocznie w Bogu. W głodzie szczęścia zawiera się pragnienie Tego, który jako Jedyna Istota może nas naprawdę uszczęśliwić. Katechizmową prawdę o wpisanym przez Boga w serce ludzkie pragnieniu Go wyraża następująco pełen poetyckiego polotu i głębi teologicznej fragment z pism Marii Valtorty(4): „To Bóg przemawia, mówi lub wywołuje coś w pamięci. [Czyni to] jak ojciec, który przypomina synowi dom rodzicielski słowami: „Pamiętasz, jak ze mną robiłeś to, jak widziałeś tamto lub słyszałeś o tym? Pamiętasz, jak pożegnałem cię pocałunkiem? Czy przypominasz sobie chwilę, gdy po raz pierwszy [w momencie stworzenia] ujrzałeś oślepiające słońce Mego Oblicza nad twą dziewiczą duszą, dopiero co stworzoną i jeszcze czystą – bo właśnie ode Mnie wyszła – od skażenia, które cię potem poniżyło? Czy pamiętasz, jak dzięki gorętszemu uderzeniu serca zrozumiałeś, czym jest Miłość, czym tajemnica Naszego Istnienia i Pochodzenia [Osób Boskich]?” Można by powiedzieć, że powszechne pragnienie szczęścia jest tęsknotą za tym „duchowym pocałunkiem”, który Trójca Święta – Nieskończona Prawda, Nieskończone Piękno, i Nieskończona Miłość – złożyła na naszej duszy, w momencie stworzenia jej. Św. Augustyn(5) powie: „Gdy przylgnę do Ciebie całym sobą, skończy się wszelki ból i wszelki trud. Moje życie będzie życiem prawdziwym, całe napełnione Tobą”.
6. Co znaczy, że fakt powszechności religii świadczy o istnieniu Boga? (Dz 17,22-29)
Gdyby Bóg nie istniał, trudno byłoby wytłumaczyć fakt, że człowiek, istota rozumna, ciągle dąży do Niego, czego przejawem są rozpowszechnione w świecie religie. W Boga wierzą ludzie prości i uczeni. Religie są przejawem stałego poszukiwania Boga przez człowieka. To poszukiwanie przybierało i przybiera różne formy. Ujawnia się ono w różnych wierzeniach i aktach religijnych, takich jak modlitwy, ofiary, kulty, medytacje itp. (por. KKK 28).
Nieraz człowiek błądzi w swoim poszukiwaniu Istoty Najwyższej i wstępuje do jakiejś sekty. Niemniej i ta pomyłka odkrywa przed nami zakorzeniony w głębi duszy ludzkiej głód Absolutu.
Powszechność występowania religii rodzi pytania: Dlaczego tak jest? Czy może ludzkość mylić się i szukać, i tęsknić za Kimś, kogo nie ma? Nie, to niemożliwe. Bóg nie tylko istnieje, ale – jak czytamy w Dziejach Apostolskich –w rzeczywistości jest „niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 26-28).
7. W jakim znaczeniu ludzkie sumienie dowodzi, że istnieje Bóg? (Rz 2,13-16)
Sumienie to ocena czynów przed lub po ich wykonaniu. W drugim znaczeniu sumienie oznacza wewnętrzny głos – nakaz, który skłania do pójścia za tym, co zostało odczytane jako dobro i zaniechania tego, co osądza się jako zło. Ten głos nakazuje w odpowiedniej chwili pełnić dobro, a unikać zła (por. KKK 1777, 1778).
Człowiek może świadomie lub nieświadomie próbować zmienić swoją ocenę tego, co dobre i złe. Może też próbować zagłuszyć wewnętrzne wołanie sumienia, by czynił dobro, a unikał zła. A jednak ten wewnętrzny głos pozostanie, będzie się człowiekowi przypominał, nakłaniając go do kroczenia drogą dobra. Ta walka z głosem sumienia, którą wielu ludzi podejmuje, świadczy, że to nie oni wpisali sobie owo prawo moralne i ten napominający ich głos. „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny…” (KDK 16).
Rozbrzmiewający we wnętrzu ludzkim głos sumienia świadczy o istnieniu Boga, Dobra Najwyższego, które wszczepiło w duszę ludzką nakaz przypominający potrzebę czynienia dobra. W momencie stworzenia dusza ludzka zetknęła się z tym Najwyższym Dobrem i Miłością. Głos sumienia wydaje się być „wspomnieniem” tego spotkania, które przyjmuje formę ustawicznego nakazu wewnętrznego: czyń to, co jest najbardziej podobne do Najwyższego Dobra. Nigdy nie postępuj źle, bo zło nie jest podobne do Boga. Sumienie świadczy o istnieniu Tego, który „tak w świecie natury, jak i łaski, mówi do nas przez zasłonę, poucza nas i nami kieruje” (J. H. Newman)(6).
Dzięki sumieniu nie tylko odkrywamy, że Bóg istnieje, ale ponadto poznajemy Jego wolę, stykamy się z Jego głosem, który pomaga nam osiągnąć wieczne zbawienie.
Nawet niespokojne z powodu grzechu sumienie mówi człowiekowi, że Bóg istnieje. Sumienie, które dręczy nas z powodu popełnionego grzechu, przypomina nam, że naprawdę istnieje miłosierny Bóg. Wewnętrzny niepokój wzywa nas, by wrócić do Boga-Dobra, by szukać u Niego miłosierdzia i przebaczenia.
Po grzechu sumienie nie potrafi nas uspokoić. Oskarża bezlitośnie. Bóg jednak większy jest niż nasze sumienia – mówi św. Jan – gdyż On potrafi nas uwolnić od winy, przebaczyć nam i przywrócić wewnętrzny pokój. „Uspokoimy przed Nim nasze serca” (1 J 3,19) – przed tym Bogiem, który ze względu na swoje miłosierdzie większy jest niż nasze sumienia” (por. 1 J 3,19-20).
8. Dlaczego przeżycia mistyczne dowodzą istnienia Boga? (2 Kor 12,1-4)
Są ludzie, którym dane było doświadczyć w wyjątkowy, mistyczny sposób bliskości Boga, Jego obecności i miłości. Nie dokonuje się to przez ludzki wysiłek, ale „przez płomień Miłości danej w formie niezwykłej łaski” (W. Granat)(7). Autor odwołuje się do św. Franciszka Salezego). Te doświadczenia, niemożliwe do wywołania ludzkim wysiłkiem, trudne są do opisania ludzkim językiem. Osobom, które doznały tych doświadczeń, brakuje odpowiednich pojęć, by je opisać.
Istnieje też fałszywy mistycyzm. Ten opiera się wyłącznie na ludzkim wysiłku, np. na ćwiczeniu oddechu, przyjmowaniu odpowiednich pozycji ciała, długotrwałym powtarzaniu jakiegoś niezrozumiałego zdania lub słowa, na praktykowaniu różnych diet itp.
Pierwszy rodzaj doświadczeń mistycznych – czyli ten, który nie jest wynikiem działania człowieka – stanowi dodatkowy dowód na istnienie Boga, który przez swoje działanie i dar pozwala niektórym ludziom doznać wyjątkowego poznania Go. Ludzie ci mają stać się świadkami Boga przypominającymi ludziom, od Kogo pochodzą i do Kogo powinni dojść przez wypełnienie Jego woli i przykazań.
9. Czy istnieją osobiste dowody na istnienie Boga?
Oprócz powyższych dowodów, które są spójnymi i przekonywującymi argumentami prowadzącymi do pewności, że Bóg istnieje (por. KKK 32) i dającymi przekonanie, że wiara nie jest sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem (por. KKK 33), każdy wierzący znajduje w historii swojego życia własne dowody, które upewniają Go, że Bóg nie tylko istnieje, ale kocha nas i kieruje naszym życiem. Takim dowodem dla człowieka są różne wydarzenia z jego życia. Często po latach stwierdza on, że nie były one czystymi przypadkami, gdyż układają się w logiczny ciąg wydarzeń, świadczących o istnieniu Kogoś mądrego, wszechmogącego i dobrego. Dzięki temu może on dojść do stwierdzenia: istnieje Ktoś, kto naprawdę mnie kocha: Bóg.
Ks dr. Michał Kaszowski/www.teologia.pl
(1) W. Granat, Dogmatyka katolicka, Bóg jeden w Trójcy Osób. Lublin 1962, s. 44
(2) św. Augustyn Sermones, 241, 2: PL 38,1134; KKK 32
(3) „Stworzyłeś nas bowiem dla siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie”, św. Augustyn, Confessiones, I,1,1; KKK 30
(4) M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga I, wyd. II, Katowice 1998 s. 70
(5) św. Augustyn Confessiones, X,28,39; KKK 45
(6) J. H. Newman – List do księcia Norfolku, 5, cyt. za KKK 1779
(7) W. Granat, Dogmatyka katolicka, Bóg jeden w Trójcy Osób, tom I, Lublin 1962 s. 130
Skróty:
KKK – Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallottinum 1994
KDK – Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, Sobór Watykański II.
Jezus Chrystus jest postacią rzeczywistą, z tak dobrze udokumentowanymi dowodami, że Jego istnienie jest niezaprzeczalne. Wspominają o Nim źródła poza biblijne i dokumenty historyczne, stanowiące podstawę dla doartykułowania takich wniosków.
Rozpoczynając cykl potwierdzeń i dowodów, nie można pominąć św. Justyna Męczennika ( a właściwie jego opisu z 150 r. n. e.), czy też Tertulliana (żyjącego w okolicy 200 r n.e.). Obaj mężczyźni w swoich wspomnieniach informują o istnieniu dokumentu rzymskiego, oryginalnego i oficjalnego, nazwanego Aktem Poncjusza Piłata. W owych latach, to właśnie tekst ten miał należeć do akt rzymskich, opierających się na listach i sprawozdaniach, przesyłanych przez różnych pisarzy i kronikarzy z poszczególnych rzymskich prowincji. To właśnie TEN akt, został wysłany, w postaci raportu przez samego Piłata.
Justyn Męczennik
Justyn Męczennik wskazywał, iż w dokumencie znajdują się potwierdzenia, co do samej śmierci i procesu ukrzyżowania Jezusa z Nazaretu, jak również dowody wskazujące na realną obecność wszystkich uzdrowień (cudów), dokonanych za Jego życia.
Z kolei rzymski prawnik, którym był Tertulian, w swoich opisach wielokrotnie donosił, że ów Akt Poncjusza Piłata miał być podstawą do omawiania sprawy traktowania Chrześcijan, podczas obrad Rzymskiego Senatu. Dokument ten rzekomo stanowił dowód, wytaczany przez Cezara Tyberiusza.
Czy zatem można mówić o zbiegu okoliczności? Oczywiście, przeciwnicy wytaczają argument, iż opisywanego powyżej Aktu nigdy nie odnaleziono. Ciężko jednak wątpić w zbieżność relacji dwóch nieznanych sobie osób, które ok. 150 r n.e. wspominają dokładnie o tym samym. Same ich słowa stają się więc dowodem potwierdzającym historyczność Jezusa Chrystusa.
Zjawiska atmosferyczne, a Jezus:
„Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.” (Ewangelia św. Łukasza 23, 44-45).
Ewangelista Łukasz podkreśla obecność zjawisk przyrodniczych w momencie krzyżowania i śmierci Jezusa Chrystusa. Zapisów takich, można się jednak doszukać także w innych dziełach – obecnie już mniej znanych, a przez niektórych wręcz zapomnianych. Orygenes (żyjący w latach 185-254 r n.e.) swoje wspomnienia odnosi do Kronik innego pisarza i historyka olimpiad, wywodzącego się z Grecji. Mowa w nich o Flegon’ie z Tralles ur. ok. 80 roku n.e. Według tego pierwszego, Flegon donosił, że: „Jezus przepowiedział wydarzenia, które to miały dokonać się w przyszłości”. Wspomina on również o zaćmieniu słońca i wielkim trzęsieniu ziemi, które to zaszło za panowania Cezara Tyberisza, w trakcie ukrzyżowania Syna Bożego. Co ważniejsze, fragmenty tych kronik znalazły swoje miejsce także w innych podaniach i wspomnieniach, m.in. rzymskiego historyka Euzebiusza z Cezarei, czy też Syncellus’a i Photius’a.
Wracając jednak do Flegona, w swoim dziele mówi on wyraźnie o zjawiskach atmosferycznych:
”W czwartym roku, 202 Olimpiady [32/33 r n.e.], doszło do zaćmienia słońca, większego i doskonalszego niż jakiekolwiek, które zaszło przed tymże; w szóstej godzinie, dzień zamienił się w ciemną noc, tak że gwiazdy było widać na niebie, a trzęsienie ziemi w Bityni obaliło wiele budynków miejskich w Nicei”
Euzebiusz
Sam Euzebiusz, narodzony prawdopodobnie w 264 r n.e., powoływał się w swoich dziełach na inne, nieznanego greckiego pisarza, który również odnotował wspomniane wyżej wydarzenie. Na podstawie dwóch źródeł, Euzebiusz stwierdził z całym przekonaniem, iż zjawiska można uznać za rzeczywiste i realne.
Wracając jednak do początku opisywanych tu historii, do wspomnień Tertuliana, należy podkreślić, że sam wielokrotnie opisywał ciemności, które pojawiły się się w okolicach południa, w czasie śmierci Jezusa. Mówią one, że: ”nie ma wątpliwości, co do zaćmienia słońca”, wskazując jednocześnie, iż „wy sami [a więc my-przypisek autora] macie najmocniejsze w świecie potwierdzenie tego w swoich archiwach.”
Ciężko zorientować się w natłoku nazwisk, tym bardziej, że większość z nich jest obcych dla przeciętnego człowieka. Sceptycy doszukują się jednak wszystkich możliwości, dzięki którym mogliby obalić „wielkość” Jezusa, a tym samym podważyć fundamenty wiary chrześcijańskiej. Dlatego też, warto przytoczyć kolejnych autorów, podkreślających historyczność Nazarejczyka.
Rufinus z Aquileia (340 – 410 r. n.e.)- antyczny teolog i historyk, w swoim opracowaniu zamieszcza szczegółowy opis pewnej książeczki. Była ona podarowana Maximinusowi, rzymskiemu władcy, przez Lucjana Antiocheńskiego, starającego się obronić przed nadchodzącą, męczeńską śmiercią. To właśnie ten mężczyzna, wspomina w niej o obecności zaćmienia słońca podczas Pasji Jezusa, a co ważniejsze, wskazuje na istnienie jego potwierdzenia w rzymskich archiwach. Według słów zapisanych przez autora, człowiek zwraca się bezpośrednio do Cezara słowami: „Przeszukaj wasze pisma i powinieneś odnaleźć tą informację z czasu Poncjusza Piłata..”
Następnym, istotnym mężczyzną, opisującym zaćmienie słońca oraz inne zjawiska atmosferyczne, mające miejsce dokładnie w czasie śmierci Chrystusa jest Paulus Orosius (375- 418). Jak podają jego słowa: „…oczywistym było, iż ani księżyc ani chmury nie przysłaniały [wtedy] światła słonecznego; i tak też zostało odnotowane, że owego dnia księżyc mający 14 dni z całym obszarem nieba pomiędzy, był daleko od widzianego słońca, a gwiazdy na całym niebie świeciły w czasie tych godzin dziennych, a właściwie tej okropnej nocy. To zajście poświadcza nie tylko powaga Pisma Świętego, ale nawet niektóre księgi Greków”.
Pisarz Phiopon, tworzący w szóstym wieku naszej ery, wspomina: „Flegon wspomniał o zaćmieniu słońca, które to miało miejsce w czasie ukrzyżowania Jezusa Pana i żadnym innym zaćmieniu słońca; jest jasne, że on nie wiedział z jego źródeł o żadnym, (podobnym) zaćmieniu wcześniej (wówczas) … i to jest wykazane przez historyczną relację Cezara Tyberiusza.” Czy można chcieć czegoś więcej?
Ów Flegon, również napomniany wcześniej, pojawia się w opisach wielu innych autorów antycznych. Nie zawsze mowa o nim bezpośrednio, ale niemalże w każdym wymienionym poniżej dokumencie, znajduje się potwierdzenie jego słów. Sekstus Juliusz Afrykańczyk, podróżnik i historyk rzymski odnotowuje, iż owe zaćmienie słońca miało miejsce między godziną 6 a 9. W jego opracowaniach przewija się także postać Thallus’a, urodzonego w 51 roku n.e, informującego o zasłonięciu słońca i nastaniu ciemności. Odwołując się do tych informacji, Afrykańczyk pisze:
„Na cały świat tamże zaległa zastraszająca ciemność; i skały rozdarły się przez trzęsienie ziemi; i wiele miejsc w Judei i innych okręgach zostało zburzone. Tą ciemność Thallus, w swojej 263-ciej księdze Historii, określa (jak mi się wydaje bez powodu) zaćmieniem słońca. Jednakże Hebrajczycy świętują paschę 14-go dnia według księżyca, a pasja naszego Zbawcy wypada na dzień przed paschą; ale zaćmienie słońca zachodzi jedynie wtedy, kiedy to księżyc wchodzi pod słońce. I nie może to zajść w żadnym innym czasie, jak w okresie pomiędzy pierwszym dniem nowy księżyca, a ostatnim ostatniej tj. w ich złączeniu; jak więc można zakładać zaćmienie słońca, kiedy to księżyc jest prawie diametrycznie przeciwstawny do słońca?”
W kolejnej części swojego wywodu, Sekstus Juliusz koncentruje się na słowach Flegona, zapisując:
„Flegon odnotowuje, że w okresie panowania Cezara Tyberiusza, w pełni księżyca, doszło do pełnego zaćmienia słońca od szóstej do dziewiątej godziny – wyraźnie to, o którym tu mówimy. Ale co ma wspólnego zaćmienie słońca z trzęsieniem ziemi, rozdzieraniem skał i zmartwychwstaniem umarłych, i tak wielkim zamieszaniem we Wszechświecie?…A wyliczenie zaś pokazuje, że okres 70 tygodni, jak wskazane u [proroka] Daniela, dopełnia się w tymże czasie”
Analizując powyższe materiały należy pamiętać, że według kultury Żydowskiej święto Paschy obchodzone jest w czasie pełni księżyca. Wikipedia definiuje to zjawisko, jako: „faza księżyca, występująca kiedy Księżyc znajduje się po przeciwnej stronie Ziemi, niż Słońce. Dokładniej, pełnia występuje wtedy, gdy geocentrycznie widoczne (ekliptyczne) długości Słońca i Księżyca różnią się o 180 stopni; Księżyc znajduje się wówczas w tzw. opozycji do Słońca”
Przypominając sobie słowa Ewangelii, należy pamiętać, iż Droga Krzyżowa Jezusa miała miejsce przed świętem Paschy: „Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień Przygotowania Paschy, około godziny szóstej. I rzekł do Żydów: „Oto król wasz!” A oni krzyczeli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!…”(Ewangelia Jana 19, 13-15)
Mamy więc informacje mówiące o śmierci Jezusa w Dniu Pachy (a więc podczas pełni księżyca), a jednocześnie całą serię podań i dokumentów antycznych pisarzy, wspominających o zaćmieniu słońca. Nauka, podobnie zresztą jak ludzki rozum, wykluczają występowanie tych dwóch zjawisk jednocześnie. Można zatem śmiało, i z pełną świadomością stwierdzić, że to, co miało miejsce podczas Pasji Chrystusa było czymś nienaturalnym, zwiastującym boskość Jezusa.
„Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: „Jestem Synem Bożym””. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej” (Ewangelia Mateusza 27, 39-45).
Analizując wiele źródeł można dojść do wniosku, że żadne z nich nie wspomina o jakimkolwiek innym zaćmieniu słońca mającym miejsce w tamtych czasach. To, tak na zdrowy rozum, dopełnienie dowodów- bezstronnych relacji, ludzi w żaden sposób nie związanych z chrześcijaństwem.
„A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu.Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza.” (Ewangelia Mateusza 27, 51-56)
Nie musisz ufać antycznym pisarzom. Ale o wydarzeniach przyrodniczych, mających miejsce w trakcie Pasji Jezusa wspominali również naukowcy. Jednym z nich był sejsmolog, grecki profesor Nicolas Neocles Ambraseys. On również potwierdził, iż w owych latach i na tamtejszym terenie doszło do trzęsienia ziemi. Warto także nadmienić, że również Prorok Amos, już na setki lat przed śmiercią Syna Bożego przewidział dziwne zjawiska przyrodnicze, występujące w momencie konania Pana. Pisał bowiem:
„‘Tego dnia’, zapewnia Najwyższy Pan, “spowoduję, że słońce zajdzie w południe i zaciemnię ziemię w biały dzień” (Prorok Amos 8,9).
Zaprezentowane powyżej źródła dają historyczną prawdę o Jezusie. Są bowiem spisane przez ludzi z różnych regionów, żyjących w podobnym- lecz nie w tym samym czasie. Opierają się na pismach innych osób, często w ogóle nie powiązanych z jakąkolwiek religią. Cała gama argumentów, słów, wspomnień – to wszystko powinno nas tylko utwierdzać w wierze.
Ewangelia św. Jana mówi jednak: „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.” (Ewangelia św. Jana 3, 19-20).
Dlaczego tak się stało? Co kieruje ludźmi, którzy nie chcą uwierzyć? Być może jest to strach przed Tajemnicą, czymś, co tak do końca nie jest poznane przez ludzki umysł, a może strach przed świadomością, że jednak Ktoś oceni nasze poczynania? My wszyscy, wierzący w słowa Pisma Świętego nie dajmy się zwieść pozorom. Ufajmy Bogu i Jezusowi bo tylko w Nim- jak obiecał – czeka nas Zbawienie.
Jezus Chrystus, pomimo licznych źródeł i dowodów, dla wielu osób wciąż pozostaje postacią fikcyjną. Ciężko podać dokładną ilość ludzi niewierzących bądź wątpiących w Jego istnienie. Można jednak, w ostatnich latach, odnaleźć ogromną liczbę osób nawróconych. Niech początek tego artykułu będzie namiastką i dowodem na to, że bez względu na wiek, czy status społeczny, odnaleźć można drogę do Zbawienia, i nawet z największego sceptyka, stać się kimś głęboko wierzącym.
Poniżej przedstawione zostały wypowiedzi osób wykształconych, światłych, wybitnie inteligentnych – ze świata nauki. Co ważniejsze, zaprezentowane osobistości należały do grona sceptyków i zupełnie niewierzących w obecność Boga i Jezusa Chrystusa. Wnikliwe badania, obecnych na całym świecie dowodów, ostatecznie przekonały ich do zawierzenia życia Bogu.
Ludzi, mających ogromny wpływ na funkcjonowanie naszego współczesnego świata. Ze względu na zajmowane stanowiska oraz sławę, jakiej dostąpili, posiadają doskonały zmysł analityczny w doszukiwaniu się prawdy…co w przypadku analizowania Pisma Świętego i samej obecności Boga, ma kluczowe znaczenie.
John Sigleton Copley, zwany również Lordem Lyndhurst jest jednym z największych umysłów prawniczych Wielkiej Brytanii. Dodatkowo, niegdyś sprawował funkcje prokuratora generalnego i polityka, a także przewodniczącego Sądu Kanclerskiego. Choć kiedyś nie należał do osób wierzących, po wnikliwej analizie dowodów i źródeł historycznych powiedział:
„Dobrze wiem, co znaczą dowody, i powiem wam, takie dowody, jakie istnieją na Zmartwychwstanie, nigdy nie zostały jeszcze podważone”
Z kolei uczony o międzynarodowej sławie, J.N.D. Anderson (naczelna postać Instytutu Zaawansowanych Studiów Prawniczych), oświadczył niegdyś :
„W końcu, można zapewnić z przekonaniem, iż mężczyźni i kobiety [nie wierzący] nie wierzą w wydarzenia Wielkiej Nocy, nie z powodu dowodów, ale wbrew tym dowodom”.
Postać znana w całej Anglii, Przewodniczący Sądu Najwyższego Lord Caldecote, skupiając się na badaniu historii Jezusa Chrystusa powiedział:
„Jego Zmartwychwstanie, tak często jak próbowałem badać tego dowody, doprowadzało mnie do przekonania, że jest to fakt niekwestionowany.”
Kolejnym przykładem osoby o światowej sławie, która sceptycznie podchodząc do obecności Jezusa, potwierdziła swoją wiarę po przeprowadzeniu analizy dowodowej, jest bez wątpienia Simon Greenleaf. Prawnik, będący dla wielu ikoną prawa dowodowego, jest jednocześnie twórcą jednej z najważniejszych książek w tym temacie pt. „A Treatise on the Law of Evidence” – (Traktat o Prawie Dowodowym). Powiedział on między innymi:
„A zatem byłoby to niemożliwe, aby [autorzy Ewangelii] tak mocno trwali w ogłaszaniu prawd, które opisywali, gdyby nie widzieli rzeczywiście Jezusa wskrzeszonego z martwych, i gdyby nie traktowali tego faktu z taką sama pewnością, jak jakiegokolwiek innego faktu” Ponadto swoje wywody zakończył stwierdzeniem, że: „Zmartwychwstanie Jezusa jest jednym z najbardziej potwierdzonych faktów w historii”. To zatem kolejny przykład osoby poznającej prawdę o Jezusie.
Dr. Bejamin Gilbert-West z Uniwersytetu Cambridge był jednym ze sceptyków, którzy za wszelką cenę chcieli zburzyć fundamenty wiary chrześcijańskiej. Porzuciwszy nauczanie, oddał się swojej misji pisemnego podważenia wszystkich dowodów na obecność Chrystusa. Wnikliwe, wieloletnie stadium odniosło jednak odwrotny, do zamierzonego, skutek bowiem człowiek ten stał się gorliwym wyznawcą Boga. Powiedział niegdyś, iż nie wolno odrzucać czegoś, dopóki nie zbada się wszystkich dowodów. To on, ku zaskoczeniu wszystkich napisał później książkę zatytułowaną „Observations on the History and Evidences of the Resurrection of Jesus Christ”- (Obserwacja Historiii i Dowodów Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa). Czy może być lepszy przykład potęgi, którą posiada Bóg? Skoro ludzie inteligentni, odrzucający początkowo wiarę, stają się gorliwymi wyznawcami Jezusa?
Jeden z czołowych profesorów Klasyki a jednocześnie historyk o ogromnej wiedzy wspomniał, że:
„Uznaję siebie za historyka. Moje podejście do Klasyki jest historyczne. I oznajmiam wam, że dowody, co do życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa są lepiej udokumentowane niż większość faktów ze starożytnej historii”.
Kolejnym naukowcem, stawiającym na racjonalne podejście do sprawy był Profesor Thomas Arnold, były przewodniczący wydziału historii na Uniwersytecie Oxfordzkim. Jego słowa powinny dać do myślenia wszystkim osobom, które z jakichś powodów wciąż mijają się z Jezusem.
„Przez wiele lat studiowałem historię innych czasów i badałem i wyważałem dowody tych, którzy o tym pisali, i nie znam ani jednego faktu w historii ludzkości, który potwierdzony jest lepszymi i pełniejszymi dowodami wszelkiego rodzaju, niż ten wielki znak, który Bóg podarował nam, że Chrystus zmarł i ponownie zmartwychwstał ze śmierci”.
Ciekawą postacią jest Clive Staples Lewis, profesor na uczelni Oxfordzkiej. Autor wielu książek, między innymi „Kroniki Narni”, na podstawie których nakręcono głośny film. W życiu prywatnym przyjaciel Tolkiena (autora trylogii „Władcy Pierścieni”). Niegdyś zatwardziały ateista, który pod wpływem przyjaciela rozpoczął prywatne poszukiwanie prawdy o Jezusie. Po wielu latach badań i głębokich analiz, w wieku 33 lat nawrócił się na wiarę chrześcijańską. Napisał wówczas, w swojej kolejnej książce pt. ”Zaskoczony przez radość” jedno, bardzo ważne zdanie:
„Dostąpiłem Chrześcijaństwa kopiąc i wrzeszcząc”!
Czy przedstawione powyżej przykłady są dostatecznym dowodem na istnienie Jezusa? Z logicznego punktu widzenia – na pewno tak. Bowiem skoro aż tylu znanych i światłych ludzi, którzy w szerokim świecie uznawani są za autorytety, uznało prawdę o Jezusie, musi to coś oznaczać. Nawet najbardziej zatwardziali przeciwnicy chrześcijaństwa, potrafili przyznać się do błędu. Może to zatem doskonały czas, aby uczynić to samo?
Jeśli nadal wątpisz, w sens wiary, przeczytaj wypowiedzi kolejnych autorytetów… Być może, to właśnie one ostatecznie przekonają Cię do Jezusa.
Lord George Littelton nie był w stanie uwierzyć w słuszność i prawdziwość wiary chrześcijańskiej. Podobnie, jak swój najlepszy przyjaciel- dr. Gilbert West, podjął więc próby obalenia jej i ostatecznego udowodnienia, iż postać Jezusa Chrystusa jest fikcyjna. Po ponad roku intensywnych badań, poszedł jednak w ślady znajomego i zawrócił z drogi ku piekłu. W późniejszym liście, skierowanym właśnie do Westa napisał:
” …poza wszelkimi dowodami, które można wyciągnąć z przepowiedni zamieszczonych w Starym Testamencie, z koniecznych połączeń jakie istnieją z całą religią żydowską, z cudów Jezusa oraz dowodów odnoszących się do Niego podanych przez innych apostołów, uznałem, że nawrócenie i apostolat Świętego Pawła, niewystarczająco rozpatrzony,- jest sam w sobie demonstrujący wystarczające dowody na potwierdzenie Chrześcijaństwa jako Boskiej interwencji”.
Uznany prawnik angielski, Sir, Edward Clark, oznajmił:
„Jako prawnik dokonałem długotrwałych studiów dowodów odnoszących się do zajść pierwszego dnia Wielkanocy. I dla mnie te dowody są ostateczne. Samemu wciąż w Sądzie Wyższej Instancji pozyskuję właściwy wyrok na podstawie dowodów, które to nawet w przybliżeniu nie są tak upewniające. Konkluzja ustanawiana jest na podstawie dowodowej, a wiarygodny świadek jest zawsze naturalny i pogardza skutkiem. Dowody Ewangeliczne odnośnie Zmartwychwstania są właśnie tego gatunku i jako prawnik ja je szczerze akceptuję. Akceptuję je jako zeznanie szczerych ludzi odnośnie faktu, który to byli w stanie uzasadnić.”
Interesującym przypadkiem jest również historia niezwykle ortodoksyjnego Żyda i Rabina- Dr. Pinchas Lapide, który pomimo swojej wiary, z otwartym sercem poddał analizie wszystkie dowody o Jezusie Chrystusie. W swojej książce pt. The Resurrection of Jesus: A Jewish Perspective” (Zmartwychwstanie Jezusa: Z Perspektywy Żydowskiej) dochodzi do pewnych wniosków, starając się jednocześnie pogodzić je z własnymi przekonaniami i wiarą. Wspomina on, że:
„Ta przestraszona i zastraszona grupa apostołów, która prawie porzuciła wszystko, aby uciec w desperacji do Galilei; kiedy ci chłopi, pasterze i rybacy, którzy zdradzili i zaparli się swojego mistrza, a następnie zawiedli go żałośnie, nagle mogli zastać przemienieni przez jedną noc w pewną siebie grupę misyjną, przekonaną o zbawieniu i będącą w stanie działać z dużym sukcesem po Wielkiejnocy i przed Wielkanocą, – to żadna wizja czy halucynacja nie jest wystarczająca, aby wytłumaczyć taką rewolucyjna przemianę”.
Lee Patrick Strobel, niegdyś prawdziwy ateista z krwi i kości, stał się współczesnym autorem wielu pozycji chrześcijańskich, wskazujących na prawdziwość Zmartwychwstania Jezusa i Jego obecności w codziennym życiu ludzi. Zasłynął między innymi z doskonałego przeprowadzania dziennikarskich śledztw, które przyniosły mu ogromną sławę. W 1981, po kilku latach wyczerpującego, osobistego śledztwa, oświadczył:
„W świetle takiej lawiny dowodów wskazujących na Prawdę o Chrześcijaństwie, musiałbym mieć więcej wiary, aby pozostać ateistą niż naśladowcą Jezusa Chrystusa. W zgodzie z tymi dowodami, najbardziej logiczny i racjonalny krok, jaki mogę podjąć, jest krok w kierunku wiary i zawierzenia Jezusowi”.
Niech dowodem na prawdziwość Pisma Świętego będą również słowa Lionela Luckhoo, które pewnie nie wzbudzały by zainteresowania, gdyby nie fakt, iż mężczyzna ten jest uznawany za jednego z geniuszy prawa. Tym bardziej, iż nazwisko Luckhoo zostało wpisane w Księgę Rekordów Guinessa jako prawnika z największą ilością wygranych spraw!
„Poświęciłem więcej niż 43 lata swojego życia w pracy jako prawnik, adwokat i obrońca na rozprawach sądowych, ukazując się w wielu zakątkach świata i wciąż jeszcze pracuję w tym kierunku. Miałem to szczęście, iż osiągnąłem wiele zwycięstw w procesach karnych i oświadczam jednoznacznie, iż świadectwo na Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest tak przytłaczające, że wymusza ono zaakceptowanie tego faktu na podstawie dowodów, które absolutnie nie pozostawiają miejsca na wątpliwości”.
Przytaczając wypowiedzi wielu geniuszy, nie można zapomnieć o Irwinie H. Lintonie, autorze głośnej książki pt.: „Prawnik bada Biblię”. Powiedział on niegdyś:
„Logiczne, historyczne…dowody odnośnie Chrześcijaństwa… są tak bardzo bezsporne, że ukazały mi się jako skuteczne w przykuwaniu zaskoczonej uwagi prawie wszystkich ludzi, którym je przedstawiłem”.
Z kolei dalsza wypowiedź dotyczy Zmartwychwstania i mówi, że: „jest ono nie tylko tak bardzo uzasadnione, że najwspanialsi prawnicy ogłosili je jako będące najbardziej udowodnionym faktem w całej historii, ale jest również tak potwierdzone, że trudno jest nawet wymyślić jakąkolwiek metodę lub linię dowodów, których by ono nie posiadało, a które jeszcze bardziej by je poświadczały. I, że nawet pomiędzy prawnikami, ten, który szczerze nie akceptuje Ewangelicznej, konserwatywnej wiary w Chrystusa i Pismo Święte, ten nigdy jej nie czytał, zapomniał lub też nigdy nie był w stanie jej wyważyć – i z pewnością całkowicie nie jest w stanie zaprzeczyć – nieodpartej sile łącznych dowodów na podstawie, których to ta wiara się opiera..”
Na koniec tej krótkiej prezentacji, warto przypomnieć jeszcze jedne, z najbardziej prawdziwych i logicznych słów, wypowiedzianych niegdyś przez Philipa Schaffa.
„Ten Jezus z Nazaretu, bez broni ani majątku, podbił więcej milionów niż Aleksander Wielki, Cezar, Mahomet i Napoleon; bez pomocy nauki przybliżył nam to, co ludzkie i to, co boskie lepiej, niż wszyscy filozofowie i uczeni razem wzięci; bez akademickiej wymowności wypowiadał takie słowa, jakich nigdy wcześniej nie słyszano i wywołał skutki, jakich nie opowie żaden mówca czy poeta; choć sam nie napisał ani jednej linijki, wprawił w ruch więcej piór i dostarczył tematów do większej ilości kazań, przemówień, dyskusji, uczonych tomów, dzieł sztuki i pieśni pochwalnych niż cała armia wielkich mężów antyku i współczesności.”
Nie ma bowiem drugiej, tak trafnie skonstruowanej wypowiedzi, pozwalającej na podsumowanie sensu i prawdziwości obecności Jezusa Chrystusa. Nie trać czasu uwierz i Ty Bóg czeka na Ciebie!
Groźny wypadek, widmo rychłej śmierci i ozdrowienie… tak rozpoczęła się przygoda Radosława Pazury z Panem Bogiem. Zwykły niefortunny splot wydarzeń, długie godziny strachu i modlitwa…
jedna z najszczerszych i łączących w sobie prośby, żale i obietnice. Słowa znanego aktora i celebryty wskazują na jego nawrócenie dzięki, na pozór, przypadkowemu spotkaniu z siostrami Klaryskami Kapucynkami. Ich obecność, wiara i szczere rozmowy pozwoliły powrócić do Boga, zaufać Mu i trwać w Nim od wielu lat. Codzienna proza życia opowiedziana słowami człowieka, który po długim czasie „przypomniał sobie, że jest Katolikiem”. Materiał wart obejrzenia, gdyż zawarte w nim informacje mogą odnosić się do życia każdego z nas.
Ewangelie są Prawdą o Jezusie. Pozwalają poznać Jego życie bliżej, pokazują właściwą drogę, umożliwiają zaufanie. Niestety grono sceptyków, sugerujących jakoby były one nieprawdziwe stale jest duże. To dziwne zjawisko, gdyż jak podają naukowcy z całego świata, dowody na ich autentyczność są niepodważalne. Jak powiedział niegdyś Dr. A. N. Sherwin-White, historyk klasyki rzymskiej, będący jednocześnie wykładowcą na Uniwersytecie w Oxfordzie:
„Utwierdzenia historyczne odnośnie Wydarzeń z Nowego Testamentu są druzgocące. Jakakolwiek próba odrzucenia jego podstaw historycznych, nawet w kwestii szczegółów, musi obecnie objawiać się jako absurd. Historycy zajmujący się okresem rzymskim już dawno to uznali”.
Obecnie szczególną uwagę zwraca się na tzw. „Listy Kodeksów papirusowych Nowego Testamentu”, stanowiących materiał dowodowy, podkreślający oryginalność Ewangelii, a także ich antyczny zapis. To kopia Nowego Testamentu, spisana na prastarym papirusie. Jego (a raczej ich, bo takich materiałów jest sporo) data powstania jest szacowana z dokładnością do stu lat. Można zatem śmiało stwierdzić, że są one najstarszymi świadkami Nowego Testamentu, odkrytymi w różnych częściach świata. Swoją rangę zyskały jednak dopiero w XX wieku. Przed rokiem 1900 znano bowiem zaledwie 9 papirusów, z których tylko jeden stanowił całą zapisaną kartę. Wiek XX przyniósł zaskakujące odkrycia archeologiczne, pozwalające na zakwalifikowanie do tych niezwykle ważnych źródeł, dodatkowych rękopisów. Co ważniejsze, to właśnie dzięki nim, naukowcy są w stanie odtworzyć wczesne zapiski Nowego Testamentu. Aby zapoznać się z całością tematu, warto przybliżyć pewne przykłady, dzięki którym każdy może przekonać się, że Ewangelie są prawdziwe, a co istotniejsze, posiadają zatwierdzoną, historyczną wartość.
Papirus RylandsaPapirus Rylandsa:
jest obecnie uważany, za jeden z najstarszych. Oznaczony został cyfrą 52 i posiada wymiary 9 na 6 centymetrów. Co się na nim znajduje? Przednia strona jest Ewangelią św. Jana – linijki 18,31-33. Tył z kolei jest zapisem ciągiem dalszym tego samego tekstu (św. Jan 18, 38-39). To zapis rozmowy, prowadzonej pomiędzy Piłatem a Jezusem. Obecnie jeden z najstarszych fragmentów Nowego Testamentu znajduje się w Manchesterze, w John Rylands Library.
Jak podają naukowcy, data powstania Ewangelii św. Jana oscyluje w okolicy pierwszego wieku naszej ery. Zakłada się również różnicę mniej więcej dwudziestu lat, pomiędzy tekstem powstałym poza Egiptem , a czasem, w którym został spisany na jego terenie. Z tak prostych wyliczeń, jednoznacznie wynika, iż opisywany powyżej papirus został stworzony ok. 120- 125 roku n.e. To niewielki kawałek historii, potwierdzający to, w co wierzą chrześcijanie.
Papirus Oxyrynchust 2
Papirus Oxyrynchus 2:
Ten niewielki fragment, oznaczony został numerem jeden. Znaleziony w dalekim Egipcie, obecnie znajduje się w University of Pennsylvania Museum of Archaeology and Anthropology w Filadelfii. Jego nazwa wzięła się od miejscowości, w której dokonano tego ważnego odkrycia. Papirus zawiera bowiem fragment Nowego Testamentu, a dokładniej Ewangelii św. Mateusza 1,1-9.12.14-20. Naukowcy sugerują, iż jego początek miał miejsce w trzecim wieku naszej ery.
Papirus Chester Beatty I:
Wedle numeracji Gregory-Aland, Papirus Chester Beatty jest oznaczony symbolem P45. To rękopis Nowego Testametu, zapisany w formie Kodeksu. Znajdują się w nim Ewangelie oraz Dzieje Apostolskie. Najprawdopodobniej powstał on w trzecim wieku naszej ery. Obecnie przechowywany jest na terenie Wiednia i w Dublinie.
Papirus Chester Beatty I
Papirus oznaczony symbolem P46. Kolejny fragment, składający się na cały cykl dokumentów tego rodzaju, nazywanych Chester Beatty. Ich nazwa najprawdopodobniej pochodzi od amerykańskiego przemysłowca i inżyniera, który w 1931 roku zakupił te papirusy w Egipcie. Prezentowany fragment przechowywany jest obecnie w Dublinie. Czym jest? „Zawiera Listy Pawła (niekompletne), bez Listów pasterskich, na 86 kartach (pierwotnie było ich 104), o wymiarach 21,5-23 cm na 13,5-15,2 cm; kolejność ksiąg: Rz (brak 16, 1-24), Hbr, 1 Kor, 2 Kor, Ef, Gal, Flp, Kol, 1 Tes, 2 Tes. Paleograficznie datowany jest na około 200 rok. Young Kyu Kim opowiadał się nawet za końcem I wieku”. (Wikipedia)
Papirus Chester Beatty II:
Papirus Chester Beatty II
W tym samym wieku jest bez wątpienia także Papirus Chester Beatty II, który oznaczony został symbolem P47. Zapisany w języku greckim, stanowi Apokalipsę św. Jana stworzoną w formie kodeksu. Znajdują się tam fragmenty tekstów 9,10-11,3; 11,5-16,15; 16,17- 17,2.
Istnieje wiele różnych dokumentów, datowanych na II-III wiek naszej ery. Naukowcy zgodnie potwierdzają ich autentyczność, przez co stanowią one nie tylko poważny dorobek historyczny, ale przede wszystkim podstawę wiary chrześcijańskiej. Kolejnymi przykładami takich, antycznych tekstów są bez wątpienia Papirusy Bodmera. Jak podaje Wikipedia:
„Papirus Bodmer II oznaczony symbolem 66 (Gregory-Aland) – kodeks papirusowy z końca II w. n.e. zawierający, z niewielkimi lukami, niemal całą Ewangelię Jana. Przechowywany jest w Bibliotece Bodmera w Genewie, niewielki jego fragment przechowywany jest w Institut für Altertumskunde w Kolonii[1].” Z kolei : „Papirus Bodmer XIV-XV, oznaczony symbolem 75 (według systemu Gregory-Aland) – jeden z najstarszych i dobrze zachowanych rękopisów Nowego Testamentu, paleograficznie datowany na lata 175-225 n.e. Pisany jest na papirusie w formie kodeksu, z którego zachowało się 51 kart. Zawiera on rozdziałów Ewangelii Jana i dużą część Ewangelii Łukasza. Jest jednym z najlepiej zachowanych rękopisów papirusowych.”
Osobnym, niezwykle cennym znaleziskiem jest również Papirus Magdaleński, oznaczony symbolem P64. To niezwykle krótki fragment, najprawdopodobniej tworzący jedną stronę z kolejnymi dwoma papirusami. To trzy osobne zdania, przekazujące Ewangelię według św. Mateusza. Najwybitniejsi naukowcy – archeolodzy datują powstanie tych znalezisk na pierwszy wiek naszej ery. Warto dodać, fakt, iż owe papirusy zostały szczegółowo opisane w książce :”The Jesus Papyrus”, gdzie duży nacisk stawiany jest na najnowsze możliwości technologiczne. Wykorzystano między innymi współosiowe laserowe mikroskopy epifluoroscencyjne i szeroko zakrojone badania porównawcze. Takie działania, pozwoliły na ustalenie wieku tekstów nie później, niż na 68 rok, co świadczy, że papirus pochodzi z okresu przebywania w Jerozolimie Apostołów.
Największe odkrycie dla współczesnego Chrześcijaństwa- Papirusy w Grotach Qumran.
Groty Qumran
Najpoważniejszym odkryciem, była jednak część papirusu odnaleziona w jaskini w Qumran, na Pustyni Judzkiej (okolice Morza Martwego). W 1947 roku odkryto tam tekst, niewątpliwie zawierający zapis z Ewangelii św. Marka tzn. wersety 6, 52-54. Stanowił on przedmiot wielu, różnorodnych badań pod względem kształtu pisma, a także zróżnicowanych porównań z innymi, starożytnymi zapisami. Przyjęto moment powstania tego tekstu na rok 50 n.e. Hiszpański, wybitny profesor Dou, dowiódł, że prawdopodobieństwo tego, że jest to inny tekst niż Ewangeliczny, wynosi 1: 900 000 000 000. Mirosław Rucki, autor publikacji pt. „Miłujcie się” przypomina:
„W odniesieniu do tych odkryć jerozolimski archeolog A. Cohen powiedział w wywiadzie dla Jerusalem Christian Review: <Od stuleci [tj. przed odkryciem papirusów w grotach Qumran – red.] naukowcy uważali, że Nowy Testament, Ewangelia i Listy Apostolskie nie zostały napisane przez apostołów w pierwszym wieku n.e. Dowodzono, że przez dziesiątki lat nauki Jezusa i apostołów przekazywano ustnie, zanim
spisano gdzieś w drugim stuleciu>”. Ważny autorytet, profesor O. Mazar zamieszkujący Jerozolimę dodaje: „Dzisiaj najnowsze badania nad najstarszymi papirusami, zawierającymi fragmenty Nowego Testamentu, podważają te przyjęte [wcześniej jeszcze] w nauce poglądy”.
To, co zdarzyło się w 1947 roku, w grotach Qymran, znajdujących się nieopodal Morza Martwego raz na zawsze zmieniło podejście sceptyków i ateistów, do tej pory negujących autentyczność Ewangelii i całego Pisma Świętego. Najpopularniejsze zwoje papirusowe, zawierały przede wszystkim teksty Biblijne, a także proroctwa spisane na długo przed narodzinami Jezusa. Co ważniejsze, to one wypełniły się w życiu Jezusa co do joty (ponad 400 przepowiedni). Dodatkowo stanowią dowód na oryginalność i niezmienność Biblii, znanej od tysięcy lat i aktualnej do dziś.
Rękopis ze zwoju z Qumran
Opisując to niebywałe odkrycie, należy zwrócić uwagę na fakt, iż papirusy zostały dokładnie przebadane. Współczesna wiedza ekspertów w różnych dziedzinach, podobnie jak najlepsza i najnowocześniejsza technologia dała ostateczny obraz, że teksty biblijne pochodzą z trzeciego wieku przed naszą erą, z kolei Ewangelistyczne z pierwszego wieku naszej ery. Co pisze na ich temat Wikipedia?
„Rękopisy z Qumran:– (Zwoje znad Morza Martwego, Rękopisy znad Morza Martwego albo Manuskrypty znad Morza Martwego itp.) – zbiór dokumentów spisanych po hebrajsku, aramejsku i grecku, znalezionych w latach 1947-1956 w 11 grotach niedaleko ruin Qumran w Izraelu.
Przeprowadzone badania archeologiczne i metodą radiowęglową 14C pozwalają datować rękopisy na okres od II w. p.n.e. do I w. n.e. Dzięki badaniom paleograficznym zwojów wiadomo, że najstarsze z nich powstawały nawet od połowy III w. p.n.e. (4QJer, 4QEx i 4QSam), na długo przed zasiedleniem Qumran. Teksty te należały najprawdopodobniej do esseńczyków (albo jakiegoś ich odłamu), którzy zamieszkiwali Qumran w latach 125 p.n.e.-68 n.e. Około 800 rękopisów znaleziono w 11 grotach. Specjaliści dzielą je według różnych kryteriów. Jeden z podziałów
obejmuje dwie zasadnicze grupy:
teksty biblijne – zawierające całe księgi lub ustępy Starego Testamentu
nawiązujące bezpośrednio do Biblii – zawierające m.in. parafrazy wielu pism starotestamentalnych, tłumaczenia na grekę, apokryfy oraz komentarze do poszczególnych ksiąg biblijnych
teksty niebiblijne niezwiązane bezpośrednio z Biblią – zawierające różne przepisy i wskazówki związane ze wspólnotą zamieszkującą Qumran (np. „Reguła Zrzeszenia”, „Dokument Damasceński”, „Zwój Wojny” i różne hymny)
Część tekstów niebiblijnych dzieli się jeszcze na nieznane do czasów odkryć w grotach Qumran, ale znane powszechnie w Palestynie w czasach działalności wspólnoty Esseńczyków oraz teksty nieznane w ogóle obecnie ani w przeszłości, będące najwyraźniej wewnętrznymi pismami wspólnoty.
Rękopis z Qumran – ze zwoju Proroka Izajasza
Wśród przeszło 200 manuskryptów biblijnych znalezionych w Qumran zidentyfikowano fragmenty każdej księgi Biblii hebrajskiej z wyjątkiem Księgi Estery. W przeciwieństwie do Zwoju Izajasza – który zawiera kompletny tekst Księgi Izajasza – większość z nich jest reprezentowana tylko przez urywki stanowiące najwyżej jedną dziesiątą całej księgi. Najbardziej rozpowszechnione w Qumran były Psalmy (znaleziono 36 odpisów), Księga Powtórzonego Prawa (29 egzemplarzy) i Księga Izajasza (21 egzemplarzy).
W 1972 poruszenie w świecie naukowym wywołała teza, którą wysunął José O’Callaghan, jakoby fragment 7Q5 zawierał fragment Ewangelii Marka.”
Jakie można wysnuć wnioski?
Zaprezentowane powyżej papirusy oscylują w granicach pierwszego, drugiego, aż do początków trzeciego wieku naszej ery. Są autentyczne, oryginalne, a przede wszystkim antyczne. Dowodzą prawdziwości poszczególnych Ewangelii, którą tak bardzo próbują podważyć sceptycy i ateiści. Współczesna nauka jednak nie pozwala na pomyłki i niedopowiedzenia. Co ważniejsze, treść odnalezionych papirusów odpowiada treści dobrze znanej każdego chrześcijaninowi obecnie. Są to bowiem te same słowa, towarzyszące nam od zawsze. Pomimo upływu czasu, nie ma zatem mowy o jakimkolwiek zniekształceniu czy przeinaczeniu treści. Nawet, jeśli pojawiają się drobne różnice- dotyczą one wyłącznie spraw błahych, jak np. opisu otoczenia. Wszystkie znaczące i najważniejsze wydarzenia pozostają niezmienione. Czy istnieją jednak inne dowody na autentyczność Ewangelii? Odpowiedź wydaje się oczywista! TAK. Poniżej przykłady.
Poza opisanymi powyżej dowodami bezsprzecznymi, istnieją również inne metody poznawcze, pozwalające na jednoznaczne stwierdzenie o autentyczności Ewangelii. Mowa tu oczywiście o manuskryptach, przepisywanych na podstawie oryginałów. Na świecie istnieje zatem 24,643. rzeczywistych manuskryptów Ewangelii. To ogromna liczba, potwierdzająca rzeczywistość i prawdziwość spisywanych tekstów. Warto więc nadmienić, iż nie ma drugiego takiego źródła, potwierdzonego na tyle, różnorodnych sposobów. Dla porównania można jedynie dodać, że drugie ważne i prawdziwe dzieło, silnie badane i sprawdzane na wiele sposób- „Iliada” Homera, posiada zaledwie ponad 600 manuskryptów, co w porównaniu z Ewangeliami, jest niczym. Pozostałych, ręcznie przepisywanych tekstów np. Arystotelesa udało się odnaleźć zaledwie 49, Cezara- niewiele ponad 10. Nie ma więc absolutnie żadnej podstawy, aby można było podważać realność Ewangelii. Zaskakującym jest fakt, że pomimo tak miażdżących „konkurencję” dowodów, to właśnie inne teksty nie podlegają wątpliwościom- a Ewangeliczne wciąż próbuje się podważać.
Inne niezbite dowody dla wiarygodności Ewangelii pozyskane są znów za pomocą nauki z tzw. źródeł odnośnie dowodów wewnętrznych-źródłowych:
Specjaliści od badania tekstów, paleografowie dokonują analizy i porównania samego tekstu źródłowego w oparciu o zamieszczone w nim opisy:
– geograficzne z danego okresu czasu,
– architektoniczne w porównaniu z innymi odkryciami archeologicznymi,
– opisy historyczne, kulturowe, chronologiczne, etnologiczne,
– badania dokonane na podstawie językoznawstwa,
– metod porównawczych względem innych zachowanych dokumentów
– antycznych itp.
– a nawet badania węglem C-14
Stosując metodę małych kroków, każde antyczne źródło jest szczegółowo badane, minimetr po minimetrze. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, odrzuca się dany fragment. Gdy takowe nie występują, potwierdza się jego autentyczność. Tak restrykcyjne normy pozwalają na wykluczenie ewentualnych podróbek czy też nieudanych mistyfikacji. To właśnie one doprowadziły do zatwierdzenia wszystkich czterech tekstów Ewangelii- zarówno pod względem historycznym, jak i samych treści, które sobą reprezentują.
W oczach badaczy, nawet Listy św. Pawła- niegdyś zaciętego przeciwnika Chrześcijaństwa, są dowodem na prawdziwość Pisma Świętego. Obecnie teksty te, są uznawane za jedne z pierwszych, wczesno-chrześcijańskich. Ich powstanie datuje się na zaledwie 20-30 lat po śmierci Jezusa Chrystusa.
Jeden z ważniejszych osobistości Uniwersytetu w Manchesterze, profesor F.F. Bruce trafnie wspomniał kiedyś, że:
”[…]gdyby Nowy Testament był zbiorem opracowań świeckich, to jego autentyczność byłaby uznana przez wszystkich, jako poza wszelkimi wątpliwościami.”. To trafne spostrzeżenie ma w sobie wiele z prawdy. Bowiem realne, racjonalne rzeczy są z reguły przyjmowane zdecydowanie szybciej niż te, niewidzialne dla każdego gołym okiem. Nie wszyscy bowiem potrafią patrzeć sercem u uwierzyć w Boga.
Najlepszym podsumowaniem niech jednak będzie cytat profesor Clarka Pinnocka z McMaster University:
„Nie istnieje żaden dokument z antycznego świata, potwierdzony przez tak wspaniały zbiór pisemnych i historycznych zaświadczeń…..Sceptycyzm odnośnie wiarygodności historycznej Chrześcijaństwa oparty jest o nieracjonalne uprzedzenia”. Nie należy zatem przejmować się opiniami ludzi którzy nie chcą szukać prawdy, bo dla nich, bez względu na ilość dowodów Jezus pozostanie na zawsze fikcyjny.” My jednak, doskonale wiemy, że jest On prawdziwym Synem Bożym, który przybył na Ziemie z konkretną misją. Misją, dzięki której każdy z nas może zostać Zbawiony.
„Znacie drogę, dokąd Ja idę”. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”. Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Odpowiedział mu Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca.”..(J 14, 4-9) Jezus pozwolił swoim uczniom poznać Prawdę o Bogu. Był z nimi, nauczał, stal się drogowskazem, któremu zaufali.
We współczesnych czasach także powinniśmy zawierzyć swoje życie Panu, gdyż tylko w Nim uzyskamy życie wieczne.
Niestety dla wielu wszechobecne, codzienne dowody istnienia są niewystarczające. Warto pamiętać, iż to, co obecnie wiemy na temat Pana Jezusa, to nie tylko domniemania czy przypuszczenia, ale fakty i twarde dowody, potwierdzone naukowo. To właśnie najtwardsi sceptycy, zagorzali ateiści wielokrotnie pokazywali swoje nawrócenie, stanowiąc niepodważalny dowód na działanie Jezusa. To oni – historycy, prawnicy, specjaliści różnorodnych dziedzin wydali jednoznaczny WERDYKT, oparty na prawdziwości i obiektywizmie (podobnie, jak czyni się to w niezawisłych sądach). Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, iż owych obserwacji i wniosków końcowych dokonały osoby światłe – niemalże geniusze nie tylko współczesnego świata, którzy stawiani są za wzór i autorytet w określonych dziedzinach.
Czy możemy zatem wątpić w ich słowa? Czy brak wiary w największe umysły tego świata jest słuszną drogą? Skoro wątpimy w takie osobistości, jak mamy żyć? Na czym opierać swoje konkluzje i wnioski? Czym kierować się w codziennym życiu? Niech poniższy artykuł stanie się ostateczną konkluzją, możliwością zebrania wszystkich argumentów dla tych, którzy jeszcze nie są w stanie zaufać Bogu. Wnioski stanowią bowiem niepodważalne dowody i ukazują całą Prawdę o Jezusie…
„Zmartwychwstanie Jezusa jest jednym z najbardziej potwierdzonych faktów w historii”
Słowa wypowiedziane przez Simona Greenleafa, prawnika, autora chyba jednej z najgłośniejszych pozycji w historii współczesnego prawa („Traktatu o Prawie Dowodowym”) są doskonałym wstępem, pozwalającym na zastanowienie się nad realnością ( i potrzebą) obecności Chrystusa. Właściwie, najlepszym argumentem przemawiającym na korzyść, są wszystkie biblijne i poza biblijne teksty, dostępne w całym dorobku ludzkości. Ich relacje i słowa, zawarte na starych papirusach podkreślają prawdziwość Chrystusa, a co za tym idzie również Pisma Świętego i całej wiary chrześcijańskiej.
Trudno bowiem polemizować z naocznymi świadkami, którzy co prawda, koncentrowali się na otaczającym świecie, ale wspominają, że taki Nazarejczyk był i nauczał w odległym zakątku świata. Ciężko podważać słowa sceptyków, samych, nie do końca wierzących w swoją nagłą przemianę.
Prawdziwość Ewangelii.
We współczesnym świecie, Ewangelie są jedynymi tak szczegółowo zbadanymi tekstami przez, naukowców deklarujących wiarę jak i ateizm. Należy także zwrócić uwagę, że te stare teksty stanowią coś więcej, niż słowa. Ich wiarygodność nie jest obecnie podważana przez świat nauki, gdyż do ich zbadania zostały wykorzystane niemalże wszystkie dostępne techniki i metody.
Rękopis Nowego Testamentu
Niewiele osób wie, że na świecie istnieje prawie dwadzieścia cztery tysiące (24 000) oryginalnych manuskryptów Ewangelii, z czego najstarsze zostały stworzone zaledwie trzydzieści- czterdzieści lat, po wydarzeniach przez nie opisywanych. Czy przypadkiem może być fakt, że wszystkie te dzieła spisywane były przez różne osoby, oddalone od siebie o wiele kilometrów, a mimo wszystko opowiadają te same historie? Czy ma na to wpływ również to, że każdy autor (Ewangelista) był w innym wieku? Przypadki nie są chyba aż tak nieprawdopodobne.
Żaden naukowiec nie zaprzecza istnieniu Ewangeliom, żaden ich też nie podważa. Ciekawostką niech będzie informacja, że drugim- najlepiej udokumentowanym tekstem świata jest „Iliada” Homera, która posiada „zaledwie” ok. 600 oryginalnych manuskryptów. Skoro więc nikt nie neguje jego obecności, nie powinno mieć to również miejsca w przypadku autentyczności Ewangelii.
Ewangelie zawarte w Piśmie Świętym są niepodważalnym dowodem na istnienie i życie Jezusa Chrystusa. To najlepsze źródło informacji o Jego działaniach i cudach, które miały miejsce za Jego sprawą.
„Magia” Jezusa.
Istnieje ogromna liczba tekstów wspominających o Nazarejczyku- Człowieku skromnym, urodzonym w Betlejem . Co ważniejsze są to źródła tworzone nie tylko przez ludzi religijnych, wierzących w Chrystusa i Boga, ale również sceptycznych historyków. Ich przekazy jasno potwierdzają życie Jezusa, choć w wielu przypadkach wspominają cuda, jako działanie magii. Oczywiście nie ma się czemu dziwić – Ci, co nie wierzą nie opierają się przecież na słowach proroków. Bez względu jednak na to, warto obiektywnie podejść do sprawy i nie mieć wątpliwości, że nasz Pan istniał i miał swoją misję na Ziemi.
Wspominanie magii w takich zapisach nie jest czymś zaskakującym, ale dobitnie świadczy o działaniach Jezusa, wykraczających poza tradycyjne myślenie, naukę czy prawa Natury. Nie wolno tego lekceważyć, gdyż takie dowody są kluczowe i potwierdzają boskość Naszego Boga.
Jezus uzdrawia niewidomego
Matematyczne obliczenia, jako niepodważalne dowody na realność Jezusa.
Ilekroć ktoś z najbliższego otoczenia będzie próbował negować obecność Chrystusa, warto nadmienić o istniejących i zapisanych w Starym Testamencie Proroctwach. Obecnie odkryto ich blisko 400, co nie może stanowić jedynie przypadku. Tym bardziej, iż ich sprawą zainteresowało się wielu matematyków na całym globie. Wszelkie przepowiednie dotyczące pojawienia się na świecie Mesjasza, zostały stworzone na wiele setek lat przed Jego narodzeniem. Co ważniejsze, naukowcy o największej renomie i poważaniu w świecie nauki zgodnie twierdzą, iż prawdopodobieństwo wystąpienia zaledwie 8 z nich (a nie wszystkich 400!!) wynosi 1 do 100,000,000,000,000,000. Jak zatem wytłumaczyć fakt, iż słowa proroków wszystkich dzieł spełniły się w 100%? Obliczenie matematyczne tylu przypadków jest niemożliwością. Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić zatem taki przypadek? Nawet najwięksi przeciwnicy wiary chrześcijańskiej nie są w stanie tego zrobić. To właśnie stanowi niepodważalny dowód, którego nikt na całym globie nie jest w stanie obalić. Logiczne rozumowanie, połączone z twardą matematyka przeczy jakiemukolwiek oszustwu. Co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości…
Groty Qumran:
Kolejnym, istotnym dowodem są manuskrypty znalezione przez przypadkowych pasterzy w grotach Qumran, w okolicach Morza Martwego. To pozostałości wspólnoty religijnej, osiadającej tam w I wieku przed naszą erą ( a więc również na długi czas przed narodzinami w Betlejem). Znajdują się w nich opisy niektórych proroctw. Najważniejszym jest jednak fakt, iż owe manuskrypty zostały szczegółowo badane przez całe grono specjalistów różnych dziedzin, i obecnie nikt nie podważa ich autentyczności.
Urodzenie Jezusa nie mogło być przypadkiem. Nikt bowiem nie ma takiej możliwości, aby wybrać sobie zarówno miejsce urodzenia, jak i ród, z którego się wywodzi. A przecież w wielu Proroctwach ( między innymi Jeremiasza i Micheasza) wielokrotnie wspominano o okolicznościach narodzin Pana. Czy nawet zakładając, iż przypadkiem było urodzenie w Stajence w Betlejem, w takim a nie innym rodzie, w niewielkiej, żeby nie powiedzieć maleńkiej osadzie, możliwe by było , że właśnie Jezus posiadał wszystkie cechy osobowości i atrybuty, o których pisano, a które ujawniły się w ciągu całego Jego życia? Czy ktoś byłby w stanie świadomie zgodzić się na tak okrutną i niezwykle męczeńską śmierć? W imię mistyfikacji? Kto odważyłby się na coś takiego?
Zastanów się czy ktoś kto poświęcił się za Ciebie na takie katusze może być kłamcą?
Już sama myśl ta jest absurdalna… W końcu, który człowiek z małej osady, poświęciłby całe swoje życie aby wypełniać to, co zostało gdzieś zapisane… jakie więc są szansę na wystąpienie przypadku? Czy można dalej negować dowody i być tak zatwardziałym ślepcem?
Kolejny przykład
W proroctwie Izajasza (35; 5-6) pojawiają się słowa: „kiedy przyjdzie otworzy oczy niewidomym i odetka uszy nie słyszącym”.
Mowa tu oczywiście o wszystkich cudach, dokonywanych przez przyszłego Mesjasza. Zapisanych zarówno przed, jak i po Jego narodzeniu. Ich występowania nie da się wytłumaczyć w logiczny, całkowicie racjonalny i naukowy sposób. Nawet współcześni iluzjoniści, którzy korzystają z najnowocześniejszych technik, nie byliby w stanie (tym bardziej w tamtym czasie) dokonać takich rzeczy, często na oczach wielu świadków. Co więcej, współcześni „magicy” występują w warunkach kontrolowanych, w bezpiecznych, sprawdzonych i odpowiednio przygotowanych, zamkniętych pomieszczeniach. Jezus zaś, Ten właśnie Człowiek, który tak często jest negowany przez ateistów, działał na wielkich, otwartych przestrzeniach. Bez specjalnego przygotowania, pomocy specjalistów różnych dziedzin – po prostu działał i już.
Nasz Pan realizował powierzoną przez Boga misję na przekór wielu ludziom, którzy bacznie Go obserwowali i czekali na najmniejsze potknięcie. Tym bardziej, że zawsze istnieli wątpiący, osoby doszukujące się oszustwa i mistyfikacji (jak np. po śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa). Można zatem śmiało rzecz, że nasz Pan był istotą stworzoną i przysłaną na Ziemię przez samego Boga. Żadne z cudów opisanych przez historyków, czy Apostołów nie mogły być kwestią przypadku.. bo jeśli zakładamy takie myślenie, to dlaczego w całej historii ludzkości, przez tysiące lat, wydarzenia te się nie powtórzyły? Skoro więc nastąpiła tak wielka mistyfikacja, dlaczego nikt na całym świecie, jej nie powielił? Przecież obecnie, rozwój technologiczny i naukowy z pewnością pozwoliłby na nią w zdecydowanie większej formie i zakresie, niż miało to miejsce przed wiekami…
Konspiracja? Niemożliwe… dlaczego?
Proroctwo Zachariasza wspomina o wydaniu Jezusa przez jednego z uczniów- Judasza, który przyjął zapłatę w wysokości trzydziestu srebrników (równowartość ceny jednego niewolnika). Również to wydarzenie miało miejsce w życiu Jezusa. Nie może być zatem mowy o jakiejkolwiek aranżacji, bo przecież sam zainteresowany musiałby o tym wiedzieć i reagować, jeszcze przed pojmaniem. Przecież Ci, którzy przyjęli ( w ich rozumowaniu słoną) zapłatę za wydanie Chrystusa, we współczesnym rozumowaniu, odbierani są jako wielcy przeciwnicy nie tylko Mesjasza, ale i całej religii chrześcijańskiej. Skoro więc nie chcieli rozwoju wiary i brania udziału w rozrastaniu się chrześcijańskiej rodziny, nie mogliby tym samym stać się jej częścią, i poprzez swoje działanie potwierdzić poznane wcześniej proroctwa. Pamiętajmy, iż to wrogowie Boga i Jezusa robią wszystko, aby podważyć ich autentyczność. Z drugiej jednak strony Judasz, który zdradza Chrystusa i przyjmuje za to zapłatę, targany jest później wyrzutami sumienia, prowadzących go do samobójstwa. Dlatego nikt o zdrowych zmysłach, nie może powiedzieć, że wszystkie wydarzenia, są wyłącznie kwestią niefortunnych zbiegów okoliczności.
Planowanie warunków atmosferycznych? Wykluczone.
Proroctwo Amosa, wspomina również ( dla przypomnienia, na długo przez narodzinami Jezusa), że: „owego dnia słońce zajdzie w południe i w dzień świetlany ziemia zostanie zaciemniona”. Podobną informację odnaleźć można także w Ewangelii św. Mateusza, czy też opisie historyka Tallusa. To kolejny i niezbity dowód na to, iż Chrystus nie mógł zaplanować zaćmienia słońca, trwającego blisko trzy godziny i mającego miejsce akurat w momencie Jego śmierci. Czy więc Prorocy żyjący na długo przed życiem Pana, mogli zaplanować warunki atmosferyczne i zjawisko, które pojawia się tak rzadko? Czy po analizie kilku różnych, także tych poza biblijnych, źródeł ktokolwiek może wątpić w działanie Boga? Żadna nauka, bez względu na dziedzinę, nie jest w stanie wytłumaczyć takiego „przypadku”… Wszystko, co zdarzyło się na Golgocie było misją Jezusa, zaplanowaną wyłącznie przez samego Stwórcę, aby ludzkość mogła zostać odkupiona i miała otwartą drogę do Zbawienia.
Kolejne Proroctwo, które się sprawdziło…
„Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami.” Tak brzmi proroctwo Izajasza (53,12), które zostało opisane na wiele lat, przed przyjściem na świat Jezusa. Słowa w nim zawarte w całości się potwierdziły. Bowiem przed ukrzyżowaniem Chrystusa, został zwolniony przestępca imieniem Barabasz. Dodatkowo, Jezus zawisł na krzyżu w „towarzystwie” dwóch innych złoczyńców. Wspomina o tym Ewangelia św. Marka. Nikt, zarówno sam Pan, jak i Piłat, nie mógł przewidzieć takiego rozwoju sytuacji. W końcu to ludzie zadecydowali o zwolnieniu Barabasza. Niemożliwością jest zatem, aby taki scenariusz został przez kogokolwiek ukartowany.
Kolejnym, istotnym proroctwem, mówiącym o samym Zmartwychwstaniu są słowa Psalmisty, zapisane w Księdze Psalmów. „bo nie pozostawisz mojej duszy w Szeolu i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu”. Samego faktu Zmartwychwstania, nawet w obecnych czasach, tłumaczyć chyba nie trzeba. To zdarzenie, mające ogromne znaczenie dla nas wszystkich, jest nie do podrobienia. Nikt bowiem, ani w zamierzchłych czasach, ani we współczesności nie mógł dokonać tego bez Boskiej pomocy… A Tylko jeden Człowiek na całej Ziemi został na nią zesłany, aby dokonało się to, co Bóg założył. Ciężko więc zrozumieć, dlaczego inni, Ci wątpiący, nie chcą uwierzyć i wciąż brakuje im dowodów, na wszystko, co niegdyś miało miejsce.
Rozważając wszystkie za i przeciw, nasuwa się wiele pytań…ale nie o istotę czy realność wiary chrześcijańskiej… A o zaślepienie ludzi, którzy ją negują. Przecież na całym świecie, istnieje cała gama dowodów, tych racjonalnych i naukowych, których nie można podważyć. Pozostaje zatem kwestia chęci sceptyków i ateistów, tak wytrwale obstawiających przy swoich opiniach. Tym bardziej, że w zamierzchłych czasach istniały również Sybilie, także przepowiadające narodzenie Jezusa. Były to kobiety czyste, uważane za natchnione przez samego Boga. Choć było ich wiele, najbardziej znanych jest dziesięć znich. Ich posągi znajdują się w Kościele w Loretto- miejscu uznawanym za miejsce życia Najświętszej Marii Panny. To właśnie tam, znajdują się odpisy proroctw, uwzględniających narodziny naszego Pana.
„Przyjdzie dzień, w którym książę wieczności oświeci uradowaną ziemię i zgładzi zbrodnie ludzi. On wymierzy wszystkim sprawiedliwość. Święty Król, który żyje po wszystkie czasy, będzie spoczywał w łonie Królowej świata” – to słowa Sybilii Libijskiej. Kolejna- królowa ze Saby, wspominała do króla Salomona: „ziemia ta około Jerozolimy święta jest, gdyż na niej urodzi się Mesjasz…”
Wspomniane wyżej przepowiednie, oczywiście nie stanowią koronnego argumentu, ale mimo wszystko wliczają się w całą serię, potwierdzonych proroctw. Dlatego też nie warto wątpić i szukać większej ilości dowodów, na istnienie i życie Jezusa Chrystusa. Zdecydowanie łatwiej będzie przyjąć to jako fakt, i powierzyć Jemu swoje życie. Spełnione proroctwa są jednak niepodważalne, bowiem spisanie ich na setki lat przez narodzinami Mesjasza nie mogło być kwestią przypadku… Ani jednego, a tym bardziej wielu, które musiałyby mieć miejsce, aby wszystkie wydarzenia z Jerozolimy mogły zaistnieć. Suma argumentów, których nie wolno nam, jako ludzkości podważać. Tym bardziej, że skłaniają się ku nim, również osoby nie związane z religią chrześcijańską.
„Rzekł do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” Odpowiedziała Mu {Marta}: „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”. (Ewangelia św. Jana 11, 25-27)
Koronny argument – ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA!
Wśród wielu argumentów, które wysuwane są przez zwolenników i wierzących w Jezusa, niewątpliwie najważniejszym jest Jego Zmartwychwstanie. Jak podają Ewangelię, po swojej śmierci Chrystusa widziało ponad 500 osób, które nie były Apostołami. We współczesnych warunkach jakiekolwiek zdarzenie, posiadające taką ilość naocznych świadków uznane by było za wiarygodne, bez mrugnięcia okiem. Zadziwia zatem fakt, że pomimo licznych opisów i przekazów osób widzących Jezusa po Zmartwychwstaniu, zdarzenie to jest wciąż podważane przez sceptyków na całym świecie. Rozważając jego autentyczność nie można pominąć samoczynnie nasuwających się pytań…
Czy tak duża liczba osób (wraz z Apostołami na czele) mogłaby się mylić w przypadku tak niewiarygodnego i niecodziennego wydarzenia, jakim było Zmartwychwstanie? Co ważniejsze – powstanie z grobu osoby, stanowiącej zagrożenie dla tamtejszego ładu społecznego. Czy Ci, którzy Go ukrzyżowali a także specjalnie powołani żołnierze, do stwierdzenia zgonu mogliby, przy swoim doświadczeniu i szczególnej randze sprawy, pomylić się w tej sytuacji?
Czy kobiety, przychodzące na następny dzień mogłyby pomylić grób Jezusa? Czy mogłyby w końcu nie zauważyć braku Jego ciała? Dla przypomnienia warto tutaj dodać, iż w owych czasach karą za zejście ze służby czy niewypełnienie obowiązków żołnierskich była śmierć. Życie Chrystusa, a także Jego śmierć były na tyle ważnym wydarzeniem, że żaden z ówczesnych rzymian nie pozwoliłby na wykradzenie ciała. A tym bardziej na spanie podczas warty! Dodatkowo, za sprawą władz grób zapieczętowano od zewnątrz, co miało stanowić dodatkowe zabezpieczenie.
Alfred Palla, w swoim głośnym opracowaniu o tytule „Sekrety Biblii” napisał wszak: „sam kamień zastawiający wejście do grobowca był ponad tonowy i niemożliwy do odsunięcia przez jedną czy dwie osoby bez czynienia szumu. Dlatego też kobiety idące do grobu następnego dnia martwiły się, kto odsunie im ów ciężki kamień (Mateusz 13,3). Z kolei, ogromne zaskoczenie uczniów oraz emocje Magdaleny na widok pustego grobu ewidentnie wskazują na niewiedzę tychże osób, odnośnie tego co się faktycznie wtedy wydarzyło. Z drugiej strony, świadectwo o pustym grobie przekazane zostało przez kobiety, które to jako pierwsze stały się tego świadkami. W tamtych czasach słowo kobiet nie miało większego znaczenia. I choć utrudniało to wiarygodność samego świadectwa tego faktu, a zapisanego przez apostołów w Ewangelii w tamtym czasie, to jednak podano tą informacje zgodnie z prawdą. Po mimo tego utrudnienia, nadaje to tylko wiarygodności samej Ewangelii jako potwierdzenia autentycznego zapisu na podstawie faktycznych zajść, naocznych świadków i ich prawdziwych relacji)”.
Kolejnym dowodem jest historia prześladowcy chrześcijan – Szaweła z Tarsu, który mając niepowtarzalne szczęście ujrzenia Zmartwychwstałego Jezusa, nawrócił się i stał się Apostołem Pawłem. Miało to miejsce w drodze do Damaszku, w całkiem nieoczekiwanym momencie jego życia. Tym bardziej, iż jak podaje wiele źródeł człowiek ten bywał okrutny i czystą nienawiścią pałał do Chrześcijan. Czy zwykłe wydarzenie nakłoniłoby Faryzeusza, człowieka wykształconego, zaciekłego w walce z obcą religią do zmiany swojego stanowiska i poglądów? Czy nawet najlepsza mistyfikacja przemieniłaby niezwykle sceptyczną osobę w gorliwie wierzącego Apostoła? Gotowego oddać swoje życie za Jezusa? Nawet pod groźbą straszliwych tortur (którym, jak wiadomo poddawano chrześcijan w tamtych czasach). Św. Paweł to jedna z najważniejszych postaci wczesnego chrześcijaństwa. Zagorzały przeciwnik, okrutny człowiek, które za wszelką cenę starał się nie dopuścić do rozwoju i wzrostu wiary w ówczesnym świecie, sam nawrócił się na skutek spotkania Jezusa po Zmartwychwstaniu. Współcześni naukowcy potwierdzają, iż listy św. Pawła są jednymi z najstarszych tekstów chrześcijańskich, napisanych już na ok. 25 lat po śmierci Pana.
Niektórzy wśród nas potrzebują dowodów, naocznych wskazówek, potwierdzających obecność Boga i Jezusa. Podobnie mieli uczniowie, którzy w momencie śmierci Chrystusa, z paniki i strachu się pochowali. Oni nie byli wówczas gotowi na przyjęcie Pana… uwierzyli dopiero, gdy Go ujrzeli po Zmartwychwstaniu. My, jako ich potomkowie nie powinniśmy jednak wątpić. Historia pokazała, iż pewne wydarzenia miały miejsce jeden raz – lecz ich skutki pozostają widoczne do dziś. To, że uczniowie ukryli się w przerażeniu było związane z ich dezorientacją… faktem, że Mesjasz, ich Pan i Nauczyciel został potraktowany przez Rzymian z olbrzymią brutalnością. Że pomimo wielkiej mocy posiadanej przez Pana, dał on się zwykłym „śmiertelnikom” pobić i zabić w nieludzki sposób. Zwątpienie – to słowo jest kluczowe, bowiem bardzo często występuje i w naszych sercach. Musimy sobie jednak uświadomić, że to właśnie dzięki Jezusowi jesteśmy Dziećmi Bożymi i mamy szansę zostać Zbawieni. Uczniowie zaufali Panu bezgranicznie, postanowili iść za Nim, ale większość z nich potrzebowała argumentu- w postaci Pana stającego przed nimi.
Zmartwychwstanie jest więc niepodważalnym dowodem! Dowodem na istnienie Jezusa! Ludzie, którzy wcześniej wątpili, bali się o własne życie, po ujrzeniu Chrystusa zaufali Mu w 100%. Zaufali w misję, jaką otrzymał On od Boga. Zaufali Mu na tyle, że niemalże wszyscy (poza jednym wyjątkiem) z powodu swojej wiary zostali brutalnie zabici. Jak podają źródła, każdy z nich przez wiedzę i ogromną wiarę w Zmartwychwstanie dostąpił bólu i cierpienia prowadzących do zgonu. Jedynie Jan, choć był również torturowany, uniknął śmierci, zostając skazany na wygnanie.
Jak zginęli Ci, którzy postanowili kroczyć drogą za Panem?
Apostoł Mateusz był torturowany w Etiopii, gdzie w rezultacie po wielu cierpieniach zginął od ścięcia mieczem.
Z kolei Apostoł Marek został zabity w Rzymie. Jego ciało było rozrywane końmi po ulicach, aż do samego zgonu.
Apostoł Łukasz zginął szybko. Został powieszony w Grecji – powód- wiara chrześcijańska.
Prawdziwe katorgi przeżywał Apostoł Jan, będąc gotowanym żywcem w kotle z gorącym olejem. Po cudownym jego ocaleniu, został ostatecznie wygnany z Rzymu i uwięziony na wyspie Patmos.
Analogicznie do Jezusa zginął Apostoł Piotr. Został bowiem ukrzyżowany, ale ponieważ nie czuł się godnym, umierać, jak jego Pan, rzymianie powiesili go głową w dół.
Apostoł Filip, podobnie jak Piotr, został ukrzyżowany. Jego śmierć miała miejsce w 54 roku.
Św. Jakub Sprawiedliwy umierał długo. Po tym, jak strącono go z wysokości i przeżył upadek, bito go kijami i kamienowano.
Śmierć przez ścięcie czekała Apostoła Jakuba Większego, który był bratem Jana Ewangelisty.
Z kolei Natanael, czyli Św. Bartłomiej został ukrzyżowany a następnie ścięty. Pewne źródła podają również, że przed śmiercią był torturowany w okropny sposób – poprzez obdzieranie ze skóry.
Przykładem kolejnej męczeńskiej śmierci był zgon Apostoła Andrzeja. Został on najpierw długo biczowany przez siedmiu żołnierzy, by na końcu zginąć ukrzyżowanym w kształcie litery „X”. Jak wspominają różnorodne zapisy, do końca swoich chwil głosił prawdę i naukę o Jezusie.
Niespodziewana śmierć dosięgnęła Apostoła Tomasza, który został przebity lancą podczas wygłaszania swoich nauk w Indiach.
Zastępca za Judasza – Apostoł Maciej umarł podczas kamieniowania. Mimo wszystko dodatkowo ścięto mu głowę. Podobnie zresztą zginął św. Barnaba.
Rzymski Cesarz Neron wydał wyrok śmierci na Apostoła Pawła. Po długich torturach za wiarę i swoją religię, została odcięta mu głowa.
Oraz wielu innych uczniów Jezusa i Jego apostołów, w owym czasie i dalszym czasie ginących od tortur i potworną śmiercią tak jak i sam Jezus! Czy sądzisz, że te osoby przechodziły by takie tortury i śmierć męczeńską gdyby kłamały głosząc wiarę i oddając swoje życie za Jezusa?
Rozważać kwestii śmierci Jezusa po ukrzyżowaniu zbytnio tu nie będziemy, gdyż pytanie o to czy Chrystus umarł wpierw na krzyżu jest niedorzecznością ze strony pytającego. Ci, którzy choć trochę wiedzą z historii na czym faktycznie polegało ukrzyżowanie człowieka, tej najokrutniejszej w historii egzekucji, już takich pytań więcej nie zadają. Powiemy tylko, że przeżyć ukrzyżowanie było rzeczą wprost niemożliwą, a Jezusa dodatkowo jeszcze okropnie umęczono przed egzekucją. Również obowiązkiem przywódcy rzymskiej grupy odpowiedzialnej za egzekucję było dopilnowanie śmierci skazańca. To właśnie dlatego (w celu potwierdzenia śmierci) wprawiony w tym rzymski żolnierz na końcu przebił serce Jezusa włócznią, a z niego jak opisuje Ewangelista wypłynęła krew i woda (tzn. krew i osocze krwi). Jest to normalnym następstwem zadania rany w tej okolicy!
Także głębsze rozważanie pustego grobu Chrystusa mija się tu z celem, gdyż jest to fakt niekwestionowany historycznie oraz potwierdzony nawet przez nieprzychylnych Jezusowi oponentów. Na straży nie stał wówczas tylko jeden żołnierz, a dodatkowo ranga całego wydarzenia, jak i postać Chrystusa sprawiły, iż Jego grób był bardzo dokładnie pilnowany przez rzymskich strażników. Takie środki ostrożności wykluczały możliwość zabrania ciała przez osoby trzecie, jak również same władze, które nie chciały zaszkodzić swoim sprawom. Co ważniejsze, najwyżsi w mieście wysyłali specjalnych posłańców, zadaniem których było dyskredytowanie informacji o Zmartwychwstaniu. Oczywiście rzecz ta im się nie udała, jednak prób ośmieszenia Jezusa i pokazania Go w najbardziej fikcyjny i błahy sposób, były przeprowadzane nie raz…
Chrystus nie był sam… Obok Niego pojawiali się uczniowie – osoby głęboko wierzące w słowa i czyny Jezusa. Kim byli? Przede wszystkim Apostołowie wybrali Boga i Syna Bożego, bowiem tak podpowiadało im serce. Nie szukali rozgłosu ani pieniędzy, wyzbyli się swoich majątków, aby podążać jedną ścieżką z Panem. Ich bezinteresowność była prawdziwa i autentyczna. Nauczali wspólnie o pokorze, miłości do bliźniego i tym wszystkim, co jest podstawą wiary chrześcijańskiej. Ich zamiarem było relacjonowanie prawdy, tego, co faktycznie miało miejsce… Byli świadkami, nauczycielami, którzy podążali wybraną ścieżką… Sw. Apostoł Paweł mówił: „W trudach bez liczby, w więzieniach zbyt często, chłostach ponad miarę, w niebezpieczeństwie śmierci częstokroć. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści plag bez jednej. Trzykrotnie byłem smagany rózgami, raz byłem kamienowany, trzy razy przeżyłem rozbicie się okrętu, dniem i nocą byłem na głębi morskiej. W podróżach częstych, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od rozbójników, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach wśród fałszywych braci. W pracy i mozole, w częstym niespaniu, w głodzie i pragnieniu, w postach częstych, w zimnie i nagości”.
Ścięcie głowy świętego Pawła za wiarę w Jezusa i nauczanie tej wiary
Nikt o zdrowych zmysłach, w imię mistyfikacji czy jakiegokolwiek oszustwa nie oddałoby swojego życia… Nikt nie dałby rady znosić tyle upokorzeń i tortur, aż do całkowitego zgonu. Świadectwa w postaci wszystkich Apostołów są prawdziwymi dowodami, na istotę obecności Jezusa Chrystusa. Choć współcześnie, nie jesteśmy narażeni na śmierć, wielokrotnie boimy się przyznać do wiary. Nasze chrześcijaństwo skrzętnie ukrywamy, obawiając się reakcji środowiska i najbliższych osób. Niepotrzebnie. Powinniśmy bowiem odnaleźć w sobie taką odwagę, by otwarcie mówić o swoich poglądach, by z pełną świadomością i radością przyznawać się do Boga Ojca.
To równocześnie jeden z pierwszych tekstów, dotyczących Zmartwychwstania, opisujący je w tych słowach: „Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem… Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.” (1 List do Koryntian 15, 1-11)
W tym miejscu, nie należy również zapominać słów Dr Warwick’a Montgomery, pozwalających na ułożenie w głowie ewentualnych wątpliwości i wyzbycie się ich ostatecznie. „W 56 roku n.e. apostoł Paweł pisał, że ponad 500 ludzi widziało Zmartwychwstałego Jezusa i że większość z nich wciąż jeszcze żyła (1 Koryntian 15:6 ff.). To przekracza granice wiarygodności, iż wcześni Chrześcijanie mogliby wytworzyć taką historyjkę i następnie nauczać jej pomiędzy tymi, którzy z łatwością mogli to obalić przedstawiając im ciało Jezusa.”
W jaki sposób zatem najlepiej podsumować powyższe rozważania? Niech każdy z nas zastanowi się nad tym, w co tak naprawdę wierzy. Nie można bowiem bagatelizować dowodów, potwierdzanych przez najlepszych naukowców na całym świecie (przeczytaj inne dowody przedstawione na tej stronie internetowej). Nawet jeśli Jezus miałby być postacią fikcyjną, dobrze jest się zastanowić, z jakiego powodu tak wielu ludzi za Nim poszło? Żydzi są specyficznym narodem, żyjącym w poszanowaniu własnych tradycji i religii. Czy udało by się przekonać tak wielu z nich do mistyfikacji? Czy zechcieliby pójść za Kimś, kto tak naprawdę byłby tylko marionetką? To oni uznali, iż Jezus żył i nauczał dzięki możliwościom danym od Boga. Zaufali Mu w zupełności.
Dodatkowo zastanów się czy gdyby religia chrześcijańska była wymyślona dla pieniędzy czy nie powinna być pozbawiona zakazów i być bardziej nastawiona na uciechy ludzkie? Zauważ że tak nie jest a świadczy o tym choćby dziesięć przykazań i przykazanie „nie będziesz cudzołożył”. Kościół Katolicki stoi na straży zasad wiary i nie pozwala na ich złagodzenie.
Wiele spośród ważnych źródeł podaje, że kilkutysięczny tłum Żydów bez zastanowienia przyjął nową wiarę, uwierzył i bez słowa poszedł za Chrystusem. Należy także dodać, iż w tamtych czasach uznanie, czy nazwanie kogoś Bogiem było największym bluźnierstwem. A mimo wszystko, tak wiele osób zdecydowało przyjąć nieznaną dotąd religię i narazić tym samym siebie na szykany czy potworne prześladowania, a nawet śmierć.
Okoliczności męczeństwa, tortur i śmierci 12 apstołów Chrystusa za wiarę
Żadna nowina, pogłoska czy też informacja nie mogłaby rozprzestrzenić się tak szybko , gdyby nie była prawdą. Tylko niezwykle ważne wydarzenia czy słowa, mogły dotrzeć do najdalszych zakątków świata i stać się czymś ważnym (a do tego pozostać prawdziwym aż do dzisiejszych czasów).
Św. Paweł pisał: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”. Daremne jest wszystko, gdyż życie bez Jezusa jest przepełnione pustką. Nie ma Istoty, która wysłucha w potrzebie, czuwa w każdym momencie życia a w rezultacie pozwala na spotkanie z samym Bogiem. Jak widać powyżej, człowiek niezwykle negatywnie nastawiony do religii, sam przekonał się na samym sobie, jak wielką moc posiadał Chrystus. Ta moc, objawia się do dziś, pod postacią wielu nawróceń i świadectw, dawanych przez największych sceptyków na świecie. Szymon Piotr dodaje bowiem: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale {nauczaliśmy} jako naoczni świadkowie Jego wielkości.” To nie ludzka wyobraźnia ani nawet podświadomość, to przekazywanie prawdy, informacji o realnych wydarzeniach, które mogą potwierdzić inni ludzie. Nie ma w tym bowiem ludzkiej pychy, Apostołowie nie czerpią żadnych korzyści materialnych z tego, że prowadzą innych do Boga. Robią to z miłości do Syna Bożego Jezusa.
Ci wszyscy, którzy otwarcie wątpią, bądź nie chcą przyjąć wiary do siebie, zostali również wymienieni w Ewangelii: „Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł [prorok] Izajasz: Zaślepił ich oczy i twardym uczynił ich serce, żeby nie widzieli oczami oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się, ażebym ich uzdrowił.” (Ewangelia św. Jana 12, 39-40) I dalej: „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”. (Ewangelia św. Jana 3 , 19-21).
Bóg jest światłem. Powyższe słowa można analogicznie porównać do człowieka spędzającego dużo czasu w ciemnym pomieszczeniu, wychodzącego na pełne słońce. Odruchowe zasłonięcie oczy jest tu porównywane do zasłaniania duszy, odwracania się od Jezusa, który przecież dał siebie poznać możliwie najlepiej. Jak mówi Ewangelia, Chrystus był osobą, której sprzeciwiali się i będą to robić nadal. Materiał dowodowy na Jego istnienie to niepodważalne argumenty… Niepodważalne ze względu nie tylko na wiarę, ale i naukę.
Jak wspominał w swoich zapiskach, słynny na całym świecie prawnik, Lionel Luckhoo: „ Poświęciłem więcej niż 43 lata swojego życia w pracy jako prawnik, adwokat i obrońca na rozprawach sądowych, ukazując się w wielu zakątkach świata i wciąż jeszcze pracuję w tym kierunku. Miałem to szczęście, iż osiągnąłem wiele zwycięstw w procesach karnych i oświadczam jednoznacznie, iż świadectwo na Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest tak przytłaczające, że wymusza ono zaakceptowanie tego faktu na podstawie dowodów, które absolutnie nie pozostawiają miejsca na wątpliwości”.
Przestudiował on wszystkie fakty, i jako zatwardziały ateista doszedł do takich, a nie innych wniosków i uwierzył. Pokonujmy zatem swoje codzienne trudności, walczmy z własnymi ograniczeniami, bądźmy jak Apostołowie, którzy uwierzyli… Uwierzmy i my…
Plotka ma to do siebie, że rozsiewana jest lotem błyskawicy, niekiedy częściej od sprawdzonych informacji. Nie ma się zatem czemu dziwić, że pogłoski dotyczące życia i codziennego funkcjonowania Jezusa oplatają cały świat bez konkretów i sprawdzania ich realności. Tak było także w roku 2012, kiedy to na Międzynarodowym Kongresie Badań Koptyjskich, pojawiła się teza, iż Pan Jezus był… żonaty!
Tą nieprawdopodobną dla chrześcijan tezę ogłosiła profesor Karen King, wykładowca z Uniwersytetu Harvarda w USA. Co ciekawsze, powodem tak dużego zamieszania na całym świecie, nie tylko dla wierzących, ale przede wszystkim ateistów podważających słowa Pisma Świętego, jest kawałeczek koptyjskiego materiału, pochodzący najprawdopodobniej z IV wieku naszej ery. To właśnie na nim, widnieje napis, odczytany w słowach „moja żona”. I to w zasadzie tyle. Tyle, a niektórzy, chcieliby powiedzieć- aż tyle. Ów ważny skrawek materiału, został przekazany pani profesor przez tajemniczego handlarza, który nie szukając rozgłosu, nie chciał ujawniać swoich danych. Dziennikarze, niemalże wszystkich czasopism i dzienników prześcigali się w wymyślaniu kolejnych chwytliwych haseł. Niektóre tytuły podawały nawet dwa nazwiska, jako niepodważalne autorytety potwierdzające autentyczność. Czy aby tak było na pewno? Czy cała historia, zaczerpnięta niemalże z „Kodu Leonarda da Vinci” nie wydaje się nieco dziwna? Czy nie brakuje w niej w końcu realnych, faktycznych elementów? Poniżej kilka informacji, które ewidentnie podważają rzekomą autentyczność materiału z IV wieku naszej ery.
Niby nic… a jednak.
Choć informacja o znalezisku szybko opłynęła cały świat, niektóre jej części zostały ogłoszone mimochodem, zupełnie po cichu, aby nikt, nie przywiązał do nich szczególnej uwagi. Należały do tego zbioru także opinie wielu uznanych autorytetów, z zakresu odmiennych dziedzin, którzy zgodnie wyrazili swoje wątpliwości, a w niektórych przypadkach, otwarcie zaprzeczyli autentyczności. Byli to między innymi:
Profesor Koptologii (Uniwersytet w Muenster), Stephen Emmel
Specjalista zajmujący się papirusami (Uniwersytet w Hamburgu), Alin Suciu
Uznany Koptyjski lingwista i zastępca dyrektora projektu w Bibliotece Koptyjskiej (Uniwersytet Laval w Quebecu), Wolf-Peter Funk
Profesor- archeolog (Uniwersytet w Suffolk), David Gill
Profesor Religioznawstwa (Uniwersytet Princeton), Anne Marie Luijendijk
Profesor nauk dot. Nowego Testamentu, (Seminarium Teologiczne, Dallas w USA), Darrell Bock
Profesor i ksiądz Baptystów (Tennessee w USA), Jim West
Profesor – Religioznawstwa (Polska), Maria Libiszowska-Żółtowska
Kś. Profesor Waldemar Chrostowski w Polsce,
Profesor, specjalista koptologii, (Uniwersytet La Sapienza w Rzymie)
Alberto Camplani, Profesor – i ekspert na kierunku badań dot. Nowego Testamentu (Uniwersytet w Durham), Francis Watson.
Wiele spośród powyżej zaprezentowanych nazwisk jednoznacznie stwierdziło brak autentyczności materiału, pokazanego światu w 2012 roku. Największym sceptykiem, jednoznacznie zaprzeczającym prawdziwości rękopisu był Francis Watson. To zastanawiające, że taka informacja jest przekazywana w sposób cichy, właściwie tak, jakby była mało znacząca, niemalże fikcyjna.
Handlarz, którzy nie ujawnia danych…
Kolejnym pytaniem nasuwającym się w tej całej historii jest to, odnoszące się do anonimowości rzekomego handlarza, który miał dostarczyć „autentyczny” materiał profesor Karen King. Dlatego tak bardzo dbał o zachowanie swojej anonimowości? Co nim kierowało, że zamiast popularności i uznania, wolał pozostać w cieniu? Skoro jego intencje miały być czyste i dotyczyć wyłącznie naukowego odkrycia, dlatego tak wiele pytań w tym zakresie, pozostaje bez odpowiedzi? Pewnie nigdy nie dowiemy się, kim był rzekomy dostawca skrawka materiału, który kilka lat temu przewrócił wszystko do góry do nogami, i w jednej chwili stał się atutem w rękach ateistów. Na krótko jednak.
Autentyczność pozyskanego materiału…
Co przemawia zdecydowanie na niekorzyść odkrycia? Ano fakt pozyskania danego materiału, który rzekomo pochodzi z IV wieku naszej ery rzekomo… Większość cennych znalezisk zostaje odkrytych w badaniach archeologicznych, a ten fragment został zauważony na rynku akwarycznym. I choć trzeba przyznać, że czasem zdarza się znaleźć prawdziwy skarb , jednak w większości przypadków są to tylko ładnie wykonane podróby, nastawione wyłącznie na handel i duży zysk. To niekoniecznie najlepsze źródło uzyskiwania czy odnajdowania tak cennych przedmiotów, które mogłyby pochodzić z pierwszych wieków naszej ery.
Jeśli jednak jest prawdziwy…
Zakładając jednak prawdziwość materiału to nie wolno zapominać o ważnej rzeczy. Określenie „moja żona” może bowiem odnosić się do wielu różnych osób bądź stanowić metaforę. Niektórzy ze zwolenników tego papieru podkreślają, że jest to niewielki, fragment tekstu homilijnego czy też ceremonii. Tak więc interpretacja tekstu na podstawie dosłownie dwóch wyrazów, jest nieporozumieniem. Przenośnia literacka może być czymś zupełnie innym. Ten argument więc też jest niewiarygodny i w oczach racjonalnego, obiektywnego obserwatora nie powinien stanowić jakiejkolwiek wartości.
Obrzędy zaślubinowe.
Jak mówią stare zapisy gnostyczne (a na takie wskazuje opisywany skrawek materiału), istniało pięć różnych obrzędów, wśród których były tak zwane „zaślubiny wieczerzy”, odnoszące się bezpośrednio do Eucharystii chleba i wina. Samym zaś oblubieńcem, bądź oblubienicą, zwykle nazywano osoby, które postępowały w nauce. Należy tu również przypomnieć, iż sam Pan Jezus wspomina w Ewangelii o własnych zaślubinach z Kościołem. To właśnie jego uczestnicy( a więc słuchacze, zarówno płci męskiej, jak i żeńskiej) należeli do niego.
Kolejny argument to….?
Aby właściwie, obiektywnie ocenić realność skrawka materiału z napisem „Moja żona”, należy również uwzględnić, że w tamtych czasach imiona takie jak Jezus, Maryja czy też Magdalena były dość popularne w tamtym rejonie. Ciężko zatem jednoznacznie stwierdzić, że ewentualne osoby z całym przekonaniem można zaliczyć właśnie do tych najważniejszych dla chrześcijan.
Jak to więc jest z tą żoną Jezusa?
Wysuwanie tezy o żonie Jezusa jest zbyt daleko idącym wnioskiem. Naukowcy wielu dziedzin (Ci, którzy wątpią w autentyczność materiału) zgodnie sugerują, aby nie podejmować zbyt pochopnych decyzji. Nie można bowiem jednoznacznie stwierdzić, iż historyczny Jezus miał żonę – nawet jeśli materiał jest autentyczny. Ekspert z dziedziny opracowań gnostyckich, Luigi Moralni stanowczo potwierdza, iż teksty tego rodzaju: „nie stanowią zbiorów faktycznej biografii z życia Jezusa Chrystusa, lecz generalnie są wyrazem rozważania i myślenia niektórych późniejszych Chrześcijan o tym, czego On sam nauczał.” Tym samym więc nie można traktować takich przekazów, jak coś autentycznego. Nie tylko dlatego, że nie znamy autora tych słów, ale przede wszystkim dlatego, że nie był on naocznym świadkiem, co ma miejsce w przypadku Pisma Świętego. Nie da się bowiem porównać ewentualnych przypuszczeń czy wyobrażeń na jakiś temat, z naocznymi relacjami, które są jedynie obserwacją rzeczywistości.
No i najważniejsze…
Choć często są wspominane, tak naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę, że teksty gnostyczne, nie są uznawane za natchnione (w przeciwieństwie do tych z II czy też późniejszych wieków naszej ery), w żadnym wypadku nie dowodzą istnienia żony Jezusa Chrystusa. „Ewangelia Tomasza”, „Ewangelia Piotra”, „Dialog Zbawcy” czy też „Ewangelia Filipa” wskazują jedynie na ogromną miłość, okazywaną przez Pana swoim uczniom. I co najważniejsze, to właśnie tam pojawiają się również kobiety, pomimo, iż w czasach antycznych nie dopuszczano ich do spraw religijnych. Być może właśnie obecność Magdaleny, w towarzystwie Jezusa tak bardzo zadziwiała ówczesnych kronikarzy oraz mieszkańców Jeruzalem. Przykrym jest jednak fakt, że to właśnie na tej podstawie, próbuje się dorobić historię do życia Jezusa.
Rozpatrując jednak zjawisko posiadania żony, należy zaznaczyć, że wiara tego nie zabrania. Sakrament małżeństwa należy do tych świętych, a w ówczesnych czasach nauczyciele czy też rabini byli żonaci. Byli również i tacy, którzy poświęcali się Bogu bez słowa, żyjąc w celibacie – i ci, także byli bardzo szanowani w tamtych czasach. Każdy z nich, jeśli szczerze wierzył był blisko Boga, bez względu na to, czy posiadał rodzinę, czy wybrał odosobnienie i celibat.
Kś. dr. Mark D. Roberts, wspominał kiedyś, że próba wmówienia ludziom, że Jezus miał żonę ma jeden, podstawowy cel… chce przedstawić Syna Bożego jako zwykłego śmiertelnika. Jest to dość dziwne, bowiem wszystkie źródła naocznych świadków wspominają o wielu członkach rodziny Jezusa, jednak o żonie wciąż milczą… Przypadek? Przecież gdyby ona istniała realnie, ktoś z najbliższego otoczenia musiałby choć w niewielkim stopniu o tym wspomnieć. Jak podkreślają eksperci, istnieje bardzo obszerny materiał dowodowy, pozwalający na oczywiste stwierdzenie boskości Jezusa, niż fakt, że był on żonatym mężczyzną.
Drugą stroną medalu jest oczywiście obecność wszechobecnych fałszerzy i handlarzy, doszukujących się wyłącznie wysokich zysków, kosztem nawet nieprawdziwych relacji czy przedmiotów. Pozostaje więc jedno zasadnicze pytanie: kto stara się zmienić historycznego Jezusa, i z jakiego powodu? Czyż ludzkość dostała zbyt małą ilość dowodów na Jego boskość? Bez względu na wszystkie starania, powinniśmy wierzyć w to, co zapisane zostało w Piśmie Świętym. To najlepsze źródło prawdy o Bogu i Jego Synu- Jezusie Chrystusie. Nie starajmy się zatem wymyślać historii, nie wierzmy w każde, zasugerowane nam słowo. Ufajmy Bogu i to jemu powierzmy własne życie.
Jak często w obecnym świecie, zdarza nam się trafić na człowieka, który z niezwykłą precyzją i dokładnością, jest w stanie przewidzieć pewne wydarzenia w przyszłości? Ilu było takich, którzy chcieli pokazać światu „prawdę” i przepowiadali coś, co nie miało pokrycia w rzeczywistości? A jednak wiele lat temu żył pewien mężczyzna, który do dziś odgrywa istotną rolę w chrześcijańskiej religii. Nazywał się Daniel i był Prorokiem.
To On ponad 600 lat przed narodzinami Pana Jezusa, przewidział dokładny czas przyjścia na świat Mesjasza. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, proroctwo to zostało zapisane w Świętej Księdze Daniela – najprawdopodobniej co najmniej w trzecim wieku przed narodzinami Jezusa w Betlejem. Obecnie dokument, o którym mowa jest jednym z najlepiej udokumentowanych i najstarszych pism na świecie, znajdujących się w Starym Testamencie!
Kim właściwie był ów Daniel?
Niech wstępem do opisu jego postaci będą informacje zawarte w Wikipedii. Mówi ona, że Daniel: „..był wysoko urodzonym Żydem, wziętym w latach młodzieńczych – do niewoli w Babilonii.
Na dworze króla Nabuchodonozora II Daniel wraz z trzema przyjaciółmi – Szadrakiem, Meszakiem i Abed-Nego mieli zostać przyuczeni do służby. Daniel był zdecydowany zachować posłuszeństwo wobec Boga. Odmówił spożywania potraw królewskich, a mimo to spożywając proste posiłki, na jakie zezwalało prawo żydowskie, wyrósł na silnego młodzieńca. Bóg obdarzył Daniela wielką mądrością. Daniel dwa razy tłumaczył Nabuchodonozorowi II znaczenie dziwnych snów. Później objaśnił także następcy Nabuchodonozora – Baltazarowi znaczenie napisów na ścianie: królestwo miało wkrótce upaść. Tej samej nocy Baltazar został zabity i Persowie zdobyli Babilon. Persowie uczynili Daniela ważnym urzędnikiem, lecz inni zazdrościli mu władzy i spiskowali przeciwko niemu. Przez fałszywe oskarżenia Daniel został wrzucony do jaskini lwów, lecz Bóg uratował mu życie. Daniel zapisał także kilka proroczych snów, w których Bóg wyjawiał mu swe plany na przyszłość. Patrz Księga Daniela w Biblii”.
Księga Daniela w dosyć szczegółowy sposób opisuje zarówno przyjście na świat Mesjasza, jak i jego losy na Ziemi. Wszystko, co zostało zapisane poniżej sprawdziło się w najmniejszej kwestii:
„Ustalono siedemdziesiąt tygodni nad twoim narodem i twoim
świętym miastem, by położyć kres nieprawości, grzech obłożyć
pieczęcią i odpokutować występek, a wprowadzić wieczną
sprawiedliwość, przypieczętować widzenie i proroka i namaścić to, co
najświętsze.
25. Ty zaś wiedz i rozumiej: Od chwili, kiedy wypowiedziano słowo, że
nastąpi powrót i zostanie odbudowana Jerozolima, do Władcy-
Pomazańca – siedem tygodni i sześćdziesiąt dwa tygodnie; zostaną
odbudowane dziedziniec i wał, w czasach jednak pełnych ucisku.
26. A po sześćdziesięciu dwóch tygodniach Pomazaniec zostanie
zgładzony i nie będzie dla niego… Miasto zaś i świątynia zginie wraz z
wodzem, który nadejdzie. Koniec jego nastąpi wśród powodzi, i do
końca wojny potrwają zamierzone spustoszenia.
27. Utrwali on przymierze dla wielu przez jeden tydzień. A około
połowy tygodnia ustanie ofiara krwawa i ofiara z pokarmów. Na
skrzydle zaś świątyni będzie ohyda ziejąca pustką i przetrwa aż do
końca, do czasu ustalonego na spustoszenie.”
(Księga Daniela 9, 24-27)
Jak współcześni badacze interpretują ten zapis?
Przede wszystkim Daniel uzyskuje pewną wiedzę bezpośrednio od Boga. To On informuje, iż od momentu powrotu z wygnania i słów o odbudowie Jerozolimy, do śmierci Mesjasza minie łącznie aż 69 tygodni, bowiem 70 tydzień jest przeznaczony na koniec czasów ludzkości. To, co należy tu wyjaśnić to fakt, że ów tydzień nie był jednostką miary, jaka jest stosowana dziś. Nasze siedem dni, w Izraelu oznaczało 7 lat, przy czym w siódmym roku przyjmowano rok przeznaczając go na odpoczynek konkretnego obszaru ziemi (czyli rezygnując na ten czas z upraw). Te siedem lat występuje także w innych, antycznych pismach. Nazywane również „shabuim”, czyli właśnie tydzień.
Wcześniejszy cytat Daniela, który ,ma miejsce przed słowami zamieszczonymi powyżej mówi: „A od czasu, gdy zostanie zniesiona codzienna ofiara, zapanuje ohyda ziejąca pustką, upłynie tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni„ . Porównując go z tekstem: „…od czasu zniesienia codziennej ofiary upłynie tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni” można jasno stwierdzić, że oba fragmenty wspominają o tej samej długości czasu.
Aby jeszcze lepiej zobrazować czas, który obowiązywał w tamtym momencie i jest szczegółowo zapisany w proroctwach Daniela, warto dodać, że połowa tygodnia („Od kiedy ustanie krwawa ofiara”) wynosi właśnie 1290 dni, czyli cały tydzień to 2580 dni, co dzieląc przez ówczesną ilość dni (lata mierzone według starego, babilońskiego 360 dniowego kalendarza), czyli właśnie 360 dni, daje siedem lat.
Słowa Daniela mówią jasno, jaki czas musi upłynąć od wyjścia słowa o odbudowie Jerozolimy aż do przyjścia Mesjasza na świat. To 69 tygodni, które swobodnie można pomnożyć przez okres siedmiu lat, dzięki czemu otrzymany wynik wynosi 483 lata. Aby właściwie skorygować nieścisłości i uzyskać prawdziwą długość roku, w 45 roku p.n.e., na życzenie Juliusza Cezara p.n.e. wprowadzono słoneczny kalendarz Juliański. Dlaczego? Wikipedia odpowiada, że: „Powodem reformy kalendarza było to, że wcześniej stosowany księżycowy kalendarz rzymski rozregulował się, w wyniku czego w 46 p.n.e. kalendarzowy grudzień wypadał we wrześniu. Dlatego, żeby ponownie zsynchronizować kalendarz z porami roku, rok 46 p.n.e. wydłużono o 90 dni. Kalendarz juliański ustalał długość roku na 365 dni oraz jeden dzień dodatkowy, w latach przestępnych (co 4 lata). Średnia długość roku wynosiła 365,25 dnia.”. Na podstawie tych informacji można więc wyliczyć dokładny okres, wynikający z przepowiedni. Dzieląc ilość dni w cytacie Daniela, przez liczbę wynikającą z obliczeń wg kalendarza Juliańskiego, uzyskany wynik to okres 476 lat!
Analizując słowa Proroka Daniela nasuwa się kolejne pytanie: czym jest owe wyście słowa o odbudowie Jerozolimy, i czy faktycznie to realne wydarzenie? Otóż jak podają źródła historyczne taka sytuacja miała miejsce. Faktycznie wyszła ona z ust Artaksereksesa I, perskiego króla, który panował w latach 465 p.n.e – 424 p.n.e. W roku 20 jego panowania, na przełomie marca/ kwietnia, Artaksereks wydał specjalne rozporządzenie namiestnikowi królestwa Persji w Jerozolimie -Nehemiaszowi. Dokument upoważniał go do odbudowy Jerozolimy, a więc także odbudowę murów obronnych, mających stanowić ochronę Jerozolimy przed napastnikami. Nehemiasz dokonał nie tylko tego, ale poprzez wprowadzone przez siebie reformy stał się początkiem integracji i połączenia społeczności żydowskiej.
Słowa Nehamiasza mówią:
„1 I stało się miesiąca Nisan roku dwudziestego Artakserksesa króla, gdy było
wino przed nim, że wziąwszy wino, podałem je królowi, a nie bywałem
przedtem tak smutny przed nim.
2 I rzekł mi król: Czemuż twarz twoja tak smutna, gdyż nie chorujesz? Nic to
innego, jedno smutek serca. I zlękłem się nader bardzo.
3 I rzekłem do króla: Niech król na wieki żyje. Jakoż nie ma być smutna twarz
moja, gdyż miasto, dom grobów ojców moich, zburzono, a bramy jego ogniem
popalono?
4 Znowu rzekł do mnie król: Czegoż ty żądasz? A jam się modlił Bogu
niebieskiemu.
5 I rzekłem do króla: Zdaję się to za rzecz dobrą królowi, i jeżli ma łaskę sługa
twój przed obliczem twojem, proszę, abyś mię posłał do ziemi Judzkiej, do
miasta grobów ojców moich, abym je pobudował.
6 Nadto rzekł mi król (a królowa siedziała podle niego): Długoż będziesz na tej
drodze, i kiedy się wrócisz? I podobało się to królowi, i posłał mię, gdym mu
zamierzył pewny czas.
7 Zatemem rzekł do króla: Zdali się to za rzecz dobrą królowi, niech mi dadzą
listy do starostów za rzeką, aby mię przeprowadzili, ażbym przyszedł do ziemi
Judzkiej;
8 I list do Asafa, dozorcy lasów królewskich, aby mi dał drzewa na przykrycie
bram pałacu przy domu Bożym, i na mur miejski, i na dom, do którego
wnijdę. I dał mi król listy według ręki Boga mego łaskawej nade mną.”
(2 Nehamiasz 1-8)
Aby jednak mieć pełną jasność, warto także przedstawić źródła encyklopedyczne, a więc naukowe, potwierdzające słowa perskiego namiestnika. Jak podaje jedna z najpopularniejszych encyklopedii – Wikipedia: „ Nehemiasz powrócił do Jerozolimy w 445 r. przed Chrystusem. i był gubernatorem przez dwanaście lat, to jest do roku 433 przed Chrystusem. […] Ścisłe związki, jakie istnieją pomiędzy tą księgą a 1 i 2 Księgą kronik oraz Księgą Ezdrasza wskazują, że spisano ją około roku 400 przed Chrystusem, ale najważniejszą częścią księgi wydaje się być dziennik Nehemiasza.”
Rekonstrukcja Jerozolimy już za panowania Heroda
Najważniejsza dla większości, encyklopedia na świecie- Britanica podaje, iż:„Artaxerxes I (Artakseres I), był królem Imperium Rzymskiego od 465 p.n.e do roku 424 p.n.e.. Był synem Xerxes I (Kseresa I) i Amestris, córki Otanes”. Nie ma więc absolutnie żadnych podstaw aby nie wierzyć, że namiestnik Persji żył, a sama przepowiednia, dotycząca odbudowy Jerozolimy nie miała historycznego potwierdzenia w rzeczywistości.
Skoro już wiadomo kiedy zostało wydane rozporządzenie króla perskiego (445 r p.n.e.), jak również posiada się wiedzę dotyczącą wcześniej wyliczonej ilości lat według Daniela, które muszą upłynąć od tego momentu, aż do przyjścia na świat Mesjasza ( a więc 476 lat), można swobodnie obliczyć, w którym roku (według proroctwa) Pan miałby narodzić się królem. Rachunek jest prosty:
445 p.n.e. + 476 lat = 32 rok n.e.
Jak się uważa, rok 32 n.e. jest momentem przełomowym, kiedy to Jezus Chrystus oficjalnie wjeżdża na osiołku do Jerozolimy, jako król. Ma to oczywiście miejsce w Niedzielę Palmową.
Wikipedia informuje:
”Wjazd Jezusa do Jerozolimy opisali wszyscy Ewangeliści (Mt 21,1-11; Mk 11,1-11; Łk 19,29-40; J 12,12-19). Będąc w okolicy Betfage, Chrystus polecił swoim dwóm uczniom, by poszli do pobliskiej wsi i przyprowadzili znajdującego się tam osła (w Ewangelii św. Mateusza mowa jest o oślicy i osiołku). Na pytania, czemu to robią, Jezus kazał im odpowiedzieć: Pan go potrzebuje. Gdy to zrobili, Chrystus dosiadł osiołka i na nim wjechał do Jerozolimy. Lud wyszedł mu na spotkanie, słał pod nogi płaszcze i gałązki i wykrzykiwał: Hosanna!
Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach! Wydarzenie to miało być spełnieniem słów ze Starego Testamentu: Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy (prorok Zachariasz 9,9).”
W ten oto sposób, została wypełniona jedna z wielu przepowiedni Zachariasza, mających miejsce na wiele długich lat, przez przyjściem na świat Jezusa.
Wnioski?
Mogą być tylko jedne. Proroctwa Daniela są dokumentami niekwestionowanymi pod względem archeologicznym, historycznym i paleograficznym. To jedna z najbardziej wiarygodnych ksiąg Starego Testamentu. Umocnienie tych świadectw nastąpiło w 1947 roku, podczas odkryć w grotach Qumran nad Morzem Martwym, aż ośmiu starych rękopisów, stanowiących obecnie jedne z najważniejszych dokumentów dla wiary chrześcijańskiej.
Jak podaje „Baker’s Encyklopedia”, znaczna część z opisywanych powyżej znalezisk została oceniona na wiek paru setek lat przed 2 wiekiem p.n.e. Księgę Daniela cytował sam Pan Jezus. Z kolei już w trzecim wieku p.n.e. została ona przetłumaczona w obszerny sposób na grekę. Czy jest wiarygodna? Z pewnością tak, bowiem za jej autentycznością stoi cały szereg skrupulatnych badań naukowych, wykonywanych przez największe autorytety nauki na świecie: m.in. brytyjski archeolog J. G. Taylor, prof. R. Harrison, czy dr. Jiri Moskala.
Oczywiście zawsze znajdą się sceptycy, dla których słowa Daniela ewidentnie kłócą się z rozumem i logiką, ale czy sam Bóg jest do końca logiczny dla przeciętnego człowieka?
Co zatem wiemy odnośnie przepowiedni Daniela?
Mamy pewność, że istnieją potwierdzenia historyczne i Biblijne, na 360 dniowy (babiloński) i kalendarz, który używany był w tamtych czasach przez Żydów. Wiemy, że obecne są dowody na to, że okres 7 lat odnosi się do określenia jednego tygodnia. Możemy dotrzeć także do argumentów potwierdzających wydanie przez króla perskiego rozporządzenia dotyczącego odbudowy Jerozolimy. Co ważniejsze, według powszechnie znanego zapisu historycznego wszystkie inne przepowiednie Daniela spełniły się w 100%.
Pozostaje zatem jeszcze jedna kwestia – 70 tydzień całej przepowiedni, nawiązujący do czasów ostatecznych. To zapowiedź „ohydy spustoszenia”, jakiej dopuści się antychryst, dopóki na Ziemię nie powróci po raz kolejny Jezus Chrystus. Według badań przeprowadzanych przez znawców, okres ten dotyczy współczesności. Czy warto się bać i rozważać, w którym momencie może nadejść koniec świata? Nie ma to większego sensu, w końcu Pan powróci aby zbawić i wyzwolić nas ode złego. Nie mamy jednak pewności, kiedy dokładnie zdarzenia te będą miały miejsce. Możemy jednak przypuszczać, że również i ta przepowiednia Daniela, w którymś momencie stanie się rzeczywistością.
„Prawdopodobieństwo tego, iż przy zwykłych temperaturach makroskopiczna ilość molekuł zostaje zgromadzona dając początek wysoce zorganizowanym strukturom oraz skoordynowanym funkcjom charakteryzującym żywe organizmy jest absurdalnie małe. Idea spontanicznego pochodzenia życia w swej obecnej formie jest więc wysoce nieprawdopodobna, nawet na skalę miliardów lat, podczas których nastąpiła prebiotyczna ewolucja.”
Choć słowa uznanego chemika, laureata nagrody Nobla – Ilya Prigogine brzmią niezwykle poważnie, ich sens powinien być jasny dla każdego. Nie ma takiego zdarzenia, które mogłoby spowodować powstanie tak inteligętnego eko systemu z niczego, samoistnie. Żadna więc ewolucja czy teoria, nie może mieć miejsca, gdy mowa o powstaniu wszechświata.
„Wielki Wybuch” ( z ang. Big Bang ), choć zdobywa zwolenników na całym świecie, wciąż jest jedynie teorią naukową, której potwierdzenia szuka wielu ekspertów z różnych dziedzin. Prawdą jest jednak fakt, że ewolucja Wszechświata ( a więc wszystko, co stanowi jego część) bez udziału Stwórcy i inteligentnych działań jest ewidentnym zaprzeczeniem II Zasady Termodynamiki, obowiązującej w świecie nauki także pod nazwą Prawa Zachowania Entropii.
Samoczynny, nawet największy wybuch nie jest w stanie utworzyć ładu i porządku. Wręcz przeciwnie, każda taka energia powoduje większy chaos i rozbicie, nie tylko poszczególnych elementów, ale również całości, jako spójności. Zasada Entropii wspomina więc, że wszystkie systemy, pozostawione samym sobie, prędzej czy później ulegają znacznemu rozkładowi. Nie mogą więc tworzyć nowych organizmów czy struktur, tym bardziej o inteligentnej, złożonej budowie. Sugestia, jakoby Kosmos ewoluował jest myśleniem błędnym, nie podpartym żadnymi dowodami.
Zakładając zatem, iż wcześniej wspomniana teoria jest prawdziwa, ludzki język ( a nawet wszystkie jego formy, w zależności od regionu świata) byłyby prymitywne i proste w miarę cofania się w czasie. Oznaczałaby to bowiem, że na początku pojawiały się same dźwięki, jednosylabowe. Tym czasem znani i uznani lingwiści na całym globie potwierdzają, iż współczesne badania prastarych języków ewidentnie wskazują na ich skomplikowany i złożony charakter. Taka forma komunikacji nie mogłaby więc powstać z organizmów prymitywnych, skoro współcześni ludzie, wykształceni i światli, niekiedy długimi latami borykają się z ich rozszyfrowaniem.
Zapaleni zwolennicy Teorii Darwina (mówiącej o pochodzeniu człowieka od małp), nieustannie próbują dowieść, że takie myślenie jest opcją słuszną i niemalże jedyną. Tym czasem wystarczy bardziej zaawansowana matematyka, by także w takich argumentach znaleźć pewne luki. Zakładając bowiem, że każdy małpolud posiadał potomstwo w licznie 2,3 sztuk, a ostatnio odnalezione szkielety tych zwierząt, (od których bezpośrednio ponoć pochodzimy), mają w przybliżeniu 2,5 miliona lat, uwzględniając odpowiedni przyrost naturalny, oraz ewentualne kataklizmy, wojny itp., obecne zaludnienie ziemskie byłoby kilkukrotnie większe, niż teraz. Skoro jednak ludzi jest określona liczba, nie można wierzyć Teorii Darwina, gdyż zwykła matematyka ją jednoznacznie wyklucza. Więcej o matematycznym zaprzeczeniu teorii Darwina przeczytasz tutaj.
Jak widać zatem dzięki obliczeniom, można dojść do wniosku, iż nasza planeta nie jest chyba aż tak stara, jak podają teoretycy- darwiniści, a już w szczególności, biorąc pod uwagę wiek niezbędny do przeprowadzenia mutacji (efektem czego miałby powstać człowiek).
Czy nie należy zatem wierzyć w naukę?
Nauka jest niezbędnym elementem naszej ewolucji, bo to dzięki niej współczesne społeczeństwo znajduje się w takim, a nie innym miejscu. Nie należy jednak tłumaczyć nią wszystkich zjawisk i struktur, występujących we wszechświecie.
Biblia jasno mówi, że Bóg wezwał każdego człowieka po imieniu. W praktyce oznacza to tyle, iż każdy z nas jest niepowtarzalnym egzemplarzem, kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Ludzie, w przeciwieństwie do zwierząt posiadają unikalne, niejako wizytówki siebie samych, w postaci odcisków palców, czy indywidualnej twarzy. Ponadto każdy człowiek posiada własną osobowość, czy też charakterystyczny głos.
Gdyby więc iść tokiem myślenia Darwina, bądź też jego zwolenników, populacja ludzka przypominałaby bardziej zwierzęta, pozbawione indywidualnych cech. Mowa tu na przykład o:
– podobieństwie twarzy, które spotykane jest niemalże we wszystkich gatunkach,
– nie posiadaniu odcisków palców, na podstawie których wielokrotnie identyfikuje się ofiary wypadków,
– co najważniejsze, jakby ludzie pochodzili od małp, nie istniałby na świecie taki ogromny wachlarz osobowości, a zaledwie tylko kilka, podstawowych i najbardziej charakterystycznych cech charakteru. Przecież zwierzęta nie mają intelektualnych zdolności, takich które wyróżniają naszą ludzką rasę… mowa tu o odróżnianiu dobra i zła, moralności, wyrzutach sumienia i innych zdolnościach, pozwalających górować nam na innymi gatunkami. ( zdjęcie Odcisk palca).
“Brak pośrednich form przejściowych w wykopaliskach nieustannie sprawia problem ewolucjonistom”dr Stephen J. Gould, paleontolog z Uniwersytetu Harvarda w Bostonie.
Brakujące łańcuchy form przejściowych jako zaprzeczenie ewolucji
Wykopaliska Od wielu lat ewolucjoniści starają się znaleźć dowody na istnienie ewolucji chemicznej w różnego rodzaju wykopaliskach paleontologicznych. Przemierzają oni wciąż kolejne warstwy geologiczne, jednak bez większych efektów.
Efektów takich brak, ponieważ zwyczajnie brak jest oczywistych form przejściowych – z organizmów niższych do wyższych (złożonych). Innymi słowy w uproszczeniu np. od form prostych, jaką są np. ryby do lądowych form, takich jak słonie. Albo też np. od szympansa do człowieka. To są olbrzymie dziury, brakujące ogniwa w teorii ewolucji.
Aby potwierdzić, że formy przejściowe organizmów są faktem, musielibyśmy odkrywać w pokładach geologicznych ich niezliczone ilości. Co jednak znajdujemy? Są to zawsze znane nam już organizmy w pełni wykształcone pod względem anatomiczny. Wprawdzie odkryto kilka organizmów, które próbowano promować jako formy przejściowe (np. tiktaalik), jednak zawsze okazywały się one po prostu pełnoprawnym organizmem, rybą z gromady mięśniopłetwych, które wyginęły.
Tiktaalik
“Pomimo tego, że zapis kopalny jest uważany za podstawowy dowód ewolucji, to mimo to nie ukazuje żadnego pełnego łańcucha organizmów, od prostych do złożonych form” prof. dr Larry Vardiman – astrofizyk.
Ponadto formy, które już zostały odnalezione, zwykle okazują się pochodzić z epoki kambryjskiej, podczas której zaszła tzw. eksplozja kambryjska, czyli nagły wzrost ilości nowych gatunków, które pojawiły się na Ziemi. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu pojawiły się nagle w tym jednym, wczesnym okresie Kambru.
Poszukiwacze zauważają nagłe pojawienie się w warstwach geologicznych olbrzymiej ilości różnorodnych form skamielin reprezentujących formy organizmów wielokomórkowych.
Gdybyśmy chcieli przedstawić na tarczy zegara długość okresu kambryjskiego, to przy założeniu, że 12 godzin odpowiada całemu dotychczasowemu istnieniu Ziemi, to okres kambryjski trwał zaledwie 1 minutę. To wszystko wydarzyło się nagle, jak stwierdzają zgodnie paleontolodzy.
Czy to nie zastanawiające, że w tamtej epoce życie pojawiło się tak znienacka?
“Eksplozja gatunków w epoce kambryjskiej nie jest tylko problemem pojawiania się w tym samym punkcie kolumny geologicznej takiej ilości typów zwierząt. To również w znacznej mierze brak przodków, którzy mogliby zaświadczyć o ich ewolucji.” dr Ariel Roth, zoolog
Neodarwinizm jednak ma wytrwałych zwolenników, którzy wciąż kopią i doszukują się licznych pseudo argumentów na poparcie swoich teorii.
Pracownia paleontologów
Obecnie popularny jest argument, że nie istnieją żadne znaczne, wcześniejsze formy przejściowe, gdyż we wcześniejszych okresach nie wykształciły się u organizmów formy wapienno-szkieletowe, tym samym nie mogły się zachować ślady. Jednak odnalezienie pozostałości fauny ediakarańskiej nie przeszkadza nikomu w w tym wytłumaczeniu.
Przypomina to sytuację, gdy znajomy, który kupił sobie nowe, wspaniałe, sportowe auto zaprasza ciebie i swoich znajomych na testową jazdę. Podczas niej okazuje się jednak, że silnik wydaje podejrzane odgłosy, jednak gdy zwracasz właścicielowi na to uwagę ten mówi, że to tylko wiatr wydaje takie odgłosy pod maską. W dodatku dla uwiarygodnienia swojej teorii mruga do swoich pozostałych kolegów, a ci ochoczo przytakują mu.
Nie da się inaczej przekonać takiej osoby do swoich racji, jak cierpliwie poczekać, aż silnik zwyczajnie się zepsuje.
“Stwierdziłem ostatnio, iż darwinizm nie jest teorią naukową możliwą do udowodnienia, lecz raczej metafizycznym programem naukowym.” – dr Karl Popper, filozof nauki XX wieku.
“90% stwierdzeń ewolucjonistów jest nonsensem bez poparcia w obserwacjach i faktach. W muzeach pełno jest dowodów przeczących ich teoriom. W całym tym muzeum (tu: British Museum) nie ma najmniejszego dowodu na istnienia form przejściowych gatunków.” – dr Robert Etheridge, paleontolog.
Sam Karol Darwin tymi słowami sugerował, że jego teoria jest niedoskonała:
“Liczba form pośrednich, które istniały niegdyś, powinna być bardzo wielka. Wobec tego czemu każda warstwa geologiczna i formacja nie są wypełnione nimi? Geolodzy z pewnością nie odkryją dokładnych przejściowych form w łańcuchach organicznych. To może się stać najpoważniejszym i zarazem najbardziej oczywistym argumentem przeciwko teorii ewolucji” – Karol Darwin “O powstawaniu gatunków”.
Jeżeli więc istnieją jakiekolwiek formy przejściowe gatunków, które powinny się pojawiać od początków powstania życia, to dlaczego jeszcze nie zostały odkryte? Oficjalnie nauka głosi, że to tylko “wiatr wydaje dźwięki pod maską”.
Ostatnim, z wymienionych tu niepodważalnych argumentów, które kłócą się z ewolucją chemiczną, niech będzie wynik badań naukowców ze Stanów Zjednoczonych. W Kalifornii odkryli oni w ludzkim mózgu specjalną przestrzeń, odpowiedzialną za doznania religijne (duchowe). Gdyby więc człowiek, podobnie jak cały świat, był kwestią przypadku, skąd wzięła by się ta szczelina… Czy można zatem mówić, o tak dużym zbiegu okoliczności? Odpowiedź nasuwa się sama. Zanim więc podejmiemy konkretne wnioski i przychylimy się do którejś, z naukowych opinii, przeanalizujmy obiektywnie wszystkie argumenty. Wówczas nie będziemy wątpić, a wszelkie niejasności zostaną rozwiane. Z korzyścią dla nas. Wszystkich. Tutaj możesz przeczytać więcej na temat ewolucji i setkach profesorów którzy jej zaprzeczają.
Od wieków Bóg objawia się w sposób niejednoznaczny. Daje dowody swojego istnienia, jednak nie należą one do oczywistych i prostych w odbiorze. Dlaczego? Wielokrotnie zastanawiamy się, po co Bóg bawi się z nami w chowanego? Przecież łatwiej objawić się wszystkim niedowiarkom i pokazać, jak wielką moc się posiada…
Po głębszej analizie można jednak stwierdzić, że to byłoby za proste. A Bóg nie jest prosty. Cała Jego siła tkwi w tajemniczości. Jak powiedział niegdyś Papież Jan Paweł II: „ On jest Tym, kim jest, czyli niestworzoną Absolutną Tajemnicą. Gdyby nie był Tajemnicą, nie potrzeba by było Objawienia. Ściślej mówiąc – samo-objawienia się Boga. Gdyby człowiek mógł swoim rozumem stworzonym i ograniczonym do wymiaru własnej podmiotowości przekroczyć całą tę odległość, jaka dzieli stworzenie od Stwórcy – byt przygodny i niekonieczny, od Bytu Koniecznego.”
Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo. Dał nam rozum, abyśmy sami mogli podejmować ważne dla nas decyzje. On zdaje sobie sprawę, że błądzimy, wszak świat nie pozbawiony jest ludzkich pokus. Ale to właśnie one pozwalają nam odkryć Prawdę, kroczyć ścieżkami wytyczonymi przez Boga, rozmyślać, sprawdzać, wątpić- aby ostatecznie uwierzyć. Czy mamy prawo sądzić, że nasz Stwórca pomylił się, pokazując nam swoją tajemniczość? Czy bylibyśmy w stanie bardziej uwierzyć, gdyby wszystkie dowody na niebie i ziemi wskazywały jednoznacznie na Jego obecność? Wniosek nasuwa się sam…
To, co nieodkryte stanowi pewnego rodzaju tajemnicę. Ale to właśnie dzięki niej istnieje wiara. Gdyby każdy z nas mógł naocznie stać się świadkiem wielkich cudów, wiara nie byłaby potrzebna. Coś, co teraz wydaje się być czymś niedoścignionym, w innym przypadku byłoby oczywistością. Sytuacja przypomina nieco samą naukę. Jeśli jest coś odkryte, wówczas przyjmuje się to za pewnik, w który się nie wierzy – on po prostu jest. Czy Bóg nie straciłby w naszych oczach na swojej boskości, gdyby był Istotą oczywistą i prostą w swojej formie?
Wszystko sprowadza się jednak do „uczłowieczenia” Boga, które miało miejsce wraz z przyjściem na świat Jezusa Chrystusa. To On, przekonywał ludzi, że tkwi w Bogu, tak jak Bóg tkwi w Nim. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie stał się człowiekiem z krwi i kości w swoim Synu a później oddał życia w olbrzymich męczarniach za nas wszystkich. Dla wielu osób to właśnie jest najbardziej niezrozumiałą tajemnicą dotyczącą Boga. Skoro jest Istotą Wszechmocną, dlaczego doprowadził do śmierci Jezusa? Po co skazywał siebie w postaci Jezusa na niewyobrażalną mękę? Przecież nie musiał umierać, aby udowodnić ludzkości swoją obecność… Dotąd niewyobrażalny Bóg ujawnił się w postaci człowieka – Jezusa.
Jeszcze na dzień przed rozpoczęciem Męki Pańskiej, Apostołowie prosili Jezusa, by pokazał im Boga. Odpowiedź Pana była niezwykle wymowna i jednoznaczna:
„Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście. Rzekł do Niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Odpowiedział mu Jezus: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie – wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także
dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca.” (Ewangelia św. Jana: 14,1-12).
To, że Jezus nazywał Boga Ojcem zasiało zgorszenie wśród Żydów. W pewnym sensie człowiek już nie mógł tej bliskości wytrzymać i zaczęto protestować. Ten wielki protest nazywa się naprzód Synagogą, a potem Islamem. I jedni, i drudzy nie mogą przyjąć Boga, który jest tak bardzo ludzki. Protestują:„To nie przystoi Bogu”.
„Powinien pozostać absolutnie transcendentny, powinien pozostać czystym Majestatem– owszem, Majestatem pełnym miłosierdzia, ale nie aż tak, żeby sam płacił za winy swojego stworzenia, za jego grzech”.
W pewnym sensie słusznie więc można mówić, że Bóg za bardzo się odsłonił człowiekowi w tym, co jest najbardziej Boskie. I nie zważał na to, że to odsłonięcie się przesłoni Go poniekąd w oczach człowieka, bo człowiek nie jest zdolny znieść nadmiaru Tajemnicy. Nie chce, ażeby ona tak bardzo go ogarniała i przytłaczała. Owszem wie, że Bóg jest tym, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28), ale dlaczego ma to być potwierdzone przez Jego śmierć i zmartwychwstanie? A jednak św. Paweł pisze: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 Kor 15,14)” .
Rozpatrując sens wiary chrześcijańskiej oraz jej poszczególne elementy, należy rozpocząć od Istoty, od której wszystko się zaczęło. Bóg, jako Ktoś Wszechwiedzący stanowi bowiem fundament całej religii. To On, według Pisma Świętego stworzył świat, dając życie wielu gatunkom roślin i zwierząt. On też powołał do życia człowieka, istotę panującą nad innymi, współczesnymi organizmami. Bóg postać, w którą swoją wiarę deklarują miliony osób. W poniższym artykule postaramy się wyjaśnić kim jest Bóg.
Zanim przeczytasz dalszy fragment myślę, że warto przeczytać
co Bóg mówi sam o Sobie podczas Objawienia z 1932 roku.
Apokalipsa Świętego Jana podaje, iż Bóg jest Alfą i Omegą, Pierwszym i Ostatnim, Początkiem i Końcem. Te kilka słów doskonale definiuje naszego Stwórcę i pozwala na szersze rozpatrywanie Jego obecności w codziennym życiu przeciętnego człowieka.
Wielu ludzi utożsamia Boga jako staruszka, z brodą, który siedzi na chmurze i groźnym spojrzeniem obserwuje poczynania ludzkości. Inni z kolei, słuchając takich słów drwią gdzieś pod nosem z „naiwności wierzących” w Kogoś, kogo potwierdzenia nie ma. Czy aby na pewno?
Faktem jest to, że Stwórca może przyjąć każdą, dowolnie wybraną postać. Stać się człowiekiem, krzewem, ptakiem a nawet nieokiełznaną energią – wszak wszystkim, co sam stworzył. Bo chyba oczywiste jest, że ktoś kto stworzył nasz świat i jego najdrobniejszy element, rozpoczynając od ziarenka piasku, po skałę, rośliny, wodę i piękne krajobrazy, którymi zachwycamy się na co dzień jest dziełem Istoty, nieskończenie inteligentnej posiadającej wszechstronne zdolności i moc. Kimś, komu nie straszna jest śmierć, kto doskonale odróżnia dobro od zła, a w końcu Kimś, kto bezwarunkowo i silnie kocha każdego człowieka, którego stworzył.
To On jest Alfą i Omegą. Od Niego wszystko się zaczyna i kończy. On powołał nas do życia i potrafi odebrać nam je w odpowiednim momencie. Poza Nim, nasze życie nic nie znaczy. Każdy nasz ruch jest uwarunkowany Jego obecnością. On dał nam prawo wyboru, myśli, uczuć i wszelkich innych zachowań, które charakteryzują nas jako gatunek. I choć nie zawsze wybieramy właściwe drogi… kocha nas bezwarunkowo.
Bóg jest wszędzie i zawsze. A to dlatego, że to On to „wszędzie” stworzył. Przenika każdą powierzchnię, jest obecny w chwilach wątpliwości czy radości, ale czeka aż odezwiesz się do Niego. Dziwne? Nie… całkowicie normalne, Bóg dał nam całkowicie wolną wolę i możemy sami zdecydować czy chcemy z nim rozmawiać czy nie. Jeśli masz wątpliwości, czy Stwórca istnieje naprawdę, rozejrzyj się dookoła. Popatrz na przyjaciół, wrogów, zerknij za okno, pójdź na spacer. Wszystko, co Cię otacza jest przepełnione Jego obecnością. Cała Biblia jest przepełniona słowami Boga, kierowanymi do człowieka. ” Moje Dziecko, możesz mnie nie znać, ale ja wiem o Tobie wszystko..” (Psalm 139,1) Takie deklaracje nie powinny stanowić dla nas żadnego zaskoczenia. W końcu Pan stworzył nas na swoje podobieństwo i chce dla nas jak najlepiej.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Pan Bóg stwarza wszystko „od środka”. Przepełnia każdą komórkę, cząsteczkę, wkłada własną energię i moc w powstanie wszystkiego. Wszak: ”[…] góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie” (Iz 53,10). To właśnie to silne uczucie sprawia, że powstawanie nowych rzeczy ma miejsce. Pan daje nam możliwości, uczynił świat takim, aby ludzki umysł mógł pobierać z niego wszystko, co najlepsze. Bowiem to od nas samych zależy jak z tego skorzystamy. Czy wolimy wybrać tylko kilkadziesiąt lat obecnego doczesnego życia, czy życie z naszym Stwórcą w wieczności?
Jak wskazuje Biblia jesteśmy przepełnieni Bogiem, niczym bańka mydlana, która unosi się w powietrzu. Całe nasze wnętrze, jak i otoczenie, jest obecnością Stwórcy. Najczęściej jednak: „[…]zbytnio alienizujemy Stwórcę wyobrażając sobie Go jako kogoś siedzącego na chmurce i patrzącego na nas przez lornetkę. Bóg jest bliższy nam niż my sami sobie”. Warto pamiętać o tych słowach, by móc prawdziwie poczuć boską miłość. Nasz Początek i Koniec, wszystkie Jego działania służą ludzkiemu dobru. Aby zrozumieć Boga trzeba sobie uświadomić że obecne życie nie jest jedynym, a te 80, 90 lat które przeżyjesz to kropla w morzu tego co Bóg Ci oferuje w zamian za wiarę i miłosierdzie względem drugiego człowieka. Bóg bardzo szanuje naszą wolną wolę i możemy z niej skorzystać aby mu zaufać lub całkowicie Go odtrącić, Pamiętaj jednak, że Twój Ojciec jest także nieskończenie miłosierny, jest bezgranicznie sprawiedliwy i gdy nadejdzie czas za pomocą nich oceni jakim byłeś człowiekiem.
Bardzo mądre słowa wypowiedział niegdyś Blaise Pascal: „Jeżeli wierzysz, możesz zyskać wiele: zbawienie i życie pośmiertne, a gdyby Boga nawet nie było – nic nie tracisz. Jeśli zaś nie wierzysz – wiele ryzykujesz, bowiem jeżeli Bóg istnieje – tracisz wszystko”. Podobnego zdania był inny wielki uczony, któremu ludzkość zawdzięcza wiele teorii i odkryć. Johanes Keppler, matematyk, astronom, człowiek, który przyczynił się do rewolucji naukowej w XVII wieku, powiedział:
”Zanim wstanę od stołu, przy którym przeprowadzałem badania, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wznieść oczy i ręce ku niebu, pokornie śląc do Stwórcy wszelkiej światłości tą oto modlitwę: »Wielki jest Bóg nasz i wielka Jego moc, i nieskończona Jego mądrość. Chwalcie Go każde w mowie swojej wy, Niebiosa i Ziemio, i Słońce, i Księżycu, chwal Go i Ty duszo moja, jako Pana i Stwórcę«. […] Wierzę tylko i wyłącznie w służbę Jezusowi Chrystusowi. W Nim jest wszelkie schronienie i pocieszenie”. Skoro więc tak ważne osobistości świata nauki, wierzyły w Boga, dlaczego my, zwykli ludzie mielibyśmy tego nie robić?
Bóg jest jasnością. Tam, gdzie On jest panuje miłość i harmonia. Życie bez Boga pozbawione jest sensu, przepełnia je pustka i tęsknota za Kimś (Możesz jeszcze tego nie odczuwać ale jeżeli będziesz szukać prawdy poczujesz to uczucie). Zło samo w sobie nie istnieje. Jest tworem podobnym do cienia. Cień powstaje na skutek zasłonięcia promieni słonecznych. Zło z kolei powstaje z wolnej woli i jest działaniami ludzi, którzy zasłaniają przed sobą dobro Boga i przesłaniają Jego jasność.
Dlatego, jak ktoś już słusznie zauważył: „Wszak, człowiek z całą swoją dotychczasową wiedzą nie jest w stanie złożyć nawet jednej, pojedynczej komórki i ożywić jej. W przeciwieństwie, Inteligentna Siła Stwórcza jest w stanie wyprodukować ok. 600 miliardów tych komórek, poukładać je w inteligentny sposób i stworzyć dziecko w 280 dni”!
Kto zatem stworzył Boga i Wszechświat?
Bóg jest poza czasem. Jako Stwórca wszechświata projektuje rzeczy, które następnie przemijają. Jest to zjawisko entropii widzialnej i możliwej do zaobserwowania na Ziemi, będącej jakby nie patrzeć częścią całego Wszechświata. Logicznym jest zatem fakt, że nasz Bóg musi być ponad tym wszystkim, gdyż jak wiadomo żadne stworzenie nie może stworzyć samego siebie, jeszcze przed swoim powstaniem. Choć brzmi to dość pokrętnie, to bez względu na to, co powstaje, każdy przedmiot musi mieć swojego Stwórcę.
Jak i Siła tworząca świat jest nadrzędna do tego, co kreuje, tak i sama przestrzeń, w której jest umocowana musi być nad pozostałym otoczeniem. Dlatego też Bóg, będący nie tylko możliwością ale i z pozycji swojej roli w kreacji świata, koniecznością nie może podlegać prawom entropii. Nie ma zatem dla Niego pojęcia czasu czy pojęcia przemijania- to On jest bowiem zarówno czasem, jak i przemijaniem. A skoro sam stworzył wszystko, jest zdecydowanie ponad tym.
Ważnym jest także fakt, iż wszystkie prawa obowiązujące we Wszechświecie są ułożone, inteligentne i logiczne. Taki właśnie jest Bóg, który przecież musiał go stworzyć. Reasumując, skoro więc wszystko we Wszechświecie jest poukładane i spójne, świadczy to jedynie o tym, że sam jego Twórca również musiał być przynajmniej taki.
To, że Wszechświat ma swój początek zostało naukowo potwierdzone w teorii wielkiego wybuchu (Big Bang) powszechnie przyjętej zarówno przez naukowców wierzących, jak i ateistów. Dlatego współcześnie nie kwestionuje się już samego faktu, iż Wszechświat musiał powstać w określonej przestrzeni i w określonym czasie. To duży postęp naukowy, dający także możliwość potwierdzenia słów osób wierzących, mówiących, że to Pan Bóg stworzył świat. Więcej przeczytasz o tym tutaj.
Pytania „Kim jest Bóg?” czy „Kto stworzył Wszechświat?” wydają się więc non sensem. Nie ma bowiem i nie było człowieka, który byłby w stanie stworzyć samodzielnie coś, co wcześniej nie istniało. Skoro Bóg stworzył czasoprzestrzeń, to jest to najlepszy dowód na to, iż Ojciec jest „Początkiem i Końcem”.
Każdy z nas, zwykły, „mały człowiek” nie jest nawet w stanie ogarnąć jak ogromny jest Wszechświat i jak niewiele jeszcze wiemy o tym, co nas otacza. Co ważniejsze, nawet naukowcy zgadzają się, że istnieją pojęcia „wieczność” i „nieskończoność”. A skoro jest coś, co ma swój początek i koniec, musi być też coś, co wykracza poza te ramy. Tak, zasadniczo Bóg jest wielką tajemnicą, i co właśnie tworzy naszą wiarę. Jak widać, Stwórca pozostawia ten rąbek tajemnicy celowo. Gdyby nie był On tajemnicą – nie byłoby WIARY w Boga, lecz już WIEDZA (czyli poznanie), której na ziemi osiągnąć nie można, choć można się do niej zbliżyć maksymalnie i racjonalnie poprzez widzialne przymioty Jego istnienia (Pismo Św.: List do Rzymian 1, 20).
To dlatego Pismo Święte mówi: „Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ewangelia św. Jana 13). Nie wątp zatem w obecność Naszego Ojca. Zaufaj Mu bezgranicznie. Jego miłość jest wieczna i niczym nieograniczona. Wszystko, co stworzył, powstało z myślą o Tobie…o mnie… o nich. Otwórz swój umysł podczas szukania Boga a znajdziesz go!
Od wielu lat panuje przekonanie, jakoby Ziemia liczyła sobie ponad 4,5 miliarda lat i powstała wskutek powolnego chłodzenia się gorącej masy – teoria wielkiego wybuchu i ewolucji. Lecz jeśli ludzie, którzy w to wierzą nie uwzględnili wszystkich dowodów, jeśli się mylą, w takim razie ile Ziemia ma rzeczywiście lat?
Dowody na młody wiek Ziemi znalazł pewien naukowiec – dr. Robert Gentry.
W 1977 roku postawił on wyzwanie teorii ewolucji publikując swoje badania. Stwierdził, że prawa fizyki, jakie znamy obecnie nijak maja się do zjawisk zachodzących w przeszłości. Odkrył również, że skorupa ziemska zastygła natychmiast, nie zaś przez miliony lat. Odkrył on również, że węgiel i ropa naftowa nie potrzebują tak długiego czasu powstawania jak wcześniej sądzono, że powstały w ciągu kilku tysięcy lat. Badał on pokłady węgla w Utah i próbował odpowiedzieć na pytanie „ile czasu potrzeba by. drewno zamieniło się w węgiel?”.
Uzyskiwał on odpowiedzi za pomocą wielu eksperymentów i doświadczeń w laboratorium. Dzięki porównywaniu i obserwacjom doszedł do wniosku, iż możliwym jest, że węgiel wcale nie ma 100 tys. lat, skoro w warunkach laboratoryjnych można go otrzymać z drewna w zaledwie kilka tygodni. Mógł powstać w krótkim (1000- 3000 lat) czasie, a drzewa z których powstał zostały zasypane jednocześnie (co przeczy podziałowi geologicznemu ziemi, jaki stworzyli ewolucjoniści). Naukowcy w zaledwie 1 rok wyprodukowali syntetyczny węgiel z surowców naturalnych, który jest nie do odróżnienia pod względem właściwości i struktury, jak węgiel datowany na 140 tys. lat.
Istnieje wiele dowodów na to, że roślinność, dzięki której powstał węgiel została zasypana w jednakowym czasie, o czym środowisko naukowe milczy. Istnieje także wiele zagadek geologicznych, których naukowcy nie są w stanie wyjaśnić za pomocą teorii ewolucji i kolumną geologiczną.
Czy jest zatem model powstania Ziemi w krótkim czasie, do którego pasowały by powyższe zjawiska? Oczywiście, że jest. To Kreacjonizm i opiera się na Biblii. Teoria ta mówi, że Ziemia liczy sobie ok 6000 lat (to o wiele mniej niż 4,5 miliarda lat) i zakłada, że początkowo na jej większości powierzchni rosła bujna roślinność. Po ok.1700 latach roślinność ta została zniszczona przez światowy potop, który zalał całą roślinność i zwierzęta. Kiedy woda opadała wypiętrzyły się góry. A z tego co zostało zasypane wskutek erozji i innych procesów chemicznych powstała ropa i węgiel. Wielki potop i teoria płyt kontynentalnych wyjaśnia również powstanie Wielkiego Kanionu. Dotychczas uważano, że to rzeka Colorado przez miliony lat drążąc skały ukształtowała Kaniom. Jednak jak taka mała i słaba w gruncie rzeczy rzeka mogłaby stworzyć tak duży obszar? Nie mogłaby. Ponieważ to wody potopu niosąc wielkie zwały mułu i błota osadziły się i wypiętrzyły Kanion, a rzeka Colorado jest tylko jego pozostałością.
Mimo rozpowszechniania się kreacjonistycznego modelu powstania Ziemi nadal w szkołach naucza się tylko jednej wersji uważając ja za jedyną i słuszną. Dlaczego? Trudno jest udzielić odpowiedzi na to pytanie. Jednak najważniejsze pytanie jest takie: W co Ty uwierzysz?
Wszystkie znane i nieznane źródła donoszą, jakoby dinozaury żyły na ziemi wiele milinów lat temu. Ktoś zapyta czy rzeczywiście żyły? Ja zapytam, czy rzeczywiście miliony lat temu? (Brzmi to trochę jak początek bajki „Dawno, dawno temu, za górami i lasami…”)
Skoro są pozostałości po życiu tych ogromnych stworzeń, co do istnienia dinozaurów raczej nie mamy wątpliwości. Gorzej jest z określeniem czasu ich wędrówki po ziemi. Dr. Kent Hovind na podstawie Biblii udowadnia, że Ziemia nie ma więcej jak 6000 lat (wystarczy uwierzyć w jej słowa, i prześledzić chronologię), w związku z tym najstarsze prehistoryczne gady nie mogą liczyć sobie więcej lat niż Matka Ziemia.
Owszem mamy metody datowania węglem i inne wielkie teorie. Jednak uznawane są one na jakiejś podstawie i nikt nie udowodni mam, że nie mogą się mylić. Poza tym wg. tych metod skóra mamuta ma zupełnie inny wiek niż jego kości… co zaczyna być dość dziwne, (mało prawdopodobnym jest by 2 mamuty zmarły dokładnie w tym samym miejscu na przestrzeni kilku tysięcy lat i zostały odnalezione dokładnie obok siebie).
Skoro Biblia mówi prawdę (a mówi!) dochodzimy do wniosku, iż przed wielkim potopem warunki życia na ziemi były porównywalne do takich, jakie da się uzyskać tylko w komorze hiperbarycznej, stąd ludzie, którzy żyją ponad 900 lat i mierzący ponad 3m oraz urodzajne ziemie i super wydajne rośliny. A jeśli wszystko rosło dużo szybciej i osiągało dużo większe rozmiary, to do „koszenia trawy” nie wystarczały krowy czy kozy, potrzebne były zwierzęta wielkości dinozaurów. Dinozaur znaczy „straszna jaszczurka”, znamy ich wymiary. Więc jeśli dinozaur to wielka jaszczurka, to mamut ie jest niczym innym jak wielką krową. Jakich wymiarów w takim razie musiał być ówczesny człowiek? Dużych!. Choćby takich jak biblijny Goliat – olbrzym.
W wielu kulturach, nawet tych, które nie wierzą w boga zachowały się legendy o potopie, jest ich aż 270. To z kolei sugeruje najbardziej opornym, by uwierzyć w słowa Biblii i zawarte w niej prawdy i fakty, także historyczne.
Skoro potop jest faktem historycznym, tak jak i życie dinozaurów a ziemi, możemy więc stwierdzić, że dinozaury były współczesne człowiekowi. Istnieje na to wiele dowodów, jak choćby skamieliny ze śladami człowieka zaraz obok śladu dinozaura. Są one jednak pomijane w literaturze, ponieważ przeczą one teorii ewolucji i podważają wiarygodność „kolumny geologicznej”. W Biblii także jest wzmianka o stworzeniu, które wg opisu mogło być jednym z wielu gatunków dinozaura z długą szyja i długim ogonem (księga Hioba, rozdział 40).
W takim razie skoro człowiek przeżył, zmieniając tylko swe wymiary, dlaczego dinozaury wyginęły? A może należy zapytać „Czy wyginęły?”
Znamy historię Noego i jego arki, więc możemy przypuszczać, że były na niej także i „wielkie gady”. Kiedy wyszły one z arki wokół panował dość ostry klimat, ponieważ płaszcz wodny otaczający ziemię (zapewniający super klimat i ochronę przed szkodliwym promieniowaniem) zniknął. To pierwsza przyczyna ich wymierania. Potem zaczęto na nie polować i zjadać. Nazywano je smokami, ponieważ słowo dinozaur wymyślono dopiero w 1841 roku. Zatem smoki to pozostałości dinozaurów, o których mówi wiele współczesnych podań i legend. Zatem dinozaury nie wyginęły, a wytępiliśmy je jak choćby niedźwiedzie Grizli czy inne groźne zwierzęta. A ponieważ duże bagna i moczary istnieją po dziś dzień, być może jakiś dinozaur żyje do dziś. Nie ma on już tak monstrualnych rozmiarów, gdyż wszystko po potopie uległo pomniejszeniu, wskutek zmiany klimatu, jednak jest to możliwe. Czas pokarze..
Warto posłuchać Hovinda, ponieważ ciekawie o tym opowiada. A jeśli ma rację jak to wpłynie na Ciebie i to w co wierzysz?
„Bóg podarował nam niesamowity i fascynujący świat, który możemy badać i zamieszkiwać.” – William Phillips – noblista w dziedzinie fizyki
Czy przybysze z kosmosu mieli wpływ na powstanie ziemskiego życia?
Wielu jest na świecie zwolenników teorii panspermii zakładającej, że życie na Ziemię przybyło z kosmosu. W ten sposób osoby te pomijają Boga nie uznając go za Stworzyciela Wszechświata, a wierzą, że obce kosmiczne cywilizacje mogły przyczynić się do powstania życia na Ziemi. Spróbujemy w tym artykule wykorzystać zarówno naukowe jak i logiczne argumenty, by przedyskutować tę kwestię.
Argumenty naukowe:
1W próbkach materii kosmicznej brak śladów życia.
Zarówno badania prowadzone przez sondy kosmiczne i teleskopy, jak i dokładna analiza próbek, które zostały na nich pobrane lub przybyły w postaci meteorytów na Ziemię sugerują, że życie na pozostałych planetach Układu Słonecznego najzwyczajniej nie istnieje.
2Sygnały wysyłane w kosmos pozostają bez odpowiedzi
Od wielu lat wysyłane w przestrzeń kosmiczną sygnały jak dotąd nie wywołały żadnej odpowiedzi. Trud badaczy, którzy wciąż niestrudzenie poszukują przejawów życia na innych planetach wciąż nie przynosi efektu. Istnienie innych cywilizacji jest więc mało prawdopodobne.
3Matematyczne nieprawdopodobieństwo
Naukowcy z różnych dziedzin nauki zainteresowali się prawdopodobieństwem z jakim przypadkowo powstałe w kosmosie życie mogłoby do nas przypadkowo trafić. Wniosek jest jeden – jest to praktycznie niemożliwe. Prawdopodobieństwo, że to się nie wydarzy jest dużo wyższe niż dokładnie obliczona liczba atomów we wszechświecie wynosząca 104478296 (1 z 4478296 zerami). Jak dowodzi prof. Harold Morowitz (biofizyk z Uniwesytetu Yale), szanse na samodzielne uformowanie się życia na Ziemi to 1:10340000000. Dla porównania i zobrazowania, jak małe to szanse obliczmy ile sekund istnieje wszechświat (wg teorii Wielkiego Wybuchu): 15 miliardów lat = 15 x 365 dni w roku x 24 h x 60 minut x 60 sekund = 1018 (dziesięć do potęgi – zaledwie – osiemnastej).
Odkrywca prawa rachunku prawdopodobieństwa, dr Emile Borel, wskazywał, że jeżeli jakieś zdarzenie ma prawdopodobieństwo mniejsze niż 1:1050, to można je uważać za niemożliwe do zajścia niezależnie od ilości dostępnego czasu i zasobów.
4Brak czasu.
W inny sposób przedstawiał problem powstania życia w kosmosie fizyk, dr Hubert Yockey. Dowodził on, że samoistne powstanie życia w pierwotnej zupie (mieszance aminokwasów i innych związków organicznych) jest równie nieprawdopodobny co perpetuum mobile. Nawet jeżeli do powstającej cząsteczki białka co sekundę samoistnie byłby dołączany kolejny aminokwas (co samo w sobie jest absurdalnym założeniem) to białko to, byłoby obecnie w zaledwie 43% swej drogi powstania, bo nie miałoby wystarczającej ilości czasu, który upłynął od Wielkiego Wybuchu.
Sir Fred Hoyle, znany na świecie brytyjski matematyk, astronom, kosmolog i astrofizyk odrzucając w 1981 roku hipotezę ewolucji chemicznej zrobił wielkie poruszenie w świecie naukowym. A w ten sposób argumentował nieprawdopodobieństwo powstania życia samoistnie:
„Prawdopodobieństwo powstania choćby jednego z polimerów żywych organizmów przez przypadek jest równe prawdopodobieństwu, że niewidomi całkowicie w liczbie wypełniającej przestrzeń Układu Słonecznego i obracający w rękach kostkę Rubika, ułożą ją prawidłowo i równocześnie.”
„Szansa że wyższa forma życia mogłaby się pojawić w ten sposób [samoistny] jest porównywalna z szansą, że tornado przechodzące przez wysypisko mogłoby złożyć Boeinga 747 z dostępnych tam materiałów.”
„Nie istotne, jak ogromne środowisko jest brane pod uwagę. Życie nie mogło mieć przypadkowego początku. Stada małp bębniące na chybił trafił na maszynach do pisania nie mogłyby stworzyć dzieł Szekspira z tej prostej przyczyny, że cały dostępny obserwacjom kosmos nie jest wystarczająco olbrzymi by pomieścić tak liczne hordy małp, niezbędne maszyny do pisania i, z pewnością, niezbędne kubły na śmieci, do których wyrzucano by nieudane próby. Identycznie rzecz ma się z ożywioną materią.”
5Zbyt duże odległości.
Nie jest możliwe podróżowanie w kosmosie z tej prostej przyczyny, iż Wszechświat jest zbyt duży, nawet gdyby możliwe było podróżowanie z prędkością światła lub większą.
Z czysto teoretycznego punktu widzenia, zakładając że obce cywilizacje istnieją gdziekolwiek we wszechświecie to i tak podróże kosmiczne są niemożliwe. Jak już wykazał Albert Einstein – żaden obiekt fizyczny nie może osiągnąć prędkości światła, w przeciwnym razie masa tego obiektu wzrosłaby nieskończenie. A na dodatek Wszechświat jest tak wielki, iż na pokonanie naszej galaktyki światło potrzebuje 100 000 lat świetlnych, a z kolei by przebyć drogę z centrum do granic Wszechświata – 100 miliardów lat świetlnych.
Niemożliwe są kontakty z jakąkolwiek obcą cywilizacją właśnie ze względu na ogrom dostępnej przestrzeni. Wysłanie sygnału z Ziemi na inną zamieszkaną planetę mogłoby zająć nawet parę milionów lat ziemskich nie wspominając o podróżach międzygwiezdnych olbrzymimi, fizycznymi statkami.
6Pozostałe czynniki.
Podróże międzygwiezdne z prędkością zbliżoną do świetlnej są obarczone jeszcze jednym problemem. Przy tak dużej prędkości jakiekolwiek zetknięcie z pyłem gwiezdnym, choćby wielkości ziarnka piasku, spowodowałoby ogromną katastrofę niszcząc przemierzający kosmos statek. Jak stwierdził Frank Drake, zderzenie z cząstką o minimalnej masie kilku gram porównać można do wybuchu bomby atomowej.
7Unikalność Ziemi.
Ziemia jest planetą jedyną w swoim rodzaju. Istnieją bardzo małe szanse na to, by podobna planeta znalazła się gdzieś w przestrzeni. Samo prawdopodobieństwo powstania tego typu planety o zbliżonych warunkach, dających cień szansy na przetrwanie życia, wynosi 1/1076.
Ponadto naukowcy nie pozostawiają złudzeń. Nasz Wszechświat jest wyjątkowo nieprzyjazny, by mogło w nim powstać i rozwijać się życie.
Stworzono więc hipotezę Jedynej Ziemi. Mówi ona o tym, że by powstało na innej planecie równie złożone, wielokomórkowe życie musiałyby zaistnieć liczne czynniki biologiczne, fizyczne czy nawet geologiczne, których ilość jest tak wielka, że taki łańcuch życia nie miałby możliwości powtórnego zaistnienia.
Wnioski są takie, iż nasza planeta jest na równi w wyjątkowo szczęśliwym, co rzadkim położeniu i zachodzi bardzo duże prawdopodobieństwo, że jest unikalną planetą w całym Wszechświecie.
Śmiało możemy wywnioskować z powyższych stwierdzeń, że powstanie Ziemi i tak szczególnych warunków na niej panujących nie mogło być kwestią przypadku, lecz wynikiem celowego działania inteligentnej osobowości, Siły Stwórczej.
A oto kilka wybranych parametrów (z ponad 200), które są kluczowe dla powstania na Ziemi życia (lista stworzona przez kanadyjskiego astrofizyka, dra Hugh Rossa):
właściwa strefa w galaktyce;
Słońce, które posiada odpowiednią wielkość;
odpowiedni układ planetarny;
odpowiednia wielkość planety;
satelita – Księżyc – o odpowiedniej wielkości;
dobrze dopasowana siła pola magnetycznego;
sprzyjające ruchy tektoniczne;
idealny skład atmosfery i temperatura;
i inne…
Prawdopodobieństwo zaistnienia jednocześnie tych i podobnych czynników przy skończonej ilości planet we Wszechświecie jest tak małe, że trudno uwierzyć tu w przypadek.
To musi być celowy i inteligentny projekt.
W latach 60. ubiegłego stulecia dr Frank Drake zaproponował równanie, które określa ile cywilizacji technologicznych może istnieć w naszej galaktyce, a raczej próbuje wyjaśnić mechanizmy rządzące powstaniem innych cywilizacji w kosmosie.
Równanie Drake’a przedstawia się ono następująco:
N = R* · fp · ne · fl · fi · fc · L
gdzie:
N – liczba możliwych do skomunikowania się z nami cywilizacji pozaziemskich R* – tempo w jakim powstają gwiazdy w Drodze Mlecznej fp – ilość gwiazd wokół których krążą planety ne – odsetek planet w odpowiedniej odległości od gwiazdy, tzw. ekosferze fl – ilość planet, na których rzeczywiście powstanie życie fi – ilość planet, na których powstanie inteligentne życie (powstanie cywilizacja) fc – ilość cywilizacji chętnych do skomunikowania z Ziemią L – długość istnienia tych cywilizacji
Obecnie liczba cywilizacji zaobserwowanych w galaktyce wynosi 1 i jest to cywilizacja Ziemska. Fakt ten w zestawieniu z Równaniem Drake’a doprowadza nas do tzw. paradoksu Fermiego.
Paradoks Fermiego: to wprost zauważalna sprzeczność, w której z jednej strony szacuje się wysokie prawdopodobieństwo istnienia cywilizacji pozaziemskich, a z drugiej strony kompletny brak śladów ich istnienia.
Na pierwszy rzut oka wielkość oraz wiek Wszechświata pozwala przypuszczać, że życie pozaziemskie powinno być dość często spotykane. To właśnie Enrico Fermi w roku 1950 zadał proste pytanie przynoszące mu sławę: “Gdzie Oni są?”. A wyjaśniając pytanie tłumaczył, że powinny być jakiekolwiek ślady w znanej nam części galaktyki w postaci sygnałów, sond czy statków kosmicznych, które by dowodziły istnienia pozaziemskich cywilizacji.
Definicja paradoksu Fermiego:
“Kosmos jest tak duży i istnieje tak długo, że należy założyć, że istnieje mnóstwo zaawansowanych w rozwoju cywilizacji pozaziemskich. Ale teza ta upada pod własnym ciężarem z braku dowodów istnienia owych cywilizacji.”
Pierwsza część paradoksu, zwana argumentem skali jest wynikiem obserwacji ilości gwiazd w naszej galaktyce (ok. 250 miliardów) oraz Wszechświecie (70 tryliardów). Zgodnie z zasadą kopernikańską, mówiącą że Ziemie nie jest szczególną planetą we Wszechświecie, bo podobnych jej jest wiele, można by przypuszczać, że nawet przy ułamkowym procencie planet, na których powstało życie, wciąż wiele powinno znajdować się w samej Drodze Mlecznej.
Dla co bardziej dociekliwych osób, przedstawiam poniżej szczegółowe rozwinięcie informacji o czynnikach decydujących dla powstania życia.
+Hipoteza Rzadkiej Ziemi
Hipoteza Rzadkiej Ziemi powstała jako wypadkowa wszystkich zbiegów okoliczności, które przyczyniły się do powstania na Ziemi życia. Najbardziej istotnie z nich to:
Strefa życia w obrębie galaktyki
Wszechświat nie jest miejscem sprzyjającym powstawaniu życia. Podczas gdy oddalamy się od centrum galaktyki zachodzi szereg czynników wpływających na szanse powstania życia:
zmniejsza się ilość koniecznych do powstania życia pierwiastków cięższych od litu;
spada siła szkodliwego promieniowania gamma, którego źródłem są czarna dziura w centrum galaktyki oraz okoliczne gwizdy neutronowe;
coraz rzadsze są pobliskie wybuchy supernowych;
zmniejsza się częstotliwość trafiania planet przez groźne bolidy powstające na skutek zaburzeń torów gwiazd i planetozymali.
Połączenie powyższych czynników sprawia, że jedynie wąski pas w odpowiedniej odległości od środka galaktyki nadaje się dla planety, na której jest życie.
Warunkiem przetrwania i rozwoju życia jest istnienie stabilnych warunków przez miliony lat. Dlatego gwiazda, wokół której krąży planet powinna mieć orbitę wokół jądra galaktyki najbardziej zbliżoną do koła i jednocześnie unikać ramion i innych niebezpiecznych regionów. Szacuje się, że jedynie 5% gwiazd w Drodze Mlecznej spełnia takie warunki.
Właśnie taką, prawie idealną, orbitę ma Słońce. Jedynie raz na 100 milionów lat zdarza się przecięcie z ramieniem galaktyki, jednak jak widzimy ta sytuacja nie wyklucza istnienia życia.
Odpowiedni typ gwiazdy macierzystej
Powszechna jest opinia naukowców, iż życie rozwinie się jedynie na planetach krążących wokół gwiazd o odpowiednim rozmiarze. Zbyt duże gwiazdy emitują nadmiar promieniowania UV, które działa destrukcyjnie na życie, a na dodatek takie gwiazdy mają tendencję do zbyt szybkiego wypalania, po którym następuje eksplozja tzw. supernowej. Z nich potem powstają czarne dziury lub gwiazdy neutronowe.
Wiemy również, że istnienie złożonego życia wymaga obecności ciekłej wody. Dlatego temperatury panujące na planecie muszą na to pozwalać. Zakres dopuszczalnych odległości od gwiazdy został obliczony przez Kastinga na 0,95-1,15 jednostki astronomicznej. Stąd w układach, gdzie gwiazdą są czerwone karły tylko planety o bardzo małych orbitach mają szansę na utrzymanie wody w stanie ciekłym, ale z drugiej strony nie rotują, przez co jedna ich połowa jest gorąca, a druga zimna. Tego typu gwiazdy stanowią znaczącą większość wszystkich gwiazd.
Kolejnym ograniczeniem dla zaistnienia życia jest brak pierwiastków cięższych od litu, bez których nie mogą istnieć żadne znane nam złożone związki organiczne. Jedyne znane badaczom źródło cięższych pierwiastków są wybuchy supernowych. Znakomita większość ciał niebieskich jest uboga w tego typu pierwiastki. A najwięcej gwiazd o właściwym składzie chemicznym istnieje na obrzeżach dużych galaktyk spiralnych.
Układy planetarne
W obrębie układów planetarnych porusza się duża ilość asteroid i komet, których drogi często kolidują z drogami planet. Tego typu zderzenia stanowią poważne zagrożenie dla życia na planecie. Pewną ochronę przed tymi zdarzeniami stanowią odpowiednio duże planety, które dzięki swej sile przyciągania ściągają na siebie te uderzenia oraz pod wpływem grawitacji wyrzucają obiekty poza dany układ planetarny. Z drugiej strony nie może być tych planet zbyt dużo, bo mogłyby zaburzać orbity innych, mniejszych planet. Dla przykładu w naszym Układzie Słonecznym takim strażnikiem przed asteroidami jest Jowisz.
Rozmiar planet
Gdy planeta jest mała, mała jest również jej atmosfera, a przez to temperatury na powierzchni są bardzo niestabilne. Zbyt duża ilość promieniowania docierającego do powierzchni uniemożliwia istnienie oceanów, chyba że przykryte by były warstwą lodu, jak na księżycu Jowisza – Europie.
Natomiast gdy planety są zbyt duże, to siła grawitacji uniemożliwia powstawanie kontynentów i gór. Dlatego, gdyby na takiej planecie były oceany, to praktycznie zajmowałyby całą powierzchnię planety. Istnienie odsłoniętych skał jest warunkiem odpowiedniej cyrkulacji CO2.
Rozmiar księżyca
Ziemia jest w wyjątkowo szczęśliwym położeniu mając duży księżyc. Wg obecnej wiedzy naukowców Księżyc wytworzył się na skutek zderzenia Ziemi z niewiele mniejszym obiektem, które to zderzenie wprawiło Ziemię w ruch obrotowy i nachyliło jej oś. Dzięki temu mogą istnieć pory roku, wahania temperatury nie są uciążliwe i może zachodzić fotosynteza.
Silne pływy morskie wywołane grawitacją Księżyca przy jego braku byłyby bardzo słabe. A są one bardzo istotne w procesie powstania i ewolucji życia.
Magnetosfera
Wiatr słoneczny i promieniowanie kosmiczne działają zabójczo na biosferę Ziemi, a jedyną ochroną przed nimi jest pole magnetyczne. Wytwarza się ono dzięki istniejącym w płynnym żelaznym jądrze ziemi prądów magnetohydrodynamicznych. Jądro może utrzymać swój płynny stan skupienia dzięki energii z rozpadu pierwiastków radioaktywnych, takich jak uran(238), tor(232) czy potas(40). Są to bardzo rzadkie w kosmosie pierwiastki, dlatego bardzo mało układów planetarnych ma szansę na wytworzenie wokół planet pól magnetycznych.
Ruchy tektoniczne
Choć to mało oczywiste, to ruchy tektoniczne mają znaczący wpływa na regulację temperatury na powierzchni planety. Niskie stężenie gazów cieplarnianych doprowadziłoby do epoki lodowcowej, a z kolei zbyt wysokie spowodowałoby wyparowanie oceanów. Aby utrzymać poziomy gazów cieplarnianych w odpowiednim przedziale Ziemia wykorzystuje skały do wiązania CO2 poprzez opady deszczu z wapniem obecnym w skałach, a następnie powstały osad trafia do stref subdukcji. Gdy tylko temperatura rośnie, zwiększa się ilość opadów i procesy przyspieszają. Poziomy CO2 są odnawiane np. poprzez wybuchy wulkanów.
Atmosfera
Ciągle niejasne jest, jakie reakcje chemiczne warunkują powstanie życia. Jednak pewne czynniki związane z atmosferą mogą być wspólne dla różnych planet, na których może powstać życie.
Gwiazdy emitując duże ilości promieniowania UV przyczyniają się do niszczenia wiązań związków organicznych, tym samym uniemożliwiając rozwijanie się życia. Dla Ziemi ochroną jest warstwa ozonowa, która absorbuje znaczne ilości promieniowania UV. Jej istnienie jest warunkowane istnieniem dużej ilości wody.
Ponadto atmosfera powinna być pozbawiona związków łatwo reagujących z tlenem, jak np. metan czy chlorki. Aczkolwiek samego tlenu też nie może być zbyt wysokie stężenie, gdyż jest silnie reaktywny. Powinien być rozrzedzony innymi neutralnymi gazami, jak np. azot.
Skoki ewolucyjne
Nawet jeżeli spełnione by były wszystkie powyższe warunki, nie gwarantuje to zaistnienia życia i ewolucji. Pierwsze organizmy żywe na Ziemi pojawiły się ok. 3,8 miliarda lat temu i dopiero 3,2 miliarda lat temu zaczęły znacząco ewoluować.
Sytuację mogą zmieniać tzw. skoki ewolucyjne wywołane np. masowymi wymieraniami, uderzeniami asteroid, bliskimi wybuchami supernowych, rozbłyskami gamma czy gwałtownymi zmianami pola magnetycznego i jasności macierzystej gwiazdy.
Te wydarzenia jednak na równi z siłą popychającą ewolucję do przodu mogą powodować całkowite zniszczenie życia. Dlatego Ziemia jest w tak szczęśliwym położeniu.
Jednokomórkowe organizmy
Hipoteza Rzadkiej Ziemi jest analizą warunków koniecznych do powstania życia. Istnienie jednokomórkowego życia może być znacznie bardziej powszechne niż nam się zdaje. Szczególnie na uwagę zasługują tutaj bakterie zwane ekstremofilami, żyjące w bardzo skrajnych warunkach środowiskowych.
Archeobiolodzy udowadniają, że ekstremofile istniały już 3,5 miliarda lat temu, czyli relatywnie niedługo po powstaniu odpowiednich do życia czynników. Wszechświat jest pełen miejsc, w których z powodzeniem mogłyby egzystować. Choć szacunki są dość niedokładne, to można śmiało założyć, że na jedną planetę podobną Ziemi przypada tysiące planet zamieszkanych tylko przez najprostsze bakterie.
+Logiczne wnioski
Widzimy w tym miejscu wyraźnie, że przypadkowe trafienie na Ziemię życia lub sprowadzenie go przez istoty z kosmosu jest niemożliwe.
Zakładając,że gdzieś istnieją cywilizacje, które by mogły mieć wpływa na życie ziemskie, to:
Skąd pochodzą?
Dlaczego nie pozostały po ich obecności żadne namacalne dowody?
Dlaczego zerwali z ludźmi kontakt uniemożliwiając im szybki rozwój technologiczny?
Dlaczego nie pozostawili życia na innych planetach, bliskich Ziemie, tak byśmy mogli liczyć na kontakt?
Kto stworzył to obce życie?
Różni zwolennicy teorii UFO wysuwają swoje argumenty i próbują w ten sposób udowadniać ich istnienie.
Kosmici chcą nas obserwować i uczyć się od nas.
Jest to nielogiczny argument, gdyż ich poziom zaawansowania nie pozostawiałby dla nas nic, czego już by sami nie wiedzieli.
Chcą badać rozwój naszych organizmów oraz kultury.
Jest to nielogiczny argument z tego powodu, że już dawno poradziliby sobie z badaniami i obserwując kolejne lata niczego nowego by się nie dowiedzieli. Tym bardziej, że ludzie, jako istoty o niższej inteligencji nie byli by warci włożonego wysiłku.
Chcą dominować nad ludźmi oraz Ziemią.
Jest to nielogiczny argument ponieważ już dawno by nas spacyfikowali przy ich poziomie zaawansowania.
Chcą pomóc nam w szybkim rozwoju cywilizacji.
To dlaczego jeszcze tego nie zrobili? Nielogiczny argument.
Próbują ratować człowieka przed samozniszczeniem.
W takim razie niezbyt dobrze sobie radzą, gdyż człowiek skutecznie doprowadza swoją planetę do zagłady, niszcząc ją. Ponadto, dlaczego mieliby się ukrywać, mając tak szczytny cel?
Chcą nas zwodzić i omamiać.
Jest to nielogiczny argument, bo dawno by znudzili się człowiekiem. Byłoby to kompletnie bezcelowe działanie. Chyba, że działa tu rzeczywiście jakaś nieczysta siła o nadnaturalnej mocy. Jednak w tym miejscu wchodzimy inny wymiar, w którym również żyje Stwórca. Ta teoria może mieć o tyle sens, iż naukowcy często dostrzegali związki w zachowaniach osób opętanych oraz osób uważających, że były uprowadzane przez UFO.
„Oto prawdziwy cel Mojego przyjścia:
1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworzenia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.
2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od dawna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swego zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.
3) Przychodzę, aby dać się poznać takim, jakim jestem; aby ufność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Ojca. Ma On tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi ludźmi i kochać ich jako Swoje dzieci.
Malarz lubuje się w kontemplowaniu obrazu, który namalował. Podobnie Ja znajduję upodobanie i radość w przychodzeniu do ludzi – arcydzieła Mego dzieła Stworzenia!
Czas nagli. Chciałbym, żeby człowiek dowiedział się jak najprędzej, że kocham go i doznaję największej radości, przebywając z nim i rozmawiając jak Ojciec ze swymi dziećmi.”
Oto wołanie, które dzisiaj staje się coraz częstsze na świecie: czy ludzie rozpoznają Boga jako Ojca? Poczuwamy się do obowiązku opublikować to Orędzie uznane przez Kościół, które Bóg Ojciec dał światu za pośrednictwem stworzenia, które tak bardzo umiłowało, za pośrednictwem siostry Eugenii Elisabetty Ravasio. Uważamy również za stosowne opublikować świadectwo przekazane przez Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble jako rezultat prac Komisji ekspertów powołanych z różnych stron Francji do przeprowadzenia procesu diecezjalnego zapoczątkowanego przez niego w 1935 roku. Trwał on 10 lat. W Komisji brali udział między innymi: Wikariusz Biskupa Grenoble Mons. Guerry – teolog; bracia Alberto i Augusto Valencin – jezuici, należący do największych autorytetów w dziedzinie filozofii i teologii, oraz eksperci w ocenianiu podobnych przypadków; dwaj doktorzy medycyny, w tym – psychiatra.
Powierzamy Najświętszej Dziewicy Maryi rozpowszechnienie tego Orędzia i wraz z Nią błagamy Ducha Świętego, aby pomógł ludziom zrozumieć i poznać głębokie uczucie czułości, które Ojciec żywi dla każdego człowieka.
Imprimatur: + Petrus Canisius van Lierde, Vic. Generalis e Vic. Civitatis Vaticanae, Roma die 13 Martii 1989.
ZESZYT PIERWSZY
1 lipca 1932, Święto Przenajdroższej Krwi Pana Naszego Jezusa Chrystusa
Oto dzień na zawsze błogosławiony obietnicy Ojca Niebieskiego! Dzisiaj kończą się długie dni przygotowania i czuję, że bliski, bardzo bliski jest moment przyjścia Ojca mojego i Ojca wszystkich ludzi. Jeszcze kilka minut modlitwy i potem wszelkie duchowe radości! Ogarnia mnie pragnienie zobaczenia i usłyszenia Go! Moje serce spalane miłością otwierało się z tak wielką ufnością , iż stwierdzam, że dotąd nigdy i wobec nikogo nie byłam tak ufna. Myśl o moim Ojcu doprowadziła mnie jakby do szaleństwa radości.
W końcu zaczynam słyszeć śpiewy. Przychodzą Aniołowie i zapowiadają to uszczęśliwiające przybycie! Ich śpiewy były tak piękne, że postanowiłam sobie zapisać je, jak tylko będzie to możliwe. Harmonia ta ustała na moment i oto orszak wybranych, Cherubinów, Serafinów, z Bogiem naszym, Stwórcą i Ojcem naszym! Padłam twarzą do ziemi, pogrążona w przepaści mojej nicości. Odmawiałam `Magnificat’. Zaraz potem Ojciec powiedział mi, żebym usiadła z Nim i zapisała to, co postanowił przekazać ludziom. Cały Jego orszak, który Mu towarzyszył, zniknął. Pozostał ze mną jedynie Ojciec i zanim usiadł, rzekł do mnie:
„Już ci powiedziałem i jeszcze raz mówię: Nie mogę już drugi raz ofiarować Mojego umiłowanego Syna, aby udowodnić Moją miłość do ludzi! Jednak przychodzę między nich, przyjmując podobieństwo do nich i ich ograniczoność, aby ich kochać i aby poznali tę Miłość. Popatrz, odkładam Moją koronę i całą Moją chwałę, aby przybrać postawę zwyczajnego człowieka!”
Po przyjęciu postawy zwyczajnego człowieka – złożywszy koronę i chwałę u Swych stóp – położył kulę ziemską na Swym Sercu, podtrzymując ją lewą ręką. Następnie usiadł obok mnie.
O Jego przybyciu, postawie, którą zechciał przybrać, o Jego miłości mogę powiedzieć zaledwie kilka słów! W moim nieuctwie nie znajduję słów, aby wyrazić to, co Bóg dał mi do zrozumienia.
„Pokój i Zbawienie – powiedział – temu domowi i całemu światu! Niech Moja Potęga, Moja Miłość i Mój Święty Duch poruszą serca ludzi, aby cała ludzkość zwróciła się ku Zbawieniu i przyszła do swego Ojca. On bowiem szuka jej, aby okazać jej miłość i zbawić ją! Niech Mój namiestnik Pius XI zrozumie, że to są dni zbawienia i błogosławieństwa. Oby nie została zmarnowana okazja zwrócenia uwagi dzieci na Ojca, który przychodzi, by czynić im dobro w tym życiu i przygotować im wiekuistą szczęśliwość.
Wybrałem ten dzień na rozpoczęcie Mojego dzieła wśród ludzi, bowiem jest to święto Przenajdroższej Krwi Mojego Syna Jezusa. Zamierzam zanurzyć w tej Krwi dzieło, które zaczynam, aby przyniosło wielkie owoce w całej ludzkości.
Oto prawdziwy cel Mojego przyjścia:
1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworzenia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.
2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od dawna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swego zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.
3) Przychodzę, aby dać się poznać takim, jakim jestem; aby ufność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Ojca. Ma On tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi ludźmi i kochać ich jako Swoje dzieci.
Malarz lubuje się w kontemplowaniu obrazu, który namalował. Podobnie Ja znajduję upodobanie i radość w przychodzeniu do ludzi – arcydzieła Mego dzieła Stworzenia!
Czas nagli. Chciałbym, żeby człowiek dowiedział się jak najprędzej, że kocham go i doznaję największej radości, przebywając z nim i rozmawiając jak Ojciec ze swymi dziećmi.
Jestem Wiekuisty i kiedy żyłem Jeden Jedyny, już wówczas postanowiłem użyć całej Swej Potęgi do stworzenia istot na Mój Obraz. Najpierw jednak trzeba było stworzyć materię, aby istoty te mogły znaleźć środki utrzymania. Stworzyłem zatem świat. Napełniłem go tym wszystkim, co – jak wiedziałem – będzie ludziom potrzebne: powietrzem, słońcem, deszczem i wieloma innymi rzeczami, o których wiedziałem, że będą im niezbędne do życia.
W końcu został stworzony człowiek! Cieszyłem się Moim dziełem! Człowiek jednak dopuszcza się grzechu, ale to właśnie wówczas objawia się Moja nieskończona dobroć.
Aby żyć wśród ludzi przeze Mnie stworzonych, wybrałem w Starym Testamencie proroków. Pouczyłem ich o Moich pragnieniach, o Moich troskach i Moich radościach, żeby ukazali je wszystkim. Im bardziej szerzyło się zło, tym bardziej Moja dobroć pobudzała Mnie do porozumiewania się z duszami sprawiedliwymi, aby przekazywały Moje polecenia tym, którzy powodowali nieład. Niekiedy musiałem posłużyć się surowością, aby ich odzyskać – a nie karać, gdyż to spowodowałoby jedynie zło – aby ich odwieść od zła i skierować ku ich Ojcu i Stworzycielowi, o którym zapomnieli i przestali Go znać w swej niewdzięczności. Później zło tak zalało serca ludzi, że byłem zmuszony zesłać na świat nieszczęścia, aby oczyścić człowieka poprzez cierpienie, zniszczenie jego dóbr czy nawet utratę życia. Był potop, zniszczenie Sodomy i Gomora, wojny itp…
Zawsze jednak pragnąłem pozostawać na tym świecie, między ludźmi. I tak – podczas potopu – byłem blisko Noego, jedynego wówczas sprawiedliwego. Również w czasie innych nieszczęść zawsze znajdowałem jakiegoś sprawiedliwego, u którego przebywałem i poprzez którego mieszkałem pośród ludzi owego czasu i tak było zawsze.
Świat często doznawał oczyszczenia z zepsucia dzięki Mojej nieskończonej dobroci względem ludzkości. Nadal zatem wybierałem niektóre dusze, w których miałem upodobanie, aby móc poprzez nie radować się razem z Moimi stworzeniami, ludźmi.
Obiecałem światu Mesjasza. Czego nie uczyniłem, aby przygotować Jego przyjście! Ukazywałem się w symbolach, które Go przedstawiały już tysiące lat przed Jego przyjściem!
A kim jest ten Mesjasz? Skąd przychodzi? Co uczyni na ziemi? Kogo przychodzi ukazać?
Mesjasz jest Bogiem. A kim jest Bóg? Bóg jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Skąd przychodzi lub raczej kto Mu polecił przyjść między ludzi? Ja, Jego Ojciec, Bóg. Kogo ukazywać będzie na ziemi? Swego Ojca, Boga. Co uczyni na ziemi? Sprawi, że Ojciec, Bóg, zostanie poznany i pokochany.
Przecież powiedział:
„Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do Mego Ojca?” – „Nesciebatis quia in his quae Patris Mei sunt oportet Me esse?” (Łk 2,49)
„Przyszedłem pełnić jedynie wolę Ojca Mojego.” (J 6,38) „Wszystko, o co poprosicie Ojca w Imię Moje, da wam.” (J 15,16; 16,23)
„Módlcie się tak: Ojcze nasz, który jesteś w Niebie.” (Mt 6,9) Następnie – ponieważ przyszedł otoczyć chwałą Ojca i dać Go poznać ludziom – mówi:
„Kto Mnie widzi, widzi Ojca Mojego.” (J 14,9) „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie.” (J 14,11) „Nikt nie przychodzi od Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” (J 14,6)
„Każdy kto jest ze Mną jest także z Ojcem Moim.” (1 J 1,3) itd…
Widzicie, o ludzie, że od całej wieczności miałem tylko jedno pragnienie: dać się poznać ludziom, pozwolić się umiłować. Pragnąłem nieustannie być przy nich. Czy chcecie mieć prawdziwy dowód tego pragnienia, które wyraziłem?
Po co kazałem zbudować Mojżeszowi Przybytek i Arkę Przymierza? Czy nie dlatego, że gorąco pragnąłem zamieszkać z moimi stworzeniami, ludźmi, jako Ojciec, Brat, zaufany Przyjaciel?
Mimo to ludzie o Mnie zapomnieli, obrażali Mnie niezliczonymi grzechami. Dlatego dałem Mojżeszowi Moje przykazania, żeby mimo wszystko pamiętali o Bogu, ich Ojcu, i o Jego jedynym pragnieniu zbawienia ich. Chciałem, aby ludzie – przestrzegając przykazań – pamiętali o Ojcu nieskończenie dobrym, całkowicie zatroskanym o ich zbawienie teraźniejsze i przyszłe.
Wszystko to znowu poszło w niepamięć i ludzie pogrążyli się w błędzie i strachu, uważając za męczące przestrzeganie przykazań, które dałem im przez Mojżesza. Ustanowili inne prawa, odpowiadające ich wadom, łatwiejsze do przestrzegania. Stopniowo – w przesadnym lęku odczuwanym przede Mną – coraz bardziej o Mnie zapominali i znieważali obelgami. Mimo to Moja Miłość do ludzi, Moich dzieci, wcale nie ustała.
Kiedy stwierdziłem, że ani patriarchowie, ani prorocy nie potrafili sprawić, by ludzie Mnie poznali i pokochali, postanowiłem przyjść Ja sam. Ale jak to zrobić, żeby znaleźć się między ludźmi? Nie było innego sposobu, jak tylko przyjść samemu w drugiej Osobie Mojego Bóstwa.
Czy jednak ludzie Mnie poznają? Czy Mnie posłuchają? Żadne przyszłe wydarzenia nie są przede Mną ukryte. Dlatego na te obydwa pytania odpowiedziałem sobie sam: „Nawet będąc blisko Mnie zlekceważą Moją obecność. W Moim Synu źle się ze Mną obejdą pomimo całego dobra, jakie im wyświadczy. Znieważą Mnie w Moim Synu, ukrzyżują, aby doprowadzić Mnie do śmierci.”
Czy to Mnie powstrzyma? Nie, Moja miłość do Moich dzieci, ludzi, jest zbyt wielka. Nic Mnie nie powstrzymało. Uznajcie więc słusznie, że was ukochałem, można by rzec, bardziej niż Mojego umiłowanego Syna lub – ściślej mówiąc – bardziej od Siebie samego.
Jakże prawdziwe jest to, co wam mówię. Gdyby bowiem życie i śmierć jednego z Moich stworzeń – podobna do śmierci Mojego Syna – wystarczyła na zadośćuczynienie za grzechy innych ludzi, zawahałbym się. Dlaczego? Dlatego, że zdradziłbym Moją Miłość skazując na cierpienie inne dziecko, które kocham; zamiast cierpieć samemu w Moim Synu. Nie chciałbym nigdy sprawiać cierpienia Moim dzieciom.
Oto w skrócie opowieść o Mojej Miłości aż do Mojego przyjścia między ludzi za pośrednictwem Mojego Syna. Większość ludzi zna te wszystkie wydarzenia, ale ignoruje istotę rzeczy, to że Miłość wszystkim kierowała!
Tak, to jest Miłość, Ona jest tym, na co pragnę wam zwrócić uwagę. Teraz jednak ta Miłość jest zapomniana. Pragnę ją wam przypomnieć, abyście nauczyli się poznawać Mnie takim, jaki jestem. Nie bądźcie więc bojaźliwi jak niewolnicy wobec Ojca, który tak bardzo was kocha.
W tej opowieści – jak widzicie – jesteśmy dopiero w pierwszym dniu pierwszego wieku, a chciałbym doprowadzić ją aż do naszych dni: do XX wieku.
O, jakże Moja Ojcowska Miłość została przez ludzi zapomniana! A mimo wszystko jakże czule was kocham! Czegóż nie uczyniłem w Moim Synu, to jest w Osobie Syna Mojego, który stał się człowiekiem! Bóstwo ukryło się w tej ludzkiej naturze, małej, biednej, pokornej. Prowadziłem z Moim Synem Jezusem życie pełne wyrzeczeń i pracy. Przyjmowałem Jego modlitwy, aby wytyczyć drogę człowiekowi, aby zawsze postępował w sprawiedliwości, aby bezpiecznie doszedł do Mnie!
Oczywiście, dobrze rozumiem słabość Moich dzieci! Dlatego poleciłem Mojemu Synowi dać im środki, za pomocą których dźwigną się ze swoich upadków. Te środki pomogą im oczyścić się z grzechów, aby znów stali się dziećmi Mojej Miłości. To głównie siedem Sakramentów. Przede wszystkim jednak doniosłym środkiem dla waszego zbawienia – pomimo waszych upadków – jest Ukrzyżowany, jest Krew Mojego Syna, która – gdy tylko tego pragniecie – w każdej chwili wylewa się na was, czy to w Sakramencie Pokuty, czy podczas Najświętszej Ofiary Mszy.
Moje drogie dzieci, już od dwudziestu wieków napełniam was tymi dobrodziejstwami i specjalnymi łaskami, a rezultat jest bardzo mizerny!
Ileż to Moich stworzeń – stawszy się przez Syna Mojego dziećmi Mojej Miłości – bardzo szybko rzuciło się w wieczystą otchłań. Zaprawdę, nie poznali Mojej nieskończonej Dobroci, a Ja tak bardzo was kocham! Przynajmniej wy – którzy wiecie, iż Ja sam przychodzę, aby z wami rozmawiać, aby dać wam poznać Moją Miłość – nie rzucajcie się w otchłań przez litość nad sobą. Jestem waszym Ojcem!
Gdybyście nazwali Mnie Ojcem i dalibyście Mi świadectwo waszej miłości, czyż moglibyście znaleźć we Mnie serce tak zatwardziałe i tak nieczułe, że pozwoliłoby wam zginąć? Nie, nie! Nie wierzcie w to! Jestem najlepszym z ojców! Znam słabość Moich stworzeń! Przyjdźcie do Mnie, przyjdźcie z ufnością i miłością, a Ja po waszej skrusze przebaczę wam! Nawet gdyby wasze grzechy były tak odrażające jak bagno, wasza ufność i wasza miłość pozwoli Mi o nich zapomnieć do tego stopnia, że nie zostaniecie osądzeni! Jestem sprawiedliwy, to prawda, ale Miłość odpłaca za wszystko!
Posłuchajcie, dzieci Moje. Przy pomocy pewnego porównania pragnę zapewnić was o Mojej Miłości. Dla Mnie wasze grzechy są jak żelazo, a wasze akty miłości – jak złoto. Nawet gdybyście dali Mi tysiąc kilogramów żelaza, nie będzie ono znaczyć dla Mnie tyle, ile dziesięć kilogramów złota, które Mi ofiarujecie! To znaczy, że odrobiną miłości można odpokutowć za ogromne niegodziwości.
To tylko bardzo nikłe podobieństwo do Mojego sądu nad Moimi dziećmi, ludźmi, wszystkimi bez wyjątku. Dlatego należy przychodzić do Mnie. Jestem tak blisko was! Dlatego trzeba kochać Mnie i czcić, abyście nie byli sądzeni albo co najwyżej – sądzeni z nieskończenie miłosierną Miłością. Nie wątpcie! Gdyby Moje Serce nie było takie, zgładziłbym świat już dawno, gdy popełnił grzech! Tymczasem jesteście świadkami, że Moja opieka objawia się nieustannie poprzez łaski i różne dobrodziejstwa. Możecie z tego wywnioskować, że istnieje Ojciec nad wszystkimi ojcami, który kocha i nigdy nie przestanie was kochać, bylebyście tylko tego pragnęli.
Przychodzę do was dwoma drogami: poprzez Krzyż i Eucharystię!
KRZYŻ jest Moją drogą zstępowania ku Moim dzieciom. Sprawiłem, że przez niego Mój Syn was odkupił. Dla was Krzyż jest drogą dojścia do Mojego Syna, a przez Mojego Syna – do Mnie. Bez niego nigdy nie moglibyście przyjść do Mnie, człowiek bowiem ściągnął na siebie przez grzech karę rozłąki z Bogiem.
W EUCHARYSTII przebywam między wami jak ojciec w swojej rodzinie. Chciałem, żeby Mój Syn ustanowił Eucharystię, aby z każdego tabernakulum uczynić skarbiec Moich Łask, Moich Bogactw i Mojej Miłości, aby dać je ludziom, Moim dzieciom.
Sprawiam, że tymi dwiema drogami nieustannie zstępuje Moja Potęga oraz Moje niezmierzone Miłosierdzie.
Ukazałem wam, że Mój Syn Jezus reprezentuje Mnie przed ludźmi i że przez Niego stale przebywam między nimi. Teraz pragnę wam pokazać, że przychodzę do was także przez Mojego Ducha Świętego, aby być wśród was.
Dzieło Trzeciej Osoby Mojego Bóstwa dokonuje się bez rozgłosu i człowiek często go nie dostrzega. Dla Mnie jednak jest to bardzo odpowiedni sposób umożliwiający Mi przebywanie nie tylko w tabernakulum, ale również w duszach wszystkich, którzy znajdują się w stanie łaski. W nich ustawiam Mój Tron i tam zawsze przebywam jak prawdziwy Ojciec, który kocha, chroni i pomaga swemu dziecku. Nikt nie może pojąć radości, jaką odczuwam, kiedy jestem sam na sam z duszą. Nikt jeszcze nie zrozumiał bezmiernych pragnień Mego Serca Boga Ojca: pragnę być gnanym, kochanym i czczonym przez wszystkich ludzi, sprawiedliwych i grzeszników. Są to trzy wyrazy hołdu, którego pragnę doznawać od każdego człowieka, jestem bowiem zawsze miłosierny i dobry, nawet wobec największych grzeszników.
Czego nie uczyniłem dla Mojego ludu od Adama do Józefa, przybranego ojca Jezusa, i od Józefa aż do dziś, aby człowiek mógł oddawać Mi szczególną cześć, która należy Mi się jako Ojcu, Stworzycielowi i Zbawicielowi? Jednakże tej szczególnej czci – której tak bardzo pragnąłem i pragnę – dotąd Mi jeszcze nie okazano!
W Księdze Wyjścia czytacie, że Boga należy czcić w szczególny sposób. Również Psalmy Dawida zawierają to samo pouczenie. W przykazaniach, które Ja sam dałem Mojżeszowi, na pierwszym miejscu postawiłem: „Będziesz czcił i miłował doskonale tylko Boga samego.”
Miłość i cześć to dwie rzeczy idące ze sobą w parze. Powinniście Mnie czcić w szczególny sposób, ponieważ napełniłem was tak wieloma dobrodziejstwami!
Dając wam życie, chciałem was stworzyć na Moje podobieństwo! Wasze serce jest zatem wrażliwe tak jak Moje, a Moje – jak wasze!
Czego nie zrobilibyście, gdyby ktoś z waszych bliskich wyświadczył wam małą przysługę dla sprawienia wam przyjemności? Najbardziej niewrażliwy człowiek zachowałby dla tej osoby stałą wdzięczność. Każdy starałby się również o to, by zrobić jej jak największą przyjemność dla odwdzięczenia się za oddaną przysługę. Otóż Ja będę wam o wiele bardziej wdzięczny i zapewnię wam życie wieczne, jeżeli wyświadczycie Mi małą przysługę czcząc Mnie tak, jak was o to proszę.
Przyznaję, że oddajecie Mi cześć w Moim Synu. Wiem, że są tacy, którzy potrafią wznieść się całkowicie od Mego Syna do Mnie, ale jest ich bardzo niewielu. Nie sądźcie jednak, że oddając cześć Mojemu Synowi nie czcicie Mnie! Oczywiście że tak! Czcicie Mnie, ponieważ przebywam w Moim Synu! Wszystko zatem – co stanowi Jego chwałę – jest również Moją chwałą! Chciałbym jednak widzieć, że człowiek w szczególny sposób czci swego Ojca i Stworzyciela.
Im bardziej czcić będziecie Mnie, tym bardziej uczcicie Mego Syna, bowiem z Mojej woli stał się Słowem Wcielonym i przyszedł, aby być między wami i dać wam poznać Tego, który Go posłał.
Jeśli Mnie poznacie, pokochacie bardziej niż dotychczas Mnie i Syna Mojego Umiłowanego. Popatrzcie, ile Moich stworzeń – od kiedy stały się Moimi dziećmi przez tajemnicę Odkupienia – nie żyje na pastwiskach, które przygotowałem dla wszystkich ludzi przez Mojego Syna. Zobaczcie, ilu – o czym wiecie – nie zna jeszcze tych pastwisk. Jak wiele stworzeń uformowanych Moimi rękami – o których istnieniu nic nie wiecie, lecz Ja je znam – nie zna nawet ręki, która je stworzyła!
O, jakże chciałbym sprawić, by Mnie poznano jako Ojca wszechmogącego. Jestem nim dla was i chciałbym nim być również dla nich, dzięki Moim dobrodziejstwom! Chciałbym spowodować, aby ich życie – dzięki Memu prawu –przebiegało bardziej harmonijnie. Chciałbym, żebyście poszli do nich w Imię Moje i abyście im o Mnie mówili. Tak, mówcie im, że mają Ojca, który stworzył ich i pragnie im dać posiadane przez Siebie skarby. Przede wszystkim mówcie im, że o nich myślę, że ich kocham i chcę im ofiarować wiekuiste szczęście.
Ach! Obiecuję wam, że ludzie bardzo szybko się nawrócą. Wierzcie, iż gdybyście zaczęli – począwszy od pierwotnego Kościoła – czcić Mnie i sprawiać, by Mnie wielbiono ze szczególną czcią, po dwudziestu wiekach pozostałoby niewielu ludzi żyjących w bałwochwalstwie, w pogaństwie czy w innych fałszywych i złych sektach, do których człowiek pędzi z zamkniętymi oczami, aby rzucić się w otchłań ognia wieczystego! Widzicie, ile jeszcze pracy pozostaje!
Moja godzina nadeszła! Trzeba, aby ludzie Mnie znali, kochali i czcili, abym stworzywszy ich mógł być ich Ojcem, potem Zbawicielem i w końcu przedmiotem ich wiekuistych rozkoszy.
Dotąd mówiłem wam o rzeczach, które już znaliście. Chciałem je jednak przypomnieć, byście jeszcze bardziej się upewnili, że jestem Ojcem najlepszym, a nie strasznym, jak sądzicie, i że jestem Ojcem wszystkich ludzi obecnie żyjących oraz tych, których stworzę aż do końca świata.
Wiedzcie także, iż pragnę być znany, kochany i przede wszystkim czczony. Niech wszyscy poznają Moją nieskończoną Dobroć dla wszystkich, a szczególnie dla grzeszników, chorych, umierających i wszystkich, którzy cierpią. Niech wiedzą, że mam tylko jedno pragnienie: kochać ich wszystkich, dawać im Moje łaski, przebaczać, kiedy żałują. Nie pragnę ich sądzić według Mojej Sprawiedliwości, ale według Mego Miłosierdzia, aby wszyscy zostali zbawieni i zaliczeni w poczet Moich wybranych.
Na zakończenie tego małego wykładu składam wam obietnicę, której skutki będą wieczne. Oto ona: WZYWAJCIE MNIE IMIENIEM OJCA Z UFNOŚCIĄ I MIŁOŚCIĄ, A WSZYSTKO OTRZYMACIE OD TEGO OJCA, DOZNAJĄC RÓWNOCZEŚNIE MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIA.
Niech Mój syn, a twój ojciec duchowny, nauczy się zajmować Moją chwałą i przekazywać słowo w słowo to, co poleciłem ci napisać, a także to co jeszcze każę ci pisać, aby ludzie uznali, że – bez dodawania czegokolwiek – łatwo i przyjemnie czyta się pouczenie o tym, co chcę, aby wiedzieli.
Codziennie po trochu będę ci mówił o Moich życzeniach w stosunku do ludzi, o Moich radościach, o Moich zmartwieniach, a przede wszystkim będę ukazywać ludziom Moją bezgraniczną Dobroć i Tkliwość Mej współczującej Miłości.
Chciałbym też, aby twoje przełożone pozwoliły ci spożytkować wolne chwile na spotkania ze Mną, byś mogła przez pół godziny dziennie pocieszać Mnie, kochać Mnie. W ten sposób przyczynisz się do tego, że serca ludzi, Moich dzieci, będą dobrze przysposobione do pracy nad szerzeniem kultu, którego formę właśnie wam przedstawiłem. Dzięki niemu dojdziecie do wielkiej zażyłości z Ojcem, który pragnie być kochany przez Swoje dzieci.
Proszę cię, byś spędzała dni w wielkim skupieniu, aby to dzieło, którego pragnę dokonać wśród ludzi, mogło rozprzestrzeniać się pośród wszystkich narodów możliwie najszybciej i aby ci, którzy będą obarczeni rozpowszechnianiem go, nie popełnili najmniejszej nieostrożności. Będziesz szczęśliwa niewiele rozmawiając ze stworzeniami. Nawet kiedy znajdziesz się wśród nich, będziesz rozmawiać ze Mną i Mnie słyszeć będziesz w tajemnicy serca.
Oto druga część tego, co chcę, być zrobiła: kiedy czasem będę mówił do ciebie, tylko dla ciebie, zapiszesz Moje poufne wyznania w specjalnym dzienniczku. Tu natomiast zamierzam mówić do ludzi.
Żyję z ludźmi w większej zażyłości niż matka ze swymi dziećmi. Od czasu stworzenia człowieka nigdy – ani przez chwilę – nie przestałem trwać przy nim. Jako Stwórca i Ojciec człowieka odczuwam potrzebę kochania go. Nie dlatego jednak, żebym go potrzebował. To Moja Miłość Ojca i Stworzyciela każe Mi odczuwać tę potrzebę kochania człowieka. Trwam przeto blisko człowieka. Wszędzie idę za nim, pomagam mu we wszystkim, zaradzam wszystkiemu. Widzę jego potrzeby, jego zmęczenie, wszystkie jego pragnienia. Moim największym szczęściem jest przychodzenie mu z pomocą i ratowanie go. Ludzie myślą, że jestem groźnym Bogiem i wtrącam całą ludzkość do piekła. Co za niespodzianka przy końcu czasów, kiedy ujrzą, że bardzo wiele dusz, które uważali za stracone, cieszy się wieczną szczęśliwością wśród wybranych!
Chciałbym, aby wszystkie Moje stworzenia były przekonane, że istnieje Ojciec, który czuwa nad nimi i który chciałby spowodować, aby już tu na ziemi, odczuwały przedsmak szczęścia wiecznego.
Matka nigdy nie zapomina o maleńkiej istocie, którą wydała na świat, Ja zaś pamiętam o wszystkich istotach, które wydałem na świat. Czyż to nie piękniejsze? Matka kocha istotkę, którą jej dałem. Ja również ją kocham, lecz jeszcze bardziej niż ona, bo to Ja ją stworzyłem.
Kiedy czasem zdarza się, że matka mniej kocha swoje dziecko z powodu jakiejś posiadanej przez nie wady, Ja – przeciwnie – kocham je jeszcze bardziej. Matka może posunąć się do tego, że o nim zapomni albo jedynie rzadko o nim myśli, zwłaszcza gdy wyrośnie spod jej opieki. Ja jednak nigdy o nim nie zapomnę, stale je kocham. Nawet jeśli nie pamięta już o Mnie, swoim Ojcu i Stworzycielu, Ja o nim pamiętam i ciągle je kocham.
Powiedziałem wam wcześniej, że chciałbym wam ofiarować, już tu na ziemi, wieczną szczęśliwość, ale nie zrozumieliście tych słów. Oto ich znaczenie. Jeżeli Mnie kochacie i wzywacie z ufnością słodkim imieniem Ojca, zaczynacie poznawać już na tym świecie miłość i ufność, które staną się przyczyną waszej szczęśliwości w wieczności. Będziecie ją opiewać wraz z wybranymi w Niebie. Czyż nie jest to zadatkiem szczęśliwości Nieba, która trwać będzie wiecznie?
Pragnę, by człowiek często przypominał sobie, iż Ja jestem tam, gdzie on się znajduje. Niech pamięta, że nie mógłby żyć, gdybym Ja nie był z nim, żyjący jak on. Pomimo jego niewiary nigdy nie przestaję być przy nim.
Ach, jakże pragnę ujrzeć spełnienie się Mojego pragnienia, które chcę wam przedstawić. Oto ono: Do dziś człowiek wcale nie myślał o zrobieniu Bogu, Ojcu swojemu, przyjemności, o jakiej zamierzam powiedzieć. Otóż chciałbym zobaczyć, że powstaje wielkie zawierzenie między człowiekiem a jego Ojcem Niebieskim, prawdziwy duch zażyłości, ale i delikatności zarazem, aby nie nadużywano Mojej wielkiej Dobroci.
Znam wasze potrzeby, wasze pragnienia i to wszystko, co jest w was, ale jak bardzo byłbym szczęśliwy i wdzięczny, gdybym zobaczył, że przychodzicie do Mnie i powierzacie Mi swoje potrzeby, jak to czyni pełne ufności dziecko wobec swojego ojca. Jakże mógłbym odmówić wam jakiejkolwiek rzeczy – o małym czy dużym znaczeniu – gdy Mnie o nią prosicie?
Chociaż Mnie nie widzicie, czy nie czujecie, że jestem bardzo blisko was w wydarzeniach dziejących się w was i wokół was? Jakże zasługujący na nagrodę będzie dla was dzień, w którym uwierzycie we Mnie nie widząc Mnie!
Nawet teraz kiedy jestem tutaj, we własnej Osobie, między wami wszystkimi, nie widzicie Mnie, z wyjątkiem jednej osoby: tej, której oznajmiłem to orędzie – jednej jedynej pośród całej ludzkości! Mówię jednak do was, nieustannie powtarzam wam na wszelkie sposoby, że was kocham, że chcę być znany, kochany i czczony w szczególny sposób. Kiedy mówię do was przez tę, którą dostrzegam i do której mówię, widzę was wszystkich. Mówię do wszystkich i do każdego i kocham was tak, jakbyście Mnie widzieli!
Pragnę, aby ludzie Mnie poznali i odczuwali, że jestem blisko każdego z was. Pamiętajcie, o ludzie, że chciałbym być nadzieją całej ludzkości. Czy już nią nie jestem? Gdybym nie był nadzieją człowieka, człowiek by zginął. Jednak niezbędne jest, abym był znany, żeby Pokój, Ufność i Miłość wstąpiły w serca ludzi i doprowadziły do połączenia ich więzią z Ojcem nieba i ziemi!
Nie wierzcie, że jestem owym strasznym starcem, którego ludzie przedstawiają na swoich obrazach i w swoich książkach! Nie, nie, nie jestem ani `młodszy’ ani `starszy’ od Mojego Syna i Mego Ducha Świętego! Dlatego też chciałbym, aby wszyscy – od dziecka do starca – wzywali Mnie poufałym imieniem Ojca i Przyjaciela. Jestem bowiem zawsze z wami, czynię się podobnym do was, żeby was upodobnić do Mnie. Jakże wielka byłaby Moja radość, gdybym zobaczył, że rodzice uczą dzieci wzywać Mnie często imieniem Ojca, którym rzeczywiście jestem! Jak bardzo pragnąłbym widzieć, że zakorzenia się w tych młodych duszach ufność i w pełni dziecięca miłość do Mnie! Ja wszystko zrobiłem dla was, a czy wy nie zrobicie tego dla Mnie?
Chciałbym zamieszkać na stałe w każdej rodzinie jak w swoim królestwie, aby każdy mógł powiedzieć z całą pewnością: „Mamy Ojca, który jest nieskończenie dobry, ogromnie bogaty i niezwykle miłosierny. Myśli o nas i jest blisko nas, patrzy na nas, sam nas wspiera i da nam wszystko, czego nam brak, jeżeli Go poprosimy. Wszystkie Jego bogactwa są nasze: będziemy mieć wszystko, czego potrzebujemy.” Jestem tu właśnie dlatego, byście Mnie prosili o to, czego potrzebujecie: „Proście, a otrzymacie”. W Mojej Ojcowskiej dobroci dam wam wszystko, aby każdy mógł uważać Mnie za prawdziwego Ojca, żyjącego – jak jest naprawdę – wśród swoich.
Pragnę także, aby każda rodzina posiadała na widocznym dla wszystkich miejscu obraz, który później dam poznać Mojej córeczce. Chcę, aby w ten sposób każda rodzina oddała się pod Moją szczególną opiekę, by móc Mnie łatwiej obdarzać czcią. Tam codziennie rodzina pozwoli Mi uczestniczyć w swoich potrzebach, pracach, troskach, cierpieniach, pragnieniach a także w radościach, bowiem Ojciec musi wiedzieć o wszystkim, co dotyczy Jego dzieci. Ja o tym wiem oczywiście, ponieważ jestem tam, ale tak bardzo lubię prostotę. Umiem się do was dostosować. Czynię się małym z małymi, dorosłym z dorosłymi, wobec starców – czynię się do nich podobnym, aby wszyscy zrozumieli to, co pragnę im powiedzieć dla ich uświęcenia i Mojej chwały.
Fotografia autentycznego obrazu, namalowanego przez Matkę Eugenię po objawieniu przez Boga Ojca.
Czy nie mieliście dowodu na to, co wam mówię, w Moim Synu, który uczynił się małym i słabym jak wy? Czy nie macie tego dowodu również teraz, widząc Mnie tutaj mówiącego do was? Czyż nie wybrałem biednego stworzenia – takiego jak wy – aby mówić do was i abyście mogli zrozumieć to, co chcę wam powiedzieć?
Czy teraz nie staję się podobnym do was? Widzicie, położyłem Moją koronę u Mych stóp, a świat – na Moim Sercu. Zostawiłem Moją chwałę w Niebie i przyszedłem tutaj, czyniąc się wszystkim dla wszystkich: biednym z biednymi, bogatym z bogatymi.
Jak czuły Ojciec pragnę chronić młodzież. Jest tyle zła na świecie! Te biedne niedoświadczone dusze pozwalają się zwodzić przez pokusy nałogu doprowadzającego je powoli do całkowitej ruiny. O wy, którzy szczególnie potrzebujecie kogoś, kto by was strzegł w życiu dla uniknięcia zła, przyjdźcie do Mnie! Jestem Ojcem, który bardziej was kocha, niż może was kiedykolwiek pokochać jakiekolwiek inne stworzenie! Schrońcie się blisko, blisko Mnie! Powierzcie Mi wasze myśli i pragnienia. Będę was czule kochał. Dam wam łaski na chwilę obecną i pobłogosławię waszą przyszłość. Bądźcie pewni, że o was nie zapomnę po piętnastu, dwudziestu pięciu czy trzydziestu latach od chwili, kiedy was stworzyłem. Przyjdźcie! Widzę, że bardzo potrzebujecie Ojca łagodnego i nieskończenie dobrego – takiego jak Ja.
Nie będę się dłużej zatrzymywał nad wieloma innymi sprawami, które może byłoby dobrze tu poruszyć. Powiem o nich później. Teraz chcę w zupełnie szczególny sposób mówić do dusz, które sobie wybrałem, do kapłanów i zakonników: do was, drogie dzieci Mojej Miłości. Mam wielkie plany wobec was!
Do Papieża
Przed wszystkimi innymi zwracam się do Ciebie, synu Mój umiłowany, do ciebie, Mój Wikariuszu, aby w twoje ręce złożyć to dzieło. Powinno ono być pierwsze ze wszystkich, a tymczasem – z powodu lęku, jaki szatan podsunął człowiekowi – dopiero w tym czasie się dokona.
Ach, chciałbym, żebyś pojął zakres tego dzieła, jego wielkość, szerokość, głębokość i wysokość. Chciałbym, żebyś pojął ogrom Moich pragnień wobec obecnej i przyszłej ludzkości.
Gdybyś wiedział, jak pragnę być znany, kochany i otaczany szczególną czcią przez ludzi! To pragnienie jest we Mnie od całej wieczności i od stworzenia pierwszego człowieka. Wiele razy wyrażałem je przed ludźmi, zwłaszcza w Starym Testamencie, ale człowiek nigdy tego nie zrozumiał. Ono sprawia, że zapominam teraz o całej przeszłości, oby tylko spełniło się obecnie w odniesieniu do Moich stworzeń na całym świecie.
Zniżam się do najbiedniejszego z Moich stworzeń, do Mojej córki, abym mógł mówić z nią w jej niewiedzy i mówić do ludzi przez nią, nieświadomą ogromu dzieła, którego chciałbym dokonać wśród nich! Nie mogę z nią rozmawiać o teologii, na pewno by Mi się to nie powiodło, nie zrozumiałaby. Pozwalam, aby tak było, żeby zrealizować Moje dzieło przy pomocy prostoty i niewinności. Teraz jednak kolej na ciebie, byś przestudiował to dzieło i jak najszybciej doprowadził do realizacji. Aby być znanym, kochanym i szczególnie czczonym nie proszę o nic nadzwyczajnego. Oto, czego jedynie chcę:
1) Pragnę, żeby jeden dzień lub przynajmniej jedna niedziela była poświęcona dla uczczenia Mnie w szczególny sposób pod imieniem Ojca całej ludzkości. Chciałbym, aby to święto miało własną Mszę i oficjum. Nie trudno znaleźć teksty w Piśmie Świętym. Jeżeli pragniecie oddać Mi tę szczególną cześć w niedzielę, wybieram pierwszą niedzielę sierpnia; jeżeli w dzień powszedni, chciałbym, aby to był zawsze siódmy dzień tego miesiąca.
2) Pragnę, żeby całe duchowieństwo zobowiązało się rozwijać ten kult, a przede wszystkim, by pomagało ludziom poznawać Mnie takim jaki jestem i jaki zawsze będę blisko nich, to znaczy Ojcem najczulszym i najbardziej kochającym ze wszystkich ojców.
3) Pragnę, aby wprowadzono Mnie do wszystkich rodzin, do szpitali, również do warsztatów i urzędów, do koszar, do sal – gdzie podejmują decyzje ministrowie państw – wreszcie wszędzie tam, gdzie znajdują się Moje stworzenia, choćby tylko jedno! Chcę, aby widocznym znakiem Mojej niewidzialnej obecności był obraz: niech ukazuje, że istotnie tam jestem, że jestem obecny. I tak ludzie wykonywać będą wszystkie czynności pod okiem swego Ojca, a Ja będę czuwał nad stworzeniami, które powołałem do istnienia i zaadoptowałem. W ten sposób wszystkie Moje dzieci będą niejako pod okiem swojego czułego Ojca. Niewątpliwie i teraz jestem wszędzie, ale chciałbym być przedstawiany w zauważalny sposób!
4) Pragnę, żeby w ciągu roku duchowieństwo i wierni wykonywali na Moją cześć pewne pobożne ćwiczenia, nie zaniedbując swoich zwykłych zajęć. Chcę, aby Moi kapłani bez lęku szli wszędzie, do wszystkich narodów i nieśli ludziom płomień Mojej ojcowskiej Miłości. Wówczas dusze zostaną oświecone. Pozyska się dusze niewiernych oraz wszystkich należących do sekt, które nie pochodzą od prawdziwego Kościoła. Tak, niech również i ci – którzy są także Moimi dziećmi – zobaczą, jak płonie przed nimi ten płomień, niech poznają prawdę, niech ją przyjmą i niech wprowadzą w życie wszystkie cnoty chrześcijańskie.
5) Chciałbym w szczególny sposób być czczony w seminariach, w nowicjatach, w szkołach i w internatach, aby wszyscy – od najmniejszego do największego – mogli Mnie poznać i kochać jako swego Ojca, Stworzyciela i Zbawcę.
6) Niech kapłani poczują się zobowiązani do szukania w Piśmie Świętym tego, co powiedziałem w innych czasach – co dotąd pozostało nieznane – a odnosi się do czci, którą pragnę odbierać od ludzi. Niech pracują też, by Moje pragnienia i Moja Wola dotarły do wszystkich wiernych i do wszystkich ludzi, określając to, co powiem do wszystkich ludzi razem oraz do wszystkich kapłanów, zakonników i zakonnic w szczególności. Są to dusze, które wybieram dla składania Mi wielkiego hołdu, większego niż od ludzi świeckich.
Oczywiście, osiągnięcie pełnej realizacji planów – które obmyśliłem dla ludzkości i które dałem im poznać – będzie wymagało czasu! Zadowoli Mnie jednak jeden dzień – tak, jeden dzień – modlitw i wyrzeczeń dusz wspaniałomyślnych, które poświęcą się dla tego dzieła Mojej Miłości. Będę cię błogosławił, synu Mój umiłowany, i odpłacę ci stokrotnie za wszystko, co uczynisz dla Mojej chwały.
Do Biskupa
Pragnę powiedzieć słowo również do ciebie, synu Mój Aleksandrze, aby Moje pragnienia zrealizowały się na świecie. Jest rzeczą konieczną, abyś z ojcem duchownym tej `małej roślinki’ Mojego Syna Jezusa był promotorem tego dzieła szczególnej czci, jakiej oczekuję od ludzi. Wam, dzieci Moje, powierzam to ,
dzieło i jego tak doniosłą przyszłość.
Mówcie, nalegajcie, dajcie poznać to, co powiem, abym był znany, kochany i czczony przez wszystkie stworzenia. Uczyńcie to, czego oczekuję od was – to jest Moją wolą – a spełnicie pragnienia, które od tak dawna okrywałem milczeniem.
Za wszystko co zrobicie dla Mojej chwały Ja uczynię dwakroć więcej dla waszego zbawienia i uświęcenia. W niebie i tylko w, niebie ujrzycie nagrodę, jaką w sposób całkowicie szczególny dam wam wszystkim, którzy pracować będziecie dla tego celu.
Stworzyłem człowieka dla Siebie i słuszną jest rzeczą, abym; był WSZYSTKIM dla człowieka. Człowiek nie zakosztuje prawdziwych radości poza swoim Ojcem i Stwórcą, bo jego serce jest; uczynione jedynie dla Mnie.
Moja miłość do stworzeń jest tak wielka, że nie doznaję żadnej radości równej radości przebywania między ludźmi. Moja chwała w niebie jest nieskończenie wielka, ale Moja chwała jest jeszcze większa, gdy znajduję się między Moimi dziećmi, ludźmi całego świata.
Wasze niebo, Moje stworzenia, jest w Raju wraz z Moimi wybranymi. Tam bowiem w górze, w Niebie, będziecie Mnie kontemplować widząc Mnie nieustannie. Tam cieszyć się będziecie wieczną chwałą.
Moje niebo jest na ziemi, z wami wszystkimi, o ludzie! Tak, to na ziemi i w waszych duszach szukam Mego szczęścia i radości. Możecie dać Mi tę radość, co jest zresztą waszym obowiązkiem wobec waszego Stworzyciela i Ojca. On tego pragnie i oczekuje od was.
Moja radość przebywania wśród was nie jest mniejsza od tej, której doznawałem, kiedy byłem z Moim Synem Jezusem w czasie Jego życia doczesnego. To Ja posłałem Mojego Syna. Został poczęty z Mojego Ducha Świętego, którym ciągle jestem Ja – jednym słowem: On był zawsze Mną.
Do was, stworzenia Moje, kochając was jak Mojego Syna, którym Ja jestem, mówię jak do Niego: jesteście Moimi dziećmi umiłowanymi, w których mam upodobanie. Dlatego właśnie raduję się w waszym towarzystwie i pragnę pozostawać z wami. Moja obecność wśród was jest jak słońce nad ziemią. Jeśli jesteście dobrze przygotowani do przyjęcia Mnie, przychodzę bardzo blisko was, wchodzę w was, oświecam i ogrzewam Moją bezgraniczną Miłością.
Jeśli chodzi o was, dusze w stanie grzechu i nieobeznane z religijną prawdą, nie mogę w was wejść, ale mimo wszystko jestem blisko was. Nigdy bowiem nie przestaję was wzywać, zapraszać, abyście zapragnęli otrzymać dobrodziejstwa, które przynoszę, abyście zobaczyli Światło i wyleczyli się z grzechu. Czasem patrzę na was ze współczuciem z powodu nieszczęsnego stanu, w którym się znajdujecie. Czasem patrzę na was z Miłością, aby skłonić was do poddania się urokom łaski. Spędzam dni, a niekiedy nawet lata blisko niektórych dusz, aby zapewnić im szczęście wieczne. Nie wiedzą, że tam jestem, że na nich czekam, że przywołuję ich w każdej chwili dnia. Nie jestem jednak wcale zmęczony i pomimo to doznaję radości w pozostawaniu tuż przy was, zawsze z nadzieją, że pewnego dnia powrócicie do waszego Ojca i dacie Mi przed śmiercią przynajmniej kilka dowodów miłości.
Oto na przykład dusza, która umiera niespodziewanie. Była ona dla Mnie zawsze niby syn marnotrawny. Napełniałem ją dobrodziejstwami, ona jednak odchodziła, trwoniąc wszystkie te dobrodziejstwa, te darmowe łaski swego najłaskawszego Ojca. Co więcej, jeszcze ciężko Mnie obrażała. Czekałem na nią, wszędzie za nią chodziłem. Dawałem jej nowe łaski, takie jak zdrowie. Sprawiałem też, że jej prace owocowały w nadobfitości dobrami, dzięki czemu miała ich nadmiar. Moja Opatrzność dostarczała jej czasem jeszcze nowych. Żyła więc w dostatku, jednak nie widziała w smutnym mroku swych nałogów, a całe jej życie było pasmem błędów, przez stały grzech śmiertelny. Moja Miłość jednak nigdy się nie znużyła. Szedłem za nią, kochałem ją, a przede wszystkim – mimo odrzucania Mnie – byłem zadowolony z cierpliwego życia blisko niej w nadziei, iż może pewnego dnia dostrzeże Moją Miłość i powróci do Mnie, swego Ojca i Zbawiciela.
W końcu zbliża się jej ostatni dzień. Zsyłam jej chorobę, żeby mogła się zastanowić i wrócić do Mnie, swego Ojca. Czas dale mija i oto mój biedny 74-letni syn przeżywa swoją ostatnią godzinę. Jestem ciągle tam, jak zawsze. Przemawiam do niego z większą niż kiedykolwiek dobrocią. Nalegam, wzywam Moich
1 Uwaga Matki Eugenii: Notuję ten przykład, który widziałam, jak się realizował zupełnie zgodnie z opisem naszego Ojca.
wybranych, aby modlili się za niego, aby prosili o przebaczenie, które mu ofiarowuję… W tym momencie – przed wydaniem ostatniego tchnienia – otwiera oczy, uznaje swoje grzechy i to jak bardzo oddalał się od prawdziwej drogi prowadzącej do Mnie. Następnie przychodzi do siebie i – żałosnym głosem, którego nikt z obecnych wokół nie słyszy – mówi Mi: „Boże mój! Teraz widzę, jak Twoja Miłość do mnie, o Panie, była wielka, a ja stale Cię obrażałem tak złym życiem. Nigdy nie myślałem o Tobie, Panie, mój Ojcze, mój Zbawicielu. Ty widzisz teraz wszystko. Proszę Cię, Panie, o wybaczenie mi całego tego zła, które widzisz we Mnie i które wyznaję w zawstydzeniu. Kocham Cię, mój Ojcze i Zbawicielu”.
Umarł w tej samej chwili. Oto jest przede Mną. Sądzę go z miłością Ojca, jak Mnie nazwał, i jest zbawiony. Przez pewien czas pozostanie w miejscu ekspiacji, potem będzie szczęśliwy na wieki. A Ja, jak za jego życia radowałem się w nadziei, że zbawię go przez jego skruchę, tak jeszcze bardziej raduję się z Moim dworem niebieskim, że zrealizowałem Moje pragnienie i że jestem jego Ojcem na całą wieczność.
Jeśli chodzi o dusze, które żyją w sprawiedliwości i w łasce uświęcającej, to – zamieszkując w nich – doznaję radości. Oddaję się im. Przekazuję im posługiwanie się Moją Potęgą i znajdują one – wraz z Moją Miłością – zadatek raju we Mnie, swoim Ojcu i Zbawicielu.”
Koniec pierwszego zeszytu Orędzia.
ZESZYT DRUGI
Zeszyt drugi zaczyna się od daty 12 sierpnia 1932 roku.
„Właśnie otworzyłem źródło wody żywej, które nigdy nie wyschnie, począwszy od dziś aż do końca czasów. Przychodzę do was, stworzenia Moje, aby otworzyć przed wami Ojcowskie serce płonące miłością do was, Moje dzieci. Chcę, byście były świadkami Mojej bezgranicznej i miłosiernej Miłości. Nie wystarcza Mi ukazywanie wam Mojej Miłości, chcę jeszcze otworzyć przed wami Moje Serce, z którego wytryśnie orzeźwiające źródło. Przy nim wszyscy ludzie ugaszą pragnienie. Zakosztują wówczas radości, których dotąd nie znali z powodu ogromnego lęku przede Mną, ich czułym Ojcem. Od kiedy obiecałem ludziom Zbawiciela, kazałem wytrysnąć temu źródłu. Sprawiłem, że przepływa ono przez Serce Mojego Syna, aby dotrzeć do was.
Moja ogromna Miłość do was pobudza Mnie, bym jeszcze więcej uczynił, otwierając Moje łono. Z niego wytryśnie woda zbawienia dla Moich dzieci i pozwolę im czerpać do woli wszystko, czego potrzebują teraz i w wieczności.
Jeżeli chcecie poznać potęgę źródła, o którym mówię, musicie nauczyć się najpierw lepiej Mnie znać i kochać, aż do stopnia upragnionego przeze Mnie, czyli nie tylko jako Ojca, ale również jako waszego Przyjaciela i Powiernika.
Dlaczego dziwi was to, co wam mówię? Czy nie stworzyłem was na Mój obraz? Stworzyłem was na Moje podobieństwo, byście nie znajdowali niczego dziwnego w tym, że rozmawiacie i przyjaźnicie się z waszym Ojcem, Stwórcą i Bogiem. Przecież – dzięki Mojej miłosiernej Dobroci – staliście się dziećmi Mojej ojcowskiej i Boskiej Miłości.
Mój Syn Jezus jest we Mnie, a Ja jestem w Nim w naszej wzajemnej Miłości. Jest Nią Duch Święty, trzymający nas złączonych więzią Miłości, która sprawia, że stanowimy JEDNO.
Mój Syn jest zbiornikiem tego źródła. Ludzie mogą przychodzić i czerpać z Jego Serca, stale pełnego wody zbawienia, aż do przelania! Trzeba wam jednak przekonać się co do tego źródła, które Mój Syn wam otwiera, byście mogli doświadczyć, iż jest orzeźwiające i przyjemne! Wtedy przyjdziecie do Mnie za pośrednictwem Mojego Syna. Kiedy będziecie blisko Mnie, powierzycie Mi wasze pragnienia. Pokażę wam to źródło, dając się poznać takim, jaki jestem. Kiedy Mnie poznacie, będziecie orzeźwieni, odnowieni, wasze choroby zostaną wyleczone, wasze lęki rozwieją się. Wasza radość będzie ogromna, a wasza miłość znajdzie bezpieczeństwo, jakiego dotychczas nie doświadczyła.
Ale w jaki sposób – powiecie Mi – możemy przyjść do Ciebie? Ach, przyjdźcie drogą zawierzenia! Nazywajcie Mnie Ojcem waszym, kochajcie Mnie w Duchu i Prawdzie, a to wystarczy, by ta orzeźwiająca i przepotężna Woda ugasiła wasze pragnienie. Jeżeli naprawdę chcecie, żeby dała wam wszystko, czego wam brak do poznania Mnie i umiłowania, i jeżeli czujecie się zimni i obojętni, wezwijcie Mnie tylko słodkim imieniem Ojca, a przyjdę do was. Moje źródło ofiarowuje wam miłość, ufność i to wszystko, czego wam brak, aby być zawsze kochanymi przez waszego Ojca i Stworzyciela.
Ponieważ przede wszystkim pragnę dać się poznać wszystkim – aby wszyscy mogli radować się, już tu na ziemi, Moją dobrocią i czułością – stańcie się apostołami dla tych, którzy Mnie nie znają, którzy jeszcze Mnie nie znają! Ja pobłogosławię wasze trudy i wysiłki i przygotuję wam wielką chwałę blisko Mnie, w wieczności.
Jestem Oceanem Miłości Miłosiernej, dzieci Moje. Oto inny dowód Miłości ojcowskiej, którą mam dla was wszystkich bez wyjątku, bez względu na wasz wiek, stan, kraj. Nie wykluczam nawet różnych zrzeszeń i sekt, wiernych i niewiernych. Zamykam w tej miłości wszystkie istoty rozumne, których całość tworzy ludzkość.
Oto dowód. Jestem Oceanem Miłości. Dałem was poznać źródło, które wypływa z Mego łona, aby ugasić wasze pragnienie. Teraz – kiedy doświadczacie, jak jestem dobry dla wszystkich – zamierzam pokazać wam ocean Mojej powszechnej Miłości Miłosiernej, byście rzucili się weń z zamkniętymi oczami. Dlaczego? Dlatego że zanurzając się w tym oceanie, w tej kąpieli Miłości miłosiernej, dusze – podobne do kropli gorzkich z powodu wad i grzechów – pozbywają się nadmiaru goryczy. Wychodzą z tej kąpieli lepsze, szczęśliwsze, bo nauczyły się być dobrymi i pełnymi miłości. Jeżeli – z powodu niewiedzy lub słabości – stajecie się ponownie gorzkimi kroplami, Ja nadal jestem oceanem Miłości miłosiernej, gotowym przyjąć tę kroplę goryczy, aby przemienić ją w miłość, w dobroć, aby uczynić was świętymi, , jak jestem nim Ja, wasz Ojciec.
Czy chcecie, dzieci Moje, spędzić tu na ziemi życie w pokoju i radości? Przyjdźcie więc i rzućcie się w ten ogromny ocean, i pozostańcie w nim zawsze, spędzając jednak życie pracowicie. Takie życie będzie uświęcone przez miłosierną Miłość.
Jeśli chodzi o Moje dzieci, które nie żyją w Prawdzie, to tym bardziej pragnę obsypać je Moimi najbardziej ojcowskimi uczuciami, by otworzyły oczy na światło, które w tym czasie świec’ bardziej zauważalnie niż kiedykolwiek. Teraz jest czas łaski, przewidziany i oczekiwany od wieczności! Jestem tu we własnej osobie, aby z wami rozmawiać. Przychodzę jak najczulszy i najbardziej kochający z ojców. Zniżam się, zapominam o Sobie, b podnieść was ku Sobie i zapewnić wam zbawienie.
Wy wszyscy, którzy żyjecie dzisiaj, a także wy, którzy żyć b duecie przez stulecia aż do końca świata, pomyślcie, że nie żyj cie sami. Ojciec, który jest ponad wszystkimi ojcami, żyje blisko was. Żyje nawet w was, myśli o was i ofiarowuje wam uczestnictwo w niepojętych przywilejach Swojej Miłości.
Zbliżajcie się do źródła, które stale wypływać będzie z Mego ojcowskiego łona. Skosztujcie słodyczy tej zbawiennej wody. Doświadczcie jej zachwycającej mocy nad waszymi duszami, zdolnej zaspokoić wszystkie wasze potrzeby. Przyjdźcie i rzućcie się w ocean Mojej Miłości Miłosiernej, aby żyć jedynie we Mnie i umierać dla samych siebie; aby żyć wiecznie we Mnie.”
Przypisek Matki Eugenii:
Ojciec nasz powiedział mi w wewnętrznej rozmowie: «Źródło jest symbolem Poznania Mnie, a ocean symbolizuje Moją Miłosierną Miłość i wasze zaufanie. Jeśli chcecie pić z tego źródła, uczcie się Mnie poznać. Poznawszy Mnie, rzućcie się w Ocean Mojej Miłości Miłosiernej, pokładając we Mnie ufność. Ona was przemieni, a Ja nie będę się mógł jej oprzeć. Przebaczę wam wtedy wasze grzechy i napełnię większymi łaskami.»
Dalszy ciąg Orędzia:
„Jestem między wami. Szczęśliwi ci, którzy wierzą w tę prawdę i korzystają z czasu, o którym Pisma mówiły, iż nadejdzie czas, w którym Bóg będzie musiał być czczony i kochany przez ludzi tak jak tego pragnie. Pisma stawiają też pytanie: `Dlaczego?’ i odpowiadają: `Dlatego, że jedynie On godzien jest czci, miłości i chwały na wieki.’ Jako pierwsze z dziesięciu przykazań Mojżesz otrzymał ode Mnie samego takie polecenie dla ludzi: `Kochajcie, uwielbiajcie Boga!’
Ludzie, którzy już są chrześcijanami, mogą Mi powiedzieć: `My kochamy od naszego przyjścia na świat lub od naszego nawrócenia, ponieważ często mówimy w modlitwie niedzielnej: `Ojcze nasz, który jesteś w Niebie!’ Tak, to prawda, dzieci Moje, kochacie Mnie i czcicie, kiedy wypowiadacie pierwsze wezwanie `Ojcze nasz.’ Mówcie jednak dalsze prośby, a zobaczycie:
`Święć się Imię Twoje!’ – Czy Moje Imię jest święcone? Mówicie dalej: `Przyjdź Królestwo Twoje.’ – Czy Moje Królestwo przyszło?
Czcicie, to prawda, z całą żarliwością królewską godność Syna Mojego Jezusa, a w Nim czcicie Mnie. Czy odmówicie waszemu Ojcu tej wielkiej chwały ogłaszając Mnie `Królem’ albo przynajmniej pozwalając Mi królować, aby wszyscy mogli Mnie poznać i umiłować?
Pragnę, abyście obchodzili uroczyście święto Królewskiej godności Mojego Syna Jezusa, aby wynagrodzić za obelgi, którymi obrzucano Go przed Płatem, za zniewagi doznane od żołnierzy, którzy biczowali Jego święte i niewinne człowieczeństwo.
Nie proszę o usunięcie tego święta. Przeciwnie, proszę, byście obchodzili je uroczyście z zapałem i żarliwością. Jednak aby wszyscy mogli rzeczywiście poznać tego Króla, trzeba także poznać Jego Królestwo. Otóż aby dojść w sposób doskonały do tego podwójnego poznania, trzeba jeszcze poznać Ojca tego Króla, Stwórcę tego Królestwa.
Naprawdę, dzieci Moje, Kościół – społeczność, dla założenia której wysłałem Mojego Syna – dopełni Mego Dzieła sprawiając, że zostanie uczczony Ten, który jest jego Twórcą: wasz Ojciec i Stworzyciel.
Dzieci Moje! Niektórzy z was mogą Mi powiedzieć: `Kościół wzrastał nieustannie, chrześcijanie są coraz liczniejsi. Jest to wystarczającym dowodem, że nasz Kościół jest doskonały!’
Wiedzcie, dzieci Moje, że wasz Ojciec stale czuwał nad Kościołem, od chwili jego powstania. Wraz z Moim Synem i Duchem Świętym chciałem, aby był nieomylny poprzez Mojego Namiestnika, Ojca Świętego.
Czy nie jest jednak prawdą, że gdyby chrześcijanie poznali Mnie takim jakim jestem – to znaczy Ojcem tkliwym i miłosiernym, dobrym i hojnym – praktykowaliby z większym zaangażowaniem i szczerością tę świętą religię?
Dzieci Moje, czyż nie jest prawdą, że gdybyście wiedzieli, że macie Ojca, który myśli o was i kocha was bezgraniczną Miłością, staralibyście się, tytułem wzajemności, o większą wierność waszym chrześcijańskim a także obywatelskim powinnościom, o sprawiedliwość i o oddawanie sprawiedliwości Bogu i ludziom? Czy nie jest prawdą, że gdybyście znali tego Ojca, który kocha was wszystkich bez wyróżniania, nazywa was wszystkich pięknym imieniem dzieci, kochalibyście Mnie czule jak dzieci? Czyż miłość, którą byście Mnie obdarowywali, nie stałaby się – z Mojego impulsu – miłością aktywną, rozprzestrzeniającą się na resztę ludzkości nie znającej jeszcze społeczności chrześcijan, a jeszcze mniej Tego, który ich stworzył i jest ich Ojcem?
Gdyby ktoś przyszedł przemówić do tych dusz oddających się przesądom albo do tylu innych, które nazywają Mnie Bogiem, bo wiedzą, że istnieję, lecz nie wiedzą, że jestem blisko nich, gdyby ktoś powiedział im, że ich Stwórca jest także ich Ojcem, który o nich myśli, zajmuje się nimi, otacza ich głębokim uczuciem w tak licznych cierpieniach i zniechęceniach, wtedy nawet najbardziej uparci nawróciliby się. Nawrócenia te byłby liczniejsze i mocniejsze, to znaczy trwalsze.
Niektórzy – badając dzieło Miłości, którego przychodzę dokonać wśród ludzi – znajdą tu powód do krytyki i powiedzą tak: `Przecież od kiedy misjonarze przybyli do dalekich krajów, mówili niewiernym tylko o Bogu, o Jego Dobroci, o Jego Miłosierdziu. Co więcej mogliby powiedzieć o Bogu, skoro stale o Nim mówią?’
Misjonarze mówili i mówią jeszcze o Bogu w takim wymiarze, w jakim sami Mnie znają. Zapewniam was jednak, że nie znacie Mnie takim, jaki jestem. Przychodzę więc ogłosić się Ojcem wszystkich, najczulszym z ojców. Przychodzę, aby skorygować miłość, którą Mi ofiarowujecie: miłość zafałszowaną z powodu lęku.
Przychodzę, upodobniwszy się do Moich stworzeń, by skorygować pojęcie, jakie macie o Bogu straszliwie sprawiedliwym. Widzę -bowiem, że ludzie żyją, lecz nie wszyscy powierzają się swemu jedynemu Ojcu. On chciałby dać im poznać Swoje jedyne pragnienie: ułatwić im przejście przez życie ziemskie, by potem dać im w Niebie życie całkowicie Boże.
Posiadam dowód, że dusze Mnie nie znają ani wy Mnie nie znacie. Nie wykraczacie poza pojęcie, jakie macie o Mnie. Teraz jednak, kiedy daję wam to Światło, pozostańcie w Świetle i nieście Światło wszystkim. Będzie ono potężnym sposobem prowadzącym do nawróceń, a także do zamknięcia, jeśli to możliwe, bram piekła.
Odnawiam tu Moją obietnicę, która zawsze będzie spełniana. Oto ona: WSZYSCY CI, KTÓRZY WEZWĄ MNIE IMIENIEM OJCA – CHOĆBY TYLKO JEDEN RAZ – NIE ZGINĄ, ALE PEWNI BĘDĄ ŻYCIA WIECZNEGO RAZEM Z WYBRANYMI.
Was – którzy pracować będziecie dla Mojej chwały i podejmiecie się zadania polegającego na tym, żeby Mnie poznano, czczono i kochano – zapewniam, że wasza nagroda będzie wielka. Policzę bowiem wszystko, nawet najmniejszy wysiłek, jaki podejmiecie, i odpłacę wam za wszystko stokrotnie w wieczności.
To wam powiedziałem: w świętym Kościele trzeba uzupełnić kult, oddając w szczególny sposób cześć Twórcy tej społeczności, Temu który przyszedł, aby Kościół założyć, Temu, który jest jego duszą – Bogu w trzech Osobach: Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu.
Dopóki Trzy Osoby nie będą czczone indywidualnie i w sposób szczególny w Kościele i w całej ludzkości, czegoś będzie brakować tej Społeczności. Dałem już odczuć ten brak niektórym duszom, ale większość z nich – zbyt nieśmiała – nie odpowiedziała na Moje wezwanie. Inni odważyli się mówić o tym komu trzeba, lecz wobec napotykanego uporu nie nalegali.
Teraz nadeszła Moja godzina. Ja sam przychodzę, aby dać poznać ludziom, Moim dzieciom, to czego do dnia dzisiejszego zupełnie nie rozumieli. Ja sam przychodzę przynieść płonący ogień prawa Miłości, aby można było w ten sposób stopić i zniszczyć potężną warstwę lodu, która okala ludzkość. O, droga ludzkości! O, ludzie, dzieci Moje, wyrwijcie się z więzów, którymi do dziś krępował was szatan poprzez lęk przed Ojcem, który jest samą Miłością! Przyjdźcie, zbliżcie się! Macie wszelkie prawo zbliżyć się do waszego Ojca. Otwórzcie serca, proście Mojego Syna, aby coraz lepiej dawał wam poznać Moją łaskawość wobec was.
O, wy, którzy jesteście niewolnikami zabobonów i praw szatańskich, wyrwijcie się z tej tyrańskiej niewoli i przyjdźcie do Prawdy prawd. Rozpoznajcie Tego, który was stworzył i jest waszym Ojcem. Nie utrzymujcie, że posługujecie się waszymi prawami, darząc uwielbieniem i hołdami tych, którzy zmuszali was aż dotąd do prowadzenia bezużytecznego życia, lecz przyjdźcie do Mnie! Czekam na was wszystkich, bo wszyscy jesteście Moimi dziećmi.
A wy, którzy żyjecie w prawdziwym Świetle, powiedzcie im, jak słodko żyje się w Prawdzie! Powiedzcie jeszcze tym chrześcijanom, tym drogim stworzeniom, Moim dzieciom, jak słodko jest myśleć, że istnieje Ojciec, który wszystko widzi, wie o wszystkim, o wszystko się troszczy, który jest nieskończenie dobry i potrafiący łatwo przebaczać, który zwleka z karą i karze niechętnie. Powiedzcie im też, że nie chcę zostawiać ich samych i bez zasług w niedolach życia. Niech przyjdą do Mnie. Ja im pomogę, zmniejszę ich brzemię, osłodzę ich bardzo ciężkie życie. Upoję ich Moją ojcowską Miłością, aby uczynić ich szczęśliwymi teraz i w wieczności.
A wy, dzieci Moje, które – straciwszy wiarę – żyjecie w ciemności, podnieście oczy, a zobaczycie jasne promienie nadchodzą ce, aby was oświecić. Ja jestem Słońcem, które oświetla, ogrzewa i rozpala. Patrzcie i poznajcie, że jestem waszym Stworzycielem, waszym Ojcem, waszym jednym i jedynym Bogiem. Właśnie dlatego że was kocham, przychodzę dać się umiłować, abyście wszyscy byli zbawieni.
Zwracam się do wszystkich ludzi całego świata, każąc rozbrzmiewać temu wezwaniu Mojej ojcowskiej Miłości. Nieskończona Miłość, którą pragnę dać wam poznać, jest stale trwającą rzeczywistością. Kochajcie, kochajcie, zawsze kochajcie! Sprawcie również, aby kochany był też Ojciec, abym mógł od dziś ukazać się wszystkim jako Ojciec najbardziej gorejący Miłością do was.
Was, Moi umiłowani synowie, kapłani i zakonnicy, zachęcam, byście dawali poznać tę ojcowską Miłość, którą żywię do wszystkich ludzi, a do was szczególnie. Jesteście zobowiązani tak pracować, aby Moja Wola spełniała się w ludziach i w was. Wolą tą jest, abym był znany, czczony i kochany. Nie pozwólcie, by Moja Miłość tak długo była nieaktywna; bowiem spala Mnie pragnienie bycia kochanym! Oto jest wiek bardziej uprzywilejowany od wszystkich. Z obawy, by ten przywilej nie został wam odebrany, nie pozwólcie, by minął! Dusze potrzebują pewnych dotknięć Bożych, a czas nagli. Nie lękajcie się niczego, jestem waszym Ojcem, pomogę wam w wysiłkach i w pracy. Będę was zawsze podtrzymywał i dam wam zakosztować, nawet już na tym świecie, Pokoju i Radości duszy. Sprawię, że zaowocuje wasza posługa i wasze dzieła pełne gorliwości. Udzielę daru nieocenionego, ponieważ dusza, która trwa w Pokoju i Radości, już zaczyna kosztować Nieba, oczekując wiekuistej nagrody.
Mojemu Wikariuszowi, Najwyższemu Kapłanowi, Memu Namiestnikowi na ziemi przekazałem szczególne upodobanie w apostolacie misji w dalekich krajach, a zwłaszcza ogromny zapał potrzebny do rozszerzenia na cały świat nabożeństwa do Najświętszego Serca Mego Syna Jezusa. Teraz powierzam mu dzieło, które ten sam Jezus przyszedł spełnić na ziemi: uwielbić Mnie, dając Mnie poznać takim, jaki jestem, jak i Ja właśnie to powiedziałem do wszystkich ludzi, Moich dzieci, Moich stworzeń.
Gdyby ludzie mogli przeniknąć Serce Jezusa z wszystkimi Je go pragnieniami i Jego chwałą, poznaliby, że Jego najgorętszym pragnieniem jest uwielbienie Ojca, Tego który Go posłał i przede wszystkim niedawanie Mu chwały uszczuplonej, jak to czyniono do dziś, lecz chwały pełnej, jaką człowiek może i powinien Mi oddawać jako Ojcu, Stworzycielowi, a jeszcze bardziej jako Twórcy jego odkupienia! Domagam się od człowieka tego, co może Mi ofiarować: zaufania, miłości i wdzięczności. Pragnę być znany, czczony i miłowany nie dlatego, że potrzebuję Mojego stworzenia lub jego adoracji. Zniżam się do niego jedynie dlatego, aby je zbawić i uczynić uczestnikiem Mojej chwały. Również dlatego, że Moja Dobroć i Miłość spostrzega, że istoty – które wyciągnąłem z nicości i przybrałem za prawdziwe dzieci – wpadają w wielkiej ilości w wiekuiste nieszczęście z demonami, nie dochodząc do celu swego stworzenia, tracąc swój czas i swoją wieczność!
Jeżeli czegoś pragnę, zwłaszcza obecnie, to po prostu większej żarliwości ze strony sprawiedliwych, wielkiej łatwości nawrócenia grzeszników. Pragnę nawrócenia szczerego i trwałego, powrotu synów marnotrawnych do domu ojcowskiego, w szczególności Żydów i wszystkich innych, którzy również są Moimi stworzeniami i Moimi dziećmi: schizmatyków, heretyków, masonów, nieszczęsnych niewiernych, świętokradców i członków różnych tajnych sekt. Pragnę, aby – chcąc czy nie chcąc – cały świat wiedział, że istnieje Bóg i Stworzyciel, ten bowiem Bóg, który przemówi podwójnie do ich niewiedzy, jest im nieznany. Nie wiedzą, że Ja jestem ich Ojcem.
Wierzcie Mi, wy którzy Mnie słuchacie czytając te słowa! Gdyby wszyscy ludzie znajdujący się z dala od naszego Kościoła katolickiego usłyszeli o tym Ojcu, który ich kocha, który jest ich Stworzycielem i Bogiem, o Ojcu, który pragnie im dać życie wieczne, duża część z nich, także spośród najbardziej upartych, przyszłaby do tego Ojca, o którym mówilibyście im. Jeżeli nie możecie iść osobiście, aby do nich przemawiać, szukajcie innych sposobów. Są tysiące sposobów bezpośrednich i pośrednich. Posługujcie się nimi w pracy, w prawdziwym duchu uczniów i z wielkim zapałem. Obiecuję wam, że wasze wysiłki będą prędko – dzięki łasce – ukoronowane wielkimi sukcesami. Stańcie się apostołami Mojej ojcowskiej Dobroci, a przez gorliwość, jaką dam wam wszystkim, będziecie mieć siłę i moc nad duszami.
Będę zawsze przy was i w was. Jeżeli dwóch będzie przemawiać, Ja będę między wami dwoma, jeżeli będzie was więcej, będę między wami. W ten sposób będziecie mówić to, czym Ja was natchnę, i wprowadzę waszych słuchaczy w pożądane nastawienie. I tak ludzie zostaną podbici miłością i zbawieni na całą wieczność.
Jeśli chodzi o sposoby uwielbienia Mnie – tak jak tego pragnę – nie proszę was o nic innego jak tylko o wielkie zawierzenie. Nie sądźcie, że oczekuję od was surowości obyczajów, umartwień, że chcę, byście chodzili boso lub padali twarzą w proch, posypywali się popiołem itp. …Nie, nie! Chcę i to jest Mi drogie, byście zachowywali wobec Mnie postawę dziecięcą, pełną prostoty i zaufania Mi!
Z waszą pomocą stanę się wszystkim dla wszystkich, jak najczulszy i najbardziej kochający Ojciec. Będę w zażyłości z wami wszystkimi, oddając się wam wszystkim, czyniąc się małym, aby was uczynić wielkimi na wieczność.
Większa część niewierzących, ateistów, bezbożników i różnych wspólnot trwa w niegodziwości i niewierze, ponieważ sądzą, że Ja będę wymagał od nich rzeczy niemożliwych. Sądzą, że będą musieli poddać się Moim rozkazom niby niewolnicy tyranowi, który – spowity w swą potęgę i pyszny – pozostaje daleko od swych poddanych, aby zmusić ich do szacunku i pobożności. Nie, nie, dzieci Moje! Umiem uczynić się małym tysiąc razy bardziej niż przypuszczacie. Wymagam natomiast wiernego przestrzegania przykazań, które dałem Mojemu Kościołowi, byście byli stworzeniami rozumnymi i nie przypominali zwierząt przez nieposłuszeństwo i złe skłonności; byście mogli zachować ten skarb, którym jest wasza dusza, ofiarowana wam przeze Mnie w pełni boskiej piękności, w jaką ją przyoblekłem.
Następnie – tak jak o to proszę – zróbcie to, o czym was już powiadomiłem dla otoczenia Mnie specjalnym kultem. Dzięki temu zrozumcie Moją wolę obdarowania was obficie i dania wam szerokiego udziału w Mojej Potędze i Chwale, jedynie po to, by was uszczęśliwić i zbawić, ujawnić wam Moje jedyne pragnienie kochania was i bycia przez was kochanym. Jeżeli będziecie Mnie kochać miłością dziecięcą i ufną, to będziecie również żywić szacunek pełen miłości i uległości wobec Mojego Kościoła i Moich przedstawicieli.
Nie chodzi o taki szacunek, jaki macie teraz. On bowiem nie dopuszcza was do zażyłości ze Mną, ponieważ was przerażam. Ten fałszywy szacunek, który teraz okazujecie, jest niesprawiedliwością wyrządzaną Sprawiedliwości, jest raną zadawaną najbardziej wrażliwej części Mego Serca, jest zapomnieniem, lekceważeniem Mojej ojcowskiej Miłości do was.
Źle pojęty szacunek wobec Mnie jest tym, co Mnie najbardziej smuciło w Moim izraelskim narodzie i co Mnie wciąż smuci w dzisiejszej ludzkości. Nieprzyjaciel ludzi rzeczywiście posłużył się nim, aby wtrącić ich w bałwochwalstwo i spowodować schizmy. Posługuje się nim nadal i zawsze będzie się nim posługiwać przeciw wam, aby oddalić was od Prawdy, od Mojego Kościoła i ode Mnie. Ach, nie dajcie się już wlec nieprzyjacielowi, wierzcie w Prawdę, która się wam objawia, i kroczcie w Świetle tej Prawdy.
Wy, dzieci Moje, znajdujące się poza Kościołem katolickim, wiedzcie, że nie jesteście wyłączone z Mojej Miłości ojcowskiej. Kieruję do was serdeczne wezwanie, bo wy także jesteście Moimi dziećmi. Jeżeli dotąd żyliście w sidłach, które zastawiał nawas demon, to poznajcie teraz, że was oszukał. Przyjdźcie do Mnie, waszego Ojca, a Ja was przyjmę z Radością i Miłością! Również wy, którzy nie znacie żadnej innej religii pozą tą, w której się urodziliście – a ta religia nie jest prawdziwa – otwórzcie oczy! Oto Ojciec wasz, oto Ten, który was stworzył i pragnie was zbawić! Przychodzę do was, aby przynieść wam Prawdę, a z nią Zbawienie. Widzę, że Mnie nie znacie, że nie wiecie, iż niczego innego nie pragnę od was jak tylko tego, byście Mnie poznali jako Ojca i Stworzyciela a także jako Zbawiciela. I to właśnie przez tę niewiedzę nie możecie Mnie kochać. Wiedzcie więc, że nie jestem tak bardzo daleko od was, jak sądzicie.
Jakże mógłbym zostawić was samych po stworzeniu was i przybraniu – przez Moją Miłość – za Moje dzieci? Idę za wami wszędzie, strzegę was we wszystkim, aby wszystko stało się potwierdzeniem Mojej wielkiej hojności wobec was. Mimo to zapominacie o Moich nieskończonych dobrodziejstwach i mówicie: `To natura dostarcza nam wszystkiego, sprawia, że żyjemy i umieramy’. Oto czas Łaski i Światła! Uznajcie więc, że Ja jestem jedynym prawdziwym Bogiem!
Aby dać wam prawdziwe szczęście w tym i przyszłym życiu, pragnę, byście czynili to, co wam proponuję w tym Świetle. Czas jest sprzyjający, nie pozwólcie więc umknąć miłości ofiarowującej się waszemu sercu w sposób tak namacalny!
Jako środek zalecam wszystkim uczestniczenie w liturgii Mszy świętej. Jest to dla Mnie bardzo miłe. Z czasem podam wam inne małe modlitwy, jednak nie chcę was przeciążać! Istotne będzie uczczenie Mnie tak, jak wam powiedziałem, przez ustanowienie Święta ku Mej czci i służenie Mi z prostotą prawdziwych dzieci Boga, waszego Ojca, Stworzyciela i Zbawiciela rodzaju ludzkiego.
Oto inne świadectwo Mojej Miłości do ludzi: dzieci Moje, nie będę mówił o całej wielkości Mojej nieskończonej Miłości. Wystarczy otworzyć Księgi święte, popatrzeć na Krucyfiks, Tabernakulum i Najświętszy Sakrament, by zrozumieć, do jakiego stopnia was umiłowałem! Pragnę wam jednak zasygnalizować przed zakończeniem tych niewielu słów, które są jedynie fundamentem Mego Dzieła Miłości wśród ludzi, kilka z niezliczonych dowodów Mojej Miłości do was. Robię to dla ukazania wam potrzeby wypełniania się na was Mojej woli i po to, abym był coraz lepiej znany i coraz bardziej kochany!
Dopóki człowiek nie żyje w Prawdzie, dopóty nie doświadcza w ogóle prawdziwej Wolności. Sądzicie, że żyjecie w radości i pokoju wy, Moje dzieci, będące poza prawdziwym Prawem, dla posłuszeństwa któremu was stworzyłem. Jednak w głębi serca czujecie, że nie ma w was ani prawdziwego Pokoju, ani prawdziwej Radości i że nie żyjecie w prawdziwej Wolności Tego, który was stworzył i który jest waszym Bogiem, waszym Ojcem!
Nałóg doprowadził was do zła, was, którzy żyjecie w prawdziwym Prawie lub raczej, którzy obiecaliście przestrzegać tego Prawa danego wam dla zapewnienia waszego zbawienia. Oddaliliście się od Prawa przez wasze niegodziwe postępowanie. Myślicie, że jesteście szczęśliwi? Nie. Czujecie, że wasze serce nie jest spokojne. Może myślicie, że szukając własnej przyjemności i różnych ludzkich radości wasze serce poczuje się w końcu zaspokojone? Nie. Pozwólcie Mi powiedzieć wam, że jeśli nie uznacie Mnie za waszego Ojca i nie przyjmiecie Mojego jarzma, by stać się prawdziwymi dziećmi Boga, waszego Ojca, nie będziecie żyli w prawdziwej wolności ani w prawdziwym szczęściu! Dlaczego? Dlatego, że stworzyłem was w jedynym celu, którym jest poznanie i kochanie Mnie oraz służenie Mi, na wzór prostego i ufnego dziecka służącego swemu ojcu!
Dawniej, w Starym Testamencie, ludzie postępowali jak zwierzęta, nie dbali o żaden znak, który wskazywałby na ich godność dzieci Boga, ich Ojca. Tak więc, aby dać im poznać, iż chciałem ich podnieść do wielkiej godności dzieci Bożych, musiałem niekiedy okazać się przeraźliwie surowy. Później – kiedy zobaczyłem, że niektórzy z nich są dostatecznie rozumni, aby w końcu pojąć, że trzeba ustanowić jakieś różnice między nimi a zwierzętami – zacząłem ich napełniać Moimi dobrodziejstwami i zezwalałem, by odnosili zwycięstwa nad tymi, którzy nie potrafili jeszcze poznać i zachować swojejgodności. Ponieważ ich liczba wzrastała, posłałem do nich Mojego Syna ozdobionego wszystkimi Boskimi doskonałościami – był bowiem Synem Boga doskonałego. 1 to On wytyczył im drogi doskonałości. Przez Niego zaadoptowałem was w Mojej nieskończonej Miłości jako prawdziwe dzieci i później nie nazywałem was już zwykłym imieniem `stworzenia’, ale imieniem `dzieci’.
Przyoblekłem was prawdziwym Duchem Nowego Prawa, który nie tylko – jak ludzi dawnego prawa – odróżnia was od zwierząt, lecz wynosi was ponad ludzi Starego Testamentu. Podniosłem was wszystkich do godności dzieci Bożych. Tak, jesteście Moimi dziećmi i musicie mówić Mi, że jestem waszym Ojcem. Ufajcie Mi jednak jak dzieci, gdyż bez ufności nigdy nie będziecie mieli prawdziwej wolności.
Wszystko to powiedziałem wam, abyście poznali, że Ja przychodzę przez to Dzieło Miłości, by pomóc wam skutecznie zrzucić tyrańską niewolę, która więzi wasze dusze. Powiedziałem to także po to, aby dać wam zakosztować prawdziwej wolności. Z niej wypływa prawdziwe szczęście, wobec którego wszystkie ziemskie radości są niczym. Podnieście się wszyscy ku tej godności dzieci Bożych i nauczcie się szanować waszą wielkość, a Ja będę bardziej niż kiedykolwiek waszym Ojcem, najbardziej kochającym i najmiłosierniejszym.
Przyszedłem przynieść Pokój przez to Dzieło Miłości temu, kto czci Mnie i ufa Mi. Zwłaszcza gdy Mnie wzywa i kocha jak swego Ojca sprawię, że zstąpi na niego promień Pokoju we wszystkich jego przeciwnościach, niepokojach, we wszelkiego rodzaju udrękach. Jeżeli rodziny będą czcić Mnie i kochać jak Ojca, obdaruję je Moim pokojem, a z nim – Moją Opatrznością.
Jeżeli robotnicy, przemysłowcy i różni rzemieślnicy będą Mnie wzywać i czcić, ofiaruję im Mój Pokój,Moją Siłę, ukażę się im jako Ojciec dobry i miłosierny. Jeżeli w każdej chrześcijańskiej społeczności będzie się Mnie wzywać i czcić, ofiaruję Mój Pokój, okażę się najczulszym Ojcem i Moją Potęgą zapewnię zbawienie wieczne dusz.
Jeżeli cała ludzkość wezwie Mnie i uczci, sprawię, że zstąpi na nią, niby dobroczynna rosa, Duch Pokoju. Jeżeli wszystkie narody będą Mnie wzywać i czcić, nigdy nie będzie już niezgody ani wojen, gdyż Ja jestem Bogiem Pokoju i tam gdzie jestem nie będzie wojny.
Chcecie osiągnąć zwycięstwo nad waszym nieprzyjacielem? Wzywajcie Mnie, a zatriumfujecie nad nim zwycięsko. Przecież wiecie, że wszystko mogę Moją Potęgą. Zatem ofiarowuję wszystkim tę Potęgę, abyście się nią posługiwali teraz i w wieczności. Ja zawsze okażę się waszym Ojcem, obyście tylko wy dawali się poznać jako Moje dzieci. Czego mógłbym pragnąć przez to Dzieło Miłości, jeśli nie znalezienia serc mogących Mnie zrozumieć?
Jestem Świętością, którą posiadam w doskonałości i pełni. Ofiarowuję wam tę Świętość, której jestem Twórcą, przez Mojego Ducha Świętego, i przywracam ją waszym duszom przez zasługi Mojego Syna. To właśnie przez Mojego Syna i Ducha Świętego przychodzę ku wam, do was i w was szukam Mojego wypoczynku.
Dla niektórych dusz te słowa: `przychodzę do was’, wydawać się będą tajemnicą, jednak nie ma w nich żadnej tajemnicy. Po tym bowiem jak zleciłem Mojemu Synowi ustanowienie Najświętszej Eucharystii, postanowiłem wchodzić w was za każdym razem, gdy przyjmujecie Świętą Hostię. Oczywiście, nic Mi nie przeszkadzało przychodzić do was także przed ustanowieniem Eucharystii, bo nie ma dla Mnie nic niemożliwego! Jednak przyjmowanie tego Sakramentu jest działaniem łatwym do zrozumienia i wyjaśnia wam ono, w jaki sposób przychodzę do was.
Kiedy jestem w was łatwiej wam daję to, co posiadam, pod warunkiem że Mnie o to prosicie. Przez ten Sakrament łączycie się ze Mną ściśle i to w tej bliskości wylanie Mojej Miłości sprawia, że w duszy waszej rozlewa się Świętość, którą Ja posiadam. Zalewam was Moją Miłością, zatem powinniście Mnie prosić o cnoty i doskonałość, których potrzebujecie, a możecie być pewni, że w tych chwilach odpoczynku Boga w sercu Jego stworzenia nic nie będzie wam odmówione.
Ponieważ posiadacie miejsce Mojego odpoczynku, czy więc nie zechcielibyście Mi go dać? Jestem waszym Ojcem i waszym Bogiem, czy ośmielicie się odmówić Mi tego? Ach, nie sprawiajcie Mi cierpienia waszym okrucieństwem wobec Ojca, który prosi was o tę jedyną łaskę dla Siebie.
Zanim skończę to Orędzie, pragnę wyrazić życzenie wobec pewnej liczby dusz poświęconych Mojej służbie. Tymi duszami jesteście wy, kapłani, zakonnicy i zakonnice. Jesteście poświęceni Mojej służbie bądź w kontemplacji, bądź w dziełach miłosierdzia i apostolatu. Z Mojej strony jest to przywilej Mojej Dobroci, z waszej – wierność powołaniu dzięki waszej dobrej woli.
Oto i to życzenie: wy, którzy łatwiej pojmujecie to, czego oczekuję od ludzkości, proście Mnie, abym mógł spełniać Dzieło Mojej Miłości we wszystkich duszach. Wy znacie wszystkie trudności, które trzeba przezwyciężyć, aby zdobyć jedną duszę. Oto więc skuteczny środek, który sprawi, że łatwo wam będzie pozyskać dla Mnie ogromne mnóstwo dusz: środek ten polega właśnie na doprowadzeniu do tego, że będę znany, kochany i czczony przez ludzi.
Przede wszystkim pragnę, abyście właśnie wy zaczęli jako pierwsi. Co za radość dla Mnie zająć pierwsze miejsce w domach kapłanów, zakonników i zakonnic!
Co za radość dla Mnie znaleźć się jako Ojciec wśród dzieci Mojej Miłości! Z wami, Moi bliscy, rozmawiać będę jak z przyjaciółmi! Będę dla was najdyskretniejszym z powierników! Będę dla was wszystkim, tym, Kto wystarczy wam za wszystko. Będę przede wszystkim Ojcem, który przyjmuje wasze pragnienia, napełniając was Swoją Miłością, Swoimi dobrodziejstwami, Swoją wszechobejmującą czułością.
Nie odmawiajcie Mi tej radości, której pragnę zażywać wśród was! Oddam wam ją stokrotnie i, ponieważ będziecie Mnie czcić, również i Ja uczczę was, przygotowując dla was wielką chwałę w Moim Królestwie! Jestem Światłością światłości. Tam gdzie Ona wniknie, będzie życie, chleb i szczęście. Ta Światłość oświeci pielgrzyma, sceptyka, ignoranta. Oświeci was wszystkich, o ludzie, żyjący na tym świecie pełnym ciemności i nałogów. Gdybyście nie mieli Mojej Światłości, wpadalibyście w otchłań śmierci wiecznej!
Ta Światłość wreszcie oświecać będzie drogi – prowadzące do prawdziwego Kościoła katolickiego – biednym dzieciom będą cym jeszcze ofiarami zabobonów. Okażę się Ojcem tych, którzy najbardziej cierpią na tej ziemi, dla nieszczęsnych trędowatych.
Okażę się Ojcem tych wszystkich ludzi, którzy są opuszczeni, wyłączeni z każdej ludzkiej społeczności. Okażę się Ojcem strapionych, Ojcem chorych, a przede wszystkim konających. Okażę się Ojcem wszystkich rodzin, sierot, wdów, więźniów, robotników, młodzieży. Okażę się Ojcem we wszystkich potrzebach. W końcu okażę się Ojcem królów, Ojcem ich narodu. Wszyscy odczujecie Moją Dobroć, wszyscy odczujecie Moją Opiekę i wszyscy ujrzycie Moją Potęgę!
Dla wszystkich Moje Ojcowskie i Boskie Błogosławieństwo. Amen! Szczególnie dla Mojego syna i Przedstawiciela. Amen! Szczególnie dla Mojego syna Biskupa. Amen! Szczególnie dla Mojego syna, twojego Ojca duchownego. Amen! Szczególnie dla Moich córek, twoich Matek. Amen. Dla całej Kongregacji Mojej Miłości. Amen! Dla całego Kościoła i dla całego Kleru. Amen! Szczególne błogosławieństwo dla Kościoła w Czyśćcu. Amen! Amen!
Zobacz też modlitwę Matki Eugenii do Boga
Modlitwa Matki Eugenii do Boga
O, mój Ojcze niebieski, jak jest słodko i miło wiedzieć, że Ty jesteś moim Ojcem, a ja – Twoim dzieckiem! Przede wszystkim wtedy, gdy niebo mojej duszy jest czarne, a mój krzyż zbyt ciężki, odczuwam potrzebę, aby Ci powiedzieć:
Ojcze, wierzę w Twoją miłość do mnie!
Tak, wierzę, że Ty jesteś moim Ojcem, a ja – Twoim dzieckiem! Wierzę, że czuwasz w dzień i w nocy nade mną i że nawet jeden włos nie spadnie z mojej głowy bez Twojego pozwolenia! Wierzę, że jako nieskończenie Mądry wiesz lepiej niż ja, co jest dla mnie korzystne! Wierzę, że jako nieskończenie Mocny wyprowadzasz dobro ze zła! Wierzę, że jako nieskończenie Dobry, sprawiasz, iż wszystko służy dobru tych, którzy Cię kochają i pomimo rąk, które mnie ranią, całuję Twoją dłoń, która leczy!
Wierzę, lecz pomnóż moją wiarę, a zwłaszcza moją nadzieję i moją miłość!
Naucz mnie dobrze widzieć Twoją miłość, która kieruje wszystkimi wydarzeniami mojego życia. Naucz mnie zdawać się na Twoje prowadzenie jak dziecko w ramionach swej matki.
Ojcze, Ty wiesz wszystko, Ty widzisz wszystko, Ty znasz mnie lepiej, niż ja znam samą siebie. Wszystko możesz i kochasz mnie !
O, mój Ojcze, ponieważ chcesz, abyśmy prosili Cię o wszystko, przychodzę z ufnością prosić Cię z Jezusem i Maryją o… (należy wymienić łaskę, o jakiej otrzymanie się prosi).
W tej intencji ofiarowuję Ci – w jedności z ich Najświętszymi Sercami – wszystkie moje modlitwy, ofiary i umartwienia oraz największą wierność moim obowiązkom.4
Udziel mi światła, siły i łaski Twojego Ducha! Umocnij mnie w tymże Duchu tak, żebym nigdy go nie straciła, nie zasmuciła ani nie osłabiła we mnie.
Jeśli modlitwę tę odmawia się jako nowennę, można dodać: «Przyrzekam Ci wierność szczególnie przez te dziewięć dni w sytuacjach…. w spotkaniach….. ».
Mój Ojcze, proszę Cię o to w Imię Jezusa Chrystusa, Twojego Syna. A Ty, o Jezu, otwórz Swoje Serce i włóż w nie moje serce, a potem razem z Sercem Maryi ofiaruj je naszemu Boskiemu Ojcu! W zamian za to wyproś mi łaskę, której tak potrzebuję!
Mój Boski Ojcze, spraw, by Cię poznali wszyscy ludzie. Niech cały świat ogłasza Twoją dobroć i Twoje miłosierdzie! Bądź moim czułym Ojcem i chroń mnie wszędzie jak źrenicy Twoich oczu. Niech na zawsze zachowam godność Twojego dziecka. Zmiłuj się nade mną!
Boski Ojcze, słodka Nadziejo naszych dusz, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi!
Boski Ojcze, nieskończona Dobroci objawiająca się wobec wszystkich narodów, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi! Boski Ojcze, dobroczynna Roso dla ludzkości, bądź znany, czczony i kochany przez ludzi!
Przeczytaj też kim była Eugenia Elisabetta Ravasio
Kim była Matka Eugenia? Kim było to stworzenie, które Ojciec nazywał: „umiłowana córka…”, „Moja roślinka”?
Uważamy, że Matka Eugenia była i nadal jest jednym z największych Świateł tych czasów, małym prorokiem nowego Kościoła, w którym Ojciec jest w centrum i na szczycie wszelkiej wiary i Jedności, jest najdoskonalszym ideałem wszelkiej duchowości. Jest światłem, które Ojciec ofiarował światu w tych czasach chaosu i ciemności, aby poznał drogę, którą należy postępować.
Urodziła się 4 września 1907 roku, w rodzinie wieśniaczej, w San Gervasio d’Adda (obecnie Capriate San Gervasio) w prowincji Bergamo. Uczęszczała jedynie do szkoły podstawowej i po kilku latach pracy w fabryce wstąpiła, w wieku lat 20, do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Apostołów, gdzie rozwinęła się jej wielka osobowość charyzma tyczna, która spowodowała, że już w wieku 25 lat została wybrana Matką Generalną tego Zgromadzenia. Abstrahując od jej wymiaru duchowego, do jej wejścia w historię wystarczyłaby jej działalność na polu społecznym. W ciągu 12 lat działalności misyjnej otworzyła niemal 70 ośrodków – ze szpitalem, szkołą, kościołem – w najbardziej opuszczonych miejscach Afryki, Azji i Europy. Odkryła pierwsze lekarstwo przeciw trądowi, otrzymując je z ziarna pewnej rośliny tropikalnej, lekarstwa, które później zbadano i opracowano w Instytucie Pasteura w Paryżu. Zachęciła do misji apostolskiej Raoula Follereau, który w oparciu o podwaliny przez nią położone został uznany apostołem trędowatych.
Zaprojektowała i zrealizowała w Azopte (Wybrzeże Kości Słoniowej) w latach 1939-41 «Miasto Trędowatych» – ogromne centrum przyjęć tych chorych – o powierzchni 200 tys. mZ, które nadal jest przodującym centrum w Afryce i na świecie. Za to osiągnięcie Francja przyznała Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Apostołów – którego Matka Eugenia była Przełożoną Generalną w latach 1935-1947 – najwyższe odznaczenie narodowe za dzieła o charakterze społecznym.
Matka Eugenia powróciła do Ojca 10 sierpnia 1990 roku. Najważniejszą rzeczą, jaką nam pozostawiła, jest Orędzie, które tu prezentujemy: Ojciec mówi do Swoich dzieci. Jedyne objawienie dokonane osobiście przez Boga Ojca i uznane przez Kościół za autentyczne po 10 latach najbardziej rygorystycznych badań. Godnym uwagi jest fakt, że Ojciec – w 1932 roku – przekazał Orędzie Matce Eugenii po łacinie, języku całkowicie jej nieznanym. W 1981 roku poznaliśmy to orędzie, a w 1982 roku – w 50 rocznicę – opublikowaliśmy je w języku włoskim. Liczne cuda łaski, które z Orędzia tego wypłynęły, pobudziły nas do bezpłatnego rozpowszechniania go w więzieniach, koszarach, szpitalach. Zatroszczyliśmy się o jego druk w języku francuskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim i polskim. W opracowaniu jest przekład rosyjski.
A teraz, przed Orędziem, świadectwo Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble. Pokój Wam i Dobro.
O. Andrea d’Ascanio o. f. m. cap.
ŚWIADECTWO JEGO EKSCELENCJI BISKUPA GRENOBLE ALEKSANDRA CAILLOT na podstawie raportu sporządzonego w czasie badania kanonicznego dotyczącego Matki Eugenii Elisabetty Ravasio.
Minęło 10 lat, od kiedy jako biskup Grenoble zadecydowałem 0 otwarciu procesu kanonicznego dotyczącego przypadku Matki Eugenii. Posiadam teraz wystarczające podstawy, aby przedstawić Kościołowi moje świadectwo Biskupa:
1. Pierwszy pewnik ukazuje się w pełnym świetle podczas procesu: niepodważalność cnót Matki Eugenii.
Od pierwszych chwil życia zakonnego Siostra przyciągała uwagę przełożonych pobożnością, posłuszeństwem, pokorą. Przełożone – zaniepokojone niezwykłym charakterem wydarzeń, które miały miejsce w czasie jej nowicjatu – zamierzały pozbyć się jej z klasztoru. Wahały się i w końcu musiały zrezygnować ze swego zamiaru, biorąc pod uwagę przykładne życie siostry. Podczas badania siostra Eugenia dawała dowody wielkiej cierpliwości i doskonałej uległości. Poddawała się wszystkim badaniom lekarskim bez skargi, odpowiadała na pytania, często długie i uciążliwe, Komisji teologicznych i lekarskich, akceptowała przeciwności i próby.
Wszyscy badający chwalili przede wszystkim jej prostotę. Wiele okoliczności pozwalało także odkryć, że Siostra była zdolna do praktykowania cnót w sposób heroiczny -jak poświadczają teolodzy – zwłaszcza posłuszeństwa okazywanego podczas badania przeprowadzonego przez o. Augusta Valencin w czerwcu 1934, i pokory w bolesnym dniu 20 grudnia 1934.
Jeśli chodzi o jej funkcje Przełożonej Generalnej, mogę potwierdzić, że uważałem ją za osobę bardzo oddaną obowiązkom, poświęcającą się swemu zadaniu, które musiało się jej wydać o wiele trudniejsze, ponieważ nie była do niego przygotowana.
Robiła to z wielką miłością do dusz, do swego Zgromadzenia i do Kościoła. Tych, którzy żyją blisko niej zdumiewa, mnie również, jej siła duchowa w trudnościach.
To nie tylko cnoty robią na mnie wrażenie, także i przymioty, które Matka ujawnia przy sprawowaniu władzy i fakt, że dochodzi do powierzenia zakonnicy niezbyt wykształconej najwyższej funkcji Zgromadzenia. Jest w tym coś niezwykłego i, z tego punktu widzenia, wywiad przeprowadzony przez mego Wikariusza Generalnego Mons. Guerry w dniu elekcji jest bardzo sugestywny. Wszystkie odpowiedzi członkiń kapituły, przełożonych i delegatek z różnych misji, pokazały, że – pomimo młodego wieku kandydatki i przeszkód kanonicznych, które normalnie skłaniałyby do odrzucenia jej nominacji, wybrały Siostrę Eugenię na Przełożoną Generalną w uznaniu jej przymiotów takich jak zdolność wydawania sądów, równowaga duchowa, energia i stanowczość. Wydaje się, iż rzeczywistość o wiele przekroczyła oczekiwania, jaką elektorki pokładały w tej, którą desygnowały. To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to przede wszystkim jej inteligencja błyskotliwa, żywa, przenikliwa.
Powiedziałem, że jej wykształcenie było niedostateczne, ale z powodów niezależnych od jej woli; długa choroba Matki zmusiła ją, bardzo jeszcze młodą, do starań o dom, co było powodem częstego opuszczania szkoły. Później nastąpiły, aż do wstąpienia do klasztoru, ciężkie lata w fabryce, gdzie pracowała jako tkaczka. Pomimo tych zasadniczych braków, których następstwa są widoczne w jej sposobie pisania i w ortografii, Matka Eugenia prowadzi wiele konferencji dla swojej wspólnoty. Należy wziąć pod uwagę, że sama redagowała pisma okólne dla Zgromadzenia oraz umowy zawierane z zarządami miejskimi lub radami nadzorczymi zakładów leczniczych powierzonych siostrom Matki Bożej Apostołów. Pełniła długoletnie funkcje kierownicze.
Ma jasne i właściwe rozeznanie w każdej sytuacji, także w sprawach sumienia. Jej dyrektywy są jasne, wyraźne, szczególnie praktyczne. Zna każdą z osobna ze swoich 1400 córek, ich zdolności, zalety i w ten sposób udaje się jej przydzielając różne zadania wybrać najodpowiedniejsze. Posiada również dogłębną, osobistą znajomość potrzeb i zasobów swego Zgromadzenia oraz sytuacji każdego domu. Wizytowała wszystkie swoje misje.
Pragniemy także podkreślić jej zmysł przewidywania. Wprowadziła wszystkie niezbędne zarządzenia, aby w przyszłości każdy zakład leczniczy i szkolny dysponował siostrami dyplomowanymi i miał to, co potrzebne do życia i rozwoju. Wreszcie szczególnie interesujące wydaje mi się zwrócenie uwagi na fakt, że Matka Eugenia zdaje się być obdarzona usposobieniem stanowczym, poczuciem realizmu i wolą twórczą. W przeciągu 6 lat powołała do życia 67 fundacji i potrafiła wprowadzić w Zgromadzeniu istotne potrzebne ulepszenia.
Jeżeli uwydatniam cechy jej inteligencji, osądu i woli, jej zdolności administracyjne to dlatego, że wydaje mi się, iż definitywnie rozpraszają wszystkie hipotezy formułowane podczas procesu, których nie można było utrzymać: hipotezy o halucynacji, złudzeniach, spirytyzmie, histerii, obłędzie.
Życie Matki jest stałym potwierdzeniem i manifestacją jej równowagi umysłowej i ogólnej i, również dla bliskich obserwatorów, ta równowaga zdaje się być dominującą cechą jej osobowości. Inne hipotezy sugestii i manipulowania mające pobudzić badających do zadania sobie pytania, czy nie znajdują się w obecności natury bardzo wrażliwej, prawdziwego szlifowanego zwierciadła, odczuwającego skutki wszystkich wpływów i sugestii, zostały również zdementowane przez codzienną rzeczywistość.
Matka Eugenia, jakkolwiek obdarzona wrażliwą naturą i żywym temperamentem udowodniła, że nie wyróżniała nikogo i że daleka od poddawania się wpływom uwag ludzi, potrafiła bronić swoich planów,swojej działalności, realizacji projektów i narzucać je innym przez swoje osobiste oddziaływanie. Prosty fakt więcej ukaże, niż wszelka ocena: następnego dnia po swoim wyborze na Przełożoną Generalną musiała przystąpić do nominacji kilku przełożonych. Nie zawahała się przed dokonaniem wymiany jednej z nich, chociaż ta dopiero co głosowała za nią, a lądując w Egipcie dowiedziała się o cofnięciu poruczonej jej funkcji pocztą lotniczą.
2. Przedmiot misji.
Przedmiot misji, który byłby powierzony Matce Eugenii jest sprecyzowany i z doktrynalnego punktu widzenia wydaje mi się słuszny i stosowny.
Przedmiot ścisły: poznać i czcić Ojca, przede wszystkim przez ustanowienie specjalnego święta, o które proszony jest Kościół. Proces ustalił, że święto liturgiczne ku czci Ojca mieściłoby się w zarysie całego katolickiego kultu, zgodnie z tradycyjnym duchem modlitwy katolickiej, która wznosi się ku Ojcu za pośrednictwem Syna, w Duchu Świętym, jak to wykazują modlitwy Mszy i liturgiczne ofiarowanie chleba i wina Ojcu w Świętej Ofierze. Z drugiej strony jest rzeczą dziwną, że nie istnieje żadne specjalne święto ku czci Ojca: Trójca Święta jest czczona jako taka, Słowo i Duch Święty są czczeni w ich misji, w ich przejawach zewnętrznych, tylko Ojciec nie ma własnego święta, które zwróciłoby uwagę chrześcijan na Jego Osobę. Jak wynika z dostatecznie szeroko przeprowadzonej ankiety wśród wielu wiernych z różnych klas społecznych, a nawet wśród licznych kapłanów i osób konsekrowanych, tę nieobecność liturgicznego święta ku Jego czci przypisuje się faktowi, że: „Ojciec nie jest znany, nie modli się do Niego, nie myśli się o Nim”. Kto przeprowadzał badania, odkrył również ze zdziwieniem, że wielka liczba chrześcijan oddala się od Ojca, gdyż widzą w Nim groźnego Sędziego. Wolą zwracać się do ludzkiej natury Jezusa i wszyscy oni proszą Chrystusa, by osłaniał ich przed gniewem Ojca! Pierwszym skutkiem specjalnego święta byłoby wniesienie porządku w pobożność wielu chrześcijan i przypomnienie im zalecenia Boskiego Zbawiciela: „Wszystko to, o co prosić będziecie Ojca w Imię moje..:” i następnie „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz…”. Jednocześnie liturgiczne święto ku czci Ojca pomogłoby im także podnieść wzrok ku temu, którego św. Jakub Apostoł nazywał: „Ojcem świateł, od którego otrzymujemy każde dobro i wszelki dar doskonały…” Przyzwyczaiłoby dusze do zauważania dobroci Bożej, dobrodziejstw Boga i Jego ojcowskiej Opatrzności i że ta Opatrzność jest właśnie Opatrznością Boga Trójjedynego; i to przez Swoją Boską naturę wspólną Trzem Osobom Bóg wylewa na świat niewypowiedziane skarby Swego nieskończonego miłosierdzia.
Wydawałoby się przeto na pierwszy rzut oka, że nie ma żadnego specjalnego powodu do czczenia Ojca w szczególności, jednak czy to nie Ojciec właśnie posłał Syna Swojego na świat? Jeżeli w najwyższym stopniu sprawiedliwe jest oddanie czci Synowi i Duchowi Świętemu za ich widoczne przejawianie się, czy nie byłoby sprawiedliwe i słuszne składać dzięki Bogu Ojcu, jak wymagają tego prefacje mszalne, za dar, który On nam uczynił ze Swego Syna?
Przedmiot właściwy tego specjalnego święta rysuje się więc w sposób jasny: czcić Ojca, dziękować Mu, wielbić Go za to, że dał nam Swego Syna. Jednym słowem, jak dokładnie mówi orędzie: czcić Go, dziękować Mu i wielbić Go jak Twórcę Zbawienia. Składać dziękczynienie Temu, który tak bardzo umiłował świat, że dał Syna Swego Jednorodzonego, aby wszyscy ludzie, zjednoczeni w Mistycznym Ciele Chrystusa, w tym Synu stali się dziećmi w Nim. Czy w chwili, w której świat skołowany doktrynami laicyzmu, ateizmu i współczesnymi filozofiami nie zna już Boga, prawdziwego Boga, święto to nie dałoby wielu ludziom poznać Ojca żyjącego, którego objawił nasz Jezus, Ojca miłosierdzia i dobroci? Czy nie przyczyniłoby się do wzrostu liczby tych czcicieli Ojca „w duchu i prawdzie”, których Jezus zapowiedział? W chwili, w której świat wstrząsany morderczymi wojnami doświadcza potrzeby poszukiwania trwałej zasady jedności dla zbliżenia między narodami, święto to przyniosłoby mocne światło pouczające ludzi, że wszyscy oni mają tego samego Ojca w niebie: Tego, który dał im Jezusa, ku któremu ich przyciąga jako członków Jego Mistycznego Ciała w jedności tegoż Ducha Miłości!
W chwili, w której tak wiele dusz wycieńczonych lub zmęczonych doświadczeniami wojny mogłoby gorąco pragnąć zwrócić się ku głębokiemu życiu wewnętrznemu, czy to święto nie byłoby zdolne poruszyć je „od wewnątrz”, aby adorować Ojca, który jest ukryty, i aby ofiarować się w synowskiej i szczodrej ofierze Ojcu, jedynemu źródłu życia Trójcy Świętej w nich? Czy takie święto nie utrzymałoby pięknego rytmu życia nadprzyrodzonego, które logicznie pociąga dusze ku duchowemu dziecięctwu i ku synowskiemu życiu z Ojcem dzięki zaufaniu, zdaniu się na Wolę Bożą, duchowi wiary?
Z drugiej strony, odrębny od tego zagadnienia specjalnego święta i jakiejkolwiek decyzji Kościoła w tym względzie, jest tutaj problem doktryny. Wybitni teolodzy uważają, że teoria więzi duszy z Trójcą Świętą powinna być pogłębiona i że mogłaby być dla dusz źródłem światła o życiu w jedności z Ojcem i Synem, o którym mówi św. Jan – zaufany Jego Najświętszego Serca – o uczestnictwie w życiu Jezusa, Syna Ojca, poprzez upodobnienie się do Niego, szczególnie w jego synowskiej miłości do Ojca.
Cokolwiek wyniknie z tych teologicznych problemów, chcę tu podkreślić ten fakt: nie mająca wykształcenia teologicznego biedaczka oświadcza, że otrzymuje od Boga wiadomości, które mogłyby być doktrynalnie bardzo cenne. Wymyślone konstrukcje jakiejś wizjonerki są ubogie, jałowe, niespójne. Tymczasem orędzie, o którym Matka Eugenia mówi, że zostało jej powierzone przez Ojca, jest owocne, naznaczone harmonijnym skrzyżowaniem dwóch cech czyniącym je bardziej wiarygodnym. Z jednej strony mieści się w tradycji Kościoła, nie wnosi nowości. To mogłoby bowiem wzbudzać podejrzenia. Orędzie nieustannie powtarza, iż wszystko już zostało powiedziane w objawieniu Chrystusa o Ojcu i że wszystko jest w Ewangelii. Z drugiej strony orędzie wyjaśnia, że ta doniosła prawda o poznaniu Ojca domaga się ponownego przemyślenia, pogłębienia, wcielenia w życie.
Widoczna jest dysproporcja między nieudolnością narzędzia – niezdolnego do samodzielnego odkrycia tego rodzaju doktryny – a głębią przekazywanego przez Siostrę orędzia. Czyż nie pozwala to dostrzec, że inna wyższa przyczyna, nadprzyrodzona, Boska wdała się w powierzenie jej tego Orędzia? Nie widzę, jak można by po ludzku wytłumaczyć odkrycie przez Siostrę idei, której oryginalność i owocność dociekliwi teolodzy bardzo powoli dopiero dostrzegali.
Również inny jeszcze fakt wydaje mi się bardzo sugestywny: kiedy Siostra Eugenia oświadczyła, że miała objawienia Ojca, badający ją teolodzy odparli jej, że objawienia Ojca są same w sobie niemożliwe i że jeszcze nigdy w historii nie miały miejsca. Obiekcjom tym Siostra oparła się, wyjaśniając po prostu: „Ojciec powiedział mi, żebym opisała to, co widziałam. On prosi Swoich synów teologów, żeby szukali”. Siostra nigdy niczego nie zmieniła w swoich wyjaśnieniach, przez długie miesiące potwierdzała swoje zapewnienia.
To dopiero w styczniu 1934 roku teologie odkryli u samego św. Tomasza z Akwinu odpowiedź na zarzuty, które podnosili. Odpowiedź wielkiego Doktora dotycząca rozróżnienia między objawianiem się a misją była jasna. Pokonała przeszkodę, która paraliżowała cały proces. Wbrew uczonym teologom rację miała niewykształcona ignorantka. Jak po ludzku wytłumaczyć, także w tym przypadku, światło, mądrość i wytrwałość Siostry? Fałszywa wizjonerka usiłowałaby dostosować się do wyjaśnień teologów. Siostra nie ustępowała: oto nowe powody, dla których jej świadectwo wydaje się być godne ufnej obrony.
W każdym razie to, co wydaje mi się zasługiwać na uwagę, to przybrana postawa rezerwy wobec cudowności. Fałszywe mistyczki wysuwają ją na pierwszy plan, widząc raczej tylko rzeczy niezwykłe. W przypadku Siostry postawiona jest ona na drugim miejscu jako próba i sposób. Nie ma egzaltacji, jest harmonia wartości, która stwarza dobre wrażenie.
O badaniu przeprowadzonym przez teologów niewiele mogę powiedzieć. Czcigodni ojcowie Alberto i Augusto Valencin są poważani dla swego autorytetu w dziedzinie filozofii i teologii i dla swej wiedzy także o życiu duchowym. Musieli już wcześniej wdawać się w sprawy tego rodzaju, które i teraz zostały poddane ich badaniu. Wiemy, że uczynili to z wielką roztropnością. Dlatego nasz wybór padł na nich. Jesteśmy im wdzięczni za współpracę ofiarną i prawdziwie sumienną. Ich świadectwo na korzyść Siostry i przychylenie się do nadprzyrodzonego wyjaśnienia wydarzeń w ich całości ma o tyle większą wartość, że przez tak długi czas ociągali się, początkowo wrodzy i sceptyczni, później wahający. Powoli przekonywali się, uprzednio podnosząc wszelkiego rodzaju zarzuty i poddając Siostrę ciężkim próbom.
Wnioski
Wedle mej duszy i sumienia, w najżywszym poczuciu odpowiedzialności wobec Kościoła oświadczam:
Jedynie przyjmując interwencję nadprzyrodzoną i Boską, można dać logiczne i zadowalające wyjaśnienie ogółu wydarzeń. To wyjątkowe wydarzenie, pozbawione wszystkiego, co je otacza, wydaje mi się pełne szlachetności, podniosłości i nadprzyrodzonej owocności.
Prosta zakonnica wezwała dusze do prawdziwego kultu Ojca, takiego jakiego uczył Jezus i jaki Kościół ustalił w liturgii. Nie ma w tym nic niepokojącego, nic innego tylko wielka prostota i zgodność z prawdziwą doktryną.
Nawet gdyby pominąć cudowne zdarzenia towarzyszące temu orędziu, zachowałoby ono i tak całą swoją wartość. Kościół – niezależnie od osobliwego zdarzenia związanego z Siostrą – wypowie się, czy idea specjalnego święta może być przyjęta ze względów doktrynalnych.
Wierzę, iż wielki dowód autentyczności misji Siostry dostarczony nam został przez sposób, w jaki zastosowuje ona do realnego życia piękną, przypominaną nam przez siebie doktrynę. Uważam za właściwe pozwolić jej kontynuować to dzieło. Wierzę, że jest w nim palec Boży i — po 10 latach badania, rozważania i modlitwy – błogosławię Ojca, że zaszczycił Swym wyborem moją diecezję, jako miejsce tak wzruszających objawień Jego miłości.
+ Aleksander Caillot Biskup Grenoble m okresie, w który zostało dane Orędzie
Wyobraź sobie malucha, który próbuje wspiąć się na szczyt wysokich schodów. Tata przypatruje się tym wzmaganiom z radością, ale maluch jest tak jego zadaniem i celem zajęty, że nie dostrzega ojca (który jest w ukryciu). Schody te są, bardzo, bardzo wysokie, ale maluch mimo to próbuje. Ojciec, widząc ze nie da rady, pomaga mu, nawet czasami wznosząc syna wyżej, i wyżej, i wyżej. Cóż stało by się z ów maluchem, gdyby nie podjął tego wysiłku? Ojciec, biorąc go na ramiona wnosząc na samą górę, musiał by syna zmusić, więc działać przeciw jego woli. Ale ten Ojciec, jest tylko miłością. I dlatego czegoś takiego nie robi! Każdy z nas musi podjąć trud dobrze wiedząc że i tak nie da rady.
Co u ludzi niemożliwe, to jest możliwe dla Boga!
I tak Bóg dał nam wybór wspinania się do Jezusa lub pozostania na dole schodów twierdząc że Go nie ma.
Pan Przemysław – ceniony i lubiany dziennikarz zachęca do noszenia breloków z hasłem „Nie wstydzę się Jezusa”. Szokujące?! Trochę tak.
Prawdą, a jednocześnie problemem jest to, że często ukrywamy swoją wiarę, ponieważ boimy się być nieatrakcyjni w oczach innych ludzi. Panuje bowiem przekonanie, że religia katolicka jest reliktem przeszłości, a osoby wierzące są gorsze, czy to pod względem wykształcenia, miejsca zamieszkania, czy choćby dowcipu. Jednak to wcale nie jest prawdą.
Nasza wiara wynika z relacji z Bogiem. Jeśli jest ona silna, my również jesteśmy silni w przekonaniach, nie wyrzekamy się swej wiary pod byle pretekstem i przy innych osobach. Jezus też nie wyrzekł się nas z powodu naszych grzechów. Z własnej woli, a nie pod przymusem, oddał swoje życie za słabszych, upadłych i biednych – za nas wszystkich.
Należy więc być raczej dumnym z przynależności do Boga; ze stanu łaski, którą daje nam Stwórca. Należy stawiać Go w centrum naszego świata, naszych wyborów, naszych sukcesów i słabości. Należy zatem ćwiczyć się w tym, by przyznawać się do bycia Chrześcijaninem. Odwagi! Umacniajmy się wzajemnie!
“Kiedy Stephen Hawking Mówi o Bogu,nie Mylcie go z Naukowcem” dr Ervin Laszlo, filozof systemów nauk jeden z najbardziej uznanych w świecie filozofów systemów nauk (gałęzi nauki będącej autorytetem i przedmiotem odnośnie oceny w kwestii poprawności danej analityki naukowej). Dwukrotnie nominowany do nagrody Nobla, laureat wielu prestiżowych odznaczeń naukowych, 4 tytułów doktora honoriscausa oraz autor ok. 70 książek i licznych publikacji międzynarodowych.
Astrofizyk i kosmolog – Stephen Hawking
Stephen Hawking jest uważany za jednego z najwybitniejszych kosmologów. Stwierdził on ostatnio, zadowalając tym samym ruchy ateistyczne, że niekoniecznie było tak, że to Bóg stworzył Wszechświat, ale powstał on dzięki istniejącym siłom (np. grawitacji itp.).
Czy możemy założyć, że autor w tych wypowiedziach jest obiektywny, a jego tezy słuszne? Co też mogłoby wpływać na takie postrzeganie przez niego rzeczywistości?
Znany amerykański chemik i informatyk, Henry “Fritz” Schaefer III, wypowiadał się w ten sposób o Hawkingu, nawiązując do źródeł biograficznych: “Teorie Hawkinga dotyczące Boga Stwórcy mogą być w dużej części ukształtowane przez przebieg jego życia w latach dziecięcych”. A w innym miejscu: “Pani Isabel Hawking, jego matka, w latach 30. XX wieku należała do Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii”.
Widać więc tu wyraźnie, iż Hawking dorastał w otoczeniu szkodliwych ideologii, które z pewnością wpłynęły na jego psychikę. Ideologii o tyle szkodliwych, że negujących istnienie Boga Stworzyciela Wszechświata.
Łatwo jest więc się domyślić, że wszelkie wpływy zmanipulowanego otoczenia, które kształtują dojrzewającą świadomość młodego chłopaka często będą miały swoje odbicie w dorosłych latach życia, w jego patrzeniu na świat lub niepowstrzymanej chęci do umacniana przekonań w celu pozbycia się konfliktów wewnętrznych. Dokładnie tak, jak mówi przysłowie: “Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.” Dlatego też już w wieku 13 lat Hawking odnalazł swojego mentalnego mentora, którym był Bertrand Russel, ateistyczny filozof i matematyk.
Jeden ze specjalistów w dziedzinie filozofii systemów nauk, nominowanym do nagrody Nobla, autor licznych publikacji, dr Ervin Laszlo, stwierdził w ostatnim czasie rzecz, która może nas utwierdzić w tych przekonaniach. Tak wypowiadał się na temat ostatniej z książek Hawkinga pt. “Wielki Projekt”, w której autor dyskredytuje koncept Boga Stwórcy: “Stephen Hawking wywiera wrażanie raczej spekulującego filozofa niż pragmatycznego naukowca”.
A następnie dodaje: “naukowiec tego pokroju, a zwłaszcza fizyk, nie powinien i nie może wypowiadać się na temat Boga w kontekście tego, czy Go potrzebujemy i czy rzeczywiście stworzył świat, ale może jedynie ocenić i stwierdzić, czy badania naukowe są w stanie przedstawić wyjaśnienie na działanie wszelkich praw natury”- których jak dotąd nie przedstawiono – “dlatego taka teoria wszystkiego musiałaby zawierać w sobie wytłumaczenie dla każdego prawa obecnego w przyrodzie, kosmosie i czasoprzestrzeni”.
W innym miejscy dr E. Laszlo stwierdza, odnosząc się do powyższych słów: “wyglądałoby to zupełnie tak, jak słowa Alberta Einsteina, który mówił o odczytaniu Bożego rozumu. Hawking zaś stara się udowodnić, iż Bóg w całym tym procesie nie bierze udziału. Wszak teorie, iżby Wszechświat miał powstać samoczynnie są od wielu lat powtarzanym złudzeniem. Dlaczego więc Wszechświat w którym żyjemy miałby stworzyć się sam? Czy był to akt spontaniczny, a może szczęśliwy traf lub czysty przypadek?
Czy nie lepszy wyjaśnieniem będzie stwierdzenie, że Wszechświat wraz z istniejącymi w nim prawami zostały zwyczajnie utworzone w taki sposób, by mogły w kolejnych krokach rozbudowywać się do obecnej postaci?
Zresztą stwierdzenie, że Wszechświat uczynił to spontanicznie, bez ingerencji, jest raczej wymówką niż odpowiedzią na pytanie. Podczas gdy S. Hawking stwierdza, że samo stworzenie się wszechświata jest jakoby dowodem na brak ingerencji Stwórcy w ten proces, przestaje mówić jak naukowiec. To nie jest naukowe podejście do sprawy. Tezy te są raczej natury teologicznej, w tym przypadku typowej dla ateistów. Odrzucenie istnienia inteligentnej siły stwórczej jest tak samo aktem wiary, jak zapewnienie w wiarę w Boga Stwórcę.
Naturalnie, możemy dyskutować i dociekać szczegółów odnośnie tego pytania, bo nigdzie nie jest powiedziane, że kres nauki ma być kresem badania człowieka. Jednak nie możemy wykorzystywać faktu, że jesteśmy szanowanymi naukowcami, do spekulowania na niezbadane tematy.”
Możemy być pewni tego, że każdy parametr Wszechświata jest niezwykle dokładnie skalibrowany i precyzyjnie dopasowany do potrzeb żyjących stworzeń oraz podtrzymania życia, że każde nawet najmniejsze odchylenie od nich okazałoby się katastrofą. A taka doskonałość naturalnych praw może być jedynie wyjaśniana charakterem i celowym działaniem Boga Stwórcy. (z wykładu prof. dr Zbigniewa Jacyny-Onyszkiewicza, Wszechświat na Miarę Człowieka”)
Według dra Philipa Claytona to, w jaki sposób świat przyrody oraz możliwości poznawcze człowieka są do siebie dopasowane, jest niepodważalnym dowodem na istnienie Boga, by człowiek mógł go rozpoznawać w swoim stworzeniu. Tak idealne dopasowanie wręcz zmusza nas do zauważania we Wszechświecie celowości i planu.
Z kolei według astrofizyka z Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego, dra Hugh Rossa, istnieje 5 kluczowych argumentów, które przemawiają w sposób oczywisty za istnieniem nieskończenie inteligentnego Boga, Stwórcy Wszechświata. Są to argumenty:
Kosmologiczny – Wszechświat, który jesteśmy w stanie obserwować musiał powstać w celowy sposób.
Teologiczny – sama tylko budowa Wszechświata skłania nas do odkrycia kierunku i celu w ich istnieniu.
Racjonalny – istnienie tak uporządkowanej struktury, jaką jest Wszechświat oraz zawarte w nim prawa sugerują działanie jakiejś inteligentnej siły sprawczej.
Ontologiczny – powstanie u ludzi przekonania i świadomości o istnieniu Boga kieruje nas ku wnioskowi, że istnieje Stwórca, który zaszczepił je w człowieku.
Moralny – zdolność człowieka do odróżniania dobra i zła zmusza nas do przyjęcia faktu, że tylko Wyższa Istota o głębokim rozumieniu praw i porządku mogła je w człowieku zaszczepić.
Analizując książkę pt. “First scientific proof of God” dowiemy się z niej, że skoro istnieje Wszechświat, który posiada swoje granice, miał swój początek (Big Bang) oraz najpewniej zmierza do swojego końca, to sugeruje nam, że nie mógł powstać, ot tak samoczynnie. Przecież jedynie nieskończona forma bytu jest w stanie stworzyć coś skończonego. A ponieważ byt ów nie ma własnej przyczyny ani początku, to nazywamy go Bogiem i przyczynę wszechrzeczy. Istnienie Boga w tym przypadku jest obligatoryjne.
Matematyczne podejście do badania nieskończoności nie powinno być przeceniane. Jest ono jedynie skuteczne dla badań z zakresu rzeczy skończonych, z tego powodu, że wprawdzie rzeczy skończone, jak i nieskończone identyfikują się i pochodzą od tego samego Stwórcy, jednak na zupełnie inny sposób. Sam Galileusz wieki temu pisał o tym, że każda skończona rzecz zawiera w sobie nieskończoną ilość części niepodzielnych.
Ponieważ naukowcy nie potrafią policzyć cząstek nieskończonych, dlatego mają problem w wyjaśnieniu Wszechświata. Nie mogą oni zrozumieć, że składa się on równocześnie z doskonale razem funkcjonujących – wyższego świata Boga oraz niższego świata dla jego stworzeń.
Dr Jason Lisle, astrofizyk, wchodzi w polemikę z teoriami Hawkinga. Stawia pytanie, dlaczego w ogóle istnieje grawitacja i z jakiego powodu Kosmos miałby się do tej siły dostosowywać? Z jakiego powodu prawo grawitacji działa wszędzie i zawsze? A także dlaczego ma na tyle jasną formułę, że jest w łatwy sposób możliwa do pojęcia przez człowieka? Zdecydowanie Hawking nie przemyślał tych argumentów.
W pewnym miejscu swojej książki Stephen Hawking stwierdza, iż zarówno wszechświat, jak i wspominana książka mają swój projekt, jednak wszechświat z tych dwu nie potrzebuje projektanta. Jak to możliwe, skoro Wszechświat jest o wiele bardziej złożony od zwykłej książki? Dlaczego tak inteligentni ludzie nie dostrzegają takich paradoksów? Odpowiedź możemy znaleźć w 1 Liście do Koryntian: “Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić.” (1 Kor 2,14).
Skoro siła grawitacji jest funkcją masy, to nie może ona narzucać masy materii, tym samym grawitacja nie może być przyczyną powstania materii. Dlatego trudno uznać w tym miejscu “teorię strun” za zasadną. De facto Hawking opiera pośrednio swoje słowa na tzw. teorii M, która nawiązuje do teorii strun, a która przyjmuje, że obok siebie współistnieje miliardy możliwych wszechświatów. I próbuje doprowadzić do uzasadnienia teorii wszystkiego, która staje się ucieczką dla naturalistów z chaosu matematycznego, który sami stworzyli, a który został zanegowany.
Stephen Hawking proponując swoją teorię strun uciekł się do matematycznej sztuczki. Podzielił tę ilość niemożliwych do zaistnienia wszechświatów przez ilość możliwą w założeniu do zaistnienia. W efekcie otrzymał całkiem prawdopodobną wartość. Jednak sposób i metoda pozostawiają wiele niewyjaśnionych pytań i jawią się raczej jako próba ucieczki z tonącego statku jakim jest teoria strun.
W ten sposób postrzegam absurdalność hipotezy “M”, która opiera się na założeniach proponowanych przez Hawkinga.
Jeżeli hipoteza “M” (nazywana niewłaściwie teorią) jest w rzeczywistości jedną z opcji proponowanych wersji “teorii strun”, a każda z nich jest przez swego twórcę uważana za tę właściwą i prawdziwą – a przecież wszystkie naraz nie mogą być prawdziwe – to z logicznego punktu widzenia, w równy stopniu wszystkie te hipotezy mogą być nieprawdziwe, jak wszystkie pozostałe. Więc jeżeli twórcy każdej z tych hipotez mają swoje racje do udowodnienia, a tylko jedna z nich ma szansę być tą prawdziwą, to równie dobrze… żadna może nie być prawdziwa. Więcej o negowaniu hipotezy strun przeczytasz tutaj.
Na dodatek wspominana hipoteza Hawkinga napotyka w pewnym miejscu na ciężki do pokonania problem odnoszący się do DNA w organizmach żywych, który w swej książce rozpatruje Anthony S. Layne.
Jak udowadniają S. Hahn i B. Wiker, pomijając już problemy natury fizycznej i chemicznej, przedstawiane argumenty przez zwolenników teorii spontanicznego powstania życia prowadzą do nieco naciąganego założenia, że niesterowane połączenie się cząsteczek DNA jest niczym trafienie na idealne rozdanie kart w brydżu. Raczej bardziej pasowałoby w tej sytuacji porównanie do ułożenia domku z kart podczas silnego wiatru. I w tym miejscu napotykamy kolejny problem nie do przeskoczenia, stawiając naturalistów w kłopotliwym położeniu: Jak dokonać skoku z obfitego zbioru aminokwasów do całej komórki?
Przecież jasne jest, że cząsteczka DNA nie będzie w stanie spełniaj swych skomplikowanych zadań nie będąc jednocześnie w komórce, co prowadzi nas do wniosku, że DNA nie może istnieć bez komórki i odwrotnie. Ten skomplikowany twór zwany komórką zawiera w swych strukturach cały łańcuch kolejnych wyspecjalizowanych fabryk molekularnych, poruszający się bezwładnie, ale mimo wszystko celowo w soku komórkowym. Te procesy są tak zaawansowane, że twierdzenie, iżby komórka miała powstać przez przypadek jest absurdalne, jak również niewystarczające i niestosowne w obliczu nauki. To właśnie brak możliwości dojścia do rozwiązania zagadki powstania komórki zmusił niejednego sceptyka do zaakceptowania faktu, że Bóg istnieje. Więcej o DNA przeczytasz tutaj.
Idąc dalej za teorią samoczynnego powstania kosmosu, którą faworyzuje Hawking. Wg niej poprzez wzajemną interakcję pola skalarnego oraz grawitacyjnego powstaje masa. Jednak to założenie jest wielce niespójne odnosząc się do masy i materii a także ich wzajemnych relacji. Teoria wprawdzie stara się wytłumaczyć, w jaki sposób powstają planety i gwiazdy z materii, jednak zapomina całkowicie i ignoruje kwestię źródła materii, a co za tym idzie wszystkie skomplikowane struktury obecne w organizmach żywych.
Emerytowany profesor, ekspert biologii molekularnej, Edgar H. Andrews, tak skomentował książkę Hawkinga:
hipoteza M Stephena Hawkinga jest ledwie niemożliwym do sprawdzenia matematycznym konstruktem, który wobec powagi rzeszy naukowców nie może być uznany za zgodny z rzeczywistością fizyczną. Hawking stwierdza w swym opracowaniu, iż nie wierzy w realną rzeczywistość, a następnie odnosi się ponownie do twierdzenia, iż najlepszymi modelami są takie, które odnoszą się do sposobu, w jaki procesy w rzeczywistym świecie zachodzą. Czy to nie kłóci się ze sobą? Profesor Andrews konkluduje, że teoria M wraz ze swymi równoległymi wszechświatami, jest bardzo mało użytecznym substytutem Boga.
Inny naukowiec z dziedziny fizyki teoretycznej, Lee Smolin, stwierdził, że tak naprawdę wiąż nie wiemy, czym w istocie jest teoria M oraz czy tak naprawdę zasługuje na nazywanie teorią.
Podsumowując ten artykuł, jak już wcześniej stwierdziliśmy, szansa na powstanie Wszechświata w którym żyjemy w raz z rzeszą precyzyjnych i niepowtarzalnych parametrów stałych takich jak masa, siła łącząca nukleony w atomie, ciężar elektronu, istnienie jąder atomowych, stosunek siły elektromagnetyzmu do siły grawitacji, równowaga materii i antymaterii, pole elektromagnetyczne i jego siła, ciężar kwarka itp. itd. są bardzo nikłe. Wszak minimalne tylko odchylenie w tych parametrach uniemożliwiłoby zajście wielu procesów. Na przykład, gdyby tempo rozszerzania się wszechświata było zbyt duże, nie byłoby szansy na powstanie gwiazd i planet.
Zwróćmy uwagę na to, jak ogromny to ułamek szans na przypadkowe skalibrowanie się wszystkich stałych kosmologicznych. Mianownik jest liczbą o wiele większą niż ilość atomów we Wszechświecie (1080). Istnienie tutaj przypadku jest nieprawdopodobne. Więcej o matematycznym prawdopodobieństwie przeczytasz tutaj.
Jeżeli prawdopodobieństwo jest tak niewielkie, to jedynym rozwiązaniem tego problemu przez ateistów i zwolenników S. Hawkinga było wymyślenie naprędce teorii strun, czyli założenia, że istnieje wiele równoległych wszechświatów. Wtedy dużo łatwiej o zwiększenie szans. Jednak gdzie jest tu miejsce na uczciwość i rzetelność naukową?
Teorie te wyglądają jak ucieczka w akcie desperacji, jednak zupełnie bezsensowna z punktu widzenia ludzi myślących. Zawsze można postawić pytania – skąd możemy mieć pewność, że teorie te są prawdą, kto niby miałby generować owe równoległe wszechświaty wraz z ich wspaniałymi prawami?
„to, co mówi ten profesor jest dużo bardziej nieprawdopodobne, niż to, w co my biedni Chrześcijanie wierzymy…”Francois Mauriac.
Wiele osób na świecie zachodzi w głowę, dlaczego Stephen Hawking za swoje wybitne osiągnięcia wciąż jeszcze nie otrzymał nagrody Nobla. Otóż trzeba nam wiedzieć, iż Królewska Szwedzka Akademia Nauk stawia ścisłe wymaganie, by każda z nagród była przyznawana tylko i wyłącznie za prace poparte weryfikowalnymi eksperymentami, które przynoszą obserwowalne dowody. Jak już wiemy z niniejszego artykułu, teorie prof. Hawkinga nieprędko przyniosą mu tę nagrodę.
Hawking wciąż balansuje pomiędzy dwiema opcjami dotyczącymi ingerencji Boga w proces stwarzania Wszechświata. Wszak jego małżonka jest osobą wierzącą, dlatego koncept Boga Stwórcy niekoniecznie jest mu obcy. Zresztą wypowiadał się już w tym tonie, w książce „Stephen Hawking: poszukiwania teorii wszystkiego” autorstwa Kitty Ferguson: „Przeciwności, które musiałyby zostać pokonane, aby wszechświat taki jak nasz mógł wyłonić się z czegoś takiego jak Wielki Wybuch są niesamowicie olbrzymie. Uważam, że kiedykolwiek zaczynamy omawiać początki wszechświata dochodzimy do czysto religijnych wniosków.”
Widać tu wyraźnie wahanie Hawkinga pomiędzy dopuszczeniem do istnienia Stwórcy i jego negacją. Postawić można w tym miejscu pytanie, czy przypadkiem jego problemy zdrowotne, cierpienia i ograniczają nie skłaniają go do buntu przeciwko Bogu, który miałby podłoże psychologiczne.
Już nieraz w historii nauki wielkie i perspektywiczne teorie upadały. Np. takie teorie jak stacjonarny model wszechświata Freda Hoyle, czy mechanika kwantowa Alberta Einsteina. Świat naukowy i jego teorie wciąż się zmieniają, a tylko Bóg jest niezmienny i trwa prowokując do wysiłku umysły naukowców. Jedni się buntują, a inni z kolei podejmują to wyzwanie. W gruncie rzeczy nic się nie zmienia od 2000 lat, od kiedy Jezus przyszedł na świat, by „dać świadectwo prawdzie”.
Nurty ateistyczne wciąż starają się odsunąć Boga Stwórcę od odpowiedzialności za powstanie kosmosu. Jednak Bóg stale im się wymyka i zostawia w tyle w argumentacji naukowej i logicznej.
„Iż poznając dziś choćby i wiek Wszechświata jako{ponad} 14 miliardów lat oraz gdyby móc dokopać się do pokładów wiedzy i poznawać jej bezmiar, musimy wciąż pamiętać, że ten Stwórca, {jakkolwiek pojmowany}, zawsze wyprzedzi nas o tą choćby 1/10 sekundy. I dlatego ta, 1/10sekundy jest ważniejsza dla nas od następnych 14 miliardów lat” Autor nieznany.
„Bóg jest gentlemanem i nigdy nie wchodzi do życia nieproszony. To diabeł wchodzi do życia z buciorami..”- to bardzo mocne słowa Adama, którymi rozpoczyna swoje świadectwo. Teraz jest w bardzo bliskiej relacji ze Stwórcą, opowiada ludziom o Bogu, jednak nie zawsze tak było. Kiedyś żył w przekonani, że religia, jakakolwiek, jest ogłupiaczem i opium dla ludzi, jest bezwartościowa, że szkoda marnować na nią cenny czas.
Rok 1998 był dla niego bolesnym i zarazem przełomowym doświadczeniem, gdyż zmarł mu brat. Takiego bólu i pustki nie doznał nawet po śmierci rodziców. Depresja, myśli samobójcze, okultyzm, narkotyki i alkohol – totalna autodestrukcja. Przeżył „atak serca” po zażyciu marihuany z domieszką chemikaliów; czuł wtedy, jakby przytłaczało go kilka ton metalu, nie był w stanie nawet wydobyć z siebie głosu. Wtedy zaczął się modlić i stał się cud! Momentalnie otrzeźwiał, serce się uspokoiło, wróciło mu czucie w ciele. To był przełom na drodze jego wiary. Zaczął wierzyć w Boga i podążać Jego ścieżkami. „Jezu, jeżeli istniejesz, to przepraszam Cie za to..” Doświadczył tego, że Bóg mu wybaczył. Jezus dał mu nowe życie, pokój w sercu i siłę, by głosić Jego chwałę wśród ludzi.
Ania Żeńca, dawniej Świątczak, była wokalistka zespołu Ich troje, jedna z żon Michała Wiśniewskiego, buntowniczka z wyboru, opowiada o swoim nawróceniu.
Jak wiele młodych ludzi w okresie młodzieńczego buntu sięgnęła po alkohol i narkotyki, potem weszła w „wielki świat” estrady… tym samym na drogę ku zatraceniu.
W chwili totalnej bezsilności i beznadziei, kiedy nie mogła znieść tego, kim jest i co sobą reprezentuje , zwróciła się do Boga, który nie zostawia wołającego bez pomocy. Bóg postawił na jej drodze dziewczynę, z którą zaczęła rozmowę. Ona też zaprosiła Anię na spotkanie modlitewne. Proces odnajdywania ścieżek Pana rozpoczął się, lecz była to droga kręta i wyboista. Wielka kariera na chwilę przysłoniła obraz Boga w jej życiu.
Jednak w końcu wróciła na łono Kościoła, doznając objawienia, że każdego dnia ktoś się za nią modlił, że Bóg o niej nie zapomniał, że kocha ją i chce dla niej jak najlepiej.
„Przewrotne jest serce i niewierne”. Bóg dał jej nowe życie, życie w światłości.
W środku nocy w hostelu pewien mężczyzna poszedł za Elizabeth do damskiej toalety. Uniemożliwił jej drogę wyjścia. Ale to, co było dalej jest już historią działania Boga.
Każdy z nas szuka namacalnych dowodów na istnienie Boga. Jedni, doszukują się Go w codziennych czynnościach, inni koncentrują na bardziej „nienaturalnych” zjawiskach, oczekując prawdziwych cudów. Wielu ludzi, na całym świecie dostąpiło łaski i spotkało Go w sposób mniej, lub bardziej oczywisty. O ile świadectwa gorliwie wierzących mogą być podważane przez grupy ateistów, o tyle opowieści sceptyków napawają zdumieniem i są żywym dowodem na istnienie Boga. Jedną z najciekawszych historii jest ta, która przydarzyła się uznanemu dziennikarzowi i pisarzowi. Andre Frossard, znana postać w świecie dziennikarstwa, dostąpiła spotkania ze Stworzycielem, co niewątpliwie zmieniło jej całe życie.
„Od chwili kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą (…). Podkreślam: to było obiektywne doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań.”
Słowa zapisane powyżej, wypowiedziane zostały przez zatwardziałego ateistę, nawróconego w nieprawdopodobny sposób. Andre Frossard, niegdyś sceptycznie nastawiony do wiary chrześcijańskiej, jak i obecności samego Boga, na pewnym etapie swojego życia przeżył prawdziwe nawrócenie, które skłoniło go do napisania głośnej i popularnej książki pod tytułem „ Bóg Istnieje, Widziałem Go”.
Człowiek dający innym przykład, znany na całym świecie redaktor popularnego pisma „Le Figaro Magazine”, pozostawił po sobie swoistego rodzaju wyznanie, pewną formę testamentu, stającą się jedną z najbardziej pożądanych pozycji w literaturze światowej. Do dziś, trudno o dostępne egzemplarze wspomnianej książki ( w Polsce występującej pod tytułem „Istnieje inny świat”).
Niech ten artykuł będzie zatem przybliżeniem życia i przemyśleń człowieka, który widział i zaufał Bogu…
„Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie pozagrobowe? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem”. Wielokrotnie powtarzane podczas wywiadu z V. Messorim słowa, stanowią najważniejszy dowód dla WĄTPIĄCYCH. Aby lepiej zrozumieć ogrom Łaski Bożej, bezpośrednio dostąpionej przez Andre Frossarda, warto przybliżyć jego życie…
Zagorzały ateista, racjonalny sceptyk.
Człowiek, cytowany współcześnie na całym świecie, urodził się 14 stycznia 1915 roku, a zmarł 2 lutego 1995 roku. Był nie tylko wspaniałym dziennikarzem i pisarzem, ale również przyjacielem Jana Pawła II i członkiem Akademii Francuskiej. Przez większość swojego życia należał do wpływowych dziennikarzy w Europie. Od 1962 roku kierował jednym z najbardziej opiniotwórczych pism, jakim jest niewątpliwie „Le Figaro Magazine”. W wieku dwudziestu lat dostąpił nawrócenia, i z żarliwego ateisty stał się gorliwie wierzącym katolikiem. Jego historia, do dziś jest żywym dowodem na istnienie Boga.
Idiotyczny ateizm kontra zacofane chrześcijaństwo.
Historia Andre nie byłaby tak zaskakująca, gdyby nie środowisko, w którym się wychował. Jego ojciec, Ludwik Oskar Frossard był człowiekiem wykształconym, nie tolerującym żadnej religii- a już w szczególności kościoła katolickiego. W roku 1920 założył on Francuską Partię Komunistyczną i jednocześnie stał się jej pierwszym sekretarzem. Wzorców tolerancji dla różnorodności, nie mógł również Andre zaczerpnąć od matki, która była niepraktykującą protestantką. Młody chłopiec przez większość swojego dzieciństwa uważał więc, że Kościół Katolicki jest zbieraniną ludzi ciemnych, głupich i zacofanych. Już w wieku kilkunastu lat czytał poważne dzieła Rousseau czy Woltera. Jego umysł wówczas przesiąknięty był czystą nienawiścią do chrześcijaństwa.
Jak podkreślał Andre istnieje wiele form ateizmu. Choć do takich wniosków doszedł dosyć późno, pozwoliło to niejako na zrozumienie całego nawrócenia. „Jest ateizm filozoficzny, który
wcielając Boga w przyrodę, odmawia Mu odrębnej osobowości i umieszcza wszystkie rzeczy w zasięgu ludzkiej inteligencji; nic nie jest Bogiem, wszystko jest boskie.” Bardziej racjonalne podejście, nazywane popularnie naukowym, bazuje na rozumieniu i poznawaniu świata jako materii, bez stawiania pytań o jej początek czy stworzenie. Z kolei najbardziej radykalna forma, jaką jest ateizm marksistowski, nie dopuszcza do możliwości istnienia Boga, a nawet jeśli byłaby ona udowodniona, to z całą pewnością, nie w obecnie przyjmowanej formie. Bowiem w takim rozumowaniu, Stwórca nie jest potrzebny, ba, nawet „przeszkadza” wolnej, ludzkiej woli i działaniom. „Istnieje również ateizm najbardziej rozpowszechniony, który dobrze znam – to ateizm idiotyczny. Taki był mój ateizm. Ateizm idiotyczny nie stawia sobie pytań. Uważa za naturalne przebywanie człowieka na ognistej kuli pokrytej cienką warstwą suchego błota i obracającej się wokół swojej osi z prędkością ponaddźwiękową dookoła Słońca – czegoś w rodzaju bomby wodorowej, unoszonej przez miliardy gwiazd o zagadkowym pochodzeniu i nieznanym przeznaczeniu„.
Tak prosto i bez ogródek sam autor określa stan umysłu, jaki towarzyszył mu aż do dwudziestego roku życia. Co stało się później, że w ciągu krótkiego czasu zaufał Panu i stał się Jego wiernym sługą?
Moment tajemniczego nawrócenia.
Rok 1935 był przełomowym w życiu młodego Frossarda. Rozpoczął bowiem pracę jako dziennikarz, i choć był zagorzałym ateistą, mocno zaprzyjaźnił się z katolikiem Andrzejem Villeminem. To on, jako pierwszy, próbował wskazać drogę Andre do Boga. Niestety bezskutecznie – do czasu. Pewnego dnia, dokładnie ósmego czerwca, para przyjaciół postanowiła zjeść razem wspólny obiad. Wybrana restauracja mieściła się w centrum Paryża. Na prośbę jednego z nich, mężczyźni zatrzymali się na Rue d’Ulm, gdzie znajdował się niewielki kościółek, w którym nieustannie trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Andrzej Villemin poprosił przyjaciela, aby chwilę na niego poczekał. Gdy długo nie wracał, Andre postanowił pójść po kolegę. Tłum wiernych wewnątrz uniemożliwiał jednak odnalezienie Andrzeja, dlatego też Frossard skupił się na czymś, co znajdowało się na ołtarzu. Dla wszystkich wierzących oczywistością był fakt, iż w samym centrum kościoła znajdowała się Monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Ateista, widział ją jednak po raz pierwszy w życiu.
To, co wydarzyło się później, ktoś złośliwy mógłby określić, mianem sceny rodem z filmu. Całe wnętrze Frossarda wypełnione zostało tajemniczą i niezwykle silną mocą. Czymś, czego do tej pory nie znał, i co pozwoliło mu spojrzeć zdecydowanie dalej, niż do tej pory. Jak podkreślał: „Przede wszystkim zostają mi dane słowa duchowego życia […] słyszę je jakby wypowiadane obok mnie cichym głosem przez osobę, która widzi, czego ja jeszcze – nie widzę”. Po tym niesłyszalnym niemalże szepcie, Andre poczuł nadprzyrodzoną rzeczywistość, bijącą bezpośrednio od Najświętszego Sakramentu. Szczegółowy opis, zawarty w książce jest niezwykle obrazowy i przekonujący. Warto go zatem przytoczyć w całości.
„Jest to niezniszczalny kryształ o nieskończonej przejrzystości..Jasności prawie nie do zniesienia lekko niebieskiego światła (jeden stopień więcej byłby mnie uśmiercił). To jest inny świat o takim blasku i realności, że nasz świat wydaje się przy nim podobny do rozwiewających się cieni sennych marzeń. Tę nową rzeczywistość i prawdę widzę z ciemnego brzegu, na którym stoję. To jest ład we wszechświecie, a na jego szczycie jest Oczywistość Boga. która jest Obecnością i Osobą. Jeszcze przed sekundą zaprzeczałem Jej istnienia. Chrześcijanie nazywają ją »naszym Ojcem«.
Doświadczam Jej łagodnej dobroci i łaskawości, której nie jest w stanie dorównać żadna inna. Łagodność ta jest zdolna przemienić każde ludzkie serce – również takie, które jest twardsze od najtwardszego kamienia. Temu wtargnięciu rzeczywistości Boga towarzyszy radość, która jest entuzjazmem uratowanego od śmierci, w samą porę wydobytego z oceanu rozbitka. Dopiero teraz uświadamiam sobie, w jakim błocie byłem pogrążony, i dziwię się, jak mogłem tam żyć i oddychać.
Jednocześnie zostałem obdarowany nową rodziną, a jest nią Kościół Katolicki. Jego zadaniem jest prowadzenie mnie tam, dokąd muszę iść, gdyż pozostaje mi do przebycia jeszcze kawał drogi (…). Kościół jest wspólnotą; w niej obecny jest Jedyny, którego imienia nigdy więcej nie będę mógł napisać bez trwogi, że zranię Jego miłość. Stoję przed Nim jak dziecko, któremu przypadło w udziale szczęście otrzymania przebaczenia.” („Istnieje inny świat”, str. 39-40)
Sytuacja opisana powyżej uświadomiła Frossardowi, że to, czego dostąpił, było oczywiste dla Kościoła Katolickiego już dawno. Jak wielkie zdziwienie musiały wywołać w nim pewne wnioski, tak prosto i czytelnie zapisane na kartach książki. „To była dla mnie osobliwa sytuacja, dająca się porównać z tą, gdyby Krzysztofowi Kolumbowi powracającemu z Ameryki starzy kartografowie królowej Izabeli (którzy nigdy nie opuścili swoich pracowni) objaśniali jego odkrycia z najdrobniejszymi szczegółami, podając dokładnie położenie wsi i plantacji”. („Istnieje inny świat”, str.144). Jak pokazuje historia, czy też wspomnienia wielu nawróconych, poznanie przez ateistę prawdy o Bogu jest czymś dziwnym i niepojętym, co ciężko wytłumaczyć słowami. Jego zdziwienie, zaszokowanie i radość to uczucia, których z pewnością się nie spodziewał. Czyż nie jest tak także w naszym codziennym życiu? Czy w sytuacji, w której zawierzamy coś Bogu nie czujemy dziwnej ekscytacji, przypływu energii i satysfakcji? Jak często, na pozór, abstrakcyjna obecność Pana, przynosi zaskakujące rezultaty?
Wszystko poza Bogiem jest tylko hipotezą…
To zdziwienie, a w niektórych przypadkach niedowierzanie, było wielokrotnie opisywane przez Frossarda. W książce pt. „Bóg i ludzkie pytania” wspomina: ” Wszedłem do kaplicy jako ateista, a w kilka minut później wyszedłem z niej jako chrześcijanin – i byłem świadkiem swojego własnego nawrócenia, pełen zdumienia, które ciągle trwa”. Wszystko, co go spotkało w ciągu zaledwie kilku minut całkowicie odwróciło jego życie, nie tylko pod względem samej wiary, ale również wartości wyniesionych z rodzinnego domu. Nie ma się zatem czemu dziwić, że ciężko znaleźć odpowiednie słowa, mogące oddać nadmiar przepełniających go odczuć. To, co wielokrotnie zostało podkreślane, to fizyczny, niemalże naukowy charakter samego nawrócenia.
„Byłem (…) ateistą, kiedy przechodziłem przez drzwi kaplicy, i pozostawałem nim nadal w jej wnętrzu. Obecni tam ludzie, widziani pod światło, rzucali tylko cienie, między którymi nie mogłem odróżnić swojego przyjaciela, i coś w rodzaju słońca promieniowało w głębi kaplicy. Nie wiedziałem, że był to Najświętszy Sakrament. Nie doznałem nigdy zmartwień miłosnych ani niepokoju, ani ciekawości. Religia była starą chimerą, a chrześcijanie gatunkiem opóźnionym na drodze historycznej ewolucji. (…) Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagle wyłaniał się przed nim z głębi tej skromnej kaplicy świat, inny świat – o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałby, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni.”
Co ważniejsze, bardzo wiele z opisywanych uczuć towarzyszy zwykłemu człowiekowi w codziennej wędrówce, w przeżywaniu przyziemnych przyjemności. W końcu sam Frossard był przeciętnym mężczyzną, posiadającym własne życie, plany i marzenia. W jednej chwili ich lista została dopełniona przez to najważniejsze: dzielenie się radością i wiarą z innymi ludźmi. „Owym światłem, którego nie ujrzałem cielesnymi oczyma, nie było to, jakie nas oświeca lub powoduje opalanie. To było światło duchowe, tzn. światło pouczające – jakby żar prawdy. Odwróciło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą(…). Podkreślam: to było obiektywne
doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań.” (str. 21-24)
Ten moment, w wieku dwudziestu lat, odmienił całe życie pewnego chłopca. Sprawił, że Andre na nowo spojrzał w głąb siebie- ale nie był tam sam… Od tego wydarzenia w kościele, towarzyszył mu Bóg. Wielokrotnie zdarza się, że doświadczamy w swoim życiu czegoś, co wydaje nam się wręcz nieprawdopodobne. Czujemy Jego obecność, a mimo wszystko nie dopuszczamy do siebie takiej możliwości. Niepotrzebnie. Niekiedy wystarczy bowiem chwila, aby poczuć Ojca, i sprawić, że życie stanie się pełniejsze…
Rozważania młodego katolika.
Jak to jest możliwe – zastanawia się sam autor – że młody człowiek, wychowany w atmosferze ateistycznych przesądów nieprzyjaznych Bogu, chrześcijaństwu i Kościołowi, mógł w jednym momencie stać się żarliwym katolikiem? Bezmyślnie wszedł do kościoła, w którym wystawiony był Najświętszy Sakrament, a – kiedy z niego wychodził, przepełniony był niesamowitą radością z odnalezienia prawdy o istnieniu Boga i entuzjazmem do dzielenia się z całym światem tym niesamowitym odkryciem. To było doświadczenie realnej obecności tajemnicy Boga, który jest jeden w trzech Osobach, jedynym źródłem istnienia całej rzeczywistości, utrzymującym wszechświat w harmonii istnienia, udzielającym ludziom zdolności myślenia i odczuwania piękna”.
To, co najważniejsze, głównie dla sceptyków czy wątpiących, to fakt, który wielokrotnie był podkreślany przez Frossarda. Całe nawrócenie miało miejsce bez udziału wyobraźni. Nie było wymyślonych obrazów, mogących uchodzić za dziwne urojenia. Przenikanie Bożej mocy do duszy zagorzałego ateisty, stało się obiektywnym doświadczeniem. Jego zdziwienie i radość, której dostąpił ósmego czerwca, nieprzerwanie trwała aż do końca życia. Po długich latach od nawrócenia, Frossard napisał bowiem: „Radość przeszła nade mną jak fala światła z nieprzepartą, a zarazem delikatną siłą (…). Towarzyszyłem swojemu własnemu nawróceniu ze zdziwieniem, które jeszcze trwa”.
Wszystkie wspomnienia, zapisane na kartach wielostronnicowych lektur bez wątpienia są realne. Ich prawdziwości dodaje również fakt, że sam autor był ignorantem przed dostąpieniem Bożej Łaski. Nie znał słów Pisma Świętego, obrzędów i zwyczajów, nie mógł zatem opierać się na cytatach czy podaniach spisanych przez naocznych świadków. Co ważniejsze, w ciągu krótkiego czasu spędzonego w centrum Paryża, w jednym, z wydawałoby się zwyczajnych kościołów, zdał sobie sprawę, że Prawdą jest Kościół Katolicki. I choć nigdy wcześniej nie spotkał się z nim bezpośrednio, od tego dnia, to właśnie on stał się jego najważniejszą rodziną.
„Istnieje inny świat” – sam tytuł jest swoistego rodzaju wnioskiem, do którego autor doszedł po wielu latach. Zdał sobie bowiem sprawę, że Bóg daje ludziom wybór, nie zmusza i nie zachęca, otwiera jedynie swoje ramiona i czeka… cierpliwie… na niektórych bardzo długo. „W tym dniu stałem się katolikiem od stóp do głów, katolikiem ponad wszelką wątpliwość – a nie protestantem ani muzułmaninem, ani żydem. […] Byłem tak mocno zaskoczony, widząc siebie przy wyjściu z kościoła katolikiem, jakbym był zaskoczony, znajdując siebie przy wyjściu z ogrodu zoologicznego, żyrafą. Żadna instytucja nie była mi bardziej obca niż Kościół katolicki, mógłbym nawet powiedzieć: żadna bardziej niesympatyczna (…). Była dla mnie tak daleka jak Księżyc lub Mars. Wolter nie powiedział mi o niej nic dobrego, a od mego trzynastego roku życia nie czytałem prawie nic innego prócz Woltera i Rousseau. Nagle zostałem oddany Kościołowi, przekazany i powierzony jak nowej rodzinie, z poleceniem podjęcia dalszego ciągu życia na jego rachunek” ( „Istnieje inny świat”, str. 18-19).
Jak widać na każdym kroku, w każdym wspomnieniu pojawia się ogromna radość i zaskoczenie, które wzajemnie mieszają się ze sobą. Moment nawrócenia był więc kluczowy. Przyniósł niespodziewane rozwiązanie, którym później Frossard kierował się całe życie. Od tego dnia liczył się Bóg, a wszystko, co stanowiło najbliższe otoczenie człowieka dowodziło Jego istnienie.
Co dalej z życiem nowo nawróconego?
Po niezwykle intensywnym zajściu w kościele w Paryżu, Andre opowiedział o swoim doświadczeniu przyjacielowi. Ten, niewiele myśląc, z ogromną radością i energią zawiózł mężczyznę do Anity i Stanisława Fumetów. Nie było to przypadkowe działanie, bowiem to właśnie w ich domu odbywały się spotkania osób niedawno nawróconych, głównie młodych, poznających prawdę o Bogu. Każda z odwiedzających małżeństwa osób, doskonale zdawała sobie sprawę, że chrześcijaństwo nie jest ideologią, czy sposobem na życie, ale czymś zdecydowanie głębszym i większym. Sama osoba Jezusa Chrystusa i jego Ojca to realność otaczająca wszystkich. Wystarczy tylko uważnie patrzeć – sercem, nie tylko oczami.
Nowo poznani znajomi, przy każdej okazji rozmawiali o Chrystusie. Nie było bowiem ciekawszych i ważniejszych tematów. W letnie dni, organizowali wspólne wyjazdy do sanktuarium w La Salette. Miejsca szczególnego, bowiem w 1846 roku objawiła się tam płacząca Matka Boża.
Choć nawrócenie trwało kilka minut i Frossard powrócił do pracy dziennikarza, cały świat wydawał się bez znaczenia. Wszystkie wydarzenia mające miejsce wokoło nie były już tak interesujące i ciekawe. Andre pisał, że: „Cud trwał miesiąc. Każdego ranka odnajdywałem z zachwytem to samo światło, przy którym bladło światło dnia. To samo, nigdy nie zapomniane, doświadczenie łagodnej dobroci, porządkujące całą moją teologiczną wiedzę” („Istnieje inny świat”, str. 39-40). Choć siła dostąpienia Bożej Łaski z dnia na dzień słabła, nawrócenie wciąż utrzymywało swoją moc. Tyle, że Andre otrzymał inną drogę- miał co dzień poznawać prawdę o Bogu, w prozaicznych, na pozór błahych czynnościach. Frossard przyjął sakrament chrztu świętego, a jego matką chrzestną została Anna Fumet. Od tego momentu poczuł, że jest Dzieckiem Bożym. Doświadczył uczucia, które było mu dotąd całkowicie obce.
Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w krótkim czasie doprowadziły do przekonania, iż tylko poznanie i zobaczenie wewnętrznego piękna, własną duszą, może przybliżyć człowieka do Boga. Pomimo drobnych porażek, Andre nie zniechęcał się. Tym bardziej, że dość długo trwało, zanim jego własny ojciec zaakceptował wybraną przez syna drogę. Gdy jednak to już nastąpiło, Andre dostał własną rubrykę w gazecie prowadzonej przez ojca.
Frossard szukał jednak nieustannie własnego powołania. Wstąpił nawet do zakonu Trapistów w Citeaux, ale po jakimś czasie wycofał się z tej decyzji. Nadal pozostawał religijny, w wielu oczach, nawet za bardzo. Był swoistego rodzaju mnichem żyjącym w centrum miasta. W roku 1936 rozpoczął służbę w marynarce wojennej, jako sekretarz ministerstwa w Paryżu. Każdy dzień rozpoczynał o bardzo wczesnej porze, stawiając się na mszy świętej w kościele św. Magdaleny. W trakcie pracy w ministerstwie odmawiał brewiarz dla osób świeckich. W czasie przerwy w obowiązkach, skupiał się na odprawianiu modlitwy różańcowej, która zawsze wydawała mu się niedostatecznie długa. W samo południe zajmował się z kolei adoracją Najświętszego Sakramentu u św. Rocha. W wolnych od pracy chwilach, swoje myśli koncentrował na czytaniu Pisma Świętego.
Nieprawdopodobnym wydaje się fakt, iż młody człowiek, który jeszcze do niedawna był zatwardziałym ateistą poświęcał blisko sześć godzin dziennie na obcowanie z Bogiem. Nigdy się nie skarżył, a na pytania o zbyt dużą ilość czasu modlitw, zawsze z przekąsem odpowiadał, że ryba nigdy nie skarży się, na zbyt dużą ilość połykanej wody…
Losy Frossarda były zawiłe, a mimo wszystko, na każdym etapie swojego życia, mężczyzna poświęcał się Bogu. Po wybuchu II wojny światowej, Andre został powołany na służbę na statku pocztowym „Cuba”. Trzy lata później, w czasie kapitulacji Francji, Frossard wrócił do Marsylii, gdzie dzięki opiece ojca, otrzymał posadę dyrektora filii przedsiębiorstwa transportowego w Lyonie. W między czasie mężczyzna wdał się w konspirację i walkę z hitlerowskim zagrożeniem.
Ten okres pozwolił mu na poznanie pewnej dziewczyny, która po niespełna roku została jego żoną. Ponadto w 1943 roku, gdy na świecie było już ich trzymiesięczne dziecko, Andre został aresztowany przez Gestapo. Osadzony w jednym z koszmarnych, niemieckich aresztów, dzielnie znosił liczne tortury i upokorzenia. W swoich wspomnieniach podkreśla, że to właśnie wówczas zrozumiał, jak wielką moc ma wiara i duchowa wolność, której żaden oprawca nie jest w stanie zabrać. Po prawie dwóch latach gestapowskiego horroru, został zwolniony z więzienia wiosną 1945 roku.
Jedyna Prawda, jaka istnieje na świecie…
Pamiętny rok 1935 był przełomowym w życiu Andre, wychowywanego w myśli marksistowskiego ateizmu. Niczym nie wyróżniająca się wizyta w niewielkim kościółku, diametralnie odmieniła dalsze myślenie i funkcjonowanie przyszłego, gorliwego katolika. Jak sam mówił, dostąpił uratowania życia, które można porównać do ratunku wyłowionego rozbitka tuż przed zatonięciem.
To niewiarygodne, jak wielką moc posiada Bóg, skoro kilka chwil przebywania przy Najświętszym Sakramencie mogło tak bardzo zmienić człowieka. Fakt ten można by było podważyć, gdyby nie relacje świadków, najbliższych osób i przyjaciół Frossarda, na własne oczy widzących zachodzące w nim zmiany. Dostąpione światło oczyściło mroczną duszę człowieka, zapewniając mu zbawienie i miłość. Czy może być piękniejszy dowód na to, jak wielki jest nasz Pan?
To, co spotkało go w wieku dwudziestu lat trzymał w tajemnicy przed światem… Prawie trzydzieści lat… Dopiero gdy zyskał sławę, stał się autorytetem ludzi na całym świecie, wykorzystał popularność i otworzył się na innych. To była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Jako podrzędny, nikomu nieznany dziennikarz, nie odniósłby zamierzonego efektu. Nikt by go nie posłuchał, a sama historia odbierana by była jako fikcja nieudolnego autora, próbującego za wszelki sposób zaistnieć we współczesnym świecie. Tym czasem trzydzieści lat wytężonej, doskonałej pracy, pozwoliło mu dotrzeć do osób wątpiących, najbardziej sceptycznie nastawionych do katolickiej wiary.
Miał dużo racji w swoim myśleniu. Bowiem w krótkim czasie, książka „Dieu existe, je l’ai rencontre” ( „Bóg istnieje, spotkałem Go”) została światowym bestsellerem. Co ważniejsze, po jej lekturę sięgnął sam papież Jan Paweł II, który po przeczytaniu słów zawartych w książce, postanowił osobiście spotkać się z Frossardem. To właśnie dzięki temu niezwykłemu wydarzeniu, Andre zyskał przyjaciela w postaci Ojca Świętego. Na początku swojego pontyfikatu, Jan Paweł II został poproszony przez Andre Frossarda o przeprowadzenie wywiadu, na podstawie którego powstał kolejny światowy hit- pozycja o nazwie N’ayez pas peur („Nie lękajcie się!”). Warto nadmienić, iż wywiad ten był pierwszym w historii przeprowadzonym z tak ważną i wyjątkową osobistością, jak sam Ojciec Święty.
„Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie pozagrobowe? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem. Nie wiem, dlaczego wybrano właśnie mnie, abym był świadkiem naocznym tego, co się ukrywa za powierzchownością świata. Wiem tylko, że mam obowiązek świadczenia. Jestem skazany na mówienie, jestem przynaglany z łagodnością, ale uporczywie potrzebą recytowania lekcji, jakiej Bóg mi udzielił w owym wstrząsającym spotkaniu, latem 1935 roku, w nieznanej kaplicy w centrum Paryża. Kiedy się „wie, że Bóg istnieje, że Jezus jest jego Synem, że jesteśmy oczekiwani po śmierci, że na tej ziemi nigdy nie będzie innej nadziei poza Ewangelią; kiedy się to wie, trzeba o tym mówić. Zrobiłem to i w dalszym ciągu będę to robił, aż do chwili, kiedy pójdę kontemplować na zawsze to, co było mi dane zobaczyć podczas owych minut, kiedy czas został dla mnie zatrzymany”.
Tak argumentował swoje odpowiedzi na wiele pytań, zadawanych przez lata, o jego chrześcijaństwo.
W roku 1995 dostąpił wreszcie zaszczytu spotkania Boga. Odszedł przeżywszy 80 lat. Przez całe życie, od momentu nawrócenia nieustannie trwał przy Stwórcy, potwierdzając Jego obecność. To bez wątpienia człowiek, który swoim życiem dał najlepsze świadectwo.
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Wszystko jednak pozostaje tajemnicą, której możemy dostąpić wyłącznie patrząc sercem i duszą, a nie tylko oczyma.
Świadectwo swej wiary składa 52-letni narkoman Wiesław z 20-sto letnim „stażem” w nałogu. Obecnie od 13 lat „czysty” od narkotyków i głęboko „wierzący”. Jednak jak sam twierdzi „Narkomanem się jest.”. Po heroinę sięgnął w wieku 15 lat, w najtrudniejszym okresie życia – w okresie dojrzewania, buntu. Wiesław odrzucił Boga i Jego przykazania – dekalog. Stał się „wolny”. Robił co chce, nie biorąc za nic odpowiedzialności. Stracił w tamtym czasie sens życia, zapełniając pustkę po Bogu alkoholem i narkotykami. Stał się heroinistą produkującym „kompot”. „Następne 20 lat spędziłem w piekle.. bo narkomania jest piekłem na ziemi, piekłem, które człowiek funduje sobie sam i na własne życzenie”. Był człowiekiem bez sumienia i zasad moralnych, a potem bez domu i rodziny, ponieważ musiał wyprowadzić się z rodzinnego miasta.
Staczał się na dno, aż do 1999 roku, w którym to roku spotkał księdza Wacława – „śmiesznego człowieczka, w śmiesznej czarnej sukience”, z którym zaczął rozmowę. Ksiądz, pracujący na co dzień z uzależnionymi wziął go do kancelarii parafialnej na rozmowę. Od tego momentu rozpoczął się długi i mozolny proces ratowania Wiesława. Na swej drodze spotkał potem wielu księży, jednak gdyby Bóg nie postawił mu na drodze „księdza Wacka”, nie nawrócił by się. „Panie Boże.. jeżeli jesteś, jeżeli istniejesz to zrób coś ze mną.”. Bóg go wysłuchał. Jednak sam określa siebie mianem „szczęściarza”, gdyż narkotyki nie zabrały mu życia, a wszyscy z którymi zaczynał „ćpanie” już nie żyją. Jest szczęśliwy, bo spotkał najlepszego przyjaciela, spotkał Boga.
To tylko skrót opowiadania o życiu Wiesława, o jego wzlotach i upadkach, chorobie i uleczeniu. Warto jednak poświęcić czas, by wysłuchać historii od początku do końca.
Znana między innymi z „Big Brothera” celebrytka z Łodzi, opowiada o spotkaniu z Bogiem. Opowiada o pewnym niepozornym wydarzeniu z życia,które jednak okazało się być bardzo przełomowym. Została ona zaproszona na casting (jeden z wielu), wymyślała milion powodów, by się na nim nie zjawić; by nie spotkać się z osobą, za którą nie przepada, której nie zna, a która namawia ją by się pojawiła w określonym miejscu i czasie.
Maja zdecydowała się pojechać, choć nie była pewna tego, co właściwie robi. Cały wyjazd wydawał się komedią pomyłek, jednak gdyby nie cała sytuacja, Maja nie zastanowiła by się nad swoim życiem, nie znalazła by swojej drogi do Boga. Oddając swe życie Jezusowi, Maja stała się nowym, wolnym człowiekiem. Jednak szczegóły całego zdarzenia najlepiej wysłuchać od samej zainteresowanej.